To był jeden z największych pożarów w kraju. Strażacy otrzymali zgłoszenie o godzinie 11.00 w piątek. Paliły się suche jak pieprz wrzosowiska na piaszczystej ziemi. Jednak silny i zmienny tego dnia wiatr zrobił swoje - ogień przerzucał się na coraz większy obszar.
Meldunki z każda godziną mówiły o coraz większej powierzchni zajętej przez ogień - pięćdziesiąt hektarów, za chwilę dwieście, trzysta… O godzinie osiemnastej w piątek w ogniu było już pięćset hektarów terenów leśnych - informował zastępca komendanta stalowowolskiej komendy Jerzy Lipko. W miejsce pożaru nadjechały wozy zawodowej i ochotniczej straży z powiatu stalowowolskiego, wezwano posiłki z powiatów tarnobrzeskiego i niżańskiego, pojawili się przedstawiciele komendy wojewódzkiej.
Początkowo ogień szedł po suchych trawach i licznych samosiejkach na terenie dawnego poligonu. Po raz pierwszy strażacy mieli do czynienia z niezwykle groźnym zjawiskiem, jakim były wybuchy rozgrzanych przez ogień niewypałów. Doliczono się ich siedem. Idący do akcji gaszenia ognia strażacy chronili się więc za osłonami.
Szczególnie niebezpiecznie zrobiło się, kiedy ogień z poszycia leśnego przeniósł się na wierzchołki drzew lasu. - Ogień wierzchołkowy jest bardzo trudny do gaszenia - przyznał oficer dyżurny stalowowolskiej komendy, udzielający nam w niedzielę informacji. Wezwano pięć dromaderów do gaszenia pożaru z powietrza. Tankowały wodę na lotnisku w Turbi.
W piątek wieczorem niewielki deszcz pomógł opanować żywioł. Przez noc trwało dozorowanie pogorzeliska i dogaszanie zarzewia. Akcja zakończyła się w sobotę o godzinie 18.00. Leśnicy szacują szkody, a policja szuka sprawcy podpalenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?