Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanin zbudował cocpit boeinga 737 w swoim domu i… podróżuje po całym świecie

Iwona ROJEK
Kazimierz Chyb w wykonanej przez siebie precyzyjnie kabinie samolotu.
Kazimierz Chyb w wykonanej przez siebie precyzyjnie kabinie samolotu. Aleksander Piekarski
Kielczanin Kazimierz Chyb, elektroakustyk z Teatru Lalki i Aktora Kubuś stworzył niezwykły cocpit boeinga 737 w swoim domu i…podróżuje po całym świecie. Ludzi z taką pasją jest w Polsce tylko kilku.
Każdy może poczuć się w tej maszynie jak w prawdziwym samolocie.
Każdy może poczuć się w tej maszynie jak w prawdziwym samolocie. Aleksander Piekarski

Każdy może poczuć się w tej maszynie jak w prawdziwym samolocie.
(fot. Aleksander Piekarski )

- Średnio raz, dwa razy w tygodniu latam sobie do Francji, Hiszpanii, Grecji, a najbardziej lubię do Innsbrucka w Austrii, bo podróż nad Alpami jest ciekawa - śmieje się Kazimierz Chyb, elektroakustyk, kierownik pracowni technicznej z kieleckiego Teatru Lalki i Aktora "Kubuś". - Będąc pilotem mam niesamowite przeżycia.

Ogromne wrażenie robi na wszystkich maszyna, którą wykonał w swoim domu w Kielcach, w dzielnicy Piaski, kokpit boeinga 737 i część konstrukcji samolotu. Wszystko wygląda bardzo realistycznie i podobnie działa. - Budowałem go przez 6 lat, często dzień po dniu, niekiedy nocą, bo ta praca niesamowicie wciąga - opowiada zapalony miłośnik lotnictwa. - Każdy szczegół musiał być zrobiony zgodnie z najnowszą elektroniką, przyrządy, części gromadziłem latami, sporo mnie kosztowały, a problemy techniczne nieraz doprowadzały do rozstroju nerwowego. Nie dawały mi spokoju nawet nocami, nieraz zrywałem się z łóżka ze słowami eureka i pędziłem na poddasze, aby sprawdzić rozwiązanie, na które wpadłem, albo od razu dzwoniłem do przyjaciół, Gerarda i Włodka Maćko, z którymi często konsultowaliśmy różne problemy techniczne, bo też mają ogromną wiedzę. W kokpicie działa sześć sprzężonych ze sobą komputerów, wszystko uruchamia się tak jak przed prawdziwym startem, zawsze zawiadamiam wieżę kontrolną, po to aby otrzymać pozwolenie na lot i albo go nie dostaję, bo przestrzeń powietrzna jest zajęta na przykład przed przylotem prezydenta Obamy do Warszawy, albo mogę wystartować. Lot trwa taką samą ilość czasu, ile w rzeczywistości, jestem cały czas w kontakcie z kontrolerami, żeby nie doszło do katastrofy lotniczej.

Kazimierz mógłby opowiadać o swojej niezwykłej pasji i maszynie godzinami. Zaprasza nas do odbycia lotu do Hiszpanii i faktycznie ma się wrażenie, że siedzi się na prawdziwym pokładzie, podobnie kołujemy do startu i zaczynamy unosić się ponad budynkami, blokami i drzewami do góry. Widoki są przepiękne, bo jak tłumaczy gospodarz ci pasjonaci, którzy przygotowują trasy dbają o każdy szczegół, o to, żeby droga w powietrzu, przykładowo do Brazylii, czy sceneria wszystkich miast wyglądała dokładnie tak jak przedstawia się w rzeczywistości. Na całym świecie wirtualnym lataniem zajmuje się około 130 tysięcy osób.

- Dziś mogło dojść do katastrofy, bo z pośpiechu nie włączyłem systemów hydraulicznych - tłumaczy się pilot. - A muszą być włączone wszystkie elektryczne, nawigacyjne, dlatego przy każdym locie trzeba być bardzo skoncentrowanym. Ja zresztą utrzymuję kontakt z pilotami zawodowymi i nieraz mi coś podpowiadają.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z KIELC

Cocpit z sześcioma komputerami zawiadującymi nim powstał na poddaszu domu kielczanina w dzielnicy Piaski.

Cocpit z sześcioma komputerami zawiadującymi nim powstał na poddaszu domu kielczanina w dzielnicy Piaski. Aleksander Piekarski

Cocpit z sześcioma komputerami zawiadującymi nim powstał na poddaszu domu kielczanina w dzielnicy Piaski.
(fot. Aleksander Piekarski )

POTRZEBNA JEST WIEDZA ELEKTRONICZNA

- Całą budowę zacząłem od kupna dwóch foteli z forda i wykonaniu stelażu kabiny - przypomina sobie elektroakustyk. - Potem nabyłem ekran i kolejno tysiące innych potrzebnych części. Żeby móc wykonać taką pracę trzeba mieć wiedzę o najnowszych technologiach, tutaj na pewno pomogła mi praca w teatrze, w którym od kilkudziesięciu lat zajmuję się całą techniką i ciągle trzeba się w tej dziedzinie dokształcać. Od czasów dyrektor Ireny Dragan do obecnego dyrektora Roberta Drobniucha, który dba o ciągły rozwój strony technicznej wiele się zmieniło. Teraz przy tworzeniu każdego przedstawienia mamy naprawdę wielkie możliwości techniczne jak najlepszego oświetlenia czy udźwiękowienia spektaklu. Przy wykonywaniu symulatora lotów najbardziej pomogły mi też wiadomości z Internetu na ten temat, przeczytałem sporo książek z dziedziny elektroniki, żeby sobie poradzić z wieloma skomplikowanymi problemami. Wszystko robiłem sam, najdrobniejsze detale. Potrzebna do tego była anielska cierpliwość, choć przyznaję, że kiedy mi coś nie wychodziło irytowałem się, nieraz miałem dość. W sumie jestem takim człowiekiem, że pasjonują mnie zarówno nauki ścisłe jak i humanistyczne, literatura, malarstwo, filozofia. Myślę, że w tym wypadku sam teatr, które jest pewnego rodzaju iluzją też ma dużo związków z moim symulatorem, bo podróże w nim dają mi iluzję tego, że naprawdę latam po świecie. I będąc pilotem muszę mieć wiedzę, żeby poradzić sobie z prowadzeniem tej maszyny na każdej wysokości i w każdych pogodowych warunkach. A przecież na prawdziwe loty, tak często, kiedy mi się tylko zamarzy, do tak pięknych miejsc, nie byłoby mnie stać. Z tego co się orientuję, w Polsce podobnych kokpitów jest tylko kilka, mój należy do najbardziej zaawansowanych, chociaż w najbliższym czasie zamierzam jeszcze przedłużyć kabinę, wprowadzić dodatkowe urządzenia i wymienić ekran.

Kazimierz Chyb mieszka w Kielcach, które uważa za przepiękne miasto, w rodzinnym domu od urodzenia i śmieje się, że z powodu wszystkich swoich pasji nie miał nawet czasu się ożenić, ani mieć dzieci, ale specjalnie tego nie żałuje. Tak mu się ułożyło i może dzięki temu miał więcej czasu na rozwijanie swoich różnorodnych zainteresowań. W życiu najbardziej ceni przyjaźń, szczerość, otwartość i ma wokół siebie takich ludzi, podobnych do niego zapaleńców. Oprócz tego posiada cztery psy Pirata, Zorro, Tytusa i Sunię, wszystkie wzięte ze schroniska. Najstarszy jest już bardzo schorowany, nie widzi i sumiennie się nimi opiekuje. A dzieciństwo, jak wspomina też go zahartowało.

- Trójkę dzieci, mnie i dwie siostry wychowała sama mama, bo tato zmarł, kiedy byłem ośmioletnim chłopcem - wspomina. - Mama była aktorką teatru imienia Stefana Żeromskiego i bardzo dzielną kobietą, bo ojciec zmarł przy budowie fundamentów domu, a mama sama go skończyła. Tak więc po mamie mam pewnie zamiłowanie do sztuki, do teatru, a po ojcu do przedmiotów ścisłych. A już do samego lotnictwa, to może coś przeszło na mnie z genów wujka Stanisława z Kanady, który był szefem mechaników Air Kanada - śmieje się. - Bo ja na punkcie budowy samolotów, lotni, motolotni, samego latania miałem prawdziwego bzika od dziecka. Będąc kilkulatkiem odwracałem taborety i potrafiłem buczeć godzinami, że niby lecę, wkurzając tym resztę rodziny. Potem zacząłem kleić zaawansowane modele szybowców, za model zdalnie sterowany radiem zdobyłem nawet w zawodach wojewódzkich pierwsze miejsce i dostałem Puchar Gór Świętokrzyskich. Potem przyszedł czas na budowy motolotni, były to początki motolotniarstwa na świecie i razem z moim kuzynem Andrzejem Witeckim budowaliśmy je dzielnie ze stylonu i ortalionu, każdą po pół roku. Unoszenie się nad ziemią, podziwianie pięknych widoków dawało mi niesamowitą adrenalinę, a o tym co wyczyniam po szkole nie wiedziała nawet moja mama, bo pewnie umarłaby o mnie ze strachu. Tak było do momentu kiedy wróciłem z wybitym zębem i wszystko się wydało. Ale chęć przeżycia przygody była silniejsza i nikt by mnie przed tym nie powstrzymał. W następnych latach miałem krótką przerwę w mojej miłości do lotnictwa i zająłem się budową jachtu, konstruowałem go dwa lata, bo żeglarstwo to moja kolejna pasja. A teraz od wielu lat jestem instruktorem paralotni w Masłowie i wychowuję kolejne pokolenia paralotniarzy. Nie ukrywam tego, że w powietrzu zawsze odczuwa się pewien lęk i to dobrze, bo to ryzykowny sport, tylko odczuwanie strachu byłoby niewskazane, bo paraliżujące. W zasadzie moje obecne życie dzieli się na trzy części: jedną spędzam w teatrze, drugą w Masłowie, gdzie jestem prawie codziennie, a wieczory w moim ukochanym cockpicie, który zresztą ciągle udoskonalam i jeszcze nie ma on ostatecznego kształtu. Podoba się wszystkim moim znajomych i byli tacy, którzy chcieli go ode mnie odkupić, ale to nie wchodzi w grę, wolałbym już odsprzedać samochód niż tę wypieszczoną kabinę. W międzyczasie wybudowałem także część kokpitu Airbusa i przekazałem go koledze z Krakowa. Za swoja zaletę uważam pewną konsekwencję w dążeniu do celu i stałość, o czym świadczy choćby to, że każde wakacje spędzam co roku na Mazurach na jachcie, gdzie razem z kolegami żeglujemy.

Na pytanie czy ta budowa symulatora lotów i wcielenie się w rolę pilota nie wynika czasem z nie zrealizowanych marzeń o byciu prawdziwym pilotem, Kazimierz Chyb szczerze odpowiada, że pewnie tak. - O oderwaniu się od ziemi i pofrunięciu w przestworza marzyłem od dziecka, potem okazało się, że nie byłbym w stanie sprostać wszystkim, bardzo wtedy rygorystycznym wymogom, choćby zdrowotnym, żeby zostać profesjonalnym pilotem, więc stworzyłem sobie namiastkę takiej życiowej roli - przyznaje. - Wykonanie tego kokpitu sprawiło mi naprawdę ogromną satysfakcję, że poradziłem sobie z takim precyzyjnym i niełatwym zadaniem i dziś mam poczucie pewnego spełnienia - mówi Kazimierz. - Ale z drugiej strony nie jestem do końca spełniony, bo musiałbym już umierać - podsumowuje dowcipnie. - Więc zaplanowałem kolejne wyzwania, chciałbym dokończyć budowę drugiego jachtu, który wykonuję w garażu i w przyszłym roku zamierzam wypłynąć nim na Mazury. Na szczęście ciągle mam nowe marzenia i pomysły na siebie, bo nie wyobrażam sobie swojego życia bez marzeń.

Praca w Teatrze "Kubuś” i przebywanie w powietrzu to dwie miłości Kazika.

Praca w Teatrze "Kubuś” i przebywanie w powietrzu to dwie miłości Kazika. Aleksander Piekarski

Praca w Teatrze "Kubuś" i przebywanie w powietrzu to dwie miłości Kazika.
(fot. Aleksander Piekarski )

Cocpit takiego boeinga 737 skonstruował pasjonat lotnictwa.

Cocpit takiego boeinga 737 skonstruował pasjonat lotnictwa. Aleksander Piekarski

Cocpit takiego boeinga 737 skonstruował pasjonat lotnictwa.
(fot. Aleksander Piekarski )

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie