Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Barszcz, trener Victorii Stalowa Wola i reprezentacji polskich biegaczek: - W relacji trener-zawodnik nie ma miejsca na kompromisy

Bartosz MICHALAK
Trener Barszcz ze swoimi zawodniczkami z Victorii, które w miniony wtorek zdobyły we Wrocławiu podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieżowej złote medale w sztafecie 4x400 metrów.
Trener Barszcz ze swoimi zawodniczkami z Victorii, które w miniony wtorek zdobyły we Wrocławiu podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieżowej złote medale w sztafecie 4x400 metrów.
Od 1990 roku jest szkoleniowcem Stali Stalowa Wola. Ku zaskoczeniu wielu osób w 2006 roku został mianowany trenerem młodzieżowej, a obecnie już seniorskiej reprezentacji polskich lekkoatletek, biegających na średnie i długie dystanse.
Trener Barszcz na zdjęciu podczas zgrupowania reprezentacji z Danutą Urbanik (w środku) i Angeliką Cichocką, tegoroczną srebrną medalistką Halowych Mistrzostw
Trener Barszcz na zdjęciu podczas zgrupowania reprezentacji z Danutą Urbanik (w środku) i Angeliką Cichocką, tegoroczną srebrną medalistką Halowych Mistrzostw Świata.

Trener Barszcz na zdjęciu podczas zgrupowania reprezentacji z Danutą Urbanik (w środku) i Angeliką Cichocką, tegoroczną srebrną medalistką Halowych Mistrzostw Świata.

Dlaczego zatem w mieście jest o nim tak cicho? Dlaczego przez dłuższy czas nikt nie wiedział, że został on trenerem narodowej kadry? Mirosław Barszcz opowiedział nam o swoim życiu.

Bartosz Michalak:- Uczyli mnie na studiach, że jeśli chce się dodatkowo zainteresować czytelnika wywiadem, to należy go zacząć od mocnego pytania. Ile Pan dokłada miesięcznie do pracy w Victorii? Proszę o szczerość.
Mirosław Barszcz:
- Jeżelibym przeliczał czas pracy w klubie na pieniądze jakie otrzymuję w zamian, to dużo, ale podobnie może powiedzieć większość polskich trenerów lekkiej atletyki. Zawód trenera lekkoatletycznego w dzisiejszych czasach jest tylko i wyłącznie dla hobbystów oraz pasjonatów. Ten kto liczy na jakieś materialne korzyści w tej pracy, niech od razu zajmie się lepiej czymś innym (uśmiech). Nie chciałbym wyjść jednak na malkontenta. Ta praca sprawia mi od wielu lat tyle radości, że jakkolwiek zabrzmi to ideologicznie, aspekt finansowy jest dla mnie mniej istotny. Mam z czego żyć, dlatego nie narzekam. Czasami tylko żona, która jest bardzo wyrozumiałą osobą, jest na mnie zła, że praktycznie każdy weekend w trakcie sezonu wiąże się z moimi wyjazdami. Do tego dochodzą zimowe oraz letnie zgrupowania. No, ale każdy z nas ma jakieś swoje odchylenia. Moim odchyleniem jest lekka atletyka i trenerka. Dzięki dyrektorowi "Ekonomika", Pawłowi Ciołkoszowi dane mi jest łączyć pracę w szkole z zajęciami w Victorii oraz reprezentacji Polski. Tak się złożyło, że jak ostatnio dzwoniłeś do mnie to razem z Oliwią Pakułą (17-letnia zawodniczka Victorii, jedna z największych nadziei polskiej lekkoatletyki - red.) jechaliśmy na zawody do Łomży. Dzisiaj (16.07 - red.) dopiero nad ranem wróciłem z Wrocławia, gdzie nasze zawodniczki z powodzeniem brały udział w Ogólnopolskiej Młodzieżowej Olimpiadzie. 17-letnia Angelika Sarna na 800 metrów pobiegła po złoto. Złoty medal zdobyła również sztafeta naszych dziewczyn 4 razy 400 metrów, w skład której weszły: Karolina Cuber, Dagmara Gładysz, Angelika Sarna i moja córka Ola.

No dobrze, ale załóżmy, że taka Oliwia Pakuła nie trafiłaby na trenera pasjonata, tylko zwykłego rzemieślnika. O takich zawodach w Łomży mogłaby pewnie tylko pomarzyć, prawda?

Akurat w przypadku Oliwii bardzo zaangażowani w jej rozwój są również jej rodzice, którzy zapewne zawieźliby ją nie tylko do Łomży, ale i dużo, dużo dalej (uśmiech). To naprawdę bardzo zdolna dziewczyna. Oliwia aktualnie przebywa w Stanach Zjednoczonych, gdzie przygotowuje się do Mistrzostw Świata Juniorów, które odbędą się w dniach od 23 do 27 lipca. Mimo, że jest ona jeszcze juniorką młodszą, to z powodzeniem radzi sobie ze starszymi od siebie zawodniczkami.

Urząd Miasta w Stalowej Woli przeznaczył na ten rok 90 tysięcy złotych na funkcjonowanie Victorii? To dużo?

Dopiero ty mi o tym powiedziałeś. Naprawdę, nie mam czasu na bycie na bieżąco z takimi informacjami. Powiem tak: to są duże pieniądze. Wiem jak w innych miastach traktuje się kluby lekkoatletyczne i z całą świadomością przyznaję, że 90 tysięcy złotych, to pieniądze, za które Victoria spokojnie może wychowywać kolejnych młodych sportowców. Wyniki jakie osiągają nasi podopieczni świadczą o tym, że te pieniądze nie są marnowane. Oczywiście ciągle mówimy o sporcie młodzieżowym. Ten seniorski, profesjonalny jest dużo bardziej kosztowny. Dla dorosłych lekkoatletów sam trening to za mało. Obowiązkowe są zgrupowania, również te zagraniczne o charakterze klimatycznym. Profesjonalna odnowa biologiczna, opieka lekarska i wiele innych, kosztownych rzeczy. Jednak przykład Danuty Urbanik pokazuje, że miasto również wspomaga ją w miarę swoich możliwości.

Mirosław Barszcz

Mirosław Barszcz w pełni oddaje się swojej pasji, jaką jest praca trenera.
Mirosław Barszcz w pełni oddaje się swojej pasji, jaką jest praca trenera.

Mirosław Barszcz w pełni oddaje się swojej pasji, jaką jest praca trenera.

Mirosław Barszcz

Trener Victorii Stalowa Wola. Ma 48 lat. Trener medalistek mistrzostw Polski, między innymi Danuty Urbanik, Oliwii Pakuły oraz Anny Wójcik. Jest szkoleniowcem dorosłej reprezentacji Polski biegaczek średnio i długodystansowych. Jego podopieczne z klubu Victoria zdobyły w sumie ponad 80 medali mistrzostw Polski, natomiast wychowanka Danuta Urbanik pobiegła po srebrny medal Mistrzostw Europy w Toro, co jest jednym z największych sukcesów sportowców ze Stalowej Woli. Na co dzień pracuje również jako nauczyciel wychowania fizycznego w stalowowolskim Zespole Szkół nr 3. W mieście prowadzi akcję "Biegam Bo Lubię". Ma żonę Ewę, a także dwie córki: Magdalenę (21 lat) i Aleksandrę (17 lat), która jest zawodniczką Victorii.

W takim razie porozmawiajmy o Pana nominacji na trenera młodzieżowej reprezentacji Polski biegaczek.

W 2006 roku zadzwonił do mnie z Polskiego Związku Lekkoatletycznego, Bogusław Mamiński (legendarny biegacz na średnich i długich dystansach, wicemistrz świata i Europy - red.) z propozycją objęcia kadry młodzieżowej byłem ogromnie zdziwiony. Od wielu lat pracowałem przecież nieco w cieniu. Zaliczyłem swego rodzaju awans zawodowy. Aktualnie, w parze z trenerem Markiem Jakubowskim, pracuję już z seniorkami. Początkowo bałem się, że nie podołam temu zadaniu. To było dla mnie naprawdę duże zaskoczenie i wyróżnienie. W Victorii z oczywistych względów zawsze byłem schowany za Stanisławem Aniołem, który jest znanym szkoleniowcem w kraju. Skończyłem studia w Białej-Podlaskiej i jako młody człowiek zaczynałem przygodę z trenerką w Stali Stalowa Wola. Przez kilka lat gdzieś z boku, po cichu pracowałem z kolejnymi zawodnikami. Pomagałem również między innymi trenerowi Jerzemu Szambelanowi. Jeździłem z nim na zgrupowania jego zespołu koszykarzy. Odpowiadałem między innymi za pomoc przy przygotowaniu fizycznym zawodników. Oj, bolały chłopaków nogi po kilku tygodniach spędzonych w górach, ale efekty było widać w sezonie. Trener Szambelan nigdy nie miał gwiazd w swoich zespołach, a mimo to potrafił w Stalowej Woli stworzyć w latach 90. jedną z lepszych ekip w polskiej koszykówce.

Co zmieniło się w Pana życiu po zawodowym awansie?

Ja się z tą nominacją nie obnosiłem jakoś szczególnie, nikt też nic nie mówił o tym, więc była cisza.

Wie Pan, my w Polsce nie lubimy jak ktoś odnosi sukces. No chyba, że ewentualnie taki krótkotrwały…

Nie chciałbym, żeby ten wywiad miał taki oddźwięk. Wiem jak to może być przyjęte przez środowisko.

No to, żeby nie było tak miło. Słyszałem, że jako trener jest Pan trochę zbyt rygorystyczny.

W połowie nie jestem tak charakternym i wymagającym szkoleniowcem jak chociażby Jurek Szambelan. Każdy może mieć jednak swoje zdanie. Dla mnie na linii trener-zawodnik nie ma miejsca na kompromisy! To ja podpisuję się pod wynikami danego zawodnika i to ja za nie odpowiadam. Skoro poświęcam sprawie swój prywatny czas, to mam prawo wymagać od zawodnika, aby ten nie lekceważył sprawy, tylko również był w pełni zaangażowany i zmotywowany do pracy. Jeśli trener od ciebie dużo wymaga to znaczy, że coś w tobie widzi. Że mu zależy. Jeśli ma cię gdzieś i na dobrą sprawę nie interesuje go to jak się prowadzisz, to znaczy, że mu na tobie nie zależy. Osobiście wolałbym trafić na tego pierwszego. Każdy zawodnik musi zrozumieć, że na sukces nie pracuje się tylko na treningach, ale również i poza nimi…

Jak Pana zdaniem lekkoatletykę można by bardziej wypromować. Żeby w miastach pojawiła się moda chodzenia nie tylko na mecze piłkarskie, ale także na zawody lekkoatletyczne?

Myślę, że już teraz robi się dużo w tym kierunku. Coraz bardziej powszechna staje się moda na bieganie. Organizowane są biegi uliczne, osobiście prowadzę w mieście zajęcia z cyklu: "Biegam Bo Lubię". Fajnie funkcjonuje również "Klub Biegacza". W Stalowej Woli organizowany był niedawno dostępny dla każdego 10-kilometrowy bieg. Trzeba na nowo zaszczepić w osobach dorosłych miłość do sportu, to i przejdzie ona na najmłodszych. Ręki sobie nie dam jednak uciąć czy sprawi to, że komputery odejdą do lamusa (uśmiech). Naprawdę dużo w tym aspekcie zależy od rodziców.

Jaką dostrzega Pan różnicę pomiędzy trenowaniem młodzieży teraz, a jeszcze kilkanaście lat temu?

Dawniej młodzież, która przychodziła na treningi do klubu z marszu była przygotowana do rozpoczęcia profesjonalnych treningów, ponieważ większość wolnego czasu spędzała na podwórku. Aktualnie, z wiadomych powodów, jest inaczej. Takie przygotowanie musi trwać około rok czasu, bo w innym przypadku, jeśli organizm zostałby poddany momentalnie ciężkiemu treningowi, zostałby on mówiąc kolokwialnie "zajechany". Skutkowałoby to licznymi kontuzjami, które potrafią zaprzepaścić każdy talent.

Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że dawne regulaminowe wspomaganie zawodników, w dzisiejszych czasach byłoby uznane za doping?

Nie da się ukryć, że to co kiedyś było dozwolone, dzisiaj byłoby traktowane jako nieprzepisowe wspomaganie. Przykład? Chociażby testosteron. Przecież lekkoatletki w latach 80. nierzadko miały bardziej męski głos, niż niejeden tenor (uśmiech). Nie mówię już o ich częstym goleniu również twarzy. Tym samym niektóre rekordy świata ustanowione ponad 30 lat temu do dziś są "nie do ruszenia". Poza tym dzisiejsze kontrole antydopingowe są dużo bardziej skuteczne. I osobiście bardzo się z tego powodu cieszę. Niech sukcesy odnoszą ci najbardziej wytrenowani, a nie ci którzy mają znajomych chemików…

W jaki prawidłowy sposób może wspomóc się dzisiaj młody, zdolny sportowiec?
Wystarczy jak będzie się zdrowo odżywiał, prowadził sportowy tryb życia, kontrolował stan zdrowia poprzez wykonywanie regularnie podstawowych badań. Na przykład na poziom witamin i minerałów w organizmie. I jeśli wyjdzie, że ma on na przykład za mało żelaza, to sobie go uzupełni. Jeśli wapnia, magnezu to skupi się na uzupełnieniu tego minerału. To w zupełności wystarczy.

Stalowa Wola to dość specyficzny ośrodek. Z jednej strony pojawiają się tutaj co chwilę jakieś "perełki", ale z drugiej strony zazwyczaj opuszczają one to miasto, gdy chcą osiągnąć duże sukcesy. Przykład chociażby Leszka Bebło, który niegdyś był wręcz zmuszony do przeprowadzki do Oleśnicy, a także Joanny Jóźwik, która wybrała Warszawę idealnie to ukazują…

Musiałbyś z nimi szczerze o tym pogadać, dlaczego tak się dzieje. Ja ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że to ogromna strata dla naszego regionu. To byłaby ogromna promocja dla miasta czy nawet Victorii, gdyby coraz więcej jej zawodników odnosiło sukcesy międzynarodowe. Bądźmy szczerzy: jeśli Aśka zakwalifikuje się na najbliższe Igrzyska Olimpijskie, to jej sukces oficjalnie będzie tryumfem AZS-u AWF Warszawa. Szkoda…

Wymieni Pan kilka nazwisk osób trenujących w Victorii, które Pana zdaniem powinny zrobić dużą karierę, a z różnych względów im się to nie udało?

Grażyna Penc,Anna Łopaciuch, Rafał Dyś, Jan Bandyga, Agnieszka Anduła. Wymieni zawodnicy urodzili się na przełomie lat 80. Niektórzy z nich za chlebem polecieli do Stanów Zjednoczonych, inni wybrali studia w większych miastach w Polsce.

Z czego wynika Pana skromność. Wie Pan, że w Stalowej Woli nie ma aktualnie trenera, który zajmowałby się narodową kadrą seniorów w obojętnie jakiej dyscyplinie sportowej?

Taki już mam chyba charakter. Nigdy nie obnosiłem się i wciąż nie obnoszę jakoś szczególnie swoimi mniejszymi, bądź tymi większymi sukcesami. Owszem, jestem bardzo dumny kiedy moje podopieczne odnoszą coraz lepsze rezultaty, ale nie uważam, żeby był to powód do cotygodniowego udzielania długich wywiadów i bycia na tapecie. Pokorne ciele dwie krowy ssie? Możliwe. Ja po prostu swoją pracę wykonuję z pasją, przez co moje zaangażowanie w nią jest dużo większe. Możliwe, że przez tą pasję bywam zbyt wymagający, ale o tym już rozmawialiśmy. Jeśli widzisz w młodym człowieku ogromny potencjał, to musisz być wobec niego bardziej rygorystyczny, żeby w głupi sposób nie zaprzepaścić jego talentu.
Chciałem dodać, że jest nominacja na trenera kadry, to dla mnie bardzo duże wyróżnienie. Mam nadzieję, że dla mojego środowiska sportowego również (uśmiech). W końcu mój warsztat pracy kształtował się tutaj, a lekka atletyka stalowowolska jest znana od wielu lat w całej Polsce. Stąd wyszli tacy lekkoatleci jak między innymi Genowefa Olejarz, Leszek Bebło czy Marcin Nowak, którzy w środowisku sportowym są bardzo rozpoznawalni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie