Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciał zabić swojego synka, zrzucił go z czwartego piętra bloku w Stalowej Woli. Ojciec skazany na dziewięć lat więzienia

Marcin RADZIMOWSKI [email protected]
Oskarżony 43-latek prowadzony na salę rozpraw, gdzie usłyszał wyrok.
Oskarżony 43-latek prowadzony na salę rozpraw, gdzie usłyszał wyrok. Marcin Radzimowski
Dziecko nie spadło samo, wykluczyli to biegli przeprowadzając eksperymenty. To ojciec - 43-letni Krzysztof K. ze Stalowej Woli w pijackiej złości chwycił 8-letniego synka i zrzucił z balkonu mieszkania na czwartym piętrze! We wtorek usłyszał przed tarnobrzeskim sądem wymiar kary: dziewięć lat więzienia.

Choć cały proces z uwagi na dobro pokrzywdzonego toczył się przy zamkniętych dla dziennikarzy drzwiach, nieoficjalnie poznaliśmy wiele faktów. Jak choćby okoliczności poprzedzające dramatyczne zdarzenie z 6 czerwca ubiegłego roku. Szczególnie szokujący był motyw, jakim kierował się oskarżony chcąc zabić - co ustalił sąd - swojego ośmioletniego synka.

WYRZUCIŁ, BO PŁAKAŁ

Krzysztof K. w pracy lub w drodze z pracy do domu zgubił swój telefon komórkowy. Wszedł do swojego mieszkania przy ulicy Okulickiego i od syna zażądał, by ten dał mu swój telefon. To był wymarzony prezent komunijny chłopca. Ośmioletni Norbert bojąc się sprzeciwić pijanemu ojcu dał mu telefon, a ten chwilę potem w złości rozbił aparat. Dzieciak zaczął głośno płakać, co jeszcze bardziej rozjuszyło ojca...

Co działo się w kolejnych minutach? Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu musiał to ustalić, opierając się na poszlakach. Pewne było bowiem tylko tyle, że w czasie trwającej kłótni, z mieszkania na czwartym piętrze Norbert spadł na ziemię. Wypadł przypadkiem, skoczył czy został zrzucony? Na to pytanie musieli znaleźć odpowiedź biegli, a przede wszystkim sąd. Nikt nie widział momentu poprzedzającego upadek chłopca. Prokuratura odnalazła świadków - kobiety, które z pewnej odległości widziały spadające dziecko (myślały, że to dywan), jednak nie dostrzegły na balkonie nikogo.

Nieoficjalnie ustaliliśmy, że początkowo chłopiec przyznał, iż to ojciec go zrzucił. Później, kiedy opuścił szpital, na kolejnych przesłuchaniach zmienił zdanie. Mówił, że sam spadł, uciekając przed ojcem. Czy swoją relację zmienił pod wpływem czyichś sugestii i nacisków? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi.

POSZLAKI WIĄZANE W CAŁOŚĆ

Proces 43-letniego Krzysztofa K. był więc typowo poszlakowy. Na miejscu zdarzenia przeprowadzono eksperyment procesowy, w czasie którego kilkukrotnie zrzucano manekin. Miało to na celu ustalenie, czy możliwe jest, by chłopiec wypadł sam, a jeśli nie wypadł, to skąd został zrzucony - przez okno czy z balkonu? Także sąd przeprowadził wizję lokalną na miejscu zdarzenia, próbując naocznie przeanalizować różne ewentualności.

Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że według biegłych najprawdopodobniej 8-latek został wyrzucony przez drzwi balkonowe i następnie balkon. Sprawca chwycił chłopca i rozhuśtał metodą "na kołyskę". Przemawiało za tym przede wszystkim miejsce upadku dziecka, nie bezpośrednio pod balkonem, lecz nieco z lewej jego strony (patrząc z balkonu). To wykluczało, że Norbert uciekając przed pijanym i agresywnym ojcem wybiegł przez drzwi na balkon i przypadkowo spadł. Przypadkowy upadek wykluczała również wysokość balustrady i rozstaw prętów.

NIE WYSKOCZYŁ

Co istotne w wyjaśnieniu okoliczności zdarzenia, chłopiec upadł na plecy, co - w ocenie biegłych - jest praktycznie niespotykane w przypadku osób, które same skaczą z wysokości (na przykład przy próbach samobójczych). Człowiek taki odruchowo stara się kontrolować lot i spada nogami w dół - wbrew powszechnej opinii taki upadek zazwyczaj kończy się tragicznie, gdyż działające siły łamią kręgosłup.

Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu rozpoznając sprawę na dziesięciu terminach nie miał wątpliwości, że Norbert został zrzucony przez ojca z wysokości czwartego piętra. Sąd nie miał też wątpliwości, iż wcześniej - od 31 października 2012 roku Krzysztof K. znęcał się nad rodziną - żona i dwójką dzieci: kiedy pod wpływem alkoholu wszczynał awantury, wyzywał wulgarnie swoich bliskich, niszczył domowe sprzęty i wyposażenie, groził zabójstwem.
Ogłoszony we wtorek wyrok satysfakcjonuje stalowowolską prokuraturę, dlatego apelacji nie ma się, co spodziewać. Niewątpliwie od orzeczenia tego do Sądy Apelacyjnego w Rzeszowie odwoła się obrońca oskarżonego.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu STALOWOWOLSKIEGO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie