Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konrad Mastyło, pochodzący ze Stalowej Woli jeden z najbardziej znanych polskich pianistów, bez tajemnic

Bartosz MICHALAK
"Cztery słonie” w wykonaniu Konrada Mastyło i jego ukochanej wnuczki Gabrysi.
"Cztery słonie” w wykonaniu Konrada Mastyło i jego ukochanej wnuczki Gabrysi.
O swoim zawodzie i pasji mówi: - Muzyka dla mnie jest jak miłość na śmierć, na życie. O niezwykłym spotkaniu ze Stevenem Spielbergiem, początkach swojej muzycznej kariery, sportowych idolach z dzieciństwa, ukochanym mieście Stalowa Wola, a także organizacji koncertu poświęconego legendarnym bokserom "Stalówki", jaki odbędzie się 14 czerwca w Miejskim Domu Kultury - Konrad Mastyło, jeden z najbardziej znanych polskich pianistów, bez tajemnic.

Konrad Mastyło

Konrad Mastyło

Urodził się 11 lutego 1960 roku w Stalowej Woli - muzyk, pianista, kompozytor. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Krakowie, w której był podopiecznym Krzysztofa Pendereckiego. Przez wiele lat związany z krakowską "Piwnicą pod Baranami", w której miał okazję poznać takie znakomitości jak: słynny reżyser Steven Spielberg (przy okazji kręcenia "Listy Schindlera"), Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Andrzej Wajda, Agnieszka Osiecka, Jan Nowicki, Anna Dymna, Ewa Demarczyk czy Sławomir Mrożek. Aktualnie jest wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, a także pedagogiem w Staromiejskim Centrum Kultury Młodzieży. Wykonał muzykę do filmów kręconych przez takich reżyserów jak: Agnieszka Holland czy Krzysztof Kieślowski, a ostatnio do serialu "Czas honoru". Od wielu lat związany z krakowskim teatrem "STU" Piotra Jasińskiego. W swojej karierze koncertował z takimi sławami jak: Marek Grechuta, Zbigniew Wodecki, Grzegorz Turnau czy Irena Santor. Ogromny miłośnik sportu, a w szczególności piłki nożnej oraz boksu. 16 października 2009 roku uhonorowany tytułem "Ambasadora Stalowej Woli" podczas okazjonalnego benefisu w Miejskim Domu Kultury za: "dorobek zawodowy osiągnięty dzięki osobistemu talentowi, silnej woli oraz stalowemu charakterowi". Ma żonę Martę, dzieci: Mikołaja, Różę i Paulinę oraz wnuczkę Gabrielę.

Bartosz Michalak: - A jednak (uśmiech).

Konrad Mastyło: - (Konrad Mastyło pokazuje trykot z własnym nazwiskiem Stali Stalowa Wola) Dostałem tę koszulkę od byłego prezesa Stali, Marka Jareckiego. Jak widzisz: numer 10, nazwisko - wszystko się zgadza (uśmiech). Sport od dzieciństwa był ważną częścią mojego życia. Wychowałem się niedaleko obiektów sportowych w Stalowej Woli. Jako bardzo młody chłopak, próbowałem już swoich sił na fortepianie, a za okna docierały do domu chóralne śpiewy naszych kibiców (uśmiech). Tak to się zaczęło. Z tatą zacząłem chodzić na mecze piłkarzy. Kiedy "Stalówka" awansowała do II ligi w mieście zapanowała euforia! Potrafiłem z kolegami przychodzić na stadion 2 godziny przed początkiem spotkania. To były niezwykłe emocje. Oprócz piłkarzy podziwiałem też naszych bokserów, którzy osiągali sukcesy międzynarodowe. Lucjan Trela, Roman "człowiek cień" Gotfryd, bracia Janowscy, no i oczywiście trener Ludwik Algierd. Byłem przed chwilą u niego (uśmiech). Wspaniały człowiek. Na walki bokserskie wpuszczali dopiero od 12 roku życia. Często zdarzało mi się siedzieć pod halą i nasłuchiwać, co tam się dzieje (uśmiech). Sam jednak nigdy nie spróbowałem swoich sił w sporcie. Nie byłem na tyle zadziorny, żeby się bić. Wolałem oglądać bokserskie spektakle w mieście (uśmiech).

A z legendarnych piłkarzy Stali pamięta Pan jakieś szczególne nazwiska?

Zbigniew Hnatio, Henryk Wietecha, Zdzisław Napieracz. Pamiętam trenera Jerzego Kopę, który wprowadzał Stal do II ligi.

Skoro jesteśmy przy temacie sportu. 14 czerwca w Miejskim Domu Kultury w Stalowej Woli organizuje Pan koncert dla naszych wybitnych bokserów. Skąd taki pomysł?

Idea koncertu fortepianowego wyszła od Marka Gruchoty (dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli - red.). Bez chwili wahania dołączyłem do tego projektu, ale postanowiłem poświęcić swój koncert naszym legendarnym bokserom. Nasi bohaterowie będą siedzieć w zaszczytnym pierwszym rzędzie sali widowiskowej. Ja skupię się na tym, co wychodzi mi najlepiej, czyli akompaniamencie na fortepianie i śpiewie. Mam nadzieję, że wszystko się uda i odbędzie się w mieście wspaniała impreza (uśmiech).
Hasłem przewodnim koncertu będzie tytuł jednej z piosenek Marka Grechuty: "Ocalić od zapomnienia". Jak wiesz, moja siostra pracuje już nad książką poświęconą naszym wybitnym pięściarzom. Ludzie czasami zapominają, że Stalowa Wola to miasto, które w latach 60. i 70. posiadało jednych z najlepszych bokserów w Polsce, którzy odnosili sukcesy międzynarodowe! Lucja Trela dobrze zaprezentował się na Igrzyskach Olimpijskich, Roman Gotfryd na Mistrzostwach Świata i Europy. Trenera Algierda chciały mieć u siebie kluby z całego kraju! Ten koncert im się należy. Ten koncert ma być dla nich podziękowaniem.

Może to złe pytanie, ale bardzo zależy mi na uzyskaniu od Pana odpowiedzi na nie. Jak to się stało, że jest Pan dzisiaj jednym z najbardziej znanych i cenionych polskich pianistów?

Spokojnie Bartku, nie jest źle (uśmiech). Od zawsze miałem w sobie dużo pokory. Do wszystkiego dochodziłem krok po kroku. Bez pośpiechu. Ale muszę to jeszcze raz podkreślić: od zawsze miałem w sobie bardzo dużo pokory. Wyjeżdżając ze Stalowej Woli byłem pełen kompleksów i obaw czy dam sobie radę! Pewnie gdybym pojechał do Krakowa z przeświadczeniem, że jestem gwiazdorem, to już dawno bym przepadł.
Dzisiaj jestem wykładowcą w Szkole Teatralnej. Większość młodzieży niestety myśli tylko jakby tu szybko załapać się do jakiegoś serialu i zarobić trochę pieniędzy. W pogoni za korzyściami materialnymi zapomina się o warsztacie! Wymieniam nazwiska legendarnych polskich aktorów jak: Tadeusz Łomnicki, Zbigniew Zapasiewicz czy Władysław Hańcza, a niektórzy studenci patrzą się na mnie z dezorientowanym wzrokiem…

Jako młody chłopak słuchałem Marka Grechuty. Nawet nie wiesz jaką radość miałem w sobie, kiedy dotarła do mnie kartka od niego, z chęcią zaproszenia mnie do swojego zespołu "Anawa". "Wiosna, ach to ty" - album, przy którym ciężko pracowałem. Jedyna analogowa płyta, którą nagrałem. Dzięki niej zwiedziłem jako niespełna 25-letni chłopak całą Polską, jeżdżąc na koncerty. Moje dziecięce marzenia się spełniły (uśmiech). Pamiętam jak dziś ten moment, kiedy będąc na wakacjach w Zamościu, otrzymałem tę propozycję od Marka Grechuty, na własnoręcznie spisanej przez niego kartce (uśmiech). Do dziś trzymam ją jako bardzo wartościową pamiątkę…

No dobrze, ale załóżmy, że ja w sobie też mam dużo pokory, ale to nie oznacza, że na przykład za tydzień zadzwoni do mnie Mateusz Borek i powie, żebym poprowadził z nim program…

Spokojnie Bartku, kiedyś zadzwoni (uśmiech). Jak wiesz studia zaczynają się w październiku. O mnie w Krakowie coraz głośniej zaczęło się robić już we wrześniu. Poszła fama, że w akademiku jest gość, który "wymiata" na fortepianie (uśmiech). Egzaminy do Akademii Muzycznej zdałem bez problemu. Spojrzałem na pytania, uśmiechnąłem się, napisałem w 3 minuty i poszedłem na miasto. Wszystko dlatego, że wspaniałą pracę wykonał ze mną w Stalowej Woli nieżyjący już profesor Stanisław Król. To temu człowiekowi najwięcej zawdzięczam. To on prowadził wykłady na poziomie akademickim mimo tego, że zajęcia prowadził z nastolatkami (uśmiech).

Poza tym ja od młodych lat grałem na… festynach i weselach (uśmiech). I dzisiaj każdemu początkującemu muzykowi to polecam. Bo jeśli w wieku 13-14 lat załapiesz o co chodzi na takich imprezach, to zaprocentuje w przyszłości. Bardzo ważna jest umiejętność muzycznej improwizacji! Muzyk nie powinien potrafić grać tylko z nut. Ludzie się czasami śmieją, że ktoś gra po weselach. Nie wiem, jak można się śmiać z kogoś, kto robiąc to co lubi, podnosi swoje umiejętności i przy okazji trochę sobie dorabia…

"Piwnica pod Baranami", teatr "STU", koncertowanie z Markiem Grechutą, nagrywanie muzyki do filmów Agnieszki Holland i Krzysztofa Kieślowskiego, a ostatnio do serialu "Czas honoru". Umówmy się: ja grzecznie słucham, a Pan opowiada (uśmiech).

Do "Piwnicy" dostałem się będąc na I roku studiów w Krakowie. Pomógł mi Świętej Pamięci Piotr Skrzynecki, dzięki któremu to miejsce stało się znane na całą Polskę. Nasz kraj ogarnął stan wojenny i dużo uznanych artystów albo wyjechało za granicę, albo zawiesiło swoją działalność. Tym samym było mi łatwiej dostać angaż tym miejscu. To nie był łatwy okres. Nierzadko zdarzało się jeść tylko chleb ze smalcem i z cebulą. W "Piwnicy pod Baranami" regularnie spotykałem jednak całą kulturalną śmietankę tego kraju (uśmiech). Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Jacek Kaczmarski, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki, Marek Grechuta - długo by wymieniać. Nawet kiedyś poznałem Stevena Spielberga, który w Krakowie kręcił akurat "Listę Schindlera" (uśmiech). Siedzieliśmy ramię w ramię i oglądaliśmy kabaret "piwnicy". Nic nie rozumiał, ale cieszył się jak dziecko (uśmiech).

Wiesz Bartek, Kraków, a szczególnie jego rynek, miał swój klimat. Nie zrozumiesz tego, bo nie było cię jeszcze na świecie (uśmiech). To było takie bardzo specyficzne i klimatyczne miejsce. Raj dla artystów. Alkoholu czasami było sporo, ale o tym pogadamy kiedy indziej (uśmiech). Dzisiaj na krakowskim rynku ciężko jest wytrzymać więcej niż godzinę. To już nie jest to samo miejsce. Dlatego ja w wolnych chwilach głównie spędzam czas nad Wisłą. Albo na spacerach ze swoim psem, albo jeśli jest możliwość ze swoją żoną i wnusią (uśmiech).

Muzyka do filmów. Tutaj muszę zaznaczyć nazwisko Zbyszka Preisnera, który mnie polecił reżyserom wymienionym przez ciebie. Ciekawie wyglądała sytuacja ze zrobieniem muzyki do "Czasu honoru". Rodzice młodego kompozytora Bartka Chajdeckiego poprosili mnie, żebym pomógł mu opracować fortepianowo jego kompozycję. Lubię młodych, zdolnych i ambitnych ludzi, dlatego dość szybko zaczęliśmy razem pracować. Taśma, która powędrowała do Warszawy była zrobiona przeze mnie całkowicie "na luzie". Spontaniczna wersja nagrana w mieszkaniu, w obecności dziennikarza RMF-u, ale tak przypadła do gustu producentom, że z marszu została wybrana. To jest właśnie piękne w muzyce, że nie zawsze coś fajnego musi się urodzić w wielkich bólach (uśmiech).

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu STALOWOWOLSKIEGO

A był Pan kiedyś bliski rezygnacji z muzyki?

Nigdy. Muzyka dla mnie jest jak miłość na śmierć, na życie. Staram się grać nie tylko klasyków, ale też muzykę rozrywkową, przez co nigdy nie miałem w życiu uczucia znudzenia.

Przygotowując się do wywiadu dowiedziałem się, że jest Pan też… aktorem. Widziałem nawet Pana zdjęcia ze spektaklu (uśmiech).

Tego belzebuba (uśmiech)?

Dokładnie.

Zanim ci o tym opowiem, na początku muszę sprostować jedną rzecz: nie jestem aktorem. Żeby nim być, trzeba posiadać warsztat. Uważam, że nie posiadam nawet zadowalającej dykcji.

Pokora, pokora i jeszcze raz…

Pokora (uśmiech). Od wielu lat współpracuję ze Piotrem Jasiński (dyrektor teatru "STU" w Krakowie - red.). To on namówił mnie do wzięcia udziału w tym przedstawieniu. A że mam zdrowy dystans do swojej osoby, to zagrałem tego belzebuba z niemiecką swastyką (śmiech). Przedstawienie nazywało się "Sonata Belzebuba". Grał w nim również Zbyszek Wodecki oraz moja wspaniała znajoma Beata Rybotycka. Reżyserem był oczywiście Krzysiek Jasiński, a świetną choreografię przygotował Piotrek Galiński.

Oglądał Pan ostatnio Eurowizję?

Bartku, ostatni raz Eurowizję to ja oglądałem w 1974 roku. Wygrała wówczas ABBA z utworem "Waterloo".

A myśli Pan, że za kilkanaście lat muzycy nie będą już w stanie wymyśleć nowych kompozycji? Z powodu wyczerpania się ilość linii melodycznych…

Bardzo dobre pytanie (uśmiech).

Nawet Pan nie wie jak rzadko słyszę takie słowa (śmiech).

Najpiękniejsze utwory już powstały. Lata 60., 70., kawałek lat 80. - to okres, w którym muzycy moim zdaniem "wyczerpali" zapas pięknych linii melodycznych. Coraz częściej nowe piosenki albo przypominają, albo są plagiatami starych utworów. Inna sprawa, że ja nie słucham dzisiejszej muzyki. W samochodzie mam swój zestaw płyt, które uwielbiam. Wiesz, trzeba mieć szczęście, żeby urodzić się w dobrym momencie (uśmiech).

To znaczy?

W młodości w radiu na okrągło mogłem słuchać pięknych piosenek "Skaldów", Marka Grechuty czy "Beatlesów". A dzisiaj? Taką muzykę brzydko nazywa się plastikową. Mam na nią alergię. Bądźmy szczerzy, większą rolę zaczyna odgrywać teledysk od melodii.

Nie chcę się tutaj przed Panem kreować na melomana, bo zdarza mi się słuchać muzyki, której przypuszczam nie dałby Pan rady posłuchać dłużej niż minutę. Polskę Reprezentował Donatan. Co pan o nim myśli?

Nie kojarzę tego człowieka. Z muzyką współczesną nie mam zbyt wiele wspólnego. Ale na szczęście jest jeszcze sporo młodych ludzi, którzy stawiają na klasyczne brzmienie. Dzisiaj w Domu Kultury mam próbę z dziewczyną, którą poleciła mi Ewa Wojnarowska. Nazywa się Magda Żmuda. Grunt, żeby miał tą dziewczyną ktoś odpowiedni pokierować w życiu.

Szkoda, że musimy już powoli kończyć.

W każdej chwili możesz wpaść do Krakowa to zrobimy jeszcze dłuższą rozmowę. Dzisiaj (19 maja - red.) mam strasznie zwariowany dzień. Nie wiedziałem, że ty planujesz aż taki wywiad rzeka (uśmiech).

Inne nie mają sensu, a półtorej godziny na rozmowę z Panem to po prostu za mało. W takim razie na koniec. Spacerujemy dłuższą chwilę po mieście. Jakie są szczególne dla Pana miejsca w Stalowej Woli?

Okolice parku i Szkoły Muzycznej. Tam się wychowałem, z tamtym rejonem miasta łączy mnie najwięcej wspomnień. Oczywiście także obiekty sportowe Stali (uśmiech). Przed chwilą przypomniało mi się jak robiłem prawo jazdy w mieście. To był 1979 rok. Wtedy egzamin zdawało się jeżdżąc "maluchem". Zdałem dopiero za drugim razem, co na tamte czasy było raczej powodem do wstydu. Kiedyś, po prawie 20 latach spotkałem na mieście moją instruktorkę nauki jazdy, która jak tylko mnie zobaczyła, to od razu spytała: "Kondziu, ja mam nadzieję, że ty nie jeździsz samochodem, prawda?" (śmiech). Choćby właśnie dlatego uwielbiam wracać do tego miasta. Miasta, w którym co chwilę spotyka się kogoś znajomego (uśmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie