Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oliwia Pakuła, lekkoatletka Victorii Stalowa Wola: Wierzę, że moje sportowe marzenia się spełnią

Bartosz MICHALAK
Oliwia Pakuła
Oliwia Pakuła
Oliwia Pakuła, 17-letnia wychowanka Victorii Stalowa Wola i młodzieżowa reprezentantka Polski opowiedziała nam o sobie.

Oliwia Pakuła

Oliwia Pakuła

Urodzona 2 sierpnia 1997 roku w Stalowej Woli; wychowanka miejscowej Victorii. Jej trenerem jest Mirosław Barszcz, który jest także szkoleniowcem dorosłej kadry narodowej biegaczek. Jedna z najlepiej zapowiadających się polskich zawodniczek. Młodzieżowa mistrzyni kraju w biegu na 400 metrów (Łódź 2013). W lipcu tego roku na Mistrzostwach Świata Juniorów w Stanach Zjednoczonych, mimo że rywalizowała ze starszymi od siebie rywalkami, wzięła udział w polskiej sztafecie 4x400 metrów, która zajęła w finale szóste miejsce. Swój rekord życiowy w biegu na 400 metrów (55:04) ustanowiła 30 maja bieżącego roku na nieoficjalnych Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w stolicy Azerbejdżanu, Baku. Mimo, że nie jest typową sprinterką ma świetny rekord życiowy w biegu na 100 metrów (11:95). Srebrna i złota medalistka Halowych Mistrzostw Polski Juniorów Młodszych w biegu na 600 metrów (Spała 2013, 2014). Multimedalistka wojewódzkich mistrzostw młodzików i juniorów.

W dzieciństwie trenowała taniec, pływanie i tenis ziemny. Jak sama przyznaje, nigdy nie spodziewała się, że tak bardzo pokocha bieganie, które początkowo nie sprawiało jej żadnej frajdy. Aktualnie z powodzeniem startuje w zagranicznych imprezach rangi mistrzostw świata ze starszymi od siebie zawodniczkami!

Bartosz Michalak: - W lipcu tego roku z powodzeniem wystartowałaś w Mistrzostwach Świata Juniorów w Stanach Zjednoczonych. Jak radzisz sobie z coraz większą presją i oczekiwaniami ludzi wobec Ciebie?
Oliwia Pakuła: - Największą presję zazwyczaj wywieram sama na sobie. Czasami nie potrafię, mówiąc kolokwialnie "wyluzować". Dzień przed ważnymi zawodami nie usiedzę w miejscu. Ze stresu mój apetyt też nie jest największy. Ale takie wyjazdy na zagraniczne imprezy mnie hartują. W Stanach Zjednoczonych spędziłam w sumie trzy tygodnie. Moim zdaniem trochę za dużo, bo na aklimatyzację nie potrzebowałam aż tak dużo czasu. Chodzi mi o to, że bardzo chciałam wystartować również we Wrocławiu w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieżowej, która odbywała się w połowie lipca. Później bez problemu, na własną rękę dotarłabym do Eugene (miejscowość w Stanach Zjednoczonych - red.), ale władze Polskiego Związku Lekkoatletycznego dały mi jasno do zrozumienia, że jak chcę wziąć udział w mistrzostwach, to z kadrą na zgrupowaniu muszę być od początku do końca. Przez to uciekły mi też niedawne seniorskie Mistrzostwa Polski w Szczecinie, na których miałam zagwarantowane starty w biegach eliminacyjnych.

Znam wiele osób, które z chęcią spędziłyby w Stanach Zjednoczonych prawie miesiąc. Dodatkowo nie na swój koszt.
- Jest we mnie duża chęć poprawiania swoich rekordów życiowych, których nie mogłam poprawić w Eugene, bo brałam tam udział w sztafecie 4x400 metrów. Na szczęście pokazałyśmy się z dziewczynami z całkiem dobrej strony (polska sztafeta w finałowym biegu zajęła szóste miejsce - red.). Całe szczęście, że w ogóle wystartowałam w sztafecie, bo przecież byłam najmłodszą z dziewczyn, a gotowych do startu było nas aż pięć. Nie było między nami jakiejś niezdrowej rywalizacji, bo to nie miałoby sensu, żeby "zajeżdżać się" na treningach. Trenerka patrzyła na naszą dyspozycję, obserwowała formę każdej z nas i ostatecznie podjęła decyzję, że pobiegnę w eliminacjach. Złożyło się idealnie, bo weszłyśmy do finału, w którym także wystąpiłam. Gdybym jednak nie załapała się do "czwórki", to zdecydowanie uznałabym to zgrupowanie za nieudane. Nie ukrywam jednak, że i tak miałam już trochę dość siedzenia tam.

Dlaczego?
- Nie jestem zwolenniczką ciągłego jedzenia tak zwanych fast food-ów. Szczególnie na dłuższą metę takie jedzenie dla sportowca nie jest najlepsze. Praktycznie na każde śniadanie mieliśmy te bardzo słodkie, amerykańskie naleśniki. Przez pierwsze trzy dni nawet odpowiadała mi taka dieta, ale potem to już było ciężko. Nie jestem dziewczyną wybredną. Jestem nieśmiała i bardzo spokojna, ale wiem, co dla mnie jest najlepsze. Wiem, jakie treningi podnoszą moje umiejętności, a jakie tylko je podtrzymują.

Masz dopiero 17 lat, ale czy jesteś już w stanie określić co daje Ci wyczynowe uprawianie sportu?
- Nie jestem już tak bardzo nieśmiałą osobą, jak jeszcze kilka lat temu. Nie oznacza to, że nagle stałam się duszą towarzystwa i najlepiej czuję się teraz na dyskotekach (śmiech). Mam jednak wielu znajomych, których pasją też jest sport. Styczność z nimi działa na mnie bardzo pozytywnie. Poza tym takie zagraniczne wyjazdy, jak ten do Stanów Zjednoczonych czy majowy do Azerbejdżanu sprawiają, że jeszcze bardziej uczę się samodzielności. Kiedy pojechałam na ponad tydzień z kadrą do Baku (stolica Azerbejdżanu - red.), to praktycznie nikt mnie tam nie znał. Trafiłam pod skrzydła szkoleniowca, który widział mnie pierwszy raz w życiu. Musiałam sobie radzić w wielu sprawach sama. Zapoznałam się z Ewą Swobodą z UKS-u Żory, z którą razem zamieszkałyśmy w pokoju. Poradziłam sobie, bo właśnie w Baku ustanowiłam swój dotychczasowy rekord życiowy w biegu na dystansie 400 metrów. Dzięki takim sytuacjom wiem, że mam twardy charakter. Że nawet w trakcie biegu, kiedy czuję, że ból i zmęczenie są coraz większe, jestem w stanie przyśpieszyć. Zacisnąć zęby i walczyć.

Trochę za bardzo cukierkowy ten wywiad chyba będzie…
- To opowiem ci jak wyglądały moje początki z bieganiem. One nie były "cukierkowe". Nie lubiłam tego sportu. Kiedyś nawet specjalnie zapomniałam sprzętu, żeby nie wystartować w zawodach lekkoatletycznych, w których ostatecznie pobiegłam w sukience (uśmiech). Moja miłość do biegania nie jest od pierwszego wejrzenia. Wolałam grać w tenisa ziemnego, ale niestety nie robiłam systematycznych postępów uprawiając tę dyscyplinę. Podobno, aby stwierdzić czy ktoś będzie w przyszłości dobrym tenisistą i czy warto w niego inwestować, trzeba systematycznie trenować ponad sześć lat. Nie miałam w sobie tyle cierpliwości, aby tak długo czekać na dobre rezultaty. Wcześniej jeszcze postanowiłam nauczyć się pływać i tańczyć. Ale że będę przyjeżdżać na treningi do Victorii naprawdę się nie spodziewałam! Kiedyś nawet ze złamanymi palcami w stopie. Bolało mnie strasznie, ale nikomu się nie przyznawałam. Myślałam, że to typowy uraz do rozbiegania. Dopiero po kilku kolejnych zajęciach, kiedy ból był już wręcz nie do wytrzymania, pojechałam na prześwietlenie i okazało się, że było to tak zwane złamanie zmęczeniowe. Po części wynikające z szybkiego rośnięcia kości. Pewnie dałoby się niemu zapobiec, gdybym nie udawała przed wszystkimi, że nic mi nie jest. Do Victorii trafiłam na początku 2010 roku. Pani Ula Czopor poleciła mi trenera Barszcza, dzięki któremu ciągle się rozwijam.

Dobrze zrozumiałem, że brałaś kiedyś udział w zawodach, biegnąc w sukience?
- To był bodajże mój pierwszy start. Dokładnie na stadionie lekkoatletycznym Resovii Rzeszów. Mówimy o moich samiutkich początkach przygody z bieganiem. Była taka umowa, że jak nie awansuję do dalszych rund w turnieju tenisowym, to przyjadę na zawody lekkoatletyczne. Tak się złożyło, że odpadłam w pierwszej rundzie tamtego turnieju i chcąc nie chcąc, musiałam wystartować w zawodach lekkoatletycznych. Doszłam do wniosku, że jak nie wezmę klubowej koszulki, to w sukience tenisowej raczej nie dopuszczą mnie do biegu. Nic z tego. Sukienkę musiałam włożyć w spodenki, przypiąć do niej numer startowy i po chwili byłam gotowa do startu. Po biegu od razu pojechałam na korty, bo została mi jeszcze gra "podwójna".

Oliwia Pakuła to równie pilna uczennica w szkole, co zawodniczka w klubie Victoria Stalowa Wola?
- Głównie uczę się przedmiotów, z którymi wiążę swoją przyszłość. Od nowego roku będę chodzić do drugiej klasy w stalowowolskim Liceum Ogólnokształcącym imienia Komisji Edukacji Narodowej. Staram się, żeby mieć nauczanie indywidualnie, bo w ostatnim roku szkolnym po powrotach z różnych obozów, kiedy szłam z marszu na lekcje, to zdarzało mi się wracać do domu z nieciekawymi ocenami. Miałam coraz więcej zaległości. Chcę być w szkole jak najczęściej. Chodzić do tej samej klasy, ale po okresie spędzonym na różnych obozach sportowych, mieć sprawiedliwe szanse na nadrobienie materiału.

Z którymi przedmiotami wiążesz swoją przyszłość?
- Jestem w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. Planuję w przyszłości zdawać na medycynę.

Chyba sobie żartujesz. Takich "ciężkich" studiów z nie dasz rady połączyć z profesjonalnym uprawianiem sportu.
- Załóżmy, że jest to mój "plan b". Przede wszystkim chcę bardzo dobrze zdać maturę. Wierzę, że moje marzenia sportowe się spełnią i studia medyczne najwyżej odstawię na trochę później.

Skąd u Ciebie taka miłość do sportu?
- Możliwe, że w tej kwestii zadecydowały uwarunkowania genetyczne. Mój tato w młodości grał w siatkówkę i nie tylko. Mama była dobrą piłkarką ręczną. Pamiętam, że temat sportu od zawsze był obecny w moim domu. Wciąż jestem trochę nieśmiałą osobą. I tak naprawdę tylko w trakcie biegu budzi się we mnie taka prawdziwa sportowa złość, która przeradza się w pewność siebie. Jako dziecko większość wakacji spędzałam u dziadków na wsi. Bardzo ciężko było mnie upilnować. Wdrapywałam się na drzewa, skakałam po huśtawkach, biegałam. W sumie ciężko powiedzieć, czego nie robiłam. Ogólnie ruch na świeżym powietrzu nigdy nie był mi obcy. Tym samym z biegiem lat zaczęłam szukać sportu dla siebie. I znalazłam.

Jakiś czas temu rozmawiałem z twoim klubowym trenerem, Mirosławem Barszczem. W kulisach rozmowy poruszyliśmy temat… dylematów sercowych zawodniczek, które mogą przeszkodzić im w osiąganiu dalszych sukcesów.
- Nie mam chłopaka, ale jak już takowy się kiedyś pojawi, to najlepiej żeby był związany ze sportem. Żeby znał specyfikę uprawiania lekkiej atletyki. Wiem, o czym mówisz, bo czasami słyszę o takich sytuacjach, że chłopak jest niezadowolony, że jego dziewczyna często wyjeżdża na zgrupowania i rzadko ma okazję się z nim spotykać. Ja nie mam zamiaru nikomu się tłumaczyć ze swoich marzeń, dlatego jak już coś, to będę starała się wybierać spośród sportowców (uśmiech).

Z powodzeniem rywalizujesz ze starszymi od siebie zawodniczkami. Jak sądzisz, czy Igrzyska Olimpijskie, które odbędą się za dwa lata w Brazylii są w Twoim zasięgu?
- Nie chciałabym rzucać słów na wiatr i bez zastanowienia odpowiadać, że tak. Mam w sobie dużo pokory i wiem, że zakwalifikowanie się na taką imprezę jak olimpiada w wieku 19 lat byłoby dla mnie czymś wielkim. Aktualnie moim koronnym dystansem jest 400 metrów. W planach mam rozpoczęcie starań o jak najlepszy czas na dystansie 800 metrów. Myślę, że na najbliższą olimpiadę wchodzi w grę zakwalifikowanie się przeze mnie do polskiej sztafety 4x400 metrów. Pamiętaj jednak, że to nie jest obietnica, tylko moja chłodna kalkulacja, zakładająca bardzo pozytywny scenariusz. Bez kontuzji, bez innych przeszkód. To byłoby naprawdę coś! Dotychczas takie gwiazdy jak choćby Allyson Felix (amerykańska sprinterka - red.) oglądałam tylko w telewizji. Kiedy pomyślę, że za dwa lata mogłabym wystartować w tej samej imprezie, co tak wielcy sportowcy jak Allyson, to od razu chce mi się iść na trening.

Nie musisz odpowiadać na to pytanie. Co robisz ze stypendium, które otrzymujesz z miasta? Wiem, że nie jest to jakaś bardzo duża kwota, ale mimo wszystko stały dopływ gotówki.
- Po pierwsze jestem bardzo wdzięczna, że to stypendium w ogóle mam. Jestem świadoma, że w innych miastach młodzi lekkoatleci o takich stypendiach nierzadko mogą tylko pomarzyć. Pieniądze, które otrzymuję od momentu zdobycia złotego medalu na zeszłorocznej Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Łodzi, systematycznie odkładam. Tak jak zbieram wszystkie swoje sportowe medale, które trzymam w jednej gablocie, tak każde pieniądze, jakie otrzymuję również skrupulatnie odkładam. Nie mam na razie większych wydatków, a jeśli chodzi o chodzenie po sklepach z ciuchami lub kosmetykami, to jest to jedna z tych rzeczy, które mnie bardzo denerwują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie