Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złamała rękę na oblodzonym chodniku w Stalowej Woli. Otrzymała rekordowo wysokie odszkodowanie

Zdzisław Surowaniec [email protected]
Zdjęcie sprzed roku, z prawej kobieta, która wywalczyła odszkodowanie za złamaną rękę.
Zdjęcie sprzed roku, z prawej kobieta, która wywalczyła odszkodowanie za złamaną rękę.
Rekordowo wysokie odszkodowanie otrzymała od miasta kobieta, która złamała prawą rękę na oblodzonym chodniku przy miejskiej ulicy.

Dziesięć tysięcy złotych plus tysiąc złotych odsetek dostała kobieta za złamaną na lodzie rękę. Tego dnia ratownicy wyjechali do 60 złamań, na oddział ortopedii trafiło 14 osób po upadkach

Zima przed rokiem przyszła późno, niemal do końca stycznia była plusowa pogoda. Jeżeli jednak ktoś myślał, że się upiecze i zimy nie będzie, to się srodze rozczarował. Zima przyszła nagle i od razu oblodziła wszystko. Padający od niedzieli 20 stycznia zamarzający deszcz, nazywany "żelaznym deszczem", oblepił wszystko lodem. Ludzie łamali sobie na nim nogi, auta ślizgały się i zderzały, pociągi łapały duże opóźnienia.

W przesądach trzeci poniedziałek stycznia jest uznawany za najgorszy dzień w roku. Rzeczywiście był bardzo trudny dla wszystkich, którzy musieli wyjść z domu. Oblepione lodem chodniki i ulice zamieniły się w ślizgawki. Kobieta, która zadzwoniła do redakcji w Stalowej Woli w poniedziałkowy wieczór prosiła o pomoc. - Zróbcie coś, niech ktoś przyjedzie na ulice Poniatowskiego i posypie chodniki piachem. Nie mogę wyjść do pracy - żaliła się.

Pani Marzena, zatrudniona w służbie zdrowia, do pracy szła nie po oblodzonym chodniku, tylko po pokrytym lodem trawniku, który wydawał się bezpieczniejszy do poruszania. Nic z tego. Właśnie na trawniku pośliznęła się i skręciła nogę w kostce tak, że trafiła na oddział ortopedii, gdzie założono jej gips od stopy po udo. - W szpitalu będę jeden dzień, ale potem kilka tygodni będę leżeć w domu - powiedziała.

Poniedziałek był czarnym dniem dla ortopedów i pogotowia ratunkowego. - Ogromna liczba osób wymagała interwencji lekarzy - przyznała ówczesna zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w szpitalu w Stalowej Woli dr Barbara Floras-Suduł. Pogotowie ratunkowe wyjechało tego dnia do 60 wezwań związanych z urazami po upadkach, na oddział ortopedii trafiło 14 osób ze skręceniami i złamaniami. W niektórych przypadkach konieczna była nawet operacja. Poszkodowanymi były głównie starsze osoby, dla których upadek zazwyczaj ma bardzo dotkliwe konsekwencje.

W Nisku było podobnie - usłyszeliśmy wtedy od lekarza z oddziału chirurgicznego szpitala. Kilkanaście osób trzeba było hospitalizować po upadku na oblodzonej nawierzchni. Do tego doliczyć można wiele upadków, które kończyły się na szczęście tylko "wywinięciem orła" i potłuczeniem bez konieczności interwencji lekarskiej. Mała pociechą w tej sytuacji był widok krzewów pięknie oblepionych lodem, jak szkłem.

I właśnie w taki oblodzony dzień kobieta w wieku pięćdzirsięciu lat pośliznęłą się w Stalowej Woli na oblodzonym chodniku. Zrobiłą jednak coś, czego innym do głowy nie przyszło. Po skończonym leczeniu złamanej prawej ręki, z plikiem dokumetnów ze szpitala potwierdzajacych upadek i złamanie, zażądała od miasta wypłaty odszkodowania. Mało kto dawał jej szansę na to, że pieniądze dostanie. I rzeczywiście, urzędnicy walczyli dzielnie, dowodząc, że służby komunalne zrobiły wszystko, aby chodzenie po oblodzonych chodnikach i ulicach było bezpieczne.

Jednak kobieta się uparła i stanowczo domagała się odszkodowania. Nie przekolnywały jej opinie, że Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie wydawał alarmujących ostrzeżeń o mającej nadejść katastrofie klimatycznej. Nawet informacja, że służby odśnieżające kilka razy wyjeżdżały do akcji i posypywały nawierzchnie, nie zrobił na niej wrażenia. Obchodziło ją jedno - pośliznęła się na "szklance", na lodzie, swoje wycierpiała i domagała się odszkodowania.
Kiedy miasto nie spełniło jej żądań, nie zastanawiała się wiele, poszła do kancelarii adwokackiej i zleciła mu poprowadzenie sprawy z powództwa cywilnego. I wtedy się okazało, że poszło gładko jak z płatka. Już na pierwszej rozprawie sąd uznał jej roszczenia i nakazał miastu wypłatę dziesięciu tysięcy złotych odszkodowania oraz tysiąca złotych karnych odsetek liczonych od dnia, kiedy upomniała się o odszkodowanie.

Miasto na swoje szczęście było ubezpieczone od takich zdarzeń, nie odwołało sie od wyroku i firma ubezpieczeniowa natychmiast wypłaciła kobiecie zasądzoną kwotę, kiedy tylko wyrok sie uprawomocnił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie