Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Targowiska w Radomiu oparły się marketom

Antoni SOKOŁOWSKI, [email protected]
Targ "Nad rzeczką”, ma od lat swoją nazwę i ustaloną renomę.
Targ "Nad rzeczką”, ma od lat swoją nazwę i ustaloną renomę. Tadeusz Klocek
Kolejny sklep spożywczy niedawno został zamknięty na ulicy Słowackiego. To bodaj trzeci plajtujący sklep w okolicy, gdy w centrum zaczął działać supermarket. Jednak w wojnie handlowej dzielnie bronią się targowiska.

Od prawie ćwierć wieku mamy wolny handel i w tym czasie radomianie widzieli już kilka większych i mniejszych kłótni o handel. Jedna z takich wojenek rozegrała się o targowisko przy ulicy Traugutta. Na początku lat 90. istniał tu bodaj najbardziej dynamicznie rozwijający się targ. Po wielkich sporach został przeniesiony, ale do dziś można tu spotkać sprzedawców warzyw i owoców. Ci handlarze są symbolem, że nic nie ginie bezpowrotnie.

TAKA TRADYCJA

Pan Janusz, jeden z mieszkańców Radomia, mieszka przy ulicy Wilczej i niemal, co tydzień zagląda na targowisko przy ulicy Struga, czyli popularny targ "Nad rzeczką".

- Akurat to targowisko uchodzi za jedno z droższych w mieście. Ceny owoców czy warzyw są zwykle o jakąś złotówkę wyższe, niż gdzie indziej. Ale ja tu lubię przychodzić, bo tak robię zakupy od lat - mówi mężczyzna.

"Nad rzeczką" można spotkać znane osobistości radomskie. Od czasu do czasu można tam spotkać Zbigniewa Kuźmiuka, najbardziej znanego europosła. Kiedyś Kuźmiuk przyznał, że nic mu tak nie smakuje, jak polskie produkty, kupowane prosto ze straganu.

Na targu sprzedawcy widują też Danutę Grabowską, byłą posłankę i wiceminister oświaty. Ona także tu robi zakupy.

Dodajmy, że targowisko przy Struga ma też dużą konkurencję, bo kilkaset metrów dalej działa duży targ na stadionie "Radomiaka". Ponadto niedaleko targu jest Galeria Słoneczna, która wysysa klientów nie tylko z Radomia, ale i okolicznych gmin. Jednak tak silna konkurencja handlowa w niczym niemal nie zachwiała pozycji targu "Nad rzeczką". Codziennie panuje tu ścisk kupujących i sprzedawców, a w czwartki, czy soboty, czyli w targowe dni, tłok jest jeszcze większy i zawsze jest tu problem z zaparkowaniem samochodu.

TYSIĄCE KWITÓW

Targowiskami w mieście zajmuje się Zakład Usług Komunalnych. Zgodnie z uchwałą Rady Miasta inkasenci odwiedzają targowiska, pobierają opłaty. Opłata wynosi 6 złotych za jeden dzień za jedno stoisko i dwa złote za handel koszyczkowy. Okazuje się, że handel targowy ma się całkiem dobrze.

- Nadzorujemy dziesięć targowisk w mieście. Nasi pracownicy wystawiają od 9 do 10 tysięcy opłat i to tylko w ciągu jednego miesiąca - mówi Marcin Walasik, rzecznik prasowy Zakładu Usług Komunalnych w Radomiu.

Taka liczba opłat świadczy, że handel targowy ma się dobrze, a trzeba też dodać, że na chodnikach, przy niektórych większych sklepach, czy na skwerach pojawiają się także sezonowi sprzedawcy. Takich handlarzy można spotkać choćby przy poczcie na Kalińskiej, Stokrotce przy Żeromskiego, czy nawet przy Kauflandzie na 25 Czerwca, gdzie pojawiają się sprzedawcy owoców.

Najbardziej popularnymi targowiskami w mieście są te największe: Korej przy Wernera, stadion Radomiaka, plac przy ulicy Śląskiej.

- Każdego dnia te targowiska odwiedza tysiące radomian. Nie obserwujemy regresu handlu w tych miejscach - dodaje Marcin Walasik.

Inne targowiska, jak przy ulicy Nowogrodzkiej, wręcz się rozwinęły. Przed laty działał w tym miejscu tu niewielki targ warzywny. Dziś rozrósł się on w duży plac targowy, a stoiska ustawiane są też na sąsiednim placu przy ulicy Czachowskiego. Codziennie jest tu tłum handlarzy i choć warunki handlu urągają wszelkim normom, to jednak klienci też są i dają zarobić sprzedawcom.

NIE GINĄ DO KOŃCA

Nie wszystkie targowiska przetrwały w takim stanie, jak zaczynały działalność przed dwoma dziesiątkami lat. Istniał wszak duży targ, tak zwany Koniówką, przy ulicy Czarnieckiego. Handlowało się tu wszystkim, nawet zbożem, końmi, krowami, żywym drobiem, czy prosiakami. Stąd zresztą pochodzi nazwa: Koniówka. Targ ten został przeniesiony na ulicę Lubelską i jeszcze przez pewien czas, na początku lat 90-tych, też można tu było kupić żywe prosiaki sprzedawane prosto z bagażników, czy krowę z cielęciem. Ale ten teren przy Lubelskiej przekształcił się z czasem w Giełdę Rolną i dziś jest to już nowoczesny handel w halach, hurtowniach. Choć nie ma tu żywych zwierząt, to na giełdzie znajdziemy wszystkie towary, jakich chcemy.

Kolejny przeniesiony targ z ulicy Traugutta też nie zniknął do końca. Każdego dnia spotkamy tu drobnych sprzedawców kwiatów, owoców.

- Kabaczki bardzo obrodziły mi na mojej działce. Sama ich nie zjem, wolę je sprzedać. Tu mogę spokojnie rozłożyć warzywa na reklamówce. Parę złotych przyda się do mojej emerytury - mówi pani Kazimiera, którą spotkaliśmy na ulicy Traugutta, jak sprzedawała kabaczki.

Także działający z rozmachem inny targ przy ulicy Południowej musiał co nieco się skurczyć, gdy kilkanaście lat temu przebudowywano teren pod skrzyżowanie z Wiejską. Jednak i ten targ nie poszedł w zapomnienie, bo i dziś w soboty, czy w czwartki ustawiają się tu stragany i ściągają klienci.

LUBIMY BYĆ W GRUPIE

W ostatnich latach w samym Radomiu powstało blisko 30 dyskontów, marketów, supermarketów. A jednak tak wielka ilość dyskontów nie zniszczyła do końca żadnego targowiska w mieście.
Tomasz Pysiak, socjolog i pracownik naukowy Europejskiej Uczelni Społeczno - Technicznej w Radomiu przyznaje, że obserwujemy prawdziwy fenomen z targowiskami.

- Przyznaję się, że ja sam wiele lat temu niechętnie chodziłem na targowiska. Wydawało mi się, że to przestarzała forma handlu. Odstręczał mnie też bałagan, ale po latach zmieniłem zdanie. Dziś widzę, że to forma pewnej wspólnoty: i handlujących i kupujących. Przecież niektórzy znają się nawzajem, klienci przychodzą do swoich kupców, wymieniają się uwagami o życiu o tym, co obserwują - mówi Tamasz Pysiak.

Jak zauważa socjolog, o prawdziwej więzi lokalnych społeczności świadczy i to, że poszczególnym targowiskom nadaje się nazwy. - To jest tożsamość miejsca. Kiedy mówimy: "na Śląskiej", czy "Korej", to w Radomiu nikomu nie trzeba tłumaczyć, tych nazw. Wszyscy wiedzą - dodaje Tomasz Pysiak.

O żywotności targowisk świadczy i to, że tu pracują energiczni ludzie, szybko reagujący na zmiany, na nowe style. Jeśli sprzedawca ubrań na targu dostrzeże, że jakaś sukienka, czy kurtka lepiej się sprzedaje, natychmiast zamawia większą ilość. - Targowiska były nawet w czasie wojny, one wszystko wytrzymają - mówi pan Janusz, pakując do siatki świeże warzywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie