Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pochodzący z Kielc Kamil Jaros podejmuje kolejne artystyczne wyzwania

Dorota Klusek [email protected]
Kamil Jaros kilka lat temu przeprowadził się na studia do Warszawy. Tam już został, ale cały czas chętnie wraca do Kielc.
Kamil Jaros kilka lat temu przeprowadził się na studia do Warszawy. Tam już został, ale cały czas chętnie wraca do Kielc. archiwum prywatne
- Szczerze mówiąc, zadomowiłem się tu - mówi Kamil Jaros. Pochodzi z Kielc, ale od kilku lat jego życie związane jest z Warszawą. Tu, z sukcesem, podejmuje kolejne artystyczne wyzwania.

Kilkanaście dni temu dostałem telefon od pani reżyser z Teatru Muzycznego Tintilo z pytaniem, czy wziąłbym udział w kolejnym musicalu, pod tytułem "Zaczarowani". Ta sztuka jest wystawiana już od jakiegoś czasu, widziałem ją i miałem ochotę w niej zagrać, ale mieli pełną obsadę. To spektakl muzyczny na podstawie "Dzikich łabędzi" Andersena - wyjaśnia Kamil.

- Okazało się, że zwolniła się rola Służącego Królowej. Dostałem propozycję zastępstwa. Oczywiście zgodziłem się, tyle tylko, że telefon był w sobotę, pierwsza i jedyna próba w poniedziałek, a występ już w czwartek - śmieje się.

Po raz trzeci w musicalu

Poradził sobie z tym wyzwaniem. - Całą niedzielę zakuwałem scenariusz. Ale bardzo pomogli mi też koledzy z obsady. Dzięki nim wykreowałem tę postać od nowa. Myślę, że z powodzeniem - dodaje.

Tak oto Kamil Jaros pojawił się w trzeciej produkcji musicalowej Teatru Tintilo, którego siedziba mieści się w gościnnych progach Teatru Rampa w Warszawie. Wcześniej można go było zobaczyć w obsadzie musicali "Opowieść wigilijna" oraz "W cieniu".

- Cieszę się z tego, że to już trzeci spektakl na moim koncie - przyznaje Kamil.
- W tym zawodzie jest ciężko, jeśli się nie ma wykształcenia aktorskiego, a ja mam "tylko" tytuł wokalisty.

Wzajemna nauka

Przy musicalach pracuje nie tylko na scenie. - Ta sama pani reżyser, pani Teresa Kurpias-Grabowska, która jest właścicielką Szkoły Musicalowej Tintilo, zaproponowała mi prowadzenie w niej zajęć wokalnych. Pomagam w przygotowaniu solistów. To dla mnie bardzo fajna sprawa, bo mam kontakt ze sztuką. Ja czegoś uczę aktorów, ale przy okazji uczę się od nich, bo wiadomo, każdy jest inny, ma inny sposób patrzenia na siebie, inną wrażliwość. Nauka artystyczna zawsze działa w dwie strony. To jest jak z lustrem: zawsze widzisz swoje odbicie.
Praca nauczyciela śpiewu jest mu bardzo bliska. Właśnie jako instruktor pracuje w Artystycznym Domu Animacji w warszawskiej dzielnicy Włochy.

- Mam zwiększony wymiar godzin, więc mam okazję realizować więcej projektów - zdradza.

Nic się nie zmienił

Niedawno poprowadził koncert, którego gwiazdą była Grażyna Łobaszewska.

- Byłem bardzo szczęśliwy, bo to jest dla mnie artystka wielkiej klasy i wielkiej wrażliwości. Kiedy mnie zobaczyła, zapytał mnie: a skąd ja pana znam? Poznaliśmy się siedem lat temu, kiedy przy okazji jakiegoś festiwalu, byłem u niej na warsztatach w Łomży. Przypomniałem jej to, a ona na to, że nic się nie zmieniłem od tego czasu - śmieje się Kamil.

Kamil pochodzi z Kielc. Jest absolwentem II Liceum Ogólnokształcącego imienia Jana Śniadeckiego w Kielcach, jednak teraz mieszka w Warszawie. Tu skończył Zespół Państwowych Szkół Muzycznych imienia Fryderyka Chopina, przy ulicy Bednarskiej, natomiast teraz studiuje logopedię w Akademii Pedagogiki Specjalnej.

- Jestem w Warszawie, na razie się stąd nie ruszam, bo tu jest dużo pracy, dużo projektów, ale i też przyjaciół. Szczerze mówiąc, zadomowiłem się tu - przyznaje.

Cenna pomoc

Do rodzinnych Kielc jednak często zagląda. A już w przyszłym roku poprowadzi tu warsztaty wokalne w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych imienia Ludomira Różyckiego. Planuje także wystąpić ze swoim recitalem.

- Nie ukrywam, że od dawna marzyłem o tym, żeby wrócić do Kielc, do mojego rodzinnego miasta, ale nie miałem pomysłu, co tu zrobić. Jak wszystko w moim życiu, wyszło spontanicznie i nieprzewidywalnie - żartuje i dodaje, że zaczęło się od rozmowy z Katarzyną Szymczyk, wicedyrektor kieleckiej Szkoły Muzycznej.

- To ważna dla mnie osoba. Iks lat temu uczyła mnie w szkole muzycznej historii muzyki i od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się - wyjaśnia Kamil. - Zresztą to ona zauważyła, że śpiew operowy, z którym wtedy się zmagałem, nie do końca mi odpowiada. A ponieważ w Kielcach nie miałem szans uczyć się śpiewu rozrywkowego, pani Kasia wysłała mnie do pani Ani Serafińskiej - jednej z najlepszych wokalistek jazzowych w Polsce. To, że teraz śpiewam rozrywkowo, a nie operowo, to prztyczek od pani Kasi, żeby nie bać się marzeń, żeby realizować swoje plany.

Nie tylko technika

Jako instruktor, podczas zajęć Kamil nie tylko uczy śpiewać. Swoim uczniom przekazuje także pewną ważną filozofię związaną z piosenką.

- Uczę techniki wokalnej, oddechowej, interpretacji piosenki. Ale przede wszystkim chcę przekazać, że piosenka dobrze wykonana ma dużą wartość artystyczną, bo w niektórych środowiskach pokutuje przekonanie, że tylko muzyka klasyczna i tylko śpiew operowy są "na poziomie", natomiast piosenkarstwo nie wnosi nic. To błąd. Nie jest gorsza, jest inna. Nie można ich porównywać - podkreśla.

Filozofia piosenki

Ważna jest technika, ale nie tylko o niej powie. - Jest jeszcze jeden element, właściwie najważniejszy. To emocje. To one przyciągają ludzi. Nawet, jeśli w wykonaniu piosenki będą jakieś niedociągnięcia, a będą emocje, to i tak widownia będzie twoja, bo ludzie przychodzą na koncerty po emocje, po katharsis. Tak było w starożytności i tak jest nadal - mówi Kamil.

Tę naukę wykorzystuje podczas swoich występów. Często, kiedy Kamil pojawia się na scenie, towarzyszy mu Agnieszka Zielińska - kompozytor, pianistka.

- Odkąd zaczęliśmy współpracować, nie wyobrażam sobie, że mógłby mi akompaniować ktoś inny - śmieje się Kamil.

Nowe wyzwania

Łączy ich nie tylko scena. - Wspólnie z Agnieszką skomponowaliśmy muzykę do filmu. Szczegółów na razie nie mogę zdradzić, ale jak na razie spodobała się producentom, i być może, przy dobrych wiatrach, pojawi się w dramacie wojennym - mówi Kamil.

Od pewnego czasu kielczanin pisze teksty i komponuje muzykę na zamówienie innych artystów. - Początki były takie, że zacząłem robić piosenki dla siebie. Staram się cały czas o wydanie singla i teledysku do niego - wyjaśnia.

Kamil Jaros ma 24 lata. W 2011 roku mogliśmy go oglądać w telewizyjnym show "Bitwa na głosy". Występował wtedy w drużynie Nataszy Urbańskiej. Zapytany o swoje muzyczne początki, wspomina: - Śpiewałem w chórku szkolnym w szkole podstawowej. Z tego chórku poszedłem na pierwszy konkurs wokalny, gdzie udało mi się zdobyć trzecie miejsce. To był konkurs piosenki angielskiej. Potem miałem kilkuletnią przerwę, ale pasja znów dała o sobie znać. Poszedłem do szkoły muzycznej w Kielcach. Byłem w klasie śpiewu solowego, ale to nie było to, co mi w duszy gra. Dlatego po maturze zdecydowałem się aplikować do Szkoły Muzycznej w Warszawie, na Bednarską.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z KIELC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie