Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kowale, kołodzieje… Ich już w Radoszycach nie ma. Piękna wystawa fotografii w "Biłasówce"

Marzena KĄDZIELA
Na wystawę do Biłasówki przybyły tłumy
Na wystawę do Biłasówki przybyły tłumy Marzena Kądziela
Gdy Tadeusz Czarnecki zaprasza na wystawę do swej Galerii Sztuki "Biłasówka" w Radoszycach, zaproszenie należy przyjąć. Dlaczego? Bo zawsze prezentowane przez niego prace niosą za sobą nie tylko artystyczne przesłanie. Tak było i w sobotę, kiedy wernisaż Jerzego Mąkowskiego przerodził się w żywą lekcję historii.

Zdjęcia Jerzego Mąkowskiego w Galerii Biłasówka w Radoszycach

Do niewielkiej galerii w Radoszycach przybyły tłumy. Nic dziwnego, uznany fotografik Jerzy Mąkowski przywiózł do "Biłasówki" niezwykłe zdjęcia pokazujące rzemieślników radoszyckich sprzed 30 lat. To kowale i kołodzieje, jakich już w miejscowości się nie znajdzie. A to dlatego, że zawody te już niemal całkowicie wyginęły. Mieszkańcy Radoszyc ze wzruszeniem poznawali na fotografiach swoich dziadków, ojców, wujków.

Centrum produkcji wozów konnych

Zanim weszliśmy do wnętrz galerii, tematykę wystawy przybliżył Tadeusz Czarnecki. To, co mówił, zaskoczyło wielu widzów. Okazało się bowiem, że Radoszyce w latach 50. i 60. XX wieku stanowiły nieformalne centrum produkcji wozów konnych. Wozy te trafiały do Krakowa, Nowego Sącza, Proszowic i wielu innych miejscowości Południowej Polski.

- Obecnie rzemiosła te zanikły - mówił właściciel galerii. - Dziś istnieje nieczynna i waląca się jedna kuźnia - pokazana na fotografii współczesnej. Wszyscy fotografowani rzemieślnicy nie żyją. Wystawa jest dokumentem zmian dziejowych. Portrety dawnych rzemieślników oraz ujęcia reporterskie ich pracy są jedynym świadectwem dawnej świetności nieistniejących zawodów oraz opowieścią o ciężkiej pracy tych ludzi.
Kowal spawający elektrycznie bez maski i okularów, proste wnętrza, duże nagromadzenie sprzętu, pomocnicy kowalscy i przypadkowi obserwatorzy tworzą klimat tamtych lat i warunków pracy. Można powiedzieć, że praca odbywała się na zasadach XIX wieku.

Tadeusz Czarnecki dodaje, że wielu z radoszyckich rzemieślników zyskało miano artystów kowalstwa, zdobywając nagrody na prestiżowych konkursach. Ich prace znajdują się w muzeach i prywatnych kolekcjach. To na przykład Leon Szemberg czy Stanisław Relidzyński. Wyroby Stanisława Pawłowskiego były wykorzystywane w filmach, na przykład Ewy i Czesława Petelskich z 1975 roku "Kazimierz Wielki".

To była bardzo ciężka praca

Przed posesją widzowie mogli oglądać efekty pracy radoszyckich rzemieślników. A to dzięki Krzysztofowi Chwaścińskiemu, który był kowalem, a tego niełatwego rzemiosła uczył się od ojca Kazimierza. Pan Krzysztof przyprowadził dwa wozy - jeden z 1963 roku, bez ogumienia, i drugi już z gumowymi kołami z 1984 roku. - Takie wozy robiło się przez tydzień, dwa - opowiada emerytowany rzemieślnik. - To była bardzo ciężka praca. Ja ją zacząłem jak miałem 16 lat. Musiałem szybko dorosnąć, bo ojciec zmarł młodo. Przejąłem kuźnię, w której spędziłem 42 lata. Takich jak ja było w Radoszycach bardzo wielu. Na każdej ulicy były dwie, trzy kuźnie i warsztaty kołodziejskie. Pamiętam niedziele, kiedy szło się do kościoła, jadło obiad, a potem z wozami wyruszało na targ w Przedborzu, Proszowicach, Koszycach, Nowym Targu.

81-letni Józef Kowalski, ostatni żyjący mistrz kowalstwa, przyniósł do Biłasówki swoją pracę, którą wykonał na egzamin mistrzowski w 1973 roku. Metalowy pręt z kilkoma kółkami powstawał wiele dni. - Do każdego kutego przedmiotu trzeba podchodzić z wielką cierpliwością - opowiada pan Józef. - Jeden niewprawny ruch i cały trud na nic.

Marian Kamiński, którego ojciec był także kowalem, uwiecznionym na fotografii przez Jerzego Mąkowskiego, wspomina, jak jego dzieciństwo upływało wśród brzęku metalu, kucia, iskier ognia, w którym rozgrzewano metal. Teraz prowadzi swój zakład ślusarski, ale zawsze podkreśla, że wszystkiego nauczył go tato.

Każde zdjęcie to odrębna historia

Jak Jerzy Mąkowski znalazł się w latach 80. XX w Radoszycach? Z urodzenia warszawiak, absolwent mechaniki precyzyjnej na Politechnice Warszawskiej, na której później był też wykładowcą, trafił do pracy w kieleckiej Iskrze. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików uwieczniał świętokrzyskie wioski i miasteczka oraz ich mieszkańców. - Gdy dowiedziałem się o tym, że w Radoszycach wciąż żyją i pracują kowale i kołodzieje, postanowiłem niezwłocznie tam się udać, by zatrzymać ich w kadrze, opowiedzieć za pomocą fotografii ich historię - tłumaczy artysta. - I bardzo proszę, by każde zdjęcie oglądać jako osobną historię o konkretnym człowieku.

Wystawa w "Biłasówce" będzie czynna do 9 czerwca. Powinni ją obejrzeć nie tylko miłośnicy znakomitej fotografii, ale także historii naszej Małej Ojczyzny. Wstęp na wystawę bezpłatny, po umówieniu się z właścicielem (telefon 41 373 51 57).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie