Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Bałut z mężem z Niska chcą poruszyć niebo i ziemię, żeby odzyskać córki (wideo)

Zdzisław Surowaniec
Katarzyna Bałut w Ośrodku Pomocy Społecznej.
Katarzyna Bałut w Ośrodku Pomocy Społecznej. Zdzisław Surowaniec
Katarzyna Bałut zamienia się w jedną wielką łzę, kiedy mówi o tym, jak bardzo tęskni za trzema córeczkami, które sąd jej odebrał. Uważa, że sąd oparł się na fałszywych świadkach. Jej mąż uważa, że córki odebrała mu mafia.

"Historia państwa Bałutów z Niska koło Stalowej Woli to prawdziwy dramat. Sąd odebrał rodzinie troje dzieci, bo w mieszkaniu były muszki owocówki i bałagan. Co więcej, rodzeństwo zostało brutalnie rozdzielone. Dwie starsze córki są w Domu Dziecka w Rudniku, najmłodsza, 10-miesięczna, w rodzinie zastępczej w Nisku. Zamiast pomocy i wsparcia rodzinę rozbito"...

Ten tekst pochodzi z jednej z ogólnopolskich gazet. Dziennikarze podłapali rodzinny temat, bo jest bardzo medialny i łatwo nim grać na emocjach. Z ilości nadanych programów telewizyjnych, radiowych i tekstów prasowych można by stworzyć orkiestrę. - Basta! - powiedziała ostatnio prezes sądu w Nisku, która w wydanym oświadczeniu uznała, że sposób opowiadania przez media o rodzinie Bałutów to "histeryczna wręcz kampania nienawiści pod adresem sądu".

Z pomocą Bałutom pospieszyła Fundacja Rzecznik Praw Rodziców. Poinformowała na swojej stronie internetowej, że sąd odebrał troje dzieci z powodu niezadowalających warunków lokalowych. Czytamy tam: "W uzasadnieniu podano: ciasne mieszkanie - 37 metrów kwadratowych, bałagan i muszki owocówki. Dzieci zostały rozdzielone. Starsze dziewczynki trafiły do Domu Dziecka w Rudniku, a najmłodsza wówczas czteromiesięczna córka karmiona jeszcze piersią, do rodziny zastępczej w Nisku. Sąd nie przychylił się do prośby rodziców, aby dzieci zostały umieszczone u najbliższej rodziny. Rodzina nigdy nie korzystała z pomocy Ośrodka Pomocy Społecznej".

Spotykamy się z Katarzyną Bałut. To drobna, szczupła blondynka o zmęczonej twarzy. Zero makijażu, wszystkie paznokcie wyglądają jak poobgryzane. Kiedy się rozgaduje z kierowniczką Ośrodka Pomocy Społecznej Elżbietą Tłusty, co chwilę dusi ją mocny kaszel. A do kierowniczki ma pretensje, bo jak mówi obiecała jej pomagać, a ona tej pomocy jakoś nie widzi. - Pani Kasiu… - takiej pieszczotliwej formy używa kierowniczka, kiedy się zwraca do Katarzyny i punkt po punkcie przypomina jej, jakie urzędnicy mieli problemy w kontaktach z nią i jej mężem, że nie byli wpuszczani do mieszkania, a mąż zachowywał agresywnie w stosunku do urzędników przychodzących na kontrole.

Problemy Bałutów rozpoczęły się w czerwcu 2013 od anonimowego donosu na policję, że z mieszkania słychać płacz dzieci i krzyk babci. Po interwencji policjantów odbyła się wtedy sprawa w Sądzie Rodzinnym, a rodzina została objęta nadzorem kuratora. Kolejna sprawa była w październiku 2014 roku. Nadzór utrzymano, a dodatkowo sąd zlecił Ośrodkowi Pomocy Społecznej wywiad środowiskowy. Ośrodek przydzielił do pomocy rodzinie asystenta rodzinnego. "Mimo, że najstarsza córka była wzorową uczennicą, sąd zdecydował o przeprowadzeniu badań psychologicznych na dziecku, bo według sędziego były z nią problemy wychowawcze. Poza tym decyzją sądu rodzina powinna być przebadana w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno - Konsultacyjnym w Stalowej Woli. Trzecia sprawa w sądzie rodzinnym zakończyła się odebraniem dzieci" - relacjonuje Fundacja Rzecznik Praw Rodziców, kierowana przez Katarzynę Elbanoską.

Katarzyna płacze, kiedy przypomina, jak odbierano jej dzieci. - Zabierali dzieci jak hitlerowcy, szarpali za ręce - zapewnia babcia dziewczynek w telewizyjnej wypowiedzi. - Sabinka piszczała, Klaudia się zanosiła płaczem. Nie dali mi nawet dziecka ubrać, choć była zima - mówi Katarzyna, ocierając łzy. Ma pretensje do zastępczej rodziny z Podwoliny, która wzięła jej najmłodsze dziecko, że mówią do jej córki "córuniu". - Tylko ja wiedziałem jak ją trzymać, żeby jej było wygodnie, uspokajała się, kiedy czuła mnie przy sobie - płacze Katarzyna na to wspomnienie.

Kiedy Bałutowie chcieli ochrzcić najmłodsze dziecko, sąd zezwolił na urlop najmłodszej córki tylko na cztery godziny. Starsze dzieci nie otrzymały zezwolenia na uczestniczenie w rodzinnej uroczystości.

Występujący w telewizyjnym programie europoseł Prawa i Sprawiedliwości były sędzia Janusz Wojciechowski komentował: - Jeśli głos mi się załamie, to przepraszam. Moi rodzice byli wywiezieni na Sybir. Nawet bolszewicy nie rozdzielali małżeństwa z dziećmi. Tu została popełniona zbrodnia na rodzinie, a pretekstem było zagracone mieszkanie. Składam do Prokuratora Generalnego zawiadomienie o znęcaniu się nad tą rodziną. I nad zwierzętami, bo zarzucono, że w mieszkaniu jest za dużo zwierząt.

Jak się okazuje, oprócz wyśmiewanych przez Wojciechowskiego muszek owocówek, w mieszkaniu były kot, pies, królik i rybki. Karolina Elbanowska kpiła w telewizyjnym programie, że gdyby Jezus urodził się dzisiaj, byłby odebrany rodzicom, z tego powodu, że był trzymany przez rodziców po urodzeniu w stajni.

Katarzyna wspomina, że sąd dał jej warunek zwrotu dzieci, jeśli pójdzie do ośrodka samotnej matki. Chodziło o destrukcyjny wpływ na nią jej męża. Kiedy o tym mówi, krzyczy z płaczem, że chcą ją rozdzielić z mężem, a ona na to nie pójdzie. Krytyczne opinie sąsiadów nazywa oszczerstwami. I gotowa jest poruszyć niebo i ziemię, żeby odzyskać dzieci. Poruszeniu nieba i ziemi przydają się dziennikarze. "Dlatego szukając ratunku dla rodziny Bałutów nagłaśnialiśmy ich dramatyczną historię w mediach" - przyznaje Katarzyna Elbanowska z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców.

Prezes Sądu Rejonowego w Nisku Anna Lipiarz wylicza, że czterech różnych kuratorów sądowych poświadczyło o nieprawidłowościach, jakie są w rodzinie Bałutów. Bałutowie otrzymali polecenie posprzątania mieszkania, usunięcia zwierząt, zapewnienia dzieciom odpowiedniego miejsca do nauki i warunków sanitarno-epidemiologicznych (od dziewczynki w szkole źle pachniało, co było powodem kpin dzieci i odsuwania się od niej). Nie wykonali żadnego zalecenia. "Rodzina posiada bardzo złą opinie w środowisku, jest zadłużona, sąsiedzi są zastraszani" - czytamy w oświadczeniu prezesa sądu. Prezes zastrzega, że w oświadczeniu nie przytoczono drastycznych szczegółów z życia Bałutów, które godziły w dobro małoletnich dzieci. Prawo zabrania bowiem przedstawiania opinii publicznej takich dowodów przez sąd.

ZOBACZ także:
Pożar pozbawił domu 9-osobową rodzinę. Gmina organizuje pomoc i prosi o wsparcie

(dostawca: TVN24/x-news)

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu NIŻAŃSKIEGO

Dotarliśmy do urzędowego zapisu jaki w sądzie złożyła Bożena Kuracińska, która zezwoliła na podawanie jej danych osobowych. - W połowie maja Katarzyna Bałut przyszła do mnie i powiedziała, że mąż obwinia ją, że to przez nią odebrano im dzieci, że szuka mieszkania do wynajęcia, bo mąż wyrzucił ją z domu. Oświadczyła, że nie wyobraża sobie życia ze swoim mężem, który niszczy ją psychicznie. Stwierdziła, że wszystkie problemy, jakie ma, są spowodowane obecnością (tu pada imię i nazwisko 25-letniej kobiety) w ich życiu. "Kiedy zapytałam ją czy to prawda, że nawet w jej urodziny mąż nie spał z nią tylko z tamtą, nie zaprzeczyła" - czytamy w oświadczeniu. Jest tam także wzmianka o tym, że córka Bałutów zaraziła wszami kilka dziewczynek w klasie.

Ojciec 25-letniej kobiety także złożył oświadczenie w sądzie, zastrzegając sobie jednak nie podawanie swojego nazwiska. O córce mówi, że ukończyła szkołę specjalną, bo jest niepełnosprawna. Od trzech lat mieszka u Bałutów, gdzie wykonuje najgorsze prace - jak to określa. Z żoną podejmowali próby nakłonienia córki do powrotu, ale wracała na krótko i uciekała. Zgłaszali sprawę na policję, ale córka jest pełnoletnia i policja nie miała powodów do interwencji. "Moja żona widziała, że córka z mężem Katarzyny i Katarzyną spali na jednym łóżku. Córka od zewnątrz, Katarzyna w środku, jej mąż od ściany. Jedno z dzieci spało z babką w pokoju, a druga córka w fotelu w pokoju. Żona kilkakrotnie widziała, jak śpią w tym mieszkaniu razem. Podejrzewamy, że córka zna dużo szczegółów na temat życia Bałutów, ujawnienia których oni się boją" - czytamy w zapisie urzędowym poświadczonym sądową pieczęcią.

Burmistrz Niska Julian Ozimek nie ma najmniejszej wątpliwości, że rodzina Bałutów jest rodziną patologiczną i odebranie im dzieci przez sąd było właściwe. - A do europosła Prawa i Sprawiedliwości Janusza Wojciechowskiego, który broni rodziców, przesłałem zapiski urzędowe dwóch świadków i napisałem, że Boga się nie boi - stwierdził burmistrz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie