Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kardiolodzy inwazyjni ze szpitala w Stalowej Woli są mistrzami we wszczepianiu rozruszników serca

Zdzisław Surowaniec [email protected]
Kardiolog dr Jerzy Ozga zaszywa ranę po wszczepieniu kardiowertera-defibrylatora kolejnemu pacjentowi. Był pierwszym, który przed dziesięcioma laty rozpopczął wszczepianie rozruszników serca.
Kardiolog dr Jerzy Ozga zaszywa ranę po wszczepieniu kardiowertera-defibrylatora kolejnemu pacjentowi. Był pierwszym, który przed dziesięcioma laty rozpopczął wszczepianie rozruszników serca. Zdzisław Surowaniec
Kardiolodzy inwazyjni ze szpitala w Stalowej Woli są mistrzami we wszczepianiu rozruszników serca i wyrównujących prace serca kardiowerterów-defibrylatorów. Ilość zabiegów imponuje.

Kardiolodzy ze szpitala w Stalowej Woli rozpoczęli wszczepianie urządzeń, o których potocznym językiem można powiedzieć, że przerywają groźne arytmie i jednocześnie pozwalają pacjentowi na badanie metodą rezonansu magnetycznego. To kardiowertery-defibrylatory nowej generacji.

Kardiolog dr Marek Ujda, kierujący Oddziałem Kardiologicznym II, fascynująco potrafi opowiadać o pracy lekarzy zajmującymi się problemami serca i układu krążenia. Ale ta opowieść jeży się trudnymi terminami medycznymi. Trudno, nie da się ich obejść, kiedy się chce informować o kolejnej nowości, jaką jest rozpoczęcie wszczepiania kardiowerterów-defibrylatorów, których pracy nie zakłóca badanie rezonansem magnetycznym.

- Korzenie tego sukcesu tkwią w dziesięcioletniej tradycji stalowowolskiej elektroterapii. W 2004 roku doszło do wszczepienia pierwszego rozrusznika serca w Stalowej Woli. Nastąpiło to jeszcze zanim powstał Oddział Kardiologii Inwazyjnej, kiedy była jedna kardiologia, która była Wojewódzkim Oddziałem Kardiologicznym - przypomina dr Ujda.

Wszczepianie pierwszych rozruszników odbywało się na bloku operacyjnym szpitala. Pierwszym operatorem był kardiolog dr Jerzy Ozga, który nabył do tego uprawnienia. - Wymagało to ogromnej ilości czasu, poświęcenia, znoju, zdobywania wiedzy w ośrodkach medycznych w Rzeszowie, w Zamościu, ale też w innych wiodących centrach kardiologicznych, udziału w wielu konferencjach, uczestnictwa w zabiegach robionych przez doświadczonych operatorów. W pewnym momencie dr Ozga wziął na swoje barki ciężkie obowiązki i do dzisiaj je z powodzeniem kontynuuje - chwali kolegę dr Ujda.

Dobry poziom

Po zmianie terytorialnej i powstaniu województwa podkarpackiego, oddział kardiologiczny stracił przymiotnik "wojewódzki". - Ale pozostała kardiologia na dobrym poziomie i dziś ten oddział nazywa się Oddziałem Kardiologicznym I. Od grudnia 2006 roku pracujemy w nowo otwartym Oddziale Kardiologicznym II, który pierwotnie miał nazwę Oddział Kardiologii Inwazyjnej i Angiologii - tłumaczy szef stalowowolskich kardiologów "inwazyjnych".

- To, co osiągnęliśmy, nie udałoby by się bez determinacji ówczesnego dyrektora szpitala Edwarda Surmacza, który ma swój udział w rozwoju stalowowolskiej kardiologii - przyznaje dr Marek Ujda. Z czasem do doktora Ozgi dołączyła dr Małgorzata Kwarciana, wszczepiająca z powodzeniem rozruszniki, a od niedawna uczestnicząca w programie wszczepiania kardiowerterów-defibrylatorów. Do nich dołączył dr Zbigniew Hyła, uprawniony do złożonych implantacji, wszczepiania kardiowerterów-defibrylatorów oraz resynchronizatorów. Doktorzy Hyła i Ozga tworzą duet, który współpracuje nie tylko przy wszczepianiu, ale przy kontroli i kwalifikacji pacjentów do zabiegów. Jako nieliczni operatorzy na Podkarpaciu posiadają certyfikaty, potwierdzające umiejętności. Samodzielnie rozruszniki wszczepiają też dr Radosław Krawczykiewicz i dr Wojciech Gnyp. W oddziale kolejni lekarze uzyskują specjalizacje z kardiologii. Popyt na usługi kardiologiczne rośnie bowiem w tempie zawrotnym.

Efekty pracy lekarzy są niezwykłe, rzadko spotykane w szpitalach powiatowych. Przez dziesięć lat wszczepionych zostało 3200 rozruszników serca, których światowa historia sięga lat sześćdziesiątych. - Ale te wszczepiane u nas są z najwyższej półki, nie ma żadnego kompromisu jeżeli chodzi o jakość urządzeń. Są to urządzenia wiodących producentów - zapewnia dr Ujda. Chorzy nie czekają w kolejce na rozrusznik!

Imponująca statystyka

Rok 2009 był przełomowy, w szpitalu wszczepiono pierwszy kardiowerter-defibrylator (ICD). Po dwóch latach wszczepiono pierwsze urządzenie resynchronizujące (CRT), przywracające synchroniczne skurcze komór serca, które uległy zaburzeniu wskutek uszkodzenia mięśnia serca. Statystyka jest imponująca. Do dziś wszczepiono 72 tego typu urządzenia. Są to trudne, bardzo długie zabiegi. Natomiast kardiowerterów-defibrylatorów wszczepiono do tej pory 303. To są prawdopodobnie największe ilości wszczepiane na Podkarpaciu.

Dr Marek Ujda: - Nie chełpimy się statystykami, ale te dane są fascynujące, bo każdy wszczepiony rozrusznik, a mówimy o tysiącach, to jest duże wyzwanie. Jest to niekiedy trzymanie w ręku życia pacjenta. To są zabiegi, które nierzadko dostarczają lekarzom ekstremalnych emocji, w których nie ma marginesu na błędy i dekoncentrację, które czasami trwają wiele godzin. To jest trochę jak z rozpoczęciem wojny: wiadomo, kiedy się rozpoczyna, nie wiadomo kiedy się skończy. Zabiegi wszczepiania kardiowerterów-defibrylatorów odbywają się w pełnym skupieniu, przez zespół ubrany w kilkukilogramowe, ołowiane fartuchy, w stresie, w wymuszonej sytuacją pozycji, okolicznościach, w których nie można sobie zrobić przerwy na kawę czy skorzystanie z toalety. Tego nie widać, to się rozgrywa w zaciszu sali operacyjnej. Naszą satysfakcją są pacjenci, którzy wychodzą zdrowsi, po zabiegach ratujących życie.

- Kardiowerter-defibrylator to wysokiej klasy urządzenie elektroniczne, którego zadaniem jest rozpoznawanie groźnych dla życia arytmii komorowych, jak częstoskurcz komorowy czy migotanie komór oraz przerywanie tych arytmii lub stymulowanie serca, kiedy bije wolniej - wyjaśnia dr Zbigniew Hyła. - Gdy człowiek przeżyje nagłe zatrzymanie krążenia, wtedy jest to zabieg ze wskazań życiowych. W innych przypadkach wszczepia się te urządzenia w ramach tak zwanej prewencji pierwotnej, gdy doszło do ciężkiego uszkodzenia mięśnia serca i są objawy niewydolności serca. Wtedy ryzyko śmiertelnej arytmii jest duże.

Silny prąd

Dr Jerzy Ozga natomiast mówi, że kardiowerter-defibrylator to komputer analizujący rytm serca według skomplikowanych algorytmów, przerywający arytmię energią stymulacją lub interwencją wysokoenergetyczną (prądem o dużym natężeniu), aby uporządkować pracę serca, czyli chaos, jaki się zrobił przy arytmii. Jest to dla chorego nieprzyjemne doznanie, ale ratujące życie.

Od kilkunastu lat stosowany jest rezonans magnetyczny do badań mózgu i innych narządów. Coraz więcej osób ma wskazania do rezonansu magnetycznego i powstaje problem z chorymi mającymi wszczepione urządzenia z metalu. Potężne pole magnetyczne w trakcie badania może uszkodzić urządzenie, wpłynąć na oprogramowanie, rozgrzać elektrody. Wszczepianie było więc odcinaniem pacjentów od możliwości badania rezonansowego. Powstał więc taki kardiowerter-defibrylator, który nie podlega uszkodzeniu przy rezonansie. Jak podkreśla dr Ozga, jest on kompatybilny z każdym rezonansem magnetycznym i przy nim może być badana każda część ciała.

Medycyna w sposób spektakularny wydłużyła życie ludzkie w Polsce, a na Podkarpaciu jest ono nawet o dwa lata dłuższe od średniej w Polsce. Ale upływający czas jest bezlitosny i z wiekiem człowieka dopadają różne dolegliwości. Leczenie ich generuje ogromne koszty. - Pomagamy w leczeniu wielu dolegliwości, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że nawet najlepsza technika medyczna nie zastąpi profilaktyki. Więc należy jak najbardziej dbać o to, co nam dała natura, bo medycyna nie zatrzyma i nie cofnie czasu - radzi dr Marek Ujda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie