Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Gut, były piłkarz Stali Stalowa Wola: - Życie od małego nauczyło mnie ciężkiej pracy

Bartosz MICHALAK
Urodził się i wychował w Warszawie. Od najmłodszych lat pracował w różnych zakładach pracy, na takich dzielnicach stolicy jak Wola czy Rembertów. Jak zatem trafił do Stalowej Woli? Janusz Gut, były zawodnik oraz kierownik piłkarskiej drużyny "Stalówki" odpowiedział nam między innymi na to pytanie.
Janusz Gut, były piłkarz Stali Stalowa Wola: - Życie od małego nauczyło mnie ciężkiej pracy

Bartosz Michalak:- Jest Pan rodowitym warszawiakiem. Jak zatem trafił Pan na Podkarpacie?

Janusz Gut:- Piłkę kopać zaczynałem w Rembertowie Warszawa. Tak się złożyło, że od dziecka kochałem dużo biegać. Bieganie, a w konsekwencji zmęczenie fizyczne było dla mnie swego rodzaju ucieczką i odskocznią od szarej rzeczywistości. Do dziś pamiętam, jak na przerwach między lekcjami nauczyciele nie mogli mnie zagonić do klasy, bo brałem udział w biegowych wyścigach na przyszkolnej bieżni. Już jako nastolatek byłem przyzwyczajony do ciężkiej pracy. Najpierw w warszawskiej Fabryce Aparatury Mleczarskiej, a potem w garbarni na dzielnicy Wola. Piłka nożna była dla mnie tylko i aż dodatkiem. W końcu wylądowałem w Żyrardowie, gdzie sport także łączyłem z pracą zawodową. Nigdy nie byłem wyróżniającym się piłkarzem. Moją zaletą była dobra wydolność.

I pewnie charakter.

To też. Moim życiowym mottem jest: "Wszystko co robisz, rób najlepiej jak potrafisz". Bez względu na to czy mówimy o malowaniu ścian w mieszkaniu, czy graniu w piłkę.
Najpierw trenerzy Karpat Krosno ściągnęli mnie do siebie z Żyrardowianki Żyrardów. Miałem możliwość występów w trzeciej lidze. Byłem młodym człowiekiem, bez żadnych zobowiązań. Nie miałem problemów z przeprowadzką. W Krośnie grałem między innymi z Bogusiem Szopą, który podobnie zresztą jak Krzysiek Bzdyra, też później trafił do Stali Stalowa Wola.

Transfer do "Stalówki". Zamieniam się w słuch.

Kiedyś doszły mnie słuchy, że to Janusz Kotulski wypatrzył mnie w barwach Karpat Krosno i zrobił wszystko, aby ściągnąć do Stalowej Woli. W każdym bądź razie, trafiłem do drugoligowego klubu z coraz większymi aspiracjami. W planach była nawet walka o grę w najwyższej lidze. Bardzo cieszyłem się z tego powodu, ale jako 25-letni chłopak było we mnie trochę obaw, że sobie nie poradzę. Szczególnie jak zarząd poinformował całą drużynę, że szkoleniowcem Stali będzie trener Hubert Skowronek. Były świetny pomocnik Górnika Zabrze, o którym kiedyś tylko mogłem usłyszeć w radiu lub przeczytać w gazetach.

Pański idol?

Jeden z wielu, którzy w tamtych czasach grali w Górniku Zabrze. Zapatrzony byłem na Włodzimierza Lubańskiego, Zygfryda Sołtysika i związanego z Legią Warszawa, Kazia Deynę, którego kiedyś miałem nawet okazję poznać osobiście. W 1970 roku byłem na meczu "Górników" z Manchesterem City. To był finał Pucharu Zdobywców Pucharów. Nie sądziłem, że pięć lat później jeden z głównych bohaterów tego spektaklu będzie moim trenerem (uśmiech). Bardzo dobrze pracowało mi się z trenerem Skowronkiem. Choć to właśnie on przestawił mnie z pomocy do obrony. To był dla mnie duży przeskok, bo musiałem od początku uczyć się piłkarskiego abecadła skrajnego obrońcy. Bardzo przeżyłem tragiczną śmierć trenera Skowronka w 1979 roku, o której też nie chcę dużo mówić publicznie.

Na pewno jednak ma Pan jakieś inne, dobre wspomnienia z czasów gry w Stali.

Graczem Stali byłem od 1975 do 1983 roku. Następnie klub zaproponował mi objęcie funkcji kierownika drużyny. Podczas tych ośmiu lat gry dla Stali ani razu nie spadliśmy, ale też nie awansowaliśmy do najwyższej ligi. Ten awans przyszedł dopiero, kiedy byłem kierownikiem (uśmiech).

Przez tyle lat pracy w klubie zapewne dostrzegł Pan zawodników o największym talencie.

Janusz Mulawka, Stasiu Trawiński oraz Krzysiek Strzelec. Nazywałem ich "wielką trójcą". Ja byłem solidnym rzemieślnikiem, który brak talentu musiał nadrabiać ciężką harówką. Wymienieni przeze mnie chłopcy zostali obdarzeni niezwykłym darem od losu.

Wróćmy do czasów Pana gry w Stali Stalowa Wola.

Stalowa Wola to piękne miasto, które aktualnie jeszcze piękniej się rozwija. Mieszkam tu kilkadziesiąt lat i niezmiernie się cieszę z tego powodu. Natomiast dzięki grze w "Stalówce" zwiedziłem w swoim życiu takie kraje jak: Czechosłowacja, Włochy, Związek Radziecki czy Algieria.

Pamiętam, że najpierw przyjechali do nas piłkarscy działacze z Algierii, których trzeba było odpowiednio ugościć. Zaprosiliśmy ich więc do Ulanowa. Kilka tygodni później, to my z całą drużyną polecieliśmy do Algierii. Tam przywitał nas polski ksiądz misjonarz. Dostaliśmy szereg wskazówek, na przykład żeby wodę gotować co najmniej pięć minut, aby była ona pozbawiona szeregu bakterii i bezpieczna do picia. Lot do Algierii wspominam do dzisiaj. Kapitanem samolotu był urodzony w Nisku, Stanisław Kluk, wielokrotny szybowcowy mistrz Polski i świata. Po znajomości pozwolił mi on wejść do kabiny pilotów. Pamiętam ten widok jak dziś, coś pięknego. Dosłownie i w przenośni, było jak w niebie (uśmiech). Tym bardziej szkoda, że do Włoch, gdzie zwiedzaliśmy Wenecję, podróżowaliśmy pociągiem, jadąc przez Austrię.

Janusz Gut - ma 64 lata; urodził się i wychował w Warszawie. Jest wychowankiem Wojskowego Klubu Sportowego "Rembertów" Warszawa. W latach 1975-1983 jako piłkarz reprezentował barwy Stali Stalowa Wola, z którą nieprzerwanie grał w dawnej drugiej lidze. Do 1990 roku był w klubie kierownikiem drużyny piłkarzy. Wstępował również w trzecioligowych: Karpatach Krosno i Żyrardowiance Żyrardów. Ma żonę i dwoje dzieci. Jako dziadek może pochwalić się trójką wnucząt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie