Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gruzińska Droga Wojenna pełna bajkowych widoków i emocji (zdęcia)

Piotr KUTKOWSKI
Klasztor Cminda Sameba - Świętej Trójcy to chyba najbardziej znana "pocztówka” Gruzji
Klasztor Cminda Sameba - Świętej Trójcy to chyba najbardziej znana "pocztówka” Gruzji Piotr KUTKOWSKI
Jadąc Gruzińską Drogą Wojenną spodziewaliśmy się wielu bajkowych widoków, wrażeń i emocji, ale nie przypuszczaliśmy, że będzie ich tak dużo. I że dotrzemy do granicy z Osetią Południową, której terytorium Gruzja oficjalnie uważa za okupowane przez Rosjan.
Gruzja

Gruzińska Droga Wojenna

Zaczyna się w Tbilisi, stolicy Gruzji, ma 208 kilometrów , przecina Wieki Kaukaz wspinając się na 2379 m.n.p.m i po przekroczeniu granicy z Rosją kończy się we Władykaukazie w w Osetii Północnej. Gruzinska Droga Wojenna swoją nazwę zawdzięcza dokonanej w XIX wieku przez Rosjan modernizacji, dzięki czemu mogli szybko przerzucać duże oddziałów w czasie wojny z północnokaukaskimi góralami w Czeczenii i Dagestanie.

Ale to co robili, robili na bazie szlaku znanego już w starożytności, który wykorzystywały armie rzymskie, perskie, mongolskie, nie mówiąc już o kupcach. Strategiczne znaczenie powodowało, że droga była ufortyfikowana, powstawały też wzdłuż niej budynki sakralne.

Jest noc, więc widzimy niewiele, za to czujemy każdą dziurę, w jaką wpada nasz rozklekotana łada niva z napędem na cztery koła.

- Lasza, ty na pewno jedziesz tą drogą co na mapie jest oznaczona jako główna? - zagadujemy naszego kierowcę, bo znamy jego skłonność do robienia skrótów, ale on patrzy na nas jak na idiotów.

- No przecież innej nie ma! - przekrzykuje warkot samochodu, w którym dopiero co oberwał się tłumik

Klasztor Świętej Trójcy

Do Stepancmindy położonej na wysokości 1750 m n.p.m., u stóp lodowca, nad rzeką Terek docieramy późną nocą. Nazwa miasta pochodzi od świętego Szczepana, mnicha Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, który zbudował tu erem służący do poboru opłat za przejazd przez góry. Ale Stepancminda bardziej znana jest jako Kazbegi, którą to nazwę nadali sowieci w 1925 i która obowiązywała do 2006 roku. Nocujemy w rodzinnym pensjonacie , a rano wspinamy się już naszą terenówką do prawosławnego klasztoru Cminda Sameba - Świętej Trójcy. To chyba najbardziej znana "pocztówka" Gruzji, bo nie sposób nie zachwycić się widokiem malutkiej świątyni położnej na tle potężnych, sięgających powyżej 5 tysięcy metrów wierzchołków, z Królewiczem Kaukazu na czele, czyli drzemiącym wulkanem Kazbek.

Sam klasztor stoi na wysokości 2400 m n.p.m. W jego kompleksie znajduje się kościół z pięknym płaskorzeźbami i dzwonnicą. Dla Gruzinów to miejsce święte - to tu przechowywano w chwilach zagrożeń narodowe relikwie jak krzyż świętej Nino. Sowieci okupując Gruzję wybudowali w 1988 roku z Stepancmindy w okolice klasztoru kolejkę linową, ale mieszkańcy potraktowali to jako profanację i zniszczyli to, co powstało.

Widoki są naprawdę bajkowe, cieszyć się można nimi godzinami, nieliczni kierują się w stronę góry Kazek, by ją zdobyć. I choć wejście na nią nie jest technicznie trudne, to gwałtowne zmiany pogody, w tym silne wiatry i niskie temperatury powodują, że wiele osób ma z tym problem. A dla niektórych ta przygoda kończy się śmiercią

Droga przez góry

Gruzini o Kazbek mówią, że to kapryśna kobieta, którą spowija szal z wiecznych mgieł, a gruzińscy alpiniści nie wchodzą na sam szczyt tłumacząc, iż nie depcze się po głowie niewieście.

Gruzini twierdzą też, że to właśnie do tej góry według mitologii bogowie przykuli Prometeusza, a już na pewno jego gruzińskiego odpowiednika - Amirani.

Faktem jest, że pierwszego wejścia na szczyt dokonali w 1868 roku D. W. Freshfield, A. W. Moore, i C. Tucker.

Zdjęcia z wypraw, stary sprzęt wspinaczkowy, portrety alpinistów oglądamy w małym muzeum w Stepancminda. Niedaleko znajduje się zdewastowany betonowy budynek- straszydło - pozostałość po dolnej stacji kolejki linowej.

Nasz kierowca, Lasza ma dla nas propozycję - zamiast jechać z powrotem Gruzińską Drogą w kierunku Tbilisi odbić od niej na zachód i dotrzeć do granicy z Osetią Południową. Obiecuje, że czeka nas dużo atrakcji. Atrakcje są już na wstępie podróży - malutki klasztor, z żyjącym w nim samotnie mnichem, kamienne wieże obronne, wioska, w której znajduje się obóz uchodźców z Osetii Południowej. Niva musi się też przebijać przez góry pokrytą głazami ścieżką, a potem zjeżdżając do doliny zagłębiać się w strumienie i strumyczki. W pewnym momencie pojawiają się przed nami też białe połacie jakiejś materii. Chyba śnieg? Wysiadamy z auta i sprawdzamy - nie to nie śnieg, to osady wapnia i innych minerałów, które w innych miejscach na świecie stanowią najcenniejsze pomniki przyrody a za ich oglądanie płaci się grube pieniądze. Aż żal rozjeżdżać je kołami.

Granice bezpieczeństwa

Droga dla naszego samochodu kończy się w malutkiej wiosce. Leży ona na granicy z Osetią Południowa, którą Gruzini uważają za swoje terytorium okupowane przez Rosjan i tylko przez Rosjan uznawane za państwo. Blizny walk z lat 1991 - 1992 i z 2008 roku wciąż się nie zabliźniły, czego od razu doświadczamy.

Za wioską jest most, a przed nim budka strażnicza i gruziński żołnierz z "kałachem". Sprawdza nasze paszporty, pozwala przejść przez most, ale ostrzega.

- Pójdziecie w lewo, zaczną was ostrzeliwać Rosjanie. Pójdziecie w prawo - tam nasz posterunek i nic wam nie grozi.

Poszliśmy w prawo. Celem miała być grota z gorącymi wodami. Idąc ścieżką wzdłuż rzeki mijaliśmy opuszczone, samotnie stojące kamienne wieże i resztki domostw, napawaliśmy wzrok niesamowitą kolorystką ziemi, której wielu barw nadawały minerały. Chłonęliśmy zapach ziół i cieszyliśmy się wyjątkowością tego miejsca, ale do groty nie doszliśmy - do odwrotu zmusił nas deszcz.

Tuż przed mostem zauważamy ogromnego psa pasterskiego, który z drugiego brzegu nam się przyglądał, a potem wskoczył w rwący nurt i wybiegł prosto na nas. Mieliśmy czas tylko na złapanie kamieni, ale wielki, biały zwierz obojętnie nas minął i całkowicie lekceważąc powrócił mostem do wioski.

- Widziałem co się dzieje i już miałem strzelać na postrach - mówi żołnierz wartownik, a ludzie w wiosce widząc nas się śmieją.

- Ten pies wilka załatwia w chwilę, ale dla ludzi jest przyjazny - przekonują - Bez rozkazu nie zrobi nikomu krzywdy,

Jeszcze bardziej przekonuje nas bohater zamieszania - owczarek kazbeg, który wskakuje przednimi łapami koledze na ramiona i liże go po twarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie