Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W półfinale mistrzostw świata Holandia mierzy się z Argentyną

Krzysztof Kawa, Sao Paulo
- Roberta van Persiego i Arjena Robbena nie zamieniłbym na żadnego innego piłkarza mundialu - mówi Dirk Kuyt. W środę w Sao Paulo zobaczymy, w jaki sposób odpowie Holendrowi Argentyńczyk Leo Messi.

Ruud van Nistelrooy, który po mistrzostwach świata znajdzie się w nowym holenderskim sztabie pod wodzą Guusa Hiddinka (Louis van Gaal obejmie Manchester United) wzniósł ręce w geście zwycięstwa niczym "Wilk" z Wall Street. W taki sposób były napastnik pełniący obowiązki komentatora w studiu telewizyjnym, świętował awans "Pomarańczowych" do półfinału.

Gest jak najbardziej uzasadniony - wygrana przyszła przecież niczym na giełdzie, w cokolwiek loteryjnych okolicznościach.

Holendrzy ograli Kostarykę po karnych, ale niewykluczone, że dopiero w środę zapłacą rachunek za awans, który wystawi im inny zespół z Ameryki. Van Gaal przygotował drużynę pod względem fizycznym znakomicie, kto wie, czy nie najlepiej spośród wszystkich selekcjonerów na mundialu. Czy jednak możliwe jest, by utrzymać piłkarzy w najwyższej dyspozycji przez cały miesiąc? Holendrzy rozpoczęli turniej z wysokiego C, a później ani myśleli spuszczać z tonu.

Pierwsze oznaki kryzysu pojawiły się w meczu z Meksykiem, ale fenomenalna końcówka wskazywała na coś przeciwnego - bo właśnie wtedy "Oranje" zamęczyli rywali podkręcając tempo i strzelając dwa gole. To samo uczynili pod koniec spotkania z Kostaryką, ale brak skuteczności przeszkodził w powtórzeniu scenariusza. W dogrywce zaś, choć wciąż atakowali, z każdą minutą sprawiali wrażenie bardziej zmęczonych i wolniejszych od ekipy Jorge Luisa Pinto. Trzy dni regeneracji z pewnością zrobią swoje. Ale co wtedy, jeśli znów trzeba będzie zagrać 120 minut?

"Albicelestes" grają brzydko, wręcz denerwująco, ale jednocześnie najbardziej ekonomicznie z całej czwórki półfinalistów.

- Argentyna jest mocna indywidualnościami na czele z Messim, ale nie atakuje bez przerwy. W meczu z Belgią grała jakby na zaciągniętym hamulcu - analizuje Van Gaal. Bardzo trafnie. Tak to wygląda od pierwszych minut turnieju, który zespół Alejandro Sabelli rozpoczął na Maracanie w spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną.

Z grupy zawodników tak bardzo szanujących swoje cenne zdrowie wyłamał się tylko Angel di Maria, który postanowił sam przesądzić o wyniku meczu ze Szwajcarią w 1/8 finału. Oddał dwanaście strzałów, przeprowadzał rajd za rajdem, choć koniec końców wystarczyło cierpliwie poczekać na akcję Messiego, w odpowiednim momencie wbiec w pole karne i przyłożyć nogę do piłki.

Za swoje szaleństwo Di Maria zapłacił kilka dni później. W meczu ćwierćfinałowym z Belgią mięsień uda odmówił posłuszeństwa i Argentyńczyka zabraknie na boisku w Belo Horizonte. A może nawet do końca mundialu, choć zajęcia z fizykoterapii idą pełną parą.

Przygotowanie fizyczne to jedno, jedność drużyny to drugie. W zespole Van Gaala zjednoczenie nastąpiło na zgrupowaniu w Portugalii przed wyjazdem do Brazylii. W środę selekcjoner zbiera owoce, bo wszyscy w grupie czują się za siebie odpowiedzialni. I sami się pilnują. Pokus w Rio de Janeiro nie brakuje, a jednak paparazzi czyhający pod Caesar Palace narzekali na nudę. Żadnych wyskoków, żadnych głupich skoków w bok.

- Holandia mnie zaskoczyła, myślałem, że o mistrzostwo będą się bić Hiszpanie - mówi Zico, brazylijski piłkarz, którego pomnik znajduje się w holu obiektu Flamengo. Obiektu, który "Pomarańczowi" uczynili swoim centrum treningowym na czas mundialu, dojeżdżając tu ze wspomnianego Caesar Palace.

Pikanterii pięknej przygodzie Holandii w Brazylii dodaje fakt, że piłkarze Van Gaala muszą opuścić ów hotel, ustępując miejsca sponsorom FIFA. Rezerwacja pokojów wygasła po fazie ćwierćfinałowej i po dzisiejszym meczu w Sao Paulo ekipa będzie do końca tygodnia zakwaterowana w innym miejscu. Co świadczy o tym, że i w samej Holandii niespecjalnie wierzono, iż drużyna będzie tak długo występować na mistrzostwach. Tak czy siak, celem jest powrót do Rio, gdzie odbędzie się niedzielny finał, bo w razie porażki z Argentyną trzeba będzie lecieć na sobotni mecz o trzecie miejsce do Brasilii.

Diego Maradona też wolałby uniknąć wycieczki do oddalonej o ponad tysiąc kilometrów stolicy Brazylii. W Rio czuje się wyśmienicie, codziennie wieczorem przyjeżdża do centrum telewizyjnego IBC, skąd komentuje mundial w programie wenezuelskiej stacji Telesur. W antrakcie zrobił szybki wypad do Dubaju, by przed sądem obciążyć swoją byłą partnerkę Rocio Olivę (zarzuca jej kradzież zegarków, pierścionków i innych kosztowności). Wróci do Brazylii akurat na mecz rodaków z Holandią. Argentyńczyków nie było w strefie medalowej od 24 lat, czyli od czasu, gdy sam "Boski Diego" prowadził drużynę do zwycięstw. Nadszedł więc długo oczekiwany czas końca kalkulacji. Messi i spółka zwalniają hamulce.

Nie tylko oni. Drugi półfinał (pierwszy zakończył się po zamknięciu tego wydania gazety) wywołuje w Sao Paulo tak ogromne emocje, iż organizatorzy postanowili zmobilizować o 30 procent więcej służb porządkowych niż na inaugurację mundialu przed miesiącem. Policja spodziewa się nadzwyczajnego najazdu Argentyńczyków, w tym tzw. barrabravas, fanów znanych ze stosowania przemocy i nadużywania alkoholu. Agresywne grupy pojawiły się już na spotkaniu Argentyny z Belgią. Przed stadionem Mane Garrinchy prowokowały Brazylijczyków, nabijając się z urazu kręgosłupa Neymara, aż doszło do kilku bójek. Miejscowa policja odtrąbiła sukces, bo zatrzymała lidera barrabravas, Pablo Alvareza, który był na liście zawierającej nazwiska dwóch tysięcy chuliganów z zakazem wjazdu do Brazylii w trakcie mistrzostw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie