(fot. Piotr Kutkowski)
Z lotniska mieliśmy jechać do Teheranu, ale po zmianie planów jechaliśmy nocnym autobusem w przeciwną stronę do Isfahan. Najpierw była o świcie krótka przerwa na modlitwę dla podróżujących nim muzułmanów, a potem informacja, że czeka nas przesiadka. Wysiedliśmy i przesiedliśmy się nie do kolejnego autokaru, a do samochodu osobowego, którego kierowca zaoferował nam podróż w podobnej cenie. O tym, że w cenie są także jego cyrkowe popisy za kierownicą z puszczaniem jej, by pomachać rękami w rytm brzmiącej z głośników auta Iran-disco, albo jednoczesnym paleniem papierosów, skubaniem pestek i SMS-owaniem nie wspomniał. Wspomniał natomiast paląc kolejnego papierosa przy okazji tankowania samochodu gazem z przytarganej ze sklepu butli o interesującym mieście, które za chwilę będziemy mijali.
I tak oto znaleźliśmy się w położonym na pustym terenie Kaszan.
Destylat z róży
Ukryty w bocznej uliczce hotelik, którego z zewnątrz praktycznie nie było w ogóle widać, okazał się być schowanym za bramą pięknym pałacykiem, którego mury otaczały dziedziniec z wodnym oczkiem w środku i owocami granatów na drzewach. Na rozglądanie się nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu, bo od razu zostaliśmy zaczepieni przez Radka - mówiącego po polsku Czecha, który zaproponował nam wspólna wycieczkę w okolice Kashan.
- Samochód jest już wynajęty, koszty się rozłożą - zachęcał.
Pół godziny później siedzieliśmy już razem z nim w aucie, które prowadziła kobieta szczelnie okuta w czarny strój. Białe miała tylko rękawiczki. Kolejne pół godziny, jazda serpentynami i postój na plantacji róży. Aromat zniewala, w dalszą drogę zabieramy sobie po kilka kwiatków, by chwilę później znaleźć się w miejscu, gdzie płatki róży liczone są na kilogramy. Wielkie, miedziane kotły, palniki, rurki… wygląda jakby znajomo. Nie, nic z tego - zamiast alkoholu są kwiatowe destylaty. Nie tylko z róży, ale też innych roślin, które rosną w tych okolicach. Niektóre wody są pyszne, inne odrzucają smakiem, ale wszystkie ponoć bardzo zdrowe. Odurzeni napojami i aromatami mamy odwagę by wślizgnąć się do wąskiego otworu prowadzącego w głąb wzgórza, a potem przeciskać się przez niziutkie korytarze. To było kiedyś miejsce schronienia i ucieczki przed napastnikami. Niezła gimnastyka, ale wrażeń jest moc i żałujemy, że obecnie nie można już dotrzeć do położnej kilkadziesiąt metrów niżej wioski. Docieramy tam autem i tu następne zaskoczenie - wita nas wodospad, a obok niego kramy ze wspaniałymi syropami, w których zatopione są owoce. Prawdziwa uczta zapachów, kolorów i smaków.
(fot. Piotr Kutkowski)
Wioska glinianych domów
Kolejny etap drogi prowadzi nas przez pustynne tereny z wojskowymi instalacjami. To tu w Iranie wzbogaca się uran. Absolutny zakaz postoju i absolutny zakaz robienia zdjęć.
Za to w Abyaneh, glinianej wiosce wtopionej w ściany góry nasze aparaty fotograficzne szybko nadrabiają zaległości.
Miejscowość wygląda jak setki lat temu, sprawiając wrażenie, jakby czas stanął tu w miejscu. Wąziutkie, kręte uliczki wypełniają cudem wydawałoby się stojące jeszcze domy, W starej części nie ma samochodów, są za to osiołki. Kobiety, które spotykamy, noszą kolorowe stroje w kwiaty, co w Iranie jest rzadkością. Poza tym pustka, cisza i wspaniałe widoki z podnóża wioski zarówno na nią, jak i na jej mury obronne. Wiemy już, że ta wycieczka była strzałem w dziesiątkę.
(fot. Piotr Kutkowski)
Miasto pałaców
Takim strzałem w dziesiątkę okazuje się być też sam Kaszan.
Dowiadujemy się, że na terenie miasta znaleziono ślady osadnictwa ludzkiego sprzed 6000 p.n.e., a wykopaliska Tepe Sialk obejmują najstarszy na świecie ziggurat, datowany na III tysiąclecie p.n.e. Kaszan był pierwszą dużą oazą na drodze Kom-Kerman, wiodącej wzdłuż największych pustyń Iranu.
a atrakcyjność tego miejsca wiązała się prawdopodobnie z obfitymi źródłami wody.
Według niektórych podań to właśnie z Kaszan wyruszyli Trzej Królowie, kierując się do Betlejem, pewne natomiast jest, że w okresie panowania safawidzkiego Kaszan stał się miejscem wypoczynku królów, a podczas rządów Abbasa I zbudowano tu perłę perskiej architektury ogrodowej, Ogród Fin. Wysoki, gruby mur otacza piękne budynki z łaźnią oraz zbiorniki, do których wodę doprowadzają małe kanaliki. Doskonałe miejsce na orzeźwienie i przeczekanie największego upału. Tym bardziej, gdy wiąże się to z posiłkiem w pobliskiej knajpce na świeżym powietrzu. Pieczone na ruszcie szaszłyki z mięsem, pomidorami, czy bakłażanami smakują wybornie.
Pełnię przypraw, owoców i warzyw można zobaczyć na starym, krytym dachem bazarze, który oferuje też tysiące innych rzeczy, niczym z baśni. Baśniowy jest też stary, arystokratyczne dom Borudżerdów, który zwiedzamy podziwiając misterne zdobienia i architektoniczne detale. Zachwyca również stara, służąca niestety już tylko jako muzeum łaźnia, z przebogatym wystrojem i piękną panoramą z kopulastego dachu. Kolejny zabytek na naszej trasie to meczet Agha Bozorg ze szkołą koraniczną. . Szkoda, że nie ma z nami kierowcy, któremu zawdzięczamy tę wizytę. Zasłużył na kielicha wody z róży…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?