Paweł Batug urodził się w Ostrowcu 5 marca 1991. Od dziecka przejawiał zamiłowanie do sportu. Był zawodnikiem Świtu Ćmielów w grupie trampkarzy prowadzonych przez Dariusza Piętkę. Lubił też biegi, jednak szybko musiał z nich zrezygnować, choć pod okiem znanego ostrowieckiego trenera lekkoatletyki Kazimierza Jarosa robił ciągłe postępy. Podczas startu w Biegu Czarownic co prawda ukończył rywalizację na 12 kilometrów, ale tuż po nim zaczęły się problemy z wyrostkiem robaczkowym.
Wyrostek ocalał, ale bieganie musiało pójść w zapomnienie. Szybko jednak znalazł inne pasje. Gdy w 2011 ukończył naukę w Ostrowcu w popularnym THM-ie, na 3 miesiące wyjechał do Anglii, gdzie pracował w fabryce biopaliw. Praca nie była może ekscytująca, ale tak rozpoczęła się pasja podróżowania. - Moja praca polegała na rozpakowywaniu przepalonego oleju z McDonald's, bądź przeterminowanego masła, by mogło być przetopione - jako pierwszy etap produkcji biopaliwa - wspomina Paweł.
Tam też zakochał się w piłkarskim klubie Evertoon. Jak mówi, zawsze woli być za - przynajmniej teoretycznie - słabszym, większość woli bowiem kibicować ekipie Liverpoolu. Posiada skromną kolekcję koszulek piłkarskich tego klubu, którą stara się systematycznie powiększać, głównym problemem jest jednak ich cena sięgająca blisko 300 złotych za sztukę.
- W Anglii do pracy miałem 5 kilometrów w jedną stronę. Do zakładu mieszczącego się w porcie chodziłem piechotą, około półtorej godziny w jedną stronę - wspomina. Po powrocie do kraju wybrał się na studia w Wyższej Szkole Handlowej w Kielcach. Tam trafił na instruktora Jacek Słowaka, który podróżowanie zaszczepił w nim już na dobre. - W 2014 roku Jacek zabrał nas na Islandię. Początkowo budżet szacowany był na kwotę trzech tysięcy złotych. Dla studenta to było dużo.
Pożyczyłem jednak pieniądze od rodziców i pojechałem. Przez 11 dni objechaliśmy sześcioosobową ekipą całą Islandię dookoła - wspomina Paweł. Później był jeszcze wyjazd do Francji, a w kwietniu tego roku Gruzja. - Ostatnia wyprawa to był ośmiodniowy wypad do Gruzji. Jest tam bardzo pięknie, ale biednie. Na autostradzie musieliśmy uważać na krowy, na innych drogach na świnie. Ale atrakcji nie brakowało. W Vardzi zwiedziliśmy skalne miasto - niesamowite wrażenie.
W sumie to wielkie osiedle dziur w skałach, połączonych korytarzami. Mieliśmy okazję skorzystać z basenu termalnego, mieszczącego się w… rozpadającej się betonowej stodole. Chcieliśmy robić to, czego nie proponują biura podróży - opowiada podróżnik. Miejscowi zapewnili kolejne przygody, w tym przejście do zamku, o którym poza mieszkańcami okolicy mało kto wie. - Tam cofnęliśmy się w inne czasy. Mieliśmy okazję odwiedzić wioskę, która przez większą część roku jest odcięta od świata z racji górskiego położenia. By tam dotrzeć, przedzieraliśmy się drogą na szerokość samochodu. Wielokrotnie musieliśmy wysiadać z auta, by w ogóle mogło przejechać. Ludzie żyją tam z rolnictwa, są samowystarczalni - opowiada członek wyprawy.
Na jesieni wraz z kolegami Paweł wybierze się w podróż dookoła świata.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?