Informacja o pożarze na terenie firmy Merol w Stalowej Woli poderwała w poniedziałek strażaków do wyjazdu. Jednak we wskazanym miejscu nie było śladów pożaru. Strażacy okrążyli okolicę i kiedy ponownie podjechali pod Merol, zobaczyli za ogrodzeniem z blachy palące się śmieci.
Wewnątrz nie było nikogo, kto by otworzył bramę. Jeden ze strażaków wspiął się na bramę z blachy i przesunął zasuwę. Można było podejść z wężem z wodą. Wtedy zjawił się zarządca i powiedział, że kazał pracownikowi posprzątać warsztat, a ten zgarnął na kupę niepotrzebne materiały. I albo je podpalił, albo doszło do samozapłonu. Strażacy ugasili palące się i kopcące mocno materiały.