Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olimpijka z Kielc Mirosława Sarna dziś szkoli, pisze wiersze i przygotowuje... występy kabaretowe

Dorota KUŁAGA
Olimpijka Mirosława Sarna obecnie realizuje się w pracy szkoleniowej. Z powodzeniem szkoli zawodników w Kieleckim Klubie Lekkoatletycznym.
Olimpijka Mirosława Sarna obecnie realizuje się w pracy szkoleniowej. Z powodzeniem szkoli zawodników w Kieleckim Klubie Lekkoatletycznym. Dawid Łukasik
Kielczanka Mirosława Sarna była znakomitą lekkoatletką, jedną z najlepszych na świecie. Teraz udziela się w pracy szkoleniowej, przygotowuje też występy kabaretowe. Już nie biega, ale regularnie pływa

Mirosława Sarna

Mirosława Sarna

Urodziła się 8 czerwca 1942 roku w Łodzi. Lekkoatletka Społem Łódź, AZS Kraków, Budowlanych i Novi Kielce. Piąta zawodniczka w skoku w dal na igrzyskach olimpijskich w Meksyku w 1968 roku z wynikiem 6,47 metra. Złota medalistka mistrzostw Europy w 1969 roku w skoku w dal. Odnosiła też sukcesy w biegach sprinterskich. Dwa razy reprezentowała Europę w meczu Europa - Ameryka w sztafecie 4x100 metrów. W 1980 roku razem z mężem Edmundem zostali uznani za najlepszą parę trenerską w lekkiej atletyce w Polsce, trzy lata wcześniej jej małżonek został najlepszym szkoleniowcem "królowej sportu" w naszym kraju. W 2001 roku zajęła drugie miejsce w plebiscycie "Echa Dnia" na najpopularniejszych sportowców XX wieku w regionie świętokrzyskim. Jej mąż - Edmund Sarna - zmarł w 2007 roku po ciężkiej chorobie.

Była gwiazdą "królowej sportu". Z powodzeniem startowała na igrzyskach olimpijskich w Meksyku w 1968 roku. Rok później wywalczyła mistrzostwo Europy w skoku w dal. A co dziś porabia Mirosława Sarna? Trenuje młodych lekkoatletów, w wolnych chwilach pisze wiersze i przygotowuje występy kabaretowe.

Dorota Kułaga: * Zacznijmy od mistrzostw Europy w Atenach, bo właśnie minęło 45 lat od tego sukcesu. Nie była pani faworytką konkursu, a jednak w pięknym stylu skoczyła po "złoto". Jak pani wspomina te zawody?
Mirosława Sarna:
- Był to bardzo ważny moment w mojej karierze, dlatego datę 19 września 1969 roku zapamiętam do końca życia. Na tych zawodach udało mi się wygrać ze wszystkimi najlepszymi zawodniczkami z Europy, były w tym gronie rekordzistki świata, mistrzynie świata. Ja byłam szaraczkiem w finale. Nie powiem, że liczyłam na medal. Chciałam dobrze wystartować i udało się. Wygrałam z wynikiem 6 metrów i 49 centymetrów. To był mój rekord życiowy. Ja akurat byłam taką zawodniczką, która rekordy poprawiała na najważniejszych światowych imprezach.

* O cztery centymetry wyprzedziła pani utytułowaną Vioricę Viscopoleanu z Rumunii.
- Z Vioricą wcześniej już kilka razy startowałam, ale zwykle ona była lepsza. W Atenach wreszcie przyszedł mój czas.

* Medal do tej pory ma pani w domowej kolekcji?
- Jest u mnie w domu. To niepozorny medal, tak samo jak puchar. Jest bardzo skromny. Stoi obok innych pucharów i niczym się nie wyróżnia.

* Może pani zdradzić, jakie nagrody dostała za ten sukces?
- Maszynkę do golenia nóg damskich, co wtedy było nowością. Do tego ładny komplet do pisania - długopis i pióro - i koraliki do przekładania. To wszystko.

* A w Polsce?
- Ja dostałam dwie pensje. Jeśli dobrze pamiętam, to było wtedy trzy tysiące złotych, a mój mąż, który był trenerem, dostał półtorej pensji. Nagrodę odebrałam w Kielcach.

* Jak pani sądzi, kiedy kolejna lekkoatletka z Kielecczyzny wywalczy medal mistrzostw Europy seniorów?
- Dużą szansę ma Karolina Kołeczek z Trójki Sandomierz, drugą taką zawodniczką jest Kasia Furmanek. Te dwie dziewczyny mogą uzyskiwać bardzo dobre wyniki i odnosić sukcesy w Europie i na świecie. Życzę im tego z całego serca.

* Na igrzyskach olimpijskich w Meksyku medalu nie udało się zdobyć, ale piąte miejsce z wynikiem 6 metrów i 47 centymetrów też było sukcesem.
- Występ na igrzyskach to było niesamowite przeżycie. Konkurs skoku w dal stał na wysokim poziomie, startowały rekordzistki świata, medalistki igrzysk, a ja dopiero wchodziłam w świat dużych wyników. Mimo to nie miałam specjalnej tremy. Stadion pełen ludzi, gorące klimaty, latające sombrera, to było niesamowite. I naprawdę wyszedł mi ten start, chociaż wtedy w ogóle nie myślałam o tym, że mogę być w ścisłym finale. Chciałam skoczyć jak najdalej. Poprawiłam rekord życiowy, zajęłam piąte miejsce, byłam z tego występu bardzo zadowolona.

* W 1972 roku olimpiada odbyła się w Monachium. To miały być Pani igrzyska, jednak pani na nich nie wystąpiła. Czy po latach udało się wreszcie dowiedzieć, dlaczego tak się stało?
- Próbowałam poznać prawdę, ale to się nie udało. Ktoś puścił plotkę, że zdecydowały względy polityczne. To dziwne, bo ja zawsze byłam apolityczna. Nie potrafię zrozumieć, o co chodziło w tej grze, kto mi się tak "przysłużył". Czy nie pojechałam dlatego, że byłam jedyną polską zawodniczką, która wygrywała z Ireną Szewińską ? Do dziś mam w sercu zadrę, której za nic nie mogę się pozbyć. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie pozwolono mi jechać na igrzyska, które miały być imprezą mojego życia...Cóż, wszystko potoczyło się inaczej.

* Teraz spełnia się pani w pracy szkoleniowej w Kieleckim Klubie Lekkoatletycznym.
- Trenuję młodych ludzi - uczniów gimnazjów i szkół średnich. Przygotowuję ich do startów w sprintach, skoku w dal i biegu przez płotki.

* Pani też jeszcze biega? Bo do niedawna można było panią zobaczyć truchtającą po swoim osiedlu.
- Niestety nie biegam, bo wysiadło mi rozcięgno podeszwowe, i ubolewam z tego powodu. Ale dwa, albo trzy razy w tygodniu pływam. Śmieje się sama z siebie, bo kiedyś pływanie było moją piętą Achillesową. Nie lubiłam tej dyscypliny, ponieważ na uczelnię poszłam nie umiejąc pływać. Starałam się wykonywać polecenia i zaliczałam, ale po pływaniu nadawałam się na masaż, a przecież pływanie rozluźnia. Teraz obok mnie jest pływalnia, dostałam bezpłatny karnet, więc z tego korzystam. Pewnie mój trener od pływania z uczelni zdziwiłby się, albo ucieszył, że jego praca zaowocowała.

* Córki są na miejscu, czy za granicą?
- Na miejscu. Ania jest nauczycielką, specjalizuje się w instrumentach perkusyjnych. Gra w Kielcach, Busku-Zdroju i Pińczowie. Robi to, co kocha. Ja czasem żartuję, że gdybym trenowała tyle, ile ona przygotowuje się do różnych koncertów, to chyba byłabym mistrzynią wszechświata (śmiech). Niedawno kupiła sobie instrument marimbę i jest szczęśliwa. Przygotowuje się też do obrony doktoratu, będzie ją miała w grudniu na Akademii Muzycznej w Krakowie. Starsza córka Eliza jest nauczycielką języka angielskiego. Robi tłumaczenia, trochę pracuje przez Internet, to ułatwienie przy czwórce dzieci. Napisała nawet książkę - poradni, wygrała konkurs internetowy na ciekawe opowiadanie. Poza tym maluje. Córki są uzdolnione artystycznie i bardzo się z tego cieszę.

* Pani też ma artystyczną duszę?
- Mnie od czasu do czasu nachodzi wena twórcza. Piszę wiersze. Tematyka jest różna. Jeden poświęciłam swojej konkurencji, nosi tytuł "Ona i skok w dal". Poza tym dwa razy w roku mam spotkania z grupa weteranów AZS i z moim rocznikiem z Akademii Wychowania Fizycznego. Od siedmiu lat przygotowuje występy kabaretowe. Zdopingowali mnie do tego koledzy, którzy stwierdzili, że robi się coraz nudniej i musi być przerywnik artystyczno - kulturalny. Ja się tego podjęłam. I chyba nieźle mi to wychodzi, bo wszyscy świetnie się bawimy.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie