Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez ręce i szlachetne kamienie przekazuje energię innym, którzy wierzą, że jest ostatnią deską ratunku dla ich życia

Zdzisław Surowaniec [email protected]
Stanisław Gajewski z Witkowic twierdzi, że ma w sobie silną energię, którą może przekazywać przez ręce i kamienie.
Stanisław Gajewski z Witkowic twierdzi, że ma w sobie silną energię, którą może przekazywać przez ręce i kamienie. Zdzisław Surowaniec
Uzdrowicielką moc Stanisław Gajewski z Witkowic odkrył w sobie, kiedy zaczął się leczyć u bioterapeutów. Teraz przekazuje energię innym, którzy wierzą, że jest ostatnią deską ratunku dla ich życia.

Fragment publikacji "Domowy poradnik medyczny" autorstwa prof. dr. hab. med. Marka Pawlickiego:

Fragment publikacji "Domowy poradnik medyczny" autorstwa prof. dr. hab. med. Marka Pawlickiego:

Maksymalne skrócenie okresu od zauważenia pierwszych objawów przez chorego do zgłoszenia się do lekarza jest jednym z podstawowych warunków wpływających na szansę zwiększenia wyleczalności nowotworów. Tymczasem działalność uzdrowicieli powoduje odwlekanie leczenia specjalistycznego, często o wiele tygodni. Czekanie na zbiorowy seans, a potem na ewentualne wyniki leczenia przekreśliło już szanse wyleczenia wielu chorych. Często zawiedziona nadzieja może być czynnikiem dodatkowo deprymującym chorego i opóźniającym zgłoszenie się do lekarza. W tej niekorzystnej sytuacji należy pozytywnie odnotować fakt, że część bardziej świadomych uzdrowicieli (głównie tzw. energoterapeutów) nie chce działać bez akceptacji lekarzy, a swoje możliwości rozumie jedynie jako szansę wspomagania podstawowego leczenia. Średnie opóźnienie, wynikłe z winy chorego, wynosi w Polsce 6 miesięcy, spowodowane przez lekarza i czynniki organizacyjne - 5 miesięcy, przez bioenergoterapeutę - 9 miesięcy. Jest to wystarczający okres, aby chory stracił szansę na skuteczne leczenie. Dlatego najważniejszym zadaniem onkologów jest nawiązywanie dialogu z wszystkimi, którzy chcą go prowadzić.

Jeżeli w małżeństwie się nie układa i on nazywa ją chandrą, a ona jego niewiele lepiej, to ratunkiem może być Stanisław Gajewski, który wykryje, że małżonkowie mieszkają na żyle wodnej i mieszkanie trzeba odpromienić. Albo pogoni kota złemu duchowi, żeby się od człowieka odczepił.

Dostał zatoru oka

Stanisław, zwany także cudotwórcą, mieszka w Witkowicach w gminie Radomyśl nad Sanem, w powiecie stalowowolskim. Sprowadził się tu przed kilkunastu laty z Sandomierza, gdzie mieszkał przy ulicy Mickiewicza.

Niezwykłą energię wykrył u siebie, kiedy zachorował. - Gdzieś trzydzieści lat temu dostałem zatoru siatkówki tętnicy w lewym oku. Zimą po terapii antybiotykowej gentamycyną wyszedłem na dwór i dostałem zatoru oka - opowiada.

Wspomina, że w szpitalu w Stalowej Woli powiedzieli mu, że do końca życia nie będzie na to oko widział.

- Załatwili mi jednak miejsce w klinice wojskowej w Warszawie. Też mnie tam zbadali i po pięciu dniach stwierdzili, że może pięć procent będę widział na to oko. Nie dałem za wygraną, zacząłem jeździć do bioenergoterapeutów. I wtedy jeden stwierdził, że mam w sobie taką siłę, że mogę pozbawić go jej - opowiada Stanisław. - Byłem u tego pana jeszcze ze dwa razy, a potem to już sam się leczyłem - przyznaje.

Szwajcarska maszyna

Pojechał jeszcze do Andrzeja Ludwika do Niska. - Miał taką bardzo drogą szwajcarską maszynę, która dawała energię. Wtedy stwierdził, że mam swojej energii bardzo dużo. I dał mi do zrozumienia, że powinienem zająć się bioterapią - wspomina.

Stanisław bioterapię łączy z litoterapią. Słowo litoterapia pochodzi od lito, czyli kamień. - Robię wahadełka z różnych kamieni szlachetnych, którymi leczy się różne schorzenia. I przy pomocy tych wahadełek, doładowuję człowieka odpowiednim potencjałem, odpowiednią energią, która przechodzi przeze mnie i przez ten kamień. Przez ten kamień przechodzi odpowiednio zmodyfikowana energia, taka, jaka powinna być wykorzystana przez organizm - wyjaśnia.

Jak przyznaje, ma sukcesy, bo bez tego jego terapia byłaby nic nie warta. - Niedawno jeździłem do pani ze Staszowa, która miała już żółty palec do usunięcia od choroby Buergera. To zakrzepowo-zarostowe zapalenie tętnic. Szukała mnie, bo słyszała, że mieszkałem w Sandomierzu, ale wyjechałam stamtąd przed kilkunastu laty. Znalazła mój numer telefonu. Teraz leczę jej raka, po tym jak udało mi się z jej paluszkiem, że go nie odcięli - zapewnia cudotwórca.

Nie jestem szarlatanem

- Po moich terapiach poprawia się krwioobieg i żyły zaczynają się odtwarzać. Wszystkie nasze narządy podlegają wpływowi energii - poucza. - Nie współpracuję z lekarzami, ale nie mówię tym, którzy do mnie przychodzą, żeby nie brali lekarstw. Nie chcę być szarlatanem, nie jestem nim. Przed leczeniem pomodlę się do Boga, bo jestem wierzący. I po prostu przykładam ręce z bioenergią. W swoim czasie robiłem i egzorcyzmy, bo jeżdżąc na festiwale zdrowia miałem możliwość przebadania siebie. Kiedyś zrobiłem sobie zdjęcie w podczerwieni, zobaczyłem, że mam za sobą dwóch opiekunów. Jeden z długimi włosami, jakby kobieta, a drugi ze skrzydłami. Okazało się, że to święty Michał Archanioł - mówi.

Zajmuje się także radiestezją. Od pewnej kobiety usłyszał, że ma chorego od urodzenia syna. Przebadał go i stwierdził, że chłopak jest chory, bo leżał na takiej żyle wodnej, która miała 2,5 metra szerokości. - Od małego tak leżał to się zrobiły zmiany w organizmie, w mózgu. Poradziłem, żeby go położyła z drugiej strony pokoju, a to miejsce trzeba odpromienić. Jak się pani zastosuje, to za trzy lata miną mu dolegliwości, powiedziałem jej. Ale jakoś więcej do mnie nie przyjechała - przyznaje.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu STALOWOWOLSKIEGO

Problemy w bloku

Podobnie było w Nowej Dębie. W bloku na pierwszym piętrze dziewczyna podcięła sobie żyły, u góry policjant zastrzelił się, a w środku ludzie kłócą się ze sobą.

- Facet przyjechał do mnie i mówi, że ze swoją chandrą, jak nazwał żonę, nie może wytrzymać. Ona też mówiła, że z takim facetem nie może żyć w domu pod jednym dachem. Jak wybadałem, przez pół pokoju płynęło promieniowanie od cieku wodnego. Powiedziałem, żeby to mieszkanie sprzedali, choć szkoda będzie następnego człowieka, który będzie narażony na te cieki. Nie wiem co zrobili. A to mieszkanie i dom trzeba było odpromieniować - poradził.

Lista chorób, jakie się nie oprą jego leczeniu jest imponująca. Człowiek, który ma zawód ślusarza-mechanika, który był ogrodnikiem, kinooperatorem i nawet marynarzem, zapewnia, że przez jego ręce płyną uzdrawiające promienie, które leczą bóle krzyża (dyski, korzonki, skrzywienia), że po kontakcie z nim zanikają garby, wady serca i krwioobiegu, precz odchodzą kamienie nerkowe i choroby nerek, ustępują nowotwory wewnętrzne, m.in. płuc, nerek, żołądka, zdrowie odzyskują chorzy na padaczkę i stwardnienie rozsiane, dotknięci paraliżem.

Idźmy dalej, bo wyliczanka trwa i obejmuje sfery intymne. Stanisław pomaga pozbywać się chorób niedorozwoju płciowego, moczenia nocnego, bólów reumatycznych. - Pomagam przy chorobach umysłowych, nerwicach wszelkiego rodzaju, porażeniu mózgowym. Prowadzę kurację odmładzającą dzięki czemu zanikają zmarszczki, jędrnieją piersi, powraca potencja - zapewnia.

Znak krzyża

Przed każdym zabiegiem robi na sobie znak krzyża świętego, odmawia "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Mario".

- Modlitwa ma dla mnie ogromne znaczenie - zapewnia. - Kiedy unoszę ręce w górę, czuję ciepło spływające na dłonie. To przypływ energii, którą potem przenoszę na innych - opisuje.
Jego leczenie polega na tym - tłumaczy - że do naładowanego dodatnio chorego miejsca na ciele przykłada swoją rękę naładowaną ujemnie. W ten sposób odblokowuje miejsce naładowane niekorzystną energią.

Nie wszytkim może pomóc

Zachwala hipnozę w swoim wykonaniu.

- Wystarczy nastrojowa muzyka oraz pozytywne nastawienie. Hipnoza to sugestia, doskonale działa na nerwice - stwierdza. Przyznaje, że nie wszystkim może pomóc. - Kilku osobom odmówiłem leczenia, bo wyczułem, że nie mogę im pomóc. Najczęściej osobom, które przychodzą i mówią, że to wszystko jest bajer - zwierza się.

Energię może także przekazywać na odległość, przez telefon. W ten sposób - przypomina - wyleczył chorego z Tarnowa.

Jak mnie Stanisław przekonuje, dużo czyta o niekonwencjonalnej medycynie, ma tytuł mistrza radiestezji i w zakresie bioterapii dyplom I i II stopnia. - We Wrzawach poznałem pana. Miał raka wodnego płuc. Powiedział do mnie "ja nie wierzę w to pana uzdrawianie, panie Stanisławie". Po terapii płuco zostało - cieszy się cudotwórca z Witkowic. - Ale nie wiem, czy jeszcze żyje - przyznał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie