Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli policjanci ze Stalowej Woli oskarżeni o przyjęcie łapówki od szantażystów winni!

Marcin Radzimowski [email protected]
Ponad siedem lat trzeba było czekać na prawomocny wyrok w sprawie byłych policjantów z komendy w Stalowej Woli, którzy przyjęli łapówkę od szantażystów. Jedni i drudzy zostali skazani

ZOBACZ TEŻ:
Korupcyjne zarzuty dla 9 osób za kupowanie głosów wyborczych na Podkarpaciu

51-letni obecnie Zbigniew F. i 44-letni Piotr T. - dwaj byli już policjanci Komendy Powiatowej Policji w Stalowej Woli, prawomocnym wyrokiem sądu zostali uznani winnymi zarzucanych im przez tarnobrzeską Prokuraturę Rejonową czynów.

W zakończonym pod koniec ubiegłego roku procesie, sąd w Nisku za przyjmowanie łapówek i poświadczenia nieprawdy w dokumentach wymierzył im kary po dwa lata pozbawienia wolności, w zawieszeniu na pięć lat. Przedwczoraj Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu rozpoznając apelację obrońcy oskarżonych, utrzymał orzeczenie w mocy. Kara jest identyczna jak w wyroku po pierwszym procesie, który został uchylony.

Filmowa historia z życia wzięta

Na prawomocny wyrok w tej sprawie, trzeba było czekać ponad siedem lat. A miała ona swój początek 14 marca 2008 roku i spokojnie mogłaby posłużyć za scenariusz filmu fabularnego.

Tamtego dnia, który dwaj byli funkcjonariusze zapamiętają na bardzo długo, dwaj kompani spod ciemnej gwiazdy Michał J. i Zbigniew R. (poznali się w zakładzie karnym), zorganizowali prowokację. Jadąc audi w Katach koło Niska zostali zatrzymani przez patrol drogówki ze Stalowej Woli, gdyż przekroczyli dopuszczalną prędkość jazdy o 52 kilometry na godzinę. Według nowych przepisów kierowca miałby zatrzymane prawo jazdy, wtedy groził tylko wysoki mandat i punkty karne.

Policjantami, którzy zatrzymali kierującego audi, byli właśnie późniejsi oskarżeni - Zbigniew F. i Piotr T.

Drogowy pirat i policjant w ukrytej kamerze

Mężczyźni jadący audi z powodu policyjnej kontroli bynajmniej nie ubolewali. Taki był bowiem oczekiwany efekt ich misternie przygotowanego planu. Policjanci nie mieli pojęcia o tym, że kierowca audi czekał właśnie na kontrolę drogową. Wcześniej, wspólnie z kolegą się przygotował - w kamizelce zainstalował urządzenie nagrywające dźwięk i obraz.

Za przekroczenie prędkości kodeks drogowy przewidywał wówczas 400 złotych mandatu i 10 punktów karnych. W rozmowie z policjantami kierowca audi poprosił, by nie karać go za wykroczenie, za które naliczone będą punkty karne. Swoją prośbę kierowca popierał argumentem - ostentacyjnie machał stuzłotowym banknotem. Funkcjonariusze w tym czasie "główkowali", jakie wykroczenie wpisać w blankiet, by nie naliczać punktów karnych. Wszystko to widać i słychać na filmie, jaki nagrał kierowca audi, siedząc w radiowozie.

Niezwykle istotny jest fragment filmu, w którym rozmowa dotyczy tego, gdzie kierowca ma wrzucić banknot. Stuzłotówka trafia do schowka obok dźwigni ręcznego hamulca, pomiędzy siedzeniami.

Nie chcecie afery to zapłaćcie

Kierowca audi - Michał J. po opuszczeniu radiowozu wrócił do swojego auta i odjechał. Kilkanaście minut później jego kolega podjechał pod radiowóz i ku zaskoczeniu policjantów, odtworzył im na laptopie film. Na nagraniu słychać i widać ich rozmowę z kierowcą audi.

Szantażyści zażądali od policjantów 30 tysięcy złotych, w przeciwnym razie grozili wysłaniem nagrania do Biura Spraw Wewnętrznych i dziennikarzy. Przerażeni policjanci zaczęli się targować. Zgadzali się zapłacić 5, potem 10, a nawet 15 tysięcy złotych okupu, w zamian za nagranie. Przestępcy byli nieugięci - chcieli 30 tysięcy w dwóch ratach. "Ja nigdy nie biorę dwa razy za to samo" - podkreślał jeden z szantażystów.

Zreflektowali się, ale było za późno

Ostatecznie funkcjonariusze powiadomili swoich przełożonych o szantażu, z samymi szantażystami umówili się na przystanku autobusowym w Domostwie na rzekome przekazanie pierwszej części okupu. To była zasadzka i szantażyści zostali zatrzymani.

Obaj w lipcu 2009 roku zostali skazani na kary po dwa lata więzienia.

W ich procesie oskarżycielami posiłkowymi byli "pokrzywdzeni" policjanci, którzy robili wiele, by… złagodzić zarzuty szantażystom. Mieli świadomość, że szantażyści będą świadkami w... ich procesie o łapówkarstwo. Proces toczył się długo, gdyż policjanci chorowali.

Jeden z nich przeszedł na emeryturę i pracuje w firmie ochroniarskiej. Drugi był zawieszony w czynnościach. Nie przyznawali się do zarzutów.

W czasie śledztwa tarnobrzeska prokuratura ustaliła, iż oskarżeni mają na koncie także przyjęcie innych łapówek, w sumie na obu ciążyło 15 zarzutów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie