Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Domagała, Lekarz Roku 2014: - Potrzebujemy zaufania do siebie. Ono sprawia, że leczenie jest skuteczniejsze

Iza Bednarz [email protected]
Zdzisław Domagała - Lekarz Roku 2014 w Świętokrzyskiem i powiecie kieleckim, najlepszy specjalista pediatrii w województwie.
Zdzisław Domagała - Lekarz Roku 2014 w Świętokrzyskiem i powiecie kieleckim, najlepszy specjalista pediatrii w województwie. Aleksander Piekarski
Byłem bardzo chorowitym dzieckiem. Pamiętam jak wożono mnie furmanką do ośrodka zdrowia. Tato dawał mi zastrzyki - wspomina Zdzisław Domagała - Lekarz Roku 2014.

Kto wymyślił, żeby pan został lekarzem? Pana rodzice mieli gospodarstwo, nie chcieli, żeby najstarszy syn został na roli zgodnie z tradycją?

To się wzięło chyba stąd, że byłem bardzo chorowitym dzieckiem, mimo że byłem najstarszy z całej czwórki. Mam jeszcze młodszą siostrę i dwóch braci. Miałem częste infekcje dróg oddechowych, anginy. Bardzo dobrze pamiętam jak mnie wożono furmanką do ośrodka zdrowia w Łopusznie albo Radoszycach, bo moja wieś rodzinna - Rudniki położona była na skraju trzech powiatów: koneckiego, kieleckiego i włoszczowskiego. I wszędzie był kawał drogi.

Opatrzyło się panu leczenie?

Trochę tak. Poza tym mój ojciec był sanitariuszem w wojsku i posiadał umiejętność robienia zastrzyków, więc mama trzymała, żebym nie uciekł, a tato robił mi zastrzyki. Można powiedzieć, że medyczne przygotowanie odebraliśmy w domu. Stąd najmłodsza siostra jest pielęgniarką, a jeden z braci stomatologiem.

Mama była w domu przy dzieciach?

Mama prowadziła gospodarstwo rolne razem z tatą, pracowała w polu i w domu. Mieliśmy dość dużo pola, a że w tych czasach wiele prac trzeba było wykonywać ręcznie, wyniosłem z domu pracowitość i cierpliwość. Najpierw trzeba było pomóc w polu, a potem dopiero siadało się do książek.

Do szkoły było daleko?

Chodziłem do liceum w Łopusznie, bardzo mile wspominam grono nauczycieli, szczególnie moją wychowawczynię Teresę Supernat, państwa Jarosińskich, którzy uczyli mnie języka polskiego i łaciny, pana profesora Ciepielewskiego od biologii i jego żonę - matematyczkę, profesora Barcickiego - chemika. To byli wtedy bardzo młodzi nauczyciele, entuzjaści, którzy zarażali nas pasją do wiedzy. Dziś myślę, że bardzo skutecznie, bo z całej klasy czwórka nas dostała się na medycynę. Wtedy profil wybierało się w ostatniej klasie.

Od początku jest pan wierny Szpitalowi Dziecięcemu w Kielcach.

Na piątym roku trafiłem do Zespołu Nauczania Klinicznego, który działał w Kielcach, potem na staż na pediatrię do profesor Zawartkowej i po dobrze zdanym egzaminie dostałem propozycję pracy. Nie zastanawiałem się nad wyborem innej specjalizacji i od 1979 roku, po skończeniu stażu zacząłem pracę w Szpitalu Dziecięcym w Kielcach.

Jakie są te dzieci w Świętokrzyskiem?

Generalnie nie odstają od średniej krajowej. Natomiast mamy problem z pediatrami, których brakuje. Widać to na przykładzie Ostrowca Świętokrzyskiego i Opatowa, gdzie nie można obsadzić oddziałów pediatrycznych. Przez lata ich nie kształcono, bo wydawało się, że lekarz rodzinny zastąpi pediatrę, ale okazało się, że to błędne myślenie. Za kilka lat sytuacja się poprawi, bo mamy już 26 rezydentów w szpitalu.

Pana dzieci wybrały medycynę, chcą być pediatrami?

Dzieci wiedzą, że nie będą pediatrami, bo widzą ile ojciec pracuje, że jest duża dyspozycyjność, odpowiedzialność, zmieniający się pacjent.

Trudność tego zawodu polega też na tym, że ten pacjent zazwyczaj nic nie mówi, tylko płacze…

No dobrze, ale mówi matka, mówi ojciec i babcia z dziadkiem.

Ale czy z sensem?

Nie zawsze mówią to samo. (śmiech) Ale te cząstkowe sygnały pozwalają na ocenę stanu dziecka, czy wskazany jest pośpiech i leczenie szpitalne, czy ambulatoryjne i ewentualnie, w jakim kierunku diagnozować pacjenta. Trzeba umieć pytać.

Im rodzina liczniejsza, tym lepszy wywiad lekarski?

Nie do końca.

Jacy są rodzice? Jak się zmienili w ciągu 36 lat pana praktyki? Czy są bardziej świadomi, bo już łatwiej dotrzeć do informacji, jest Internet i doktor Google? Potrafią coś więcej powiedzieć o dziecku, sprecyzować objawy, czy są roszczeniowi?

Zawsze powtarzam, że lekarz jest tylko człowiekiem i także ma możliwość popełniania drobnych pomyłek. Rodzice niewątpliwie się zmienili. Kiedyś bardziej wierzyli doktorowi. Teraz w Internecie wszystko można wyszukać, ale często wywołuje to niepotrzebne zdenerwowanie, pośpiech. Chyba jest coraz mniejsze zaufanie do lekarza, podjętych przez niego decyzji. Stawiane zapytania przy diagnozach, ponowne konsultacje u innych lekarzy z punktu widzenia pacjenta nie są dobre. W mediach pojawiają się sensacyjne doniesienia, ale rzadko mówi się o tym, co medycyna już potrafi zrobić, a czego nie potrafi. Często te sensacje jednego dnia wyglądają inaczej po wnikliwym zbadaniu, ale już od samego początku obarcza się winą lekarza. To nie buduje zaufania między pacjentem a lekarzem. A zaufanie przynosi dobry efekt leczenia.

A może rodzice są po prostu dociekliwi i szukają lekarza, który ich przekona. To źle?

Wie pani, to jest trochę tak jak z antybiotykami, które zapisuje się w infekcjach wirusowych. One są niepotrzebne w tych infekcjach, ale większość matek wychodzi z gabinetu niezadowolona, jeśli doktor nie przepisał antybiotyku. Nie zawsze zdają sobie sprawę, że antybiotyki mają wiele działań ubocznych, i na dziś, i w dalszej przyszłości. To samo dotyczy badań. Rodzice często się denerwują: czemu nie zlecacie mojemu dziecku tomografii? Tu też potrzebny jest zdrowy rozsądek. Jeśli lekarz chce zdiagnozować chorobę, przybliżyć rozpoznanie, korzysta z diagnostyki obrazowej. Ale pamiętajmy: zdjęcie klatki piersiowej to jest promieniowanie, a nie fotka dla upamiętnienia sytuacji.

Leczy pan drugie pokolenie, pana dorośli pacjenci przyprowadzają swoje dzieci. To pomaga?

Oczywiście, bo to jest czytelny pacjent i czytelny rodzic. Pacjent, który jest przypadkowo w gabinecie, oczekuje cudu: że jak wyjdzie, będzie uzdrowiony. A choroba przecież ma swoją biologię. Gorączka trzydniowa trzyma przez trzy dni, czy będzie leczona, czy nie. Po ustąpieniu gorączki pojawia się wysypka i dziecko dochodzi do siebie, antybiotyku nie trzeba było podawać i w związku z tym udało się uniknąć uczulenia na antybiotyk.

Ale wszyscy chcieliby, żeby dziecko było już na drugi dzień zdrowe.

I nie dają mu czasu, żeby organizm spokojnie zwalczył chorobę. To chyba taki wymóg czasów, w których żyjemy: szybko jemy, krótko śpimy, dużo pracujemy i szybko się musimy wyleczyć. Bo jutro dziecko idzie na choinkę, do babci, na narty. I jak to, panie doktorze, bez antybiotyku?!

Są już leki przeciwgrypowe dla dzieci, żeby nie miały kataru, gorączki i wyglądały na zdrowe. To dobrze, że są takie leki?

Bardzo małym dzieciom nie należy ich podawać. Starszym też nie podawałbym w nadmiarze leków przeciwgorączkowych z grupy salicylanów, bo mogą być bardzo szkodliwe, zwłaszcza w połączeniu z infekcją wirusową. Kiedyś mieliśmy ciężkie uszkodzenia wątroby, ośrodkowego układu nerwowego po lekach z grupy salicylanów, polopirynie, aspirynie. Gorączka nie spadała, więc mama podawała coraz więcej. Teraz są leki łagodniejsze w działaniu, ale musimy pamiętać, że nie ma takich, które nie dają efektów ubocznych.

Opowiadał pan, że jak był wzywany do dziecka, które słabo przybierało na wadze, pytał czy hodują kozę na mleko dla alergika?

Mleko kozie uczula tak samo jak krowie, a dodatkowo jest ubogie w kwas foliowy. Diety eliminacyjne u dzieci powinny być stosowane tam, gdzie są potrzebne i pod kontrolą lekarza i dietetyka. Dieta powinna być urozmaicona. Już między czwartym a szóstym miesiącem życia dziecka powinno się wprowadzać nowe produkty, żeby organizm uczył się tolerancji immunologicznej.

Podobno alergikom najbardziej szkodzi, kiedy w dzieciństwie rodzice zdmuchują przed nimi wszystkie pyłki.

Istnieje teoria higieniczna powstawania alergii, która mówi, że nadmierna sterylność, czystość wręcz sprzyja alergii. Czyli smoczków, butelek nie gotować. Są nawet doniesienia naukowe, które mówią, że wśród dzieci, których matki oblizują smoczki, jest mniej alergii, podobnie jak u dzieci wiejskich, bo one od początku mają kontakt z endotoksynami i to przestawia ich układ immunologiczny w kierunku niealergicznym.

Od rana do wieczora w pracy, dla własnych dzieci pewnie miał pan mało czasu. Czego je pan nauczył?

Że w życiu najważniejsze są uczciwość, pracowitość, solidność.

Same niepopularne i niedochodowe cechy.

Może i tak, ale trzeba pamiętać, że w medycynie trzeba być bardzo pracowitym. Cały czas się uczyć. Jeśli się poważnie traktuje ten zawód i pacjentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie