Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Szwedo, kandydat na prezydenta Stalowej Woli: Jestem najlepszą alternatywą dla tego miasta

Bartosz MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Henryk Szwedo – ma 64 lata; urodził się w Stalowej Woli. Z wykształcenia jest magistrem inżynierem hutnictwa. Przez ponad dwadzieścia lat pracował w Stanach Zjednoczonych. Najpierw jako inżynier i technolog, a następnie wykładowca matematyki w amerykańskich szkołach wyższych. Ma żonę Grażynę i piątkę dzieci: Dominikę, Annę, Sylwię, Piotra i Jakuba.
Henryk Szwedo – ma 64 lata; urodził się w Stalowej Woli. Z wykształcenia jest magistrem inżynierem hutnictwa. Przez ponad dwadzieścia lat pracował w Stanach Zjednoczonych. Najpierw jako inżynier i technolog, a następnie wykładowca matematyki w amerykańskich szkołach wyższych. Ma żonę Grażynę i piątkę dzieci: Dominikę, Annę, Sylwię, Piotra i Jakuba.
Przez dwadzieścia lat pracował w Stanach Zjednoczonych. Między innymi wykładał matematykę w prywatnej szkole wyższej, a także amerykańskim uniwersytecie UALR w Little Rock Arkansas.

Ważne

Ważne

Wywiad jest częścią cyklu rozmów z kandydatami do władzy w trzech największych miastach północnego Podkarpacia - Stalowej Woli, Tarnobrzega i Niska.

Z wykształcenia jest magistrem inżynierem hutnictwa. Tytuł naukowy zdobył na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Nieoczekiwanie podjął decyzję o starcie w wyborach prezydenckich w Stalowej Woli. Po co? Dlaczego? Z jakiego powodu? Henryk Szwedo odpowiedział nam właśnie na te pytania.

Bartosz Michalak:- Zanim mi Pan powie, że wierzy w swoją wygraną w wyborach, proszę o szczerą odpowiedź na to pytanie. Ile pieniędzy postawiłby Pan w kasynie swoje zwycięstwo?
Henryk Szwedo:- Nigdy nie byłem dobrym hazardzistą. Powiem tak: nie jestem faworytem zbliżających się wyborów, lecz ich czarnym koniem. Nikt nie dawał mi szans na zarejestrowanie komitetu wyborczego. Komitet ten, mimo różnych utrudnień, udało mi się ostatecznie zawiązać dosłownie za pięć dwunasta.

Na czym te utrudnienia polegały?
Kazano mi od nowa zebrać podpisy na nowe formularze. Głupota, przez którą dosłownie w ostatniej chwili dostarczyłem komisji te papiery.

Głośno mówi Pan "stop" układom. W porządku, to całkiem sympatyczne hasło, doskonale Pan jednak wie, że dzisiaj bez znajomości, układów ciężko sprawować władzę. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Dlaczego? Bo nie mam w swoim telefonie numeru do Jarosława Kaczyńskiego lub premier Ewy Kopacz? Jakie to ma znaczenie? Ludzie żyją w takim przeświadczeniu, że czym bardziej dany kandydat jest "kontaktowy", tym więcej zdziała on dla miasta. To jedna wielka ściema! Podobnie jak stwierdzenie "doświadczenie polityczne". Proszę, niech mi pan powie, co to jest "doświadczenie polityczne"?

Nie, bo mi tego nie wydrukują.
Moim zdaniem większe doświadczenie polityczne ma osoba, która kilkakrotnie w swoim życiu była zmuszona zmienić pracę i miejsce zamieszkania. Doświadczenie polityczne w naszym kraju opiera się między innymi na ilości otwartych nowopowstałych dróg. To jest dla mnie parodia, jak ci marni politycy dumnie przecinają te wstęgi. Jakby co najmniej sami je budowali. A robią to za publiczne, nasze pieniądze, rękoma robotników, nie swoimi! Sami zazwyczaj nie potrafią trzymać łopaty w rękach.

Pan potrafi?
Potrafiłem już w wieku kilkunastu lat. Od siedemnastego roku życia pracowałem fizycznie. Następnie skończyłem w Nisku technikum zawodowe i wyjechałem do Krakowa na studia. W trakcie studiów pracowałem w takich krajach jak: Francja, Dania, Szwecja czy Austria. Jako stypendysta otrzymałem pracę w Hucie Stalowa Wola. Nie chcąc wstępować do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, byłem skazany na ciągłe prześladowania. Byłem "mistrzem", ale zdegradowano mnie na wydział ciągarni. Przez ponad pół roku łączyłem pracę jako inżynier i robotnik. Od siódmej do piętnastej jako inżynier, a następnie na trzecią zmianę jako robotnik. W końcu powiedziałem "pas" i zdecydowałem się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Miałem już wtedy czwórkę dzieci. Nie było mi łatwo, ale moja rodzina musiała mieć z czego żyć. Poleciałem do Ameryki praktycznie nie znając języka. Nie miałem tam ani rodziny, ani przyjaciół. Raptem kilku znajomych zaoferowało mi drobną pomoc w postaci chociażby kilkudniowego noclegu. Mimo to dałem sobie radę. Zwiedziłem ten kraj od Pacyfiku do Atlantyku. To jest moje życiowe doświadczenie, które jest o wiele bardziej cenniejsze, niż wspomniana wcześniej umiejętność przecinania wstęg na drogach lub przesiadywanie w urzędach. Mam piątkę wspaniałych dzieci, które udało mi się razem z żoną wychować, mimo że przez pewien czas nie miałem możliwości powrotu do kraju.

W takim razie w jaki sposób postara się Pan jako ewentualny prezydent pozyskać chociażby środki unijne dla miasta?
Biegle mówię w języku angielskim, francuskim. Rosyjski mam zdecydowanie słabszy. Proszę mi wierzyć, że nie przyniosę wstydu temu miastu. Dogadam się praktycznie z każdym, a jeśli trafi się taki, który będzie chciał celowo dyskryminować Stalową Wolą, to spotkam się z nim w sądzie.

A to nie jest trochę tak, że Pan startuje w tych wyborach… dla żartu? Żeby pokazać ludziom, że ma Pan swoje zdanie, ale bez większej wiary w wygraną.
Przede wszystkim chcę pokazać ludziom, że mają jakąś alternatywę. Że nie muszą oni wybierać tylko i wyłącznie pomiędzy Szlęzakiem a Nadbereżnym. Szanuję tych panów, ale uważam, że żaden z nich nie sprosta oczekiwaniom naszej społeczności.

Ten pierwszy według Pana jest zbyt leniwy, a drugi zbyt wygodny i podwładny partii politycznej.
A nie jest tak? Powtarzam: szanuję ich obydwu, ale taka jest prawda, że prezydent Szlęzak startuje w wyborach, bo tak mu pasuje najbardziej i nie ma innego wyjścia, a pan Nadbereżny jest forowany przez swoją partię, więc musi robić to, co "góra" będzie mu kazać.

Partię, w której Pan też kiedyś był…
I tu jest pan w błędzie. Nigdy w życiu nie byłem w żadnej partii. Proszę to napisać. Startowałem w poprzednich wyborach samorządowych z listy Prawa i Sprawiedliwości, ale to nie oznacza, że byłem członkiem tej partii.

Wie Pan na czym polega problem? Prawdopodobnie większość mieszkańców Stalowej Woli o Pana starcie w wyborach samorządowych dowie się dopiero podczas głosowania…
Z kampanią wyborczą ruszam wraz ze swoim komitetem zaraz po Wszystkich Świętych. Poza tym mam nadzieję, że ten wywiad też przeczyta trochę osób (uśmiech). Wie pan, ja nie mam nic do stracenia. Nie boję się żadnych debat, dyskusji. Mam swoje konkretne pomysły, które chciałbym realizować.

Słyszałem coś o produkcji elektrycznych rowerów.
To jest tylko jeden z wielu takowych. Bardziej mam na myśli rowery z silnikami elektrycznymi lub spalinowymi. W końcu Stalowa Wola jest miastem rowerów, a te ułatwiają na co dzień życie naszym mieszkańcom. Przede wszystkim musimy stworzyć markę "Made in Stalowa Wola". Produkcję i eksport można promować przy pomocy Chińczyków, których jest w naszym regionie coraz więcej.

Przyjęło się, że musimy być na usługach Chińczyków lub Szwedów. To droga donikąd. IKEA daje pracę czterdziestu ludziom, w tym pięciu Słowakom i pięciu Szwedom. Pracę dostało około trzydziestu Polaków, a straci ją dużo więcej, bo już dzisiaj mówi się, że małe i średnie tartaki z naszego regionu będą mieć poważne problemy i prawdopodobnie będą do zamknięcia. Na bazie owoców lasu i dzięki współpracy z okolicznymi rolnikami, możemy zbudować zakłady ze zdrową żywnością. Powinniśmy również bardziej współpracować z Tarnobrzegiem i Sandomierzem. Ułatwić transport kolejowo-osobowo-transportowy między tymi miastami, który w końcu przyniesie korzyść.

No dobrze, ale załóżmy, że ja uważam Pana pomysły za głupie. Po co Chińczykom nasze rowery? Co Pan na to?
I bardzo dobrze, że pan tak uważa. Każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii i z tego względu jako prezydent będę chciał nagradzać ludzi, których idee pomogą naszemu miastu. Budżet obywatelski swoją drogą, ja mam na myśli premiowanie kreatywnych osób, które przedstawią mi jasny plan na działalność gospodarczą czy nawet zagospodarowanie naszej biblioteki. Można by stworzyć w niej giełdę pracy w oparciu o unijne standardy. Proszę pamiętać, że łatwo jest wszystko krytykować, a trudniej samemu coś konstruktywnego wymyślić.

Skąd w ogóle wziął się w Pana głowie pomysł startu w wyborach?
Moim zdaniem to miasto nie zmierza w dobrym kierunku. Demokracja w Stalowej Woli funkcjonuje coraz słabiej. Słuchaj ludzi, a nie tylko bądź słuchany…

Rozumiem, że Pan będzie odwiedzał każdego mieszkańca z osobna.
Zrobię wszystko, żeby ludzie poznali mój program wyborczy. Będę słuchał i rozmawiał z ludźmi w każdym okręgu wyborczym. Mojego komitetu nie stać na tak zwane wyborcze fajerwerki. Ale to dobrze. Nadrobimy zaangażowaniem i wolą udowodnienia wszystkim, że bez przynależności partyjnej też można wiele zdziałać.

Andrzej Szlęzak też jest bezpartyjny.
A swoim komitecie ma mieszkankę praktycznie wszystkich partii politycznych. Z tego powodu hasło "Stop partyjniactwu" w jego ustach brzmi niewiarygodnie i śmiesznie.

W Tarnobrzegu podobno nam zazdroszczą. Mówią, że Stalowa Wola to miasto, które się rozwija.
Bo słyszą, że powstaje u nas IKEA i od razu wyobrażają sobie Bóg wie co. Słyszą o kolejnej dużej galerii handlowej, która spowoduje zamknięciu kilku innych sklepów. Każde wydarzenie można za pomocą propagandy obrócić na swoją stronę.

Jak to się stało, że po dwudziestu latach w Stanach Zjednoczonych wrócił Pan do Polski?
Byłem wykładowcą matematyki na Uniwersytecie "Little Rock" w Arkansas. Miałem dość poważne problemy zdrowotne, przeszedłem poważną operację i doszedłem do wniosku, że czas wracać do Polski na stałe. Taką decyzję podjąłem wraz z całą rodziną. W Stanach Zjednoczonych urodziła się moja najmłodsza córka Sylwia. Aktualnie studiuje ona chemię na tej samej uczelni, na której ja pracowałem.

Z czego Pan obecnie żyje?
Pomagam młodym ludziom w przygotowaniu się do międzynarodowej matury. Korepetycji mogę udzielać zarówno z matematyki, jak również angielskiego. Najlepiej jeśli uczeń chce uczyć się matematyki w języku angielskim (uśmiech). Poza tym przez te dwadzieścia lat spędzonych w Ameryce potrafiłem odłożyć pieniądze.

Henryk Szwedo to zwolennik profesjonalnego sportu w mieście?
Henryk Szwedo to człowiek, który prezydentem chce zostać nie po to, żeby robić wszystko po swojemu, tylko też słuchać ludzi. Kocham sport.

Dlaczego mieszkańcy Stalowej Woli powinni postawić właśnie na Pana?
Bo żadna partia nie ma na mnie wpływu i nie muszę wiecznie działać pod prąd, aby czuć się dowartościowanym. Poza tym, jak będę fatalnym prezydentem, to w bardzo łatwy sposób będzie można mnie odwołać. Mam swoje lata i ewentualnej prezydentury nie traktuję jako przyspawania się do stołka i dorobienia sobie na starość. Swoje w życiu już zarobiłem.

Na koniec. Siedział Pan sobie wieczorem w swoim domu. Oglądał Pan coś w telewizji, pił herbatę i nagle pomyślał Pan: "Zostanę prezydentem"?
Jednomandatowe okręgi wyborcze sprawiają, że ludzie nie powinni bać się startu w wyborach. Mi nie podoba się sposób zarządzania miastem, mam prawo powiedzieć to głośno i spróbować zostać prezydentem. Otuchy dodają mi ludzie, którzy nakłaniali mnie do tej decyzji, którzy uważają mnie za najlepszego kandydata na prezydenta.

A jak Pana, mówiąc slangiem "wypuszczają"?
Bądźmy poważni. Rozmawiamy na poważne tematy. Sam pan widzi jak w mniejszych miejscowościach wójtami lub radnymi zostają ludzie tylko dlatego, że nie mają oni konkurencji. Bo ludzie przywykli do życia pod miotłą. Brzydzę się układami, które powodują takie sytuacje.

Może ci wójtowie i radni są tacy świetni, że ludzie nie chcą zmian?
Jeden na sto przypadków się taki zdarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie