Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Paszkiewicz, 83-letni stalowowolanin biegiem ucieka od… zawału

Zdzisław SUROWANIEC
Na mecie Stalowej Dychy 13 lipca tego roku na dziesięć kilometrów.
Na mecie Stalowej Dychy 13 lipca tego roku na dziesięć kilometrów. Zdzisław Surowaniec
W Stalowej Woli mieszka jeden z najstarszych w Polsce biegaczy, 83-letni Zbigniew Paszkiewicz. Podał nam receptę na to jak uciec od zawału i chorób.
Z pucharem  na Stalowej Dysze, był jedynym w kategorii wiekowej 80+.

Z pucharem na Stalowej Dysze, był jedynym w kategorii wiekowej 80+. Zdzisław Surowaniec

Z pucharem na Stalowej Dysze, był jedynym w kategorii wiekowej 80+.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Co należy robić, kiedy się ma osiemdziesiąt trzy lata i złamane dwa żebra? Lekarze zalecają leżeć i patrzeć w sufit. Tymczasem Zbigniew Paszkiewicz ze Stalowej Woli stanął na starcie biegu ulicznego Stalowa Dycha na dziesięć kilometrów i przebiegł w upale całą trasę? Był ostatni, ale w swojej kategorii wiekowej jedyny i otrzymał puchar.

Pan Zbigniewa to naprawdę niezwykły człowiek. Miał bardzo trudne dzieciństwo. Nie chce o tym opowiadać, bo ból przeszywa mu serce, a w oczach pojawiają się łzy. Więc będzie tylko skrótowo. Ojciec zginął zakatowany przez Sowietów w obozie w Kozielsku, a jego winą było to, że był Polakiem. Sowieccy siepacze wywieźli mamę na Sybir razem z małym ośmioletnim Zbyszkiem i pięcioletnim bratem. Jakimś cudem wrócili. - Gdyby nie matka, nie przeżyłbym - zapewnia.

NAUKA W WARSZAWIE

Po powrocie do Polski mama pana Zbigniewa z dzieciakami trafiła do Stalowej Woli, ale było im tak ciężko, że Zbyszka przygarnęła ciotka w Warszawie. Tam skończył szkołę średnią, a chemię zaczął na studiach w Poznaniu. Przerwał naukę, bo musiał pomagać mamie. I tak trafił już na stałe do Stalowej Woli w 1954 roku. Związał się pracą z Hutą Stalowa Wola, gdzie był technologiem na wydziale mechanicznym.

Z warszawskiego czasu nauki pamięta, że z wychowania fizycznego miał zawsze niższe oceny, trójki. - Nauczycielem był sportowiec należący do narodowej kadry w piłce ręcznej. Wybitnie się nie nadawałem na sportowca w tej dziedzinie, bo nie miałem dobrego wyskoku - śmieje się pan Zbigniew. Gdyby go tamtejszy nauczyciel zobaczył teraz, byłby zdumiony jaką kondycję sportową ma jego dawny uczeń.

AWANTURA U ŻONY

Jak anegdota brzmi opowieść jak pan Zbigniew poznał swoją żonę. Była lekarzem, specjalistą od okulistyki. - Musiałem mieć okulary, bo byłem krótkowidzem. Wyszedłem z pracy, ale w przychodni pielęgniarka nie chciała mnie zarejestrować, bo nie było wolnych miejsc. Zrobiłem awanturę i wtedy wyszła moja późniejsza żona i zgodziła się mnie przyjąć dla świętego spokoju. Do dzisiaj to pamięta - zapewnia pan Zbigniew.

Miedzy młodymi powstała prawdziwa chemia, kiedy spotkali się w górach Prządki koło Krosna. - Połączyły nas góry - mówi. Turystyka stała się ich pasją. Schodzili razem Bieszczady, Beskidy, Tatry, Sudety. - Braliśmy plecaki i szliśmy na dwa tygodnie - opowiada. W socjalistycznej mizerii, kiedy brakowało wszystkiego, gotowali sobie w kocherze na kuchence, w której paliwem był denaturat. - Kiedyś nie mogliśmy kupić denaturatu, bo go brakowało w sklepie, to żona poszła do szpitala i dostała od położnej - wspomina pan Zbigniew. Oprócz dreptania po górach, jeździli rowerami, pływali kajakami, na śladówkach zimą.

WSTYDLIWE BIEGANIE

Zainteresowanie bieganiem pojawiło się u pana Zbigniewa późno. Miał 47 lat, kiedy zaczął biegać. To były czasy, kiedy bieganie nie było tak popularne jak dziś. - Wstydziłem się biegać po ulicy w Stalowej Woli. Wstawałem o piątej rano i truchtałem nad Sanem - zwierza się. Bo niektórzy widząc, jak biegnie, pytają "po co się pan tak katuje?".

Na pierwszy bieg wyjechał pociągiem do Gniezna w 1978 roku, na Bieg Lechitów. Dystans 21 kilometrów przebiegł w godzinę, 25 minut i 40 sekund. Z dużym sentymentem wspomina Maraton Pokoju w 1979 roku. Polska, jako kraj socjalistyczny, była w obozie sowieckim, który "miłował pokój" i na rocznice wybuchu II Wojny Światowej zorganizowała bieg na dystansie 42 kilometrów. Pan Zbigniew pokonał dystans w 3 godziny i 52 minuty, był 972 na 1861 biegnących. Z tamtej imprezy został mu na pamiątkę numer startowy na nylonowym płótnie. Potem były kolejne biegi - III Międzynarodowy Maraton Pokoju na 20 kilometrów.

BEZ SZAMPANA

Jednym z najdziwniejszych był XIV Bieg Sylwestrowy w 2007/2008 roku w Nałęczowie, do którego stanął także w następnym roku. Biegaczy na mecie witano lampką szampana. - Ja nie piję, więc mnie to picie omijało - stwierdza pan Zbigniew. Państwo Paszkiewiczowie mają dwóch synów. Jeden mieszka w Kanadzie, drugi we Francji. I właśnie w we Francji w Amiens, w dniu, w którym urodziła mu się wnuczka, pobiegł na dziesięć kilometrów. - Ten medal jest także pamiątką jej urodzin - cieszy się prezentując mały krążek.

W tym roku pan Zbigniew "potruchtał" - jak mówi o bieganiu, w Krakowie na 5 kilometrów i ma wielki sentyment do tej imprezy. Wziął także cztery razy udział Biegu Powstania Warszawskiego. Wyjeżdża w sierpniu do Jarocina na Jarociński Ogólnopolski Bieg Zwycięstwa nad Bolszewikami "Goń bolszewika, goń" imienia Sebastiana Małka i Jana Kozioła, kawalerów Orderu Virtuti Militari, na Bieg Flisaka do Ulanowa. Oczywiście nie przepuszcza żadnej okazji, żeby potruchtać na biegach ulicznych w Stalowej Woli, na Biegu Niepodległości, 3 Maja, Stalowej Dychy.

DLA RELAKSU

Na niektórych dyplomach przy nazwisku ma imię Sylwiusz. Jak się okazuje, takie jest jego prawdziwe pierwsze imię. - Mój ojciec nadawał synom na drugie imię rzymskie imiona. A w moim przypadku nie wiadomo czy pleban się pomylił czy jakiś urzędnik i na pierwsze imię wpisano mi Sylwiusz. W banku jestem wiec Sylwiusz, ale gdzie indziej podpisuję się jako Zbigniew - tłumaczy.


SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu STALOWOWOLSKIEGO

Rok 2007, pan Zbigniew w biegu ulicznym w Stalowej Woli.

Rok 2007, pan Zbigniew w biegu ulicznym w Stalowej Woli. Zdzisław Surowaniec


Rok 2007, pan Zbigniew w biegu ulicznym w Stalowej Woli.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Pan Zbigniew nigdy nie zajął pierwszego miejsca w biegach. - Biegam dla relaksu, nie dla wyników - tłumaczy. A zapytany co mu daje bieganie, odpowiada, że biegając ucieka od zawału. - Wszyscy moi koledzy z dawnej pracy, już nie żyją. A ja na nic nie choruję, ani się nie przeziębiam, ani nie łapię grypy, nie biorę żadnych leków, nawet na nadciśnienie, bo mam niskie ciśnienie i muszę czytać książkę na stojąco, bo bym zasnął - zapewnia z humorem.

ACH, TE KONTUZJE

Pan Zbigniew nie pije kawy (tylko herbatę), nie pije alkoholu pod żadną postacią i nigdy nie palił. No, ale jeżeli coś go wyłącza z biegania, to są to kontuzje. Nabawił się zerwanie ścięgna w kolanie, kiedy pojechał na nartach na krechę i zawadził o gałąź, zerwał ścięgno w kostce, kiedy biegał w trampkach i do rozgrzanej nogi dostał się śnieg. Dziś ma do biegania reebooki i stopa jest rozgrzana cały czas. Ale przed kilkoma tygodniami podczas bieganie potknął się, przewrócił i złamał dwa żebra. Uznał jednak, że to nie jest powód do tego, aby zrezygnować ze Stalowej Dychy.

Nestor stalowowolskich biegaczy jest na emeryturze, ale wiedzie bardzo aktywne życie. Od 27 lat śpiewa z żoną w Chórze "Solidarność", jest szefem Koła Sybiraków, zainicjował powstanie Uniwersytetu III Wieku, jest radnym miejskim. - Jeśli czegoś żałuję to tego, że się za wcześnie urodziłem. Dziś bieganie jest bardzo popularne, jest wiele imprez, o których się nikomu nie śniło w czasach mojej młodości - tłumaczy. Wiec najlepiej nie pytać pana Zbigniewa "czemu się katuje", tylko wziąć od niego receptę na to jak uciec od zawału i chorób.
Garść medali za bieganie.

Garść medali za bieganie. Zdzisław Surowaniec


Garść medali za bieganie.
(fot. Zdzisław Surowaniec)


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie