Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli: To miasto potrzebuje silnego przywódcy

Bartosz MICHALAK
Andrzej Szlęzak
Andrzej Szlęzak
Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli podczas burzliwej rozmowy opowiedział nam między innymi o swojej niechęci do polityków, zajął stanowisko w kontrowersyjnej sprawie placu targowego w mieście, ujawnił swoje życiowe ideały, a także zdradził o co ma do siebie największy żal podczas 12-letniego sprawowania władzy w mieście.

Andrzej Szlęzak

Andrzej Szlęzak

Urodził się 14 grudnia 1962 w Stalowej Woli, od 2002 roku prezydent Stalowej Woli. Ukończył z wyróżnieniem studia historyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, na którym prowadził także zajęcia. Studiował równocześnie prawo. Od 1990 do 2002 roku sprawował mandat radnego Stalowej Woli. Zajmował stanowisko dyrektora Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Stalowej Woli. W młodości pracował jako m.in. dziennikarz polityczny.

Załóżmy, że jutro odbyłyby się wybory parlamentarne. Wziąłby w nich Pan udział?
- Tak. Dlaczego miałbym nie głosować?

A na jaką partię oddałby Pan swój głos?
- Na "Polskę Razem" Jarosława Gowina lub "Nową Prawicę" Janusza Korwin-Mikkego. Sprawa do przemyślenia.

Pan szykuje się już na jesienne wybory samorządowe?
- Nie podjąłem jeszcze konkretnej decyzji w tej sprawie. Na takową zdecyduję się po wyborach do europarlamentu.

Dlaczego akurat wtedy?
- A po co mam się śpieszyć? Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas.

Prezydentem Stalowej Woli jest Pan od 2002 roku. Potrafi Pan powiedzieć, o co ma do siebie największy żal?
- Mogłoby mi się chcieć więcej. Nie oznacza to, że jestem nierobem, ale czasami mam po prostu takie poczucie, że mógłbym zrobić więcej. Być może wynika to z ciągłego niedosytu, który mi towarzyszy. Nie jestem perfekcjonistą, ponieważ będąc nim już dawno bym zwariował. Lubię dokładność, precyzyjność i tym podobne cechy.

Każdy dzień zaczynam od powtórzenia sobie słów wybitnego, niemieckiego filozofa Carla Jaspersa, który nie bał się mówić wprost, że ze względu na zachłanność i nikczemność polityków, nie może istnieć świat wolności politycznej. Określa on polityków jako osoby bardzo przebiegłe, których nadrzędnym celem jest niestety między innymi zapewnienie sobie godziwych emerytur.

Mądre słowa powiedział też 40-ty prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan: "Politycy mają skłonność do myślenia o następnych wyborach, a mężowie stanu o następnych pokoleniach". Ostatnim mężem stanu w Polsce był kardynał Stefan Wyszyński. Dzisiaj nie mogę patrzeć na polityków. Jak zaczynają gadać, to zazwyczaj wyłączam telewizor.

Pan uważa się za męża stanu?
- Tylko głupek może się za niego uważać. Mężem stanu się nie jest, można nim dopiero zostać. Ale to oceniają już kolejne pokolenia. Nie ukrywam jednak, że preferuję silne i w konsekwencji kontrowersyjne rządy. Takie, za które sporo osób mnie nienawidzi. Ale tylko taki człowiek może coś dużego osiągnąć w życiu. Ten, który podejmuje decyzje pod publiczkę jest zwykłym dupkiem politycznym!

To dlatego nazwał Pan prezydenta Tarnobrzegu - Norberta Mastalerza, cytuję: "cienkim bolkiem"?
- To była moja głupota! Dałem się sprowokować i zachowałem się głupkowato, pozwalając sobie na takie docinki. Gdybym zachował się należycie poważnie, to nawet nie zwróciłbym uwagi na słowa wypowiadane przez tego pana…
Tarnobrzegowi życzę jak najlepiej, ale zupełnie nie interesuje mnie, co tam się dzieje. Na co idą pieniądze. Czy koszykówka jest na takim, czy innym poziomie. To kompletnie nie moja sprawa. Pilnuję interesów Stalowej Woli.

Seniorska koszykówka w Tarnobrzegu to jakiś żart. I to kiepskiej jakości.
- Nie czuję się upoważniony do recenzowania tej sprawy.

Każdy człowiek powinien mieć w swoim życiu tak zwany "plan b". Czy Pan taki posiada, jeśli nie udałoby się zostać Panu ponownie prezydentem?
- Nie zastanawiam się nad tym. Jestem świadomy, że na takiego człowieka jak ja, nie będzie czekało dużo ofert pracy. Takich ludzi się nie lubi. Jestem po 50-tce, zawsze mam swoje zdanie, co wynika z krnąbrnego charakteru. Na pewno jednak nie będę chciał zostać "klientem" lokalnego Urzędu Pracy lub Ośrodka Pomocy Społecznej. Jeśli trzeba będzie to wyjadę za granicę. A to, czy będę na przykład stróżem nocnym, nie będzie dla mnie miało większego znaczenia. Żadna praca nie powinna przynosić człowiekowi wstydu!

Jestem zwolennikiem skracania kadencji prezydentom, ponieważ większości z nich po dłuższym okresie sprawowania władzy wydaje się, że z zawodu są prezydentami. Mają za dobrze i tak jak twierdził Jaspers: większość tylko kombinuje jak tu sobie fajnie ułożyć życie. To jakaś kpina!

A który Pana najbardziej denerwuje?
- Wie pan, najbardziej to denerwuje mnie osiem zmarnowanych lat rządów Donalda Tuska. Wiem co mówię, bo będąc we władzach samorządowych decyzje tego człowieka mają na nas duży wpływ. Powiedziałem już, że staram się nie słuchać polityków. Bo niby po co?

Trudno, najwyżej wcielę się teraz w "adwokata diabła". Nie ma Pan wrażenia, że Tuskowi się obrywa nie za swoje decyzje? Nawet jak spadnie za dużo śniegu w jakiejś wsi, to mówi się, że to: "wina Tuska". A taki chociażby PSL, który od kilkunastu lat tylko czyha do kogo by się przyczepić?
- Tylko, z tego co wiem, żaden poseł tej partii nie jest premierem. Fakt, jest to partia, której nadrzędnym celem nie jest rządzenie, ale tak jak mówiłem: ja ich wszystkich nie słucham! Taki Jacek Kurski. Miałem o nim kiedyś nawet poprawne zdanie, ale to co on ostatnio wyprawia to jakaś błazenada! Pomijam już nawet te zdjęcia, które robił sobie na Majdanie na Ukrainie…

Jakie emocje wywołał w Panu transparent zawieszony na wiadukcie w Stalowej Woli: "Szlęzak kłamczuchu łapy precz od naszego klubu!"?
- (śmiech) Żadne. Nawet dzwoniła do mnie policja w tej sprawie, czy nie chciałbym zgłosić jakiegoś zawiadomienia. Naprawdę nie ruszają mnie takie ekscesy. Wzoruję się na ludziach, których rządy były bardzo silne. Których wiele osób nienawidziło. Chciałby pan mieć prezydenta, który żaliłby się policji, ponieważ wywieszono na niego jakiś transparent?

Ja miałbym tylko pytanie do osób, które go wywiesiły. Ilu z nich płaci składki członkowskie w stowarzyszeniu kibiców. Bo to, że łatwo jest mówić: "Mój klub!", "Nasz klub!" - to wszyscy wiemy.

Trochę Panu ciśnienie skoczyło, a akurat chcę przejść do tematu sportu. Przeznaczył Pan 25 tysięcy na Akademię Piłkarską Stalowa Wola. Nie uważa Pan, że są to pieniądze zmarnowane?
- Wygrali konkurs, otrzymali pieniądze. Osobiście mam zamiar wziąć się za te twory i w końcu sprawdzić, ilu wychowanków takich akademii trafia potem do jakiś seniorskich drużyn.

Stal Stalowa Wola ma "pod sobą" prawie 300 młodych podopiecznych. Jej budynek klubowy, z trzema sprawnymi prysznicami, albo za niedługo trafi na listę zabytków, albo podczas silniejszej burzy po prostu się zawali…
- Proszę, niech pan nie przesadza. Jeszcze kiedy byłem dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji ten budynek był solidnie remontowany. Może pan spać spokojnie. Nie zawali się…

Ja cały czas mogę spać spokojnie. Szkoda mi tylko tych chłopców, którzy trenują na co dzień w Stalówce. Szkoda mi pierwszego zespołu, który bez żadnego wsparcia stara się awansować do II ligi.
- Takie tematy proszę zgłaszać do dyrektora Chmielewskiego. To on takie sprawy ma załatwiać, bo to jego praca, za którą ma płacone. Oczekuje pan ode mnie, że jeszcze dzisiaj pójdę i zacznę remontować budynek klubowy Stali? Co mam prysznice iść naprawić?

- Nie. Tylko skoro pieniądze wędrują na akademie, które zazwyczaj nie mają nawet swoich oficjalnych siedzib, to pytam dlaczego by nie poświęcić tych funduszy na remont ponad 75-letniego budynku klubowego Stali?
- Powiedziałem już, że temat akademii piłkarskich w mieście się "ukróci".

"Andrzej Szlęzak - grabarz stalowowolskiego sportu". Nie boi się Pan takiej etykiety?
- Dlaczego? Stalowa Wola potrzebuje silnych rządów. Miasto musi być interesujące dla inwestorów. Musi rozwijać się gospodarczo. Wchodzi do nas IKEA, pojawi się McDonald's. Aczkolwiek w przypadku tego ostatniego twierdzę, że nie jest to powód do dumy, że do miasta wkracza ta firma. Ludzie muszą mieć jednak z czego żyć. To jest podstawa! Nie mogę za wszelką cenę chcieć sfinansować chociażby budowy pięknego stadionu dla Stali, jeśli na jej mecze chodzi po 400-500 osób. Naprawdę pan uważa, że sport sprawi, że w mieście będzie więcej pracy dla ludzi?

Nie uczynią tego też 24-godzinne parki, w których zostały zainstalowane komputery, które zazwyczaj służą do oglądania pornografii…
- Widzi pan, to że w mieście jest kilku imbecylów i debili, którzy nie potrafią korzystać z tego, co im się daje za darmo, to już nie moja wina. Ja przez tych kilku cymbałów nie zrezygnuję z procesu upiększania tego miasta. Bo większość społeczności potrafi docenić fakt, że miasto jest coraz bardziej atrakcyjne.

Zna Pan wynik piłkarskich derbów z Siarką?
- Tak, wydzwaniają do mnie wszyscy i mówią o tym. Przykro mi, ale wciąż nie zmienia to mojego podejścia do piłki nożnej.

A jak to jest z miejskim placem targowym? Pojawiają się sprzeczne informacje. Z boku wygląda to coraz bardziej komicznie…
- Wysłałem do klubu pismo, z którym ludzie kierujący Stalą mieli się zapoznać. Ja im nie kazałem jednak działać pod publiczkę i robić na złość! To, że na drugi dzień zaczęli siać zamęt, natychmiastowo wypowiadając ludziom miejsca do targowania, było słabą zagrywką. Nie mam zamiaru tylko grozić komuś palcem. Klub poniesie konsekwencje za takie zachowanie…

A jak klub miał się zachować? Skoro na dobrą sprawę, co kilka tygodni musi prosić Pana o przedłużenie umowy dzierżawy?
- Klub przez kilkanaście lat mógł sobie robić z placem targowym co chciał! Od ponad roku umowy są przedłużane co kilka tygodni. Miasto musi zacząć zarabiać na placu targowym. Od jakiegoś czasu plac targowy przynosi nam mizerne zyski. To musi ulec zmianie. Stalowa Wola nie może sobie pozwolić na takie marnotrawstwo. Musimy w końcu zacząć zarabiać na tym placu. To proste.

A co Pan powie ludziom, których nie będzie stać na wynajem miejsc w hali?
- A co ludzie handlujący powiedzą pozostałym, skoro opłata za miejsca ich handlu nie wzrastała od długich lat, a ceny ich produktów stopniowo ciągle szły w górę? Nikt nie miał dożywotniej umowy na handel. Szukamy dodatkowych miejsc do kontynuowania handlu "pod chmurką". Uważam jednak, że miejsca wzdłuż torów jest całkiem sporo.

Kiedyś powiedział Pan, że nie widzi sensu ładowania pieniędzy na piłkarzy nie stąd.
- I zdania nie zmienię.

No to mamy problem, bo w Stalowej Woli gra większość wychowanków. Nawet trenerzy są stąd. A tacy zawodnicy jak na przykład: Czarny, Kachniarz, Łanucha czy Kantor przez wszystkich są traktowani jak "swoi", ponieważ przede wszystkim ciężko pracują na boisku…
- Widzi pan. Pan próbuje we mnie wymusić wyrazy jakiegoś współczucia. Ja na takie zagrywki nie dam się nabrać. Co klub zrobił z majątkiem, który przekazała mu w połowie lat 90. Huta Stalowa Wola? Mam tu na myśli nie tylko pieniądze, ale też spółki, które HSW przekazała na użytek Stali.

Skąd ja mam takie rzeczy wiedzieć? Miałem wtedy jakieś 3-4 lata…
- A to widzi pan. Musi pan trochę popytać, posprawdzać, poszperać w dokumentach, choć wątpię, że ktoś w ogóle będzie chciał pana do nich dopuścić. Wtedy możemy wrócić do rozmowy na ten temat.

Trzymam się faktów. A te są takie, że na wojnie pomiędzy Panem, a klubem najbardziej tracą nic niewinni trenerzy i zawodnicy. Szczególnie ci młodzi.
- Będę musiał chyba poprosić o jakiś szczegółowy raport wydatków Stali, skoro twierdzi pan, że taka jest bieda w klubie. Bieda, która szczególnie odbija się na szkoleniu młodzieży...

A myśli Pan, że piłkarze przed meczem w Mielcu z nudów założyli koszulki z napisem mówiącym, że ciągle tylko czekają na wypłaty?
- A od czego są włodarze Stali? W mieście są różne fabryki. Czytałem ostatnio o Bytovii Bytów. Dlaczego w takiej mieścinie działacze potrafili skusić inwestora, co pozwoliło im chociażby zatrudnić jako trenera byłego selekcjonera reprezentacji? Działacze Stali nie potrafią?

Zarówno Chińczycy inwestujący w Hucie, jak i Niemcy, którzy są włodarzami fabryk produkujących felgi, brzydko mówiąc, mają gdzieś to, co się tutaj dzieje…
- Był pan ich spytać, czy tylko pan tak rzuca słowa na wiatr? Dlaczego pan mógł dwa dni czekać na mnie i namówić na ten wywiad?

Bo za to mi płacą.
- No a włodarze Stali to za darmo pracują? W tamtym roku przekazałem na klub ponad 300 tysięcy złotych. Była tak możliwość. Zapowiedziałem jednak, że w tym roku klub będzie musiał sobie radzić bez znaczącego wsparcia z miasta. Wzrastają wydatki Stalowej Woli. Owszem, dochody z roku na rok są coraz większe, ale podkreślam, że szereg planowanych inwestycji w mieście zmusza nas do zaciśnięcia pasa.

Ma Pan świadomość jak to się może skończyć? To nie jest dobre, co Pan robi. Szczególnie, że Stalówka pełna jest wychowanków. Począwszy od młodych, zdolnych: Argasińskiego i Mistrzyka, po ikonę Wietechę…
- Jego Ojca, Świętej Pamięci Henryka Wietechę sam podziwiałem będąc jeszcze dzieckiem. Wie pan, jeszcze dwa lata temu inaczej bym patrzył na to wszystko…

Co było dwa lata temu?
- Zostały zmarnowane pieniądze na koszykówkę. Dodatkowo nabrałem wstrętu do inwestycji w profesjonalny sport.

A co ma koszykówka do piłki nożnej? Szczególnie, że w Stali sekcja basketu praktycznie już nie istnieje. Jak ma wyglądać szkolenie młodzieży skoro w mieście nie będzie żadnej profesjonalnej drużyny?
- Dobrze pan wie, że dzisiaj jak ktoś chce zrobić sportową karierę to musi jak najszybciej wyjechać z Polski. Mówi mi pan, że siatkarze Resovii nakręcają cały ten interes? W takim razie niech mi pan powie, ilu z młodych wychowanków, których rzekomo tak świetnie szkoli Resovia, gra w jej pierwszej drużynie? Nie chcę się powtarzać i mówić o znalezieniu sponsora. Sprawa jest prosta: skoro w Bytowie znaleźli, w Rzeszowie znaleźli, to i w Stalowej Woli można znaleźć. Wówczas i rozmowa ze mną będzie inaczej wyglądać.

No dobrze, ale akurat tutaj przyznaje mi Pan rację. W końcu w Stali młodzieżowcy to wyłącznie chłopaki wychowani w tym klubie…
- Co mimo wszystko nie zmienia mojego poglądu.

Tylko szczerze. Naprawdę nie czuje Pan satysfakcji, że klub z Pana miasta, pełen wychowanków, ograł dużo bogatszego, ze specjalnie ściąganymi z zewnątrz… młodzieżowcami, rywala w derbach Podkarpacia?
- Nie musi mnie pan prosić o szczerość, ponieważ zawsze taki jestem. Pan znowu swoje. To dobra wiadomość, że praca jaką wykonują trenerzy i zawodnicy nie idzie na marne. Powiedziałem już jednak, że nie żyję tym. Nie patrzę na to zwycięstwo w takich kategoriach, jak chociażby pan. Ten mecz nic nie zmienia. Nie poprawia on gospodarczej sytuacji miasta.

Jest Pan ogromnym zwolennikiem poglądów Romana Dmowskiego.
- Tak, ponieważ bronił on interesów naszego kraju. Był ideowcem. Miał jasne poglądy, których bez względu na sytuacje życiowe zawsze twardo się trzymał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie