Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Stanisław Adamczak, Człowiek 25-lecia województwa świętokrzyskiego w kategorii nauka, opowiedział nam o swoich pasjach

Piotr BURDA [email protected]
Profesor Stanisław Adamczak przed budynkiem rektoratu Politechniki Świętokrzyskiej
Profesor Stanisław Adamczak przed budynkiem rektoratu Politechniki Świętokrzyskiej Aleksander Piekarski
Profesor Stanisław Adamczak, rektor Politechniki Świętokrzyskiej, Człowiek 25-lecia województwa świętokrzyskiego w kategorii nauka

Człowiek 25-lecia województwa świętokrzyskiego

Człowiek 25-lecia województwa świętokrzyskiego

W plebiscycie Człowiek 25-lecia województwa świętokrzyskiego, organizowanego przez Echo Dnia, 27 czerwca 2014 roku wybrano najwybitniejszych ludzi w województwie świętokrzyskim, w każdym z powiatów oraz w ważnych dziedzinach. Doceniono i wyróżniono ludzi wyjątkowych, którzy zasłynęli w ciągu minionego ćwierćwiecza w wielu dziedzinach i odpowiedzialni byli za sukcesy rodzącej się na nowo wolnej Polski. Tytuł Człowieka 25-lecia regionu świętokrzyskiego otrzymał Michał Sołowow, największy świętokrzyski przedsiębiorca. Dziewięć wyróżnień otrzymali: Piotr Lichota, Aleksander Staniszew, Stanisław Adamczak, Zbigniew Rewera, Józef Dąbek, Jacek Tarnowski, Romuald Garczewski, Zygmunt Brzeziński i Zbigniew Kasperek.

Specjalista od metrologii, zafascynowany nauką, wynalazkami. Z drugiej strony harcerz, twórca zespołu "Wołosatki', który najlepiej odpoczywa na bieszczadzkiej połoninie. Pół Sandomierzanin, pół Kielczanin. O minionych 25 latach, nauce, wychowaniu, górach, a nawet o Ojcu Mateuszu rozmawiamy z profesorem Stanisławem Adamczakiem, rektorem Politechniki Świętokrzyskiej.

Piotr Burda: Cofamy się do 1989 roku. Co się stało 25 lat temu w Pańskim życiu i na Politechnice Świętokrzyskiej?

Profesor Stanisław Adamczak: - Podobnie jak w kraju nastąpiła demokratyzacja życia. Wcześniej rektor był "z nadania" ministra, senat uczelni nie miał nic do gadania. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych Andrzej Neimitz był pierwszym rektorem demokratycznie wybranym przez kolegium rektorskie. Uczelnie stawały się bardziej samodzielne, mogły decydować o wielu rzeczach. Pojawiły się kłopoty finansowe, bo na wszystko trzeba było znaleźć pieniądze. Dla wielu to był szok, bo wcześniej państwo zajmowało się wszystkim. Jak były pieniądze to się robiło, jak nie było to były przestoje. W latach dziewięćdziesiątych pojawiły się większe możliwości współpracy międzynarodowej. W 1990 roku dostałem staż i mogłem zrobić habilitację w Czechosłowacji. W latach osiemdziesiątych starałem się o taki staż w Niemieckiej Republice Demokratycznej, ale go nie dostałem. Nie miałem poparcia politycznego, bo nie należałem do organizacji politycznych. Dla mnie lata dziewięćdziesiąte były okresem rozwoju naukowego. Najpierw habilitacja, potem tytuł profesora w 1999 roku. Dobrze wspominam ten czas.

Ale to nie był dobry czas dla szkolnictwa zawodowego.

- To prawda. Wszyscy wtedy rzucili się na marketing, ekonomię i zarządzanie, pedagogikę, politologię. Na uczelniach technicznych mieliśmy poważne problemy z rekrutacją, bo na nich nikt nie chciał studiować.

Dlaczego?

- Przyszła taka moda. Do tego doszedł kryzys gospodarczy, zakłady zaczęły upadać. Nastąpiła transformacja, która sprawiła, że ludzie mieli problemy z pracą. Upadały Starachowice, Ostrowiec, Skarżysko.

Aż przyszła pierwsza dekada XXI wieku.

- Chyba w 2005 roku okazało się, że powstała luka pokoleniowa i zaczyna brakować inżynierów. Tendencja zaczęła się odwracać, uczelnie techniczne stały się popularne. Okazało się, że jest praca po studiach technicznych, a brakuje jej po pedagogice i politologii.

I dalej tak będzie?

- Myślę, że tak. Relatywnie nadal jest mało studentów na uczelniach technicznych, bo to jest drogie kształcenie. Potrzebne są laboratoria, praktyki. W latach dziewięćdziesiątych rozwijały się uczelnie humanistyczne, bo tam potrzebne były tylko ławki, tablica i kreda. Szkolnictwo zawodowe jest droższe. Dlatego nie powstała żadna prywatna politechnika, ani żadna prywatna akademia medyczna. Inżynierowie będą potrzebni, bo powstaną nowe osiedla, drogi, samochody, komputery. Ktoś je musi zaprojektować, ktoś musi wyprodukować.

Ubiegła dekada była już lepsza niż lata dziewięćdziesiąte.

- To dla mnie okres niezwykły. Nie tylko dlatego, że zostałem dziekanem, a potem rektorem Politechniki Świętokrzyskiej. Dokonała się ogromna przemiana samej uczelni. Nieocenione są tu środki unijne. Kiedyś w Wiedniu i zobaczyłem tamtejsze laboratoria, czułem się jakbym znalazł się w kosmosie. Taka była przepaść technologiczna między nami. Od tego czasu oni zrobili kolejny krok, ale my zrobiliśmy trzy i doganiamy ich. To jest właśnie zasługa funduszy unijnych. Dziś przyjeżdżają do nas goście z Ukrainy i łapią się za głowę, widząc wyposażenie naszych laboratoriów. Czują się pewnie tak, jak ja, kiedyś w Austrii. Gdyby jeszcze sześć lat temu ktoś powiedział mi, że baza Politechniki Świętokrzyskiej będzie wyglądać, tak jak dziś wygląda, to trzeba by go w kaftan bezpieczeństwa ubrać. To, co się stało w ostatnich latach, przeszło nasze jakiekolwiek wyobrażenia o tym, co może się stać.

Ale to Czesi mają skodę, Finowie nokię, a Polacy nie mają się czym chwalić.

- To wina rozwiązań systemowych, procesu prywatyzacji polskiego przemysłu. Wyszło nieudolnie, zrobili to ludzie bez wyobraźni. Sprzedano najlepsze firmy wyłącznie dla zysku. Trzeba było wtedy powiedzieć nabywcy, że 20 procent pieniędzy musi przeznaczyć na rozwój naukowy. Zlikwidowano ośrodki badawczo-rozwojowe, nikt nie inwestował w naukę. Doszło do sytuacji, że koncerny mają laboratoria w Anglii, Niemczech, Holandii, a naszych inżynierów potrzebują tylko do nadzorowania procesu technologicznego. Kiedy nie ma zaplecza naukowo - badawczego, to nic nowego nie powstanie. Dobrym przykładem jest nasze FSO, które produkowało dużego fiata i poloneza. Przejęli go Koreańczycy, próbowali coś zrobić z poloneza, ale miał tyle wad konstrukcyjnych, że nie dało się go poprawić. W tym czasie volkswagen zajął się skodą, na bazie modelu favorit powstała fabia, potem octavia i marka się utrzymała. To było poparte technologią i innowacją, czyli nauką.

Gdyby był Pan teraz rodzicem nastolatka, w jakim kierunku by go Pan wykształcił?

- Wykształciłbym go tak, jak ja się kształciłem. Zachęciłbym do przedmiotów ścisłych, ale też dbałbym o jego uniwersalne wykształcenie. Nie podoba mi się, że w szkołach ponadgimnazjalnych robi się specjalizacje i klasy profilowane. Na poziomie szkoły średniej każdy powinien dostać dużą wiedzę uniwersalną. Dopiero na studiach człowiek powinien się specjalizować. U nas robi się to w liceum. Decydują rodzice wysyłając dziecko do klasy biologiczno-chemicznej, z myślą o przyszłych studiach medycznych. Dzieje się to za wcześnie, kiedy młody człowiek nie jest dobrze przygotowany.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z KIELC

Wyróżnienia w kategoriach

Wyróżnienia w poszczególnych kategoriach otrzymali: Ambasador - Aldona Orman; Biznes - Michał Sołowow; Polityka - Konstanty Miodowicz; Kultura - Adam Spała; Rozrywka - Marek Werens; Sport - Bertus Servaas; Samorząd - Jacek Tarnowski; Rolnictwo - Zbigniew Rewera; Edukacja - Aleksander Staniszew; Religia - Zbigniew Kasperek; Zdrowie - Marianna Janoin; Turystyka - Piotr Lichota; Działalność społeczna - Mieczysław Sas; Nauka - Stanisław Adamczak.

A jeśli dziecko jest zawziętym historykiem?

- To bym odradzał studiowanie historii. Historia może być świetnym hobby, ale z tego chleba nie będziesz miał. Z czegoś trzeba żyć. Chyba, że ktoś ma bogatą rodzinę, która zapewni dostatnią przyszłość. Wtedy można sobie pozwolić na takie studia. Każdemu to powtarzam: jak chcesz odnieść sukces, studiuj kierunki techniczne, informatykę, matematykę lub fizykę. Także medycynę. Mamy dość autorytetów z psychologii, politologii i kolejkę nauczycieli szukających pracy. Oczywiście te dziedziny życia dają spore możliwości i dobry fachowiec znajdzie pracę. W obecnej sytuacji to jest jednak bardzo trudne.

Przed rokiem wprowadził Pan na Politechnice Świętokrzyskiej zajęcia z savoir - vivre.
Sprawdził się ten pomysł?

- Oczywiście. Dziś studenci Politechniki Świętokrzyskiej są bardziej uśmiechnięci, kłaniają się. Dla mnie to bardzo ważny temat. Z przykrością muszę przyznać, że przychodzą do nas absolwenci szkół ponadgimnazjalnych, którzy nie znają podstawowych zasad grzeczności. Kultura osobista i zachowanie studentów są coraz gorsze. Mnie to denerwuje, w związku z tym pojawił się pomysł na zajęcia z dobrych manier. Cieszą się dużą popularnością, nie ma problemów z frekwencją. Absolwent wyższej uczelni musi być kulturalny. Musi wiedzieć jak poprosić rodziców panny młodej o rękę, jak zachować się podczas rozmowy o pracę. Czasem głupie błędy i zachowania przekreślają wiele życiowych szans. Cieszę się, że nasz pomysł odbił się szerokim echem w całym kraju. Pamiętam, jak podczas telewizyjnego programu "Pytanie na śniadanie" Beata Tyszkiewicz powiedziała mi " Panie rektorze. Dzięki panu uwierzyłam, że coś można zrobić w temacie dobrych manier. Wcześniej myślałam, że sprawa jest przegrana".

Z pochodzenia Sandomierzanin, ale większą część życia spędził Pan w Kielcach. Czuje się Pan bardziej Kielczaninem, czy Sandomierzaninem?

- Jednym i drugim (śmiech). Mieszkam w Kielcach, tu osiągnąłem pozycję zawodową i naukową. Sandomierz traktuje jako miasto rodzinne, moje korzenie. To są dwie porównywalne rzeczy i świetnie się uzupełniają.

Co by Pan zmienił w Kielcach?

- Problemem Kielc jest demografia, bo ubywa mieszkańców. Wielu młodych, zdolnych ludzi wyjeżdża na studia i już nie wraca. Mam nadzieję, że dojdzie do sytuacji, która występuje w bardziej rozwiniętych krajach, dojdzie do decentralizacji. W Polsce wszystko skupia się w Warszawie i dużych miastach. Kielce mają dużą szansę, bo jest taniej. Już wiele firm lokuje się w mieście. Głównie z branży informatycznej, bo tu lokalizacja nie ma specjalnego znaczenia i można bez problemów łączyć się na przykład ze Stanami Zjednoczonymi. Dla mnie Kielce są optymalne. Są na tyle dużym miastem, że czuć wielkomiejskość, ale na tyle małe, że utrzymywane są bliskie kontakty między ludźmi. Człowiek nie jest tu takim pionkiem na szachownicy, jak w Warszawie. Tam się trudno funkcjonuje. Przykładem jest moja małżonka (doktor Alicja Adamczak, prezes Urzędu Patentowego - red.), która pracuje i mieszka w Warszawie, ale przyjeżdża do Kielc załatwiać swoje sprawy. Na przykład ubiera się w Kielcach, nie w Warszawie.

Żona w Warszawie, Pan w Kielcach. Łatwo się tak żyje?

- Już od piętnastu lat jesteśmy weekendowym małżeństwem. Przyzwyczailiśmy się do tego i jesteśmy zahartowani. Ma to swoje plusy i minusy. Śniadania sobie sam robię, potem już jestem w pracy, ale są stołówki, więc nie problemu z obiadem czy kolacją.

Czy rektor Politechniki Świętokrzyskiej ogląda "Ojca Mateusza" i swój ukochany Sandomierz?

- Oglądałem dwa pierwsze odcinki, byłem zaproszony na premierę do Sandomierza. Na kolejne odcinki już zabrakło czasu, dlatego nie jestem widzem tego serialu. Trochę szkoda, bo fabuła jest ciekawa. Dzięki serialowi mówi się, że Sandomierz to najbardziej przestępcze miasto, a burmistrz odpowiada, że ma za to sto procent wykrywalności. Ja jeszcze dodaję, że tajemnica spowiedzi zostaje przy tym zachowana.

Pana miłością są góry, szczególnie Bieszczady. Nie myślał Pan o jakimś domku pod połoniną, gdzie błogo spędzi czas na emeryturze?

- Być może, bo mam działkę w gminie Lutowiska, która nadaje się pod inwestycję. Jeżdżę w Bieszczady co roku, na dwa tygodnie. Tak jest od czterdziestu lat. Bieszczady to dla mnie miejsce magiczne. Zaczęło się od 1974 roku, kiedy zostałem komendantem obozu harcerskiego w Wołosatem, tuż pod Tarnicą. To ostatnia miejscowość ma mapie Polski, boleśnie doświadczona przez historię, gdzie do dziś można znaleźć ślady dawnych cerkiewek i cmentarzy. Tam powstały "Wołosatki", jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia. Stamtąd wychodziliśmy na bieszczadzkie szlaki i wciąż tam wracamy, choć nie ma już stanicy w Wołosatem. W górach czuję się wyjątkowo. Siedząc na połoninie i patrząc w bezkresną dal odpoczywam psychicznie i fizycznie. Mam świetny wzrok, ponoć ma na to wpływ patrzenie w daleki horyzont. Góry dają mi siłę na pozostały czas. Czasem zdradzam Bieszczady dla innych gór, w tym roku byliśmy z Wołosatkami w Słowackim Raju. Piękne miejsce, ale Bieszczady zawsze będą na pierwszym miejscu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie