Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legendarny trener o zwolnieniu ze Stali

Bartosz MICHALAK
Były trener ekstraklasowej Stali zawsze wymaga od swoich podopiecznych solidnej dyscypliny i pokory.
Były trener ekstraklasowej Stali zawsze wymaga od swoich podopiecznych solidnej dyscypliny i pokory.
Jerzy Szambelan, legendarny trener koszykarzy ekstraklasowej Stali Stalowa Wola w latach 90. oraz juniorskich reprezentacji Polski opowiedział nam między innymi o różnicy w pracy z młodzieżą dzisiaj, a jeszcze kilkanaście lat temu, błędach popełnianych w jej szkoleniu, a także zdradził kulisy swojego kontrowersyjnego zwolnienia ze Stali.

Jerzy Szambelan

Jerzy Szambelan

Jerzy Szambelan (66 l.) - urodzony w Łodzi; wychowanek łódzkiego ŁKS-u; były koszykarz, trener reprezentacji Polski. W 1971 roku w wieku 23 lat przyjechał do Stalowej Woli. W 1977 roku rozpoczął pracę szkoleniową z młodzieżą. Zdobywał medale na Mistrzostwach Polski i młodzieżowych spartakiadach. W latach 90. przez kilka lat prowadził Stal w ekstraklasie. Wychował i wyszkolił wielu wspaniałych koszykarzy, reprezentantów Polski. Uczestniczył w siedmiu Mistrzostwach Europy i dwóch Mistrzostwach Świata. W 1990 roku w Holandii z drużyną Polski do lat 18 zajął szóste miejsce. W 2009 roku kadra Polski U-16 pod jego opieką wywalczyła największe wówczas osiągnięcie polskiej koszykówki męskiej - 4. miejsce w Mistrzostwach Europy na Litwie. W tym samym roku został uznany przez Polski Związek Koszykówki najlepszym Trenerem Roku i nagrodzony "Złotym Koszem". Rok później jako szkoleniowiec reprezentacji Polski U-17 sięgnął po srebrny medal Mistrzostw Świata w Niemczech. Otrzymał dożywotnią licencję FIBA World.

Bartosz Michalak:- Kiedyś do Stali był Pan bliski ściągnięcia Adama Wójcika (wybitny reprezentant Polski - red.). Hala widowiskowa podczas ekstraklasowych spotkań pękała w szwach. Co Pan czuje wspominając czasami tamten okres?
Jerzy Szambelan:- Z perspektywy czasu podchodzę do tego już na spokojnie. Wiele czasu i wysiłku kosztowało stworzenie zespołu, który gwarantował dobre wyniki sportowe, emocje i widowisko na miarę ekstraklasy. W tamtym czasie zespół potrzebował wzmocnień. Zależało mi na pozyskaniu zawodnika, który mógłby być liderem. Pamiętam, że po Adasia specjalnie pojechałem do Wrocławia. On wtedy został trochę "przekręcony" przez swoich menedżerów, w konsekwencji nie związał się umową z zagranicznym klubem i pojawiła się okazja, żeby grał dla nas. Wszystko było praktycznie dogadane, ale wyczuwało się, że tutejszym działaczom nie na rękę było zatrudnienie zawodnika, który poprawiłby grę drużyny. W późniejszej rozmowie sam zawodnik miał podobne odczucia, poszło o jakiś służbowy samochód, który chciał mieć, aby móc się poruszać po mieście…
Szkoda, bo uważam że ludzie w Stalowej Woli zasługiwali na ten czas na dobry zespół, który sprostałby wielkim oczekiwaniom. Przypomnę, że na niektóre mecze jak te ze Śląskiem Wrocław, Lechem Poznań czy Bobrami Bytom już w czwartek bilety były wyprzedane. Świadczyło to o ogromnym zapotrzebowaniu zarówno na piłkę nożną na przyzwoitym poziomie czy właśnie koszykówkę. Nie można tylko pracować, jeść i spać! Tym bardziej, że w dynamicznie rozwijającej się Stalowej Woli, sport był znakomitą promocją miasta.

Skąd przypuszczenia, że działacze nie chcieli wówczas w drużynie Adama Wójcika?
Nie jest żadną tajemnicą, że mieli dość Szambelana w roli trenera (śmiech). Po co był im gość, który często miał swoje zdanie i nie wchodził w żadne układy? Za czasów prezesa Jerzego Augustyna nikt mi się nie wpieprzał w robotę. Było normalnie. Ja ustalałem skład, ja dobierałem taktykę. Po zmianie prezesa klubu (nowym włodarzem został Alfred Rzegocki -red.) sytuacja się zmieniła. To znaczy, w okresie przygotowawczym wszystko było jeszcze "cacy", ale w trakcie sezonu kilkukrotnie chciano ingerować w moje decyzje. A że zawsze byłem człowiekiem konsekwentnym, to w takich sytuacjach nie potrafiłem się głupio uśmiechnąć i powiedzieć: "Dobrze kochany prezesie, jak sobie prezes życzy", tylko twardo stawiałem na swoim! Jeśli to ja podpisuję się pod jakimś wynikiem, to nikt nie ma prawa mi się wtrącać w robotę. Oczywiście mam na myśli tutaj działaczy. Ze zdaniem swoich asystentów zawsze się liczyłem.
Powiem ci, że największym sukcesem Stali w tamtym okresie nie były późniejsze wysokie lokaty w ekstraklasie, ale wyszarpane utrzymanie w premierowym sezonie gry na tym poziomie (sezon 1989/90 - red.). Potem do drużyny sprowadziłem takich zawodników jak: Nikołaj Iwachnienko, Zenek Telman, Aleksander Szestopał, Piotrek Karolak czy Piotrek Trzaska i automatycznie jakość gry całego zespołu się podniosła. Nie byliśmy potentatem finansowym, nie mieliśmy wielkich gwiazd w drużynie, ale potrafiliśmy stworzyć zespół groźny dla najlepszych. Dopiero po czasie widać, że był to okres wyjątkowy dla koszykówki, o czym często wspominają kibice i zawodnicy.

Środowisko stalowowolskiej koszykówki ewidentnie podzieliło się na tych związanych z klubem Stal i tych z "Kuźnią Koszykówki". Aż tak się nie cierpicie?
Bez przesady. Mimo że zostaliśmy wszyscy (Jerzy Szambelan, Marek Jarecki, Roman Prawica - red.) wyrzuceni z klubu, pomimo że jesteśmy ludźmi, którym Stal zawdzięcza trochę swojej własnej chwały, to nie chcieliśmy przechodzić na przyśpieszoną emeryturę. Mając wciąż duży potencjał wiedzy i doświadczenia tworzymy nową jakość w koszykówce młodzieżowej, bo inną nam po prostu zabrano. Robimy ją kompleksowo i jest coraz głośniej o nas w całej Polsce.
W "Kuźni Koszykówki" stworzyliśmy rozwiązania dla dzieci z klas 4-6 szkół podstawowych, gimnazjum i liceum jako system szkoleniowy powiązany i kompatybilny. Za ten projekt Marek Jarecki otrzymał medal od Ministra Sportu. Ostatnim naszym wspólnym pomysłem z siatkarską "Vegą" jest utworzenie Szkoły Mistrzostwa Sportowego, aby zbilansować się szkoleniowo i otrzymać pomoc finansową. Własną pracę i mnóstwo czasu prywatnego poświęcamy programowi dedykowanemu najmłodszym adeptom koszykówki w okresie szkolnym. Ambicję na grę w ligach i sport zawodowy pozostawiamy tym , którzy są dobrze opłacanymi działaczami sportowymi, którzy dysponują ogromnym majątkiem przekazanym przez hutę i miasto na sport zawodowy.
Nie ma powodu do konfliktowania się z kimkolwiek. W ostatnim okresie powstają jak "grzyby po deszczu" nowe kluby młodzieżowe w różnych dyscyplinach. Zresztą nikomu inteligentnemu i znającemu nasze realia sportowe nie muszę tłumaczyć komu to przeszkadza…

Gdzie jest najlepsza w Polsce Szkoła Mistrzostwa Sportowego, w której mogą trenować adepci koszykówki?
Najlepszym SMS-em w kraju jest ten w Cetniewie stworzony na obiektach Ośrodka Przygotowań Olimpijskich. Tam powinni trafiać najbardziej utalentowani chłopcy do gry w koszykówkę. Zagraniczni szkoleniowcy, którzy tam byli na wykładach podkreślają, że ta szkoła jest na poziomie europejskim.
Muszę jeszcze wspomnieć o takim ośrodku, ale związanym z siatkówką, który najpierw w Rzeszowie, a teraz w Spale wychowuje młodzież. Niegdyś prowadził go były siatkarz Stali Ireneusz Mazur (obecnie komentator siatkarski Polsatu Sport - red.) między innymi z Edwardem Sroką, który pracuje w naszym liceum. Obaj stworzyli drużynę juniorów, która w 1996 i 1997 roku zdobyła kolejno: Mistrzostwo Europy i Mistrzostwo Świata. Obaj są świetnymi fachowcami! To oni wychowali takich siatkarskich mistrzów jak: Ignaczak, Zagumny, Świderski, Murek czy Gruszka.

Niedawno powiedział Pan: "Kiedyś dwutaktu uczyłem miesiąc, dziś zdarza się, że i rok". Z czego to wynika?
Wydłużenie procesu szkolenia wynika głównie z mentalności dzisiejszej młodzieży. W moim odczuciu dotyczy to problemów: braku dyscypliny, kreatywności, braku koncentracji, "ucieczki" od wysiłku i tym podobnych.

Czyli następców Romana Prawicy w mieście raczej nie widać…
Może Prawicy od razu to nie, ale jest kilku naprawdę zdolnych zawodników. W I klasie gimnazjum mam takiego jednego chłopaczka. Nazywa się Patryk Koper. Ale to czy on osiągnie w przyszłości sukces to na tę chwilę wróżenie z fusów. Wydaje się, że jego predyspozycje psychofizyczne powinny mu na to pozwolić. Wszystko w jego rękach.

Inna sprawa to kontuzje. Pana uraz (zerwane ścięgna Achillesa - red.) wykluczył z profesjonalnej gry już w wieku 27 lat.
Dawniej taka kontuzja oznaczała koniec. Dzisiaj medycyna poszła do przodu, co nie zmienia faktu, że tak poważne urazy są zmorą sportowców, których marzenia w jednej chwili mogą zostać przekreślone.

Pan dość szybko ułożył sobie życie na nowo po zakończeniu gry.
Naprawdę mocno to przeżyłem. To nie jest tak, że w jeden dzień zrywasz Achillesa, na drugi kończysz karierę, a na trzeci postanawiasz zostać trenerem. Wszystko wymaga czasu.
Jako szkoleniowiec zaczynałem od pracy z dziewczętami. Od początku związany byłem z młodzieżą. Ta praca przynosi największą satysfakcję. Jeśli uda ci się wychować młodego sportowca na prawego człowieka, to jesteś w siódmym niebie! Sport to przede wszystkim wychowywanie młodego społeczeństwa. Nie każdy musi zostać znakomitym koszykarzem. Ale wolę walki, ambicję i zaangażowanie jakie zakoduje sobie w trakcie setek godzin spędzanych na treningach, sprawiają że w przyszłości żyje mu się po prostu lepiej.

Zmieniając trochę temat: jak to było z Pana wyjazdem do Niemiec za chlebem?
Chcąc być niezależnym finansowo, dzięki czemu mogłem być z kolei niezależny od osób, którym zdecydowanie nie pasowałem w klubie, musiałem wyjechać zagranicę. Swoje zarobiłem i wróciłem dużo pewniejszy swoich możliwości. Mimo, że chciałem pracować w Stali za darmo, na pracę czekałem ponad pół roku. Tak właśnie rozpoczęła się moja kariera trenerska. Mając zabezpieczenie finansowe, miałem gdzieś zdanie ludzi, którzy na koszykówce nigdy nie mieli zielonego pojęcia, a chcieli zgrywać wszechwiedzących mędrców.

Zamawiając herbatę kategorycznie zabronił Pan przyniesienia do niej cukru. Coś nie tak ze zdrowiem czy stosuje Pan jakąś "dietę cud"?
Kilka miesięcy temu wyszła mi cukrzyca. Poważnie chcesz o tym gadać?

Dlaczego nie? Czy Jerzy Szambelan musi się kojarzyć ludziom tylko i wyłącznie ze sportem i sukcesami?
Sporo nerwów zjadłem zanim dowiedziałem się o tej chorobie. Pamiętam, że w pewną niedzielę miałem takie "sensacje", że poważnie się bałem o swoje życie. Bardzo wysokie ciśnienie, prawa ręka zdrętwiała, ogromna słodycz w jamie ustnej… Bałem się, że to zawał. Poprosiłem sąsiada o pomoc, dotarłem do szpitala i dostałem jakieś leki na uspokojenie. Zawał to nie był, ale na szczegółowe badania też nie było czasu, bo we wtorek z kadrą wylatywałem do Hiszpanii.

Odpowiedzialne posunięcie…
Co miałem zrobić? Na zastępstwo nie było szans, a skoro nie miałem zawału, to zdecydowałem się, że polecę. Po powrocie solidnie się przebadałem i wyszła mi cukrzyca. Upierdliwe to cholerstwo jest niesamowicie! Zawsze lubiłem dobrze zjeść. Nie dużo, ale dobrze. Jakbyś kiedyś wpadł do mnie na rosół lub ogórkową, to byś się przekonał (uśmiech).

Dobre, ale niezdrowe?
Dokładnie. Zawsze odpowiednio "podbite" śmietaną lub masełkiem. Trudno, teraz muszę przywyknąć do innego jedzenia.

Może zmieńmy temat, bo zaraz zacznie mnie Pan podejrzewać, że jestem z Ministerstwa Zdrowia.
A propos. Niedawno byliśmy na spotkaniu z byłą Minister Sportu Joanną Muchą, która powiedziała nam wprost, że z przeprowadzanych badań wynika, iż Polacy będą żyć coraz krócej! A wszystko głównie przez problemy ze zdrowiem, małą ilość ruchu, otyłością począwszy od tych najmłodszych…
Ponadto dowiedzieliśmy się o nowych projektach ministerstwa ukierunkowanych na systemowe zajęcia sportowe dzieci w środowisku szkolnym. Z satysfakcją stwierdziliśmy, że my w Kuźni właściwie to te plany wyprzedziliśmy, wprowadzając w Stalowej Woli projekt "PIRAMIDA", w którym każdemu dziecku z naszego miasta i okolicy oferujemy dziewięcioletni system szkoleniowy w koszykówce.

Wszyscy mówią o problemach, ale i tak nie ma skutecznego pomysłu, który zaradziłby chociażby seryjnym zwolnieniom z lekcji wychowania fizycznego w szkołach. Z tego co wiem, Pan takowy ma… (uśmiech).
Problem jest niezwykle szeroki i ważny, a dotyczy głównie braku świadomości rodziców i młodzieży, co do wartości ruchu, sportu i wszechstronnego rozwoju fizycznego. Oferta "bezstresowego" wychowania, wyręczanie dzieci we wszystkim, paradoksalnie nie jest wychowawcza.
Chodzi ci o to, że swoim kadrowiczom na zgrupowaniach przed ważnymi turniejami zazwyczaj zabraniam "szaleństw" na portalach społecznościowych? One tylko rozpraszają. Zawodnik ma przede wszystkim być skupiony na nadchodzącym meczu, a nie wrzucaniu zdjęć i obserwowaniu, ile dostanie jakiś "lajków" pod nim. Tak samo jest z najmłodszymi, którzy zamiast, tak jak kiedyś, postawić na systematyczny trening, wymiękają i później godzinami przesiadują z głową w komputerze. Swoim podopiecznym zawsze nakreślam pewne zasady, które muszą zaakceptować i przestrzegać. Jeśli ktoś ich nie respektuje, musi odejść.

Kiedy dzwoniłem do Pana, żeby umówić się na wywiad poprosiłem o poszukanie starych zdjęć i pamiątek. Momentalnie odparł Pan, że nie ma pojęcia gdzie one są. Medal za wicemistrzostwo świata z 2010 roku bądź statuetkę "Złotego Kosza" dla najlepszego trenera 2009 roku też Pan gdzieś rzucił w kąt?
Nie, nie - te akurat doskonale wiem gdzie leżą. Może nie oglądam ich zaraz po przebudzeniu, ale nie chciałem, żeby wylądowały gdzieś w piwnicy. Mimo to, dla mnie największymi sukcesami są kolejni dobrze wyszkoleni chłopcy. Ich sportowe kariery, bądź inne sukcesy w życiu sprawiają mi największą satysfakcję, ponieważ wiem, że w pewien sposób uczestniczyłem w ich edukacji i psychofizycznym rozwoju.

Rozumiem, że mimo 66 lat nie myśli Pan o sportowej emeryturze?
Chyba znasz odpowiedź na to pytanie… Kończymy, bo muszę uciekać na trening (uśmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie