Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Garlicka-Sudoł, znana tancerka ze Stalowej Woli: Słyszałam, że nic ze mnie nie będzie. Ciężką pracą dotarłam na szczyt [ZDJĘCIA, WIDEO]

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Dzięki tytanicznej pracy Garlicka-Sudoł została najlepszą polską tancerką standardową.
Dzięki tytanicznej pracy Garlicka-Sudoł została najlepszą polską tancerką standardową. archiwum prywatne
O wspaniałych rodzicach, ciężkiej pracy w Norwegii, popularności Katarzyny Cichopek, a także instynkcie macierzyńskim - między innymi na te tematy porozmawialiśmy z wielokrotną taneczną mistrzynią Polski, Małgorzatą Garlicką-Sudoł.
Małgorzata Garlicka-Sudoł i Wiktor Kiszka, dzięki seryjnym sukcesom w Polsce, zrobili karierę międzynarodową.
Małgorzata Garlicka-Sudoł i Wiktor Kiszka, dzięki seryjnym sukcesom w Polsce, zrobili karierę międzynarodową. archiwum prywatne

Szczęśliwa rodzina w komplecie. Małgorzata Garlicka-Sudoł z najważniejszymi dla siebie mężczyznami: mężem Bogdanem i synkiem Antkiem.
(fot. archiwum prywatne)

W parze z Wiktorem Kiszką zdobyła pani sześć mistrzostw Polski w tańcach standardowych, brała udział w największych imprezach tanecznych na świecie i stanowiła "połowę" siódmej najlepszej pary w "standardzie" w ogólnoświatowym rankingu. Mam jednak wrażenie, że jakbyśmy teraz wyszli na miasto, to przypadkowi przechodnie określiliby panią, jako gorszą tancerkę od chociażby Kasi Cichopek…
Tak działa telewizja. Miałam możliwość wzięcia udziału w programach typu: "Taniec z gwiazdami", ale świadomie postawiłam na rozwój kariery zawodowej. W innym przypadku stałabym się "własnością" danej stacji telewizyjnej i podczas trwania programu, wyjazdy na turnieje taneczne do Anglii czy Włoch, byłyby po prostu niemożliwe. Nic nie mam do Kasi Cichopek. Mam świadomość, że większość społeczeństwa postrzega tę dziewczynę, jako bardzo dobrą tancerką. W rzeczywistości nią nie jest, ale media mają to do siebie, że kreują swoją rzeczywistość.

Przypomniała mi się teraz historia, jak Wiktor był kiedyś pocieszany w kwiaciarni (uśmiech). Moja siostra brała wtedy ślub. To był czas, w którym Piotrek Kiszka brał udział w telewizyjnych show, dzięki czemu w pewnym momencie był bardzo rozpoznawalnym człowiekiem. Pani kwiaciarka, widząc Wiktora początkowo wzięła go właśnie za Piotrka, a gdy dowiedziała się, że to jednak nie on, poklepała go po ramieniu i powiedziała z przejęciem: "Niech się pan nie martwi, pan też kiedyś odniesie sukces i będzie sławny".

Piotrek umiejętnie połączył taniec w programie z późniejszym rozwojem zawodowym, ale moi koledzy pokroju: Rafała Maseraka, Stefano Terrazzino, Roberta Kochanka czy Janka Klimenta sami mają świadomość, że ich taneczny rozwój został zatrzymany właśnie przez wejście na stałe do świata show biznesu. Umówmy się, programy typu "Taniec z gwiazdami", to strata czasu dla zawodowych tancerzy.

Ale dla ich bankowych kont już niekoniecznie.
Za wygrywanie międzynarodowych turniejów też nie dostaje się dyplomu i okolicznościowego medalu (uśmiech). Początkowo to były porównywalne kwoty. Wraz z coraz większą popularnością programów tanecznych i samych tancerzy, te stawki faktycznie rosły.

Pani ma dopiero 34 lata. Mimo to, od czterech lat nie pracuje już pani, jako profesjonalna tancerka. Ma pani męża i syna. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, muszę zapytać, jak to się stało?
Nie wszyscy tancerze i tancerki to lekkoduchy. W życiu każdego człowieka są chwile, które zmieniają jego cele czy pragnienia. W roli sytuacji granicznych mogą występować na przykład ciężkie choroby, rodzinne dramaty, a także wiele innych tego typu przykrych sytuacji. Mi takowa zdarzyła się w 2007 roku. Nie chcę o niej konkretnie mówić. W tamtym momencie kompletnie przewartościowały się dla mnie wartości. W końcu znalazł się czas na ślub i założenie prawdziwej rodziny. Poza tym mam świadomość, że ze sceny zeszłam niepokonana.

Można tak nagle zrezygnować z życia pełnego przygód, podróży i sukcesów na rzecz… pieluch, pampersów oraz innych tego typu obowiązków?
Nie bierz tego do siebie, ale jesteś zbyt młody, żeby to dobrze zrozumieć. Jak miałam 23 lata, to też nie widziałam się w roli "matki polki". Jestem osobą mocno wierzącą w Boga i wierzę, że pewne rzeczy są nam po prostu pisane. Zresztą ja wcale nie zrezygnowałam z tańca. Pracuję z najlepszymi polskimi tancerzami. Otrzymywałam wiele propozycji powrotu na parkiet, ale nie chciałam rozmieniać się na drobne. Kobiety, które uprawiają sport, mają dużo cięższy żywot od facetów i ja o tym od początku doskonale wiedziałam. Z tego też względu zawsze liczyłam się z możliwością rezygnacji z tańca i ułożenia sobie życia prywatnego.

Jak do mnie dzwoniłeś, byłam w Szczecinie na trzydniowym szkoleniu. Jutro (tj. 3.03 - red.) jadę do Częstochowy, a następnie do Lublina i Gdańska. To jest moja praca, która pozwala mi zarabiać. Mam wspaniałego męża, wspaniałych rodziców - dzięki nim jedyne z czym muszę sobie poradzić podczas wyjazdów, to z tęsknotą za Antkiem (syn - red.).

Nie łatwiej byłoby się po prostu stąd wyprowadzić? Stalowa Wola, jak również całe Podkarpacie, nie należą raczej do najlepszych regionów dla ludzi związanych z szeroko pojmowaną kulturą.
Jestem lokalną patriotką. Uważam, że Stalowa Wola to idealne miasto do życia. Poważnie, nie uśmiechaj się pod nosem. Nie jest to "dziura", nie jest to upierdliwa metropolia, blisko mamy lotnisko w Rzeszowie, jest gdzie wyjść. Mieszkają tu moi rodzice, siostra. Synka mogę zawieźć do pobliskiego przedszkola, po drodze zrobić zakupy, wcześniej wstąpić jeszcze na chwilę do Kościoła. Bez wielokilometrowych korków i zbędnej straty czasu. Niczego więcej do życia nie potrzebuję. Nawet, jeśli nie mam możliwości zarabiania pieniędzy tutaj, na miejscu, to nigdy nie powiem złego słowa na to miasto.

Przypuszczam, że pani początki kariery zawodowej nie były łatwe. W końcu mowa o latach dziewięćdziesiątych, czyli okresie w którym taniec w Stalowej Woli był równie rozpowszechniony, co obecnie gra w golfa.
Ten temat bardziej tyczy się moich rodziców. To oni na początku płacili za wszystkie moje wyjazdy, treningi. To oni wierzyli we mnie i nigdy nie powiedzieli: "Dziecko, daj sobie spokój z tym tańcem", albo "Znajdź sobie inną, tańszą pasję". A z daleka takich głosów nie brakowało. Nawet podczas jakiś rodzinnych zjazdów, dalekie ciotki czy wujkowie podpytywali, kiedy ja w końcu zacznę na tym tańcu zarabiać. Moja pasja była o tyle kosztowna, że w mieście nie było wówczas szkoły tańca, nie było trenerów z prawdziwego zdarzenia. Miejscowa nauczycielka powiedziała kiedyś wprost, że nic ze mnie nie będzie. Byłam wtedy nastolatką, poryczałam sobie godzinę, ale z marzeń nie zrezygnowałam.

Od piętnastego roku życia zaczęłam tańczyć razem z Wiktorem. Z czasem naszych rodziców przestało być stać na kolejne wyjazdy…

Stalowowolanka trenuje obecnie najlepsze pary sportowe w kraju.
Stalowowolanka trenuje obecnie najlepsze pary sportowe w kraju. archiwum prywatne

Małgorzata Garlicka-Sudoł i Wiktor Kiszka, dzięki seryjnym sukcesom w Polsce, zrobili karierę międzynarodową.
(fot. archiwum prywatne)

I co wtedy?
Zdobywaliśmy już wówczas mistrzostwa krajowe w młodzieżowych kategoriach. Jednak nie wiązało się to z nagrodami pieniężnymi, a bardziej z dostawaniem okolicznościowych dyplomów i medali. W wieku dwudziestu lat wyjechaliśmy na dwa i pół roku do Norwegii. Wyjazd ten zaproponował nam znany norweski szkoleniowiec, Tor Floysvik, który dostrzegł nas w Polsce. To w Norwegii przeżyłam swoją największą szkołę życia. Myślę, że gdyby siedział tu z nami Wiktor, to w ogóle nie gadalibyśmy na ten temat.

Dlaczego?
W skrócie: byliśmy tam źle traktowani. Sprzątaliśmy okoliczne domy, szkoły, aby tylko móc się utrzymać i co najważniejsze, podnosić swoje umiejętności taneczne na treningach. W pracy sprzątaczki nie ma nic złego, pod warunkiem, że ktoś nie traktuje cię z pogardą, jako "Polaczka", któremu tylko się wydaje, że coś w życiu osiągnie. Myślę, że mogłabym napisać książkę o tego typu przygodach.

To byłaby lektura bardziej zabawna czy przerażająca?
Odpowiednio zbilansowana. Każdy sukces okraszony jest łzami. Tych łez w moim życiu nie brakowało, nawet gdy byłam już dojrzałą tancerką z sukcesami na koncie.

Przykład.
W 2005 roku na mistrzostwach w Anglii ze względów politycznych zostaliśmy z Wiktorem pozbawieni szans walki o mistrzostwo świata. Wcześniej wygraliśmy "Blackpool Dance Festival", czyli najstarszy, największy i najbardziej prestiżowy na świecie coroczny konkurs tańca towarzyskiego o międzynarodowym znaczeniu. Następnie z powodzeniem wystartowaliśmy w "UK Championship" w angielskim Bournemouth. Kilka miesięcy później w londyńskim "Crystal Palace Cup", rzucono nam kłody pod nogi. Przyczynili się do tego między innymi Włosi, którzy doskonale wiedzieli, że jesteśmy poważnym zagrożeniem dla ich, nazwijmy to, faworytów. "Odstrzelono" nas stosunkowo szybko, czyli przed ćwierćfinałami, żeby potem nie kombinować. Nie było z tym problemu, bo razem z Wiktorem byliśmy w zasadzie pierwszą polską parą, która dopiero przecierała szlaki na międzynarodowych turniejach. Nie mieliśmy "pleców", zaprzyjaźnionych sędziów czy upolitycznionych znajomych.

Może po prostu byliście wtedy słabsi w Londynie?
Ciężko jest się zupełnie oduczyć tańczyć na przełomie kilku miesięcy. Poza tym nasze odpadnięcie wywołało naprawdę spory szum, bo oprócz sędziów, takie duże turnieje obserwuje przecież publiczność, na której zasiada wiele kompetentnych osób.

Załóżmy, że stoją przed nami trzy kobiety. Jedna z nich jest prawniczką, druga dentystką, a trzecia tancerką. Jak pani myśli, o której z tych kobiet najłatwiej można powiedzieć, że nic nie wie o życiu?
Oczywiście, że o tancerce. I jak czasami oglądam wypowiedzi niektórych dziewczyn, które potrafią tańczyć, to przestaję się dziwić, czemu tak jest. Nie chcę tutaj wymieniać nikogo z nazwiska. Osobiście nie zależy mi na walce ze stereotypami.

Powiem za siebie. Podróże kształcą (uśmiech). Dzięki nim biegle mówię po angielsku, choć nigdy nie byłam na korepetycjach z tego języka. Prowadzę swój własny biznes, sama dla siebie jestem szefową, więc kompletnie mam to gdzieś, jeśli ktoś z góry zakłada, że każda tancerka to taka dziewczyna, która lubi się tylko bawić, tańczyć z chłopakami na dyskotekach i żadnej szkoły w życiu nie skończyła. Ja zamiast studiować, pracowałam w Norwegii, żeby móc tańczyć. Żadna uczelnia nie nauczałby mnie tyle, co tamten pobyt. Nie od dziś wiadomo, że najlepszą szkołą jest życie.

Słucham pani uważnie, ale wciąż mam wrażenie, że trochę zbyt ogólnie powiedziała pani o swoich początkach. Przecież to nie jest tak, że każda dziewczyna, która zaczyna tańczyć, nagle staje się najlepszą polską tancerką w "standardzie".
Jeśli ta dziewczyna spędza po dziesięć godzin dziennie na sali, ma w sobie odrobinę talentu, to niewykluczone, że tak właśnie się stanie. Już jako dziecko musi ona jednak zrezygnować z normalnego dzieciństwa i wziąć udział w swego rodzaju wyścigu. Wówczas charakter i odporność psychiczna hartują się same. Jak ktoś ci powie, że nic z ciebie nie będzie, to po godzinie szlochania, musisz wziąć się w garść. Jeśli twoich rodziców nie stać na obóz taneczny, to już twoja w tym głowa, jak te pieniądze samemu sobie skombinować.

Pani jak kombinowała?
Różnie. Na przykład kiedyś razem z Wiktorem chodziliśmy po stalowowolskich firmach i bez żadnego wstydu, pokornie prosiliśmy o taką finansową pomoc. W zamian oferowaliśmy chociażby pokazy taneczne na okolicznościowych bankietach. Jakimś cudem, po kilku dniach nachodzenia stalowowolskich przedsiębiorców, zebraliśmy potrzebne cztery tysiące złotych, dzięki czemu mogliśmy pojechać na kilkutygodniowe warsztaty do Norwegii. Ludzie podejrzewali nas, że wydajemy duże pieniądze na indywidualne zajęcia z trenerami.

A jak było w rzeczywistości?
To zajęcia grupowe były dla nas podstawowym źródłem informacji. Jak sobie przypominam, to indywidualnych treningów mogliśmy mieć do dziesięciu w trakcie roku, a nie tak jak niektóre pary w trakcie tygodnia.
W tamtym czasie zrezygnowałam praktycznie ze wszystkich młodzieńczych zachcianek. Modne ciuchy, wyjścia na imprezy - dopiero jako dwudziestokilkuletnia dziewczyna mogłam sobie pozwolić na takie rzeczy. Każde pieniądze trzeba było odkładać na chociażby wynajem sali gimnastycznych, żeby podczas weekendów mieć miejsce do żmudnego trenowania. W Stalowej Woli najczęściej ćwiczyłam w szkołach podstawowych numer 10 i 7. Oprócz obozów zagranicznych najczęściej jeździłam na warsztaty do Olsztyna i Radomia.

Jeśli to pytanie uzna pani za niestosowne, to proszę powiedzieć "pomidor". Kiedyś pani partnerem życiowym był Wiktor Kiszka, czyli zarówno partner taneczny. Co na to wszystko pani mąż?
Mam to szczęście, że trafiłam na mądrego, pewnego siebie faceta. Z twojej perspektywy może to się wydawać niemożliwe do zaakceptowania. Życie pisze jednak różne scenariusze. To tak, jak ja miałabym dzisiaj pretensje do swojego męża Bogdana o dziewczyną, z jaką tworzył związek w liceum. Szkoda życia na takie "zabawy". Z tym się możesz kolegować, z tym nie. Z tym się możesz spotykać, z tym nie. Bez sensu. Ja z Wiktorem wciąż jesteśmy w zdrowych relacjach. Zdarza nam się wspólnie prowadzić warsztaty. Oboje mamy po 34 lata i jesteśmy już dorosłymi ludźmi. Ja jestem już żoną i matką. Powiem więcej, wierzę że mój niespełna czteroletni synek Antoś za jakiś czas będzie miał rodzeństwo (uśmiech).

Kończąc. Gdybym zadzwonił do pani i poprosił o lekcje, ponieważ za kilka tygodni biorę ślub i pragnę na parkiecie przypominać Johna Travoltę, to jaka byłaby pani odpowiedź?
Za każdym razem udawałabym, że są zakłócenia na linii i nic nie słyszę (uśmiech).

Małgorzata Garlicka-Sudoł pracuje również jako sędzina na różnych zawodach tanecznych.
Małgorzata Garlicka-Sudoł pracuje również jako sędzina na różnych zawodach tanecznych. archiwum prywatne

Stalowowolanka trenuje obecnie najlepsze pary sportowe w kraju.
(fot. archiwum prywatne)

Dzięki tytanicznej pracy Garlicka-Sudoł została najlepszą polską tancerką standardową.
Dzięki tytanicznej pracy Garlicka-Sudoł została najlepszą polską tancerką standardową. archiwum prywatne

Małgorzata Garlicka-Sudoł pracuje również jako sędzina na różnych zawodach tanecznych.
(fot. archiwum prywatne)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie