Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Malec, pochodzący z Kielc reżyser, zdradza tajemnice pracy z aktorami na teatralnej scenie

Lidia Cichocka [email protected]
Kielczanin Mariusz Malec poprowadził w rodzinnym mieście warsztaty z  młodymi aktorami Teatru Pegaz.
Kielczanin Mariusz Malec poprowadził w rodzinnym mieście warsztaty z młodymi aktorami Teatru Pegaz. Dawid Łukasik
Mariusz Malec, pochodzący z Kielc reżyser, scenarzysta i dokumentalista, opowiada nam o swoich planach i marzeniach o pracy z aktorami na teatralnej scenie.

Mariusz Malec

Mariusz Malec

Urodził się 15 kwietnia 1968 w Kielcach. Jest absolwentem Wydziału Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ukończył także podyplomowe studia reżyserii filmowo-telewizyjnej na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Jest autorem wielu scenariuszy filmów fabularnych i dokumentalnych oraz reżyserem. Jego debiut fabularny jako reżysera to nagradzany na festiwalach "Człowiek wózków".

Co sprawiło, że jesteś w Kielcach, na zajęciach z młodzieżą w Teatrze Pegaz?

Na jubileuszowym Festiwalu Form Dokumentalnych NURT pojawiłem się jako postać dla festiwalu zasłużona, wręczano mi nagrodę ,a dyrektor Pegaza, Andrzej Skorupski poprosił mnie o poprowadzenie takich warsztatów z jego aktorami. Zaczęliśmy o godzinie 10 i pociągniemy pewnie do 20, bo zapał w młodych ludziach jest ogromny. Chociaż zazwyczaj człowiek po 3 godzinach ma dosyć, oni nie chcą nawet przerwy.

Jaka jest twoja rola?

Reżyserem i autorem scenariusza jest pan Andrzej, ja mam im pomóc się otworzyć, zrozumieć postacie, które grają, by zobaczyli, jaki wysiłek trzeba włożyć w przygotowanie roli. Że to, co aktor daje na scenie, to jest czubek góry lodowej przygotowań. To nie jest tak, że się wchodzi i pyta: - Kogo dzisiaj gram? Aha i lecimy. Tak może i być, ale najpierw muszą być lata praktyki. Takich rzeczy próbujemy tu dotknąć. Dla mnie to jest nowe doświadczenie, interesujące.

Niedawno wyreżyserowałeś w Teatrze Telewizji sztukę "Zabójcza pewność", spektakl bardzo dobrze oceniony przez widzów. Opowiada on o przykutej do wózka balerinie, która zaprasza do domu charyzmatycznego, młodego aktora, by ten przeczytał napisaną przez nią sztukę. Zadanie wydaje się proste, ale chłopak szybko zaczyna żałować swej decyzji. Orientuje się, że wpadł w śmiertelną pułapkę. Skąd u ciebie, specjalisty od dokumentu i historii zainteresowanie takim gatunkiem?

- Na szczęście mam szerokie spektrum zainteresowań, robię teledyski, serial, film fabularny, robiłem dużo różnych programów telewizyjnych. Mam tę przyjemność, że mogę wybierać. Dosyć długo szukałem sztuki, która dawałaby to wszystko, co ja pamiętam z teatru z dzieciństwa: sztukę, w której jest problem i są aktorzy, bez gadżetów, parawanów, efektów montażowych. I udało się: znalazłem psychologiczny thriller współczesnego angielskiego dramatopisarza, scenarzysty telewizyjnego, Marcusa Lloyda. Zagrała młoda, bardzo utalentowana Aleksandra Prykowska, znany wszystkim Grzegorz Małecki i gwiazda, Magda Cielecka, która chociaż nigdy nie miała do czynienia z wózkiem inwalidzkim grała tak jakby spędziła na nim połowę życia. Rewelacyjnie.

A co z historycznymi tematami, którym jeszcze nie tak dawno poświęcałeś najwięcej uwagi?

Nadal są ważne, ale jeśli powiem, że od trzech lat nie mogę skończyć tak ważnego filmu o ekshumacjach Żołnierzy Wyklętych, że drugi rok czekam na dofinansowanie dokumentu o ostatnich, żyjących żołnierzach batalionu Zośka... To cóż, czekając na dofinansowanie szukam nowych miejsc, gdzie można jeszcze coś odkryć.

Zajęcia z młodzieżą to tylko przerywnik.

To rodzaj górskiej premii, ale już wkrótce zmierzę się z kolejnym wyzwaniem, bo zaproponowano mi reżyserię teatru Polskiego Radia. Będzie to powieść Johna Steinbecka i dla mnie to ogromna radość, bo będzie jeszcze mniej środków wyrazu, radio oddziałuje tylko na jeden zmysł: słuch, ale co się wtedy dzieje z wyobraźnią!

Steinbeck to twój wybór?

Tak, oczywiście. Zresztą ideą teatru Polskiego Radia to jest coś, co było moim marzeniem od dawna, ale czas postawił przede mną tę szansę dopiero teraz. Zagrają wspaniali aktorzy, ale ponieważ dogrywamy szczegóły nie mogę jeszcze podać nazwisk.

Co będzie dalej? Słyszałam, że marzysz o prawdziwej scenie.

Przygotowuję się do teatru w teatrze, to jest mój cel. A gdzie? Chciałbym wybierać scenę, ale to i scena musi wybrać mnie, zobaczymy więc gdzie nastąpi to szczęśliwe połączenie.

Co chciałbyś przygotować?

Z jednej strony jest klasyka, która zawsze będzie aktualna na pprzykład Szekspir, który będzie miał rocznicę, są polskie teksty, ale i zagraniczne takie jak "Zabójcza pewność" Marcusa Lloyda. Przecież to była polska prapremiera, autor przyleciał na nią z Londynu. Jest bardzo wiele dobrych tekstów na świecie, ja mam przetłumaczony tekst, skończyłem właśnie jego adaptację, który w paź-dzierniku miał premierę w Toronto. Trzeba tylko połączyć wodę z ogniem: znaleźć scenę i dyrektora.

Jaki gatunek?

Dramat psychologiczny z odrobiną dreszczyku. Jak u Marcusa Lloyda. Bo interesująca dla mnie jest gra z inteligencją widza.

A co z historycznymi filmami?

- To co się zaczęło trzeba skończyć. Nie wykluczam zbierania pieniędzy czy kończenia za własne "Dialektyki diabła" filmu o ekshumacjach przeprowadzanych na warszawskich Powązkach na tak zwanej Łączce. Brakuje mi jeszcze kilku bohaterów, leciwych już ludzi. Starałem się nagrywać te najtrudniejsze sceny, czyli same ekshumacje, to co się nie powtarza i część tych starszych osób, które pamiętają, ale jeszcze nie wszystkich. Na dokończenie filmu, zrobienie go na dobrym poziomie potrzeba jeszcze około 200 tysięcy złotych. Tak by pokazać tę historię godnie, bo historia musi być uszanowana, bohaterowie, ale i widzowie uszanowani.

Jest szansa, że zdążysz pokazać go na tegorocznym Festiwalu Form Dokumentalnych Nurt w Kielcach?

Bardzo bym chciał i do któregoś Nurtu zdążę.

Co jeszcze porabiasz?

Prowadzę Dyskusyjny Klub Filmowy w Warszawie, spotykamy się w zborze baptystów raz w miesiącu. Cieszę się, że zainteresowanie filmami rośnie, w marcu w sali na 100 osób było ich 136. Pokazałem swój film "Oni szli szarymi szeregami". Główną część 80-minutowego filmu stanowią opowieści członków Szarych Szeregów dotyczące historii przedwojennego harcerstwa, lat okupacji, Powstania Warszawskiego - nagraliśmy 50 godzin wspomnień. W rolę Zośki - Tadeusza Zawadzkiego wcielił się Lesław Żurek. Nie znasz tego filmu, bo go nie było w telewizji, ale to dla niego dyrekcja Zachęty zgodziła się na zawieszenie hitlerowskich flag ze swastykami na frontonie, by Rudy mógł je zerwać.

Kiedy pokażesz go w Kielcach?

Jak tylko dostanę zaproszenie.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z KIELC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie