Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olek, szusuj teraz do woli po drugiej stronie! - żegnają go przyjaciele

Beata Terczyńska, Wojciech Zatwarnicki
Wierzę, że mi się uda, bo inaczej zostałbym w domu - mówił nam Olek przed wyjazdem
Wierzę, że mi się uda, bo inaczej zostałbym w domu - mówił nam Olek przed wyjazdem Olka Ostrowskiego
Jeśli spoczniesz na zawsze w wiecznych śniegach, nad tobą, jak nad kimś bliskim, nachylą się górskie grzbiety najtrwalszym w świecie obeliskiem - napisał Włodzimierz Wysocki. Ten cytat rodzina i przyjaciele 27-letniego skialpinisty zamieścili na symbolicznej klepsydrze - zaproszeniu do udziału w sobotnim pożegnaniu przez wspólną modlitwę w kościele parafialnym w Wetlinie. - Olek kochał ludzi i życie. Takim go zapamiętamy! Pożegnajmy Olka w naszych sercach, bez wieńców.

Ciągnie mnie do śniegu

Kiedy po raz ostatni, na początku czerwca, rozmawialiśmy z Olkiem szykującym się do wyjazdu w Himalaje, tryskał energią i aż zarażał radością z czekającego go wyzwania. Nie byle jakiego, bo postanowił, że chce jako pierwszy Polak zjechać na nartach z ośmiotysięcznika Karakorum - Gasherbrum II (8035 m n.p.m.). Ledwo zaczęło się piękne lato, a pana już do śniegu ciągnie? - żartowaliśmy. - Za gorąco mi. Jestem zdecydowanie zimnolubny - śmiał się pochodzący z Wetliny ratownik Bieszczadzkiej Grupy GOPR, wspinacz, skiturowiec, instruktor narciarstwa.

Rok wcześniej zasłynął, kiedy samotnie wyruszył w Himalaje i bez użycia tlenu zdobył szósty szczyt świata Cho Oyu (8201 m n.p.m.), a potem jako pierwszy Polak zjechał z niego na nartach. - W ubiegłym roku największą trudnością była wyprawa w pojedynkę. To spore obciążenie psychiczne i fizyczne. Tym razem wyruszam z kolegą Piotrkiem Śnigórskim. We dwóch będzie raźniej i bezpieczniej. Najbardziej obawiam się pogody, która nie jest tak stabilna, jak w Himalajach - mówił.

Niepokojące wieści z Karakorum dotarły do nas w niedzielne południe: Olek zaginął! Trwa akcja poszukiwawcza. Wiedzieliśmy, że nasza dwójka alpinistów w czwartek rozpoczęła atak szczytowy z obozu pierwszego położonego na wysokości 6000 m. Jednak ze względu na złe warunki pogodowe i głęboki śnieg, na wysokości 7600 m postanowiła zawrócić do bazy. Właśnie podczas zjazdu do bazy, między obozem II i I, wydarzyło się nieszczęście. Pojawiły się doniesienia, że wpadł do szczeliny. Była też mowa o tym, że wepchnęła go do niej schodząca lawina. W akcji poszukiwawczej miało brać udział trzech pakistańskich szerpów (tragarzy) wysokogórskich, a w bazie akcją koordynować Kinga Baranowska, która 17 lipca stanęła na szczycie Gasherbrum II. Z bazy pod Broad Peak na pomoc Olkowi wyruszyli też Dariusz Załuski i Andrzej Bargiel. Ten ostatni w sobotę, jako pierwszy na świecie zjechał na nartach z wierzchołka Broad Peaku (8015 m). "Po kontakcie z bazą pod Gasherbrumem II informuję, że dziś po godzinie 14 czasu polskiego, ekipa poszukująca Olka Ostrowskiego wróciła do bazy. Teren zaginięcia polskiego skialpinisty został przeszukany, niestety nie znaleziono jego śladów. Ze względu na trudne warunki pogodowe i terenowe, akcja nie będzie kontynuowana. Łączymy się w smutku z rodziną i przyjaciółmi Olka..." - taki komunikat w poniedziałek podał Zarząd Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki.

Bargiel: - Wstyd mi za wspinaczy

Akcję poszukiwawczą w mocnych słowach, w rozmowie z dziennikarzem RMF FM ocenił Andrzej Bargiel. - Trochę mi wstyd za tych wszystkich wspinaczy, którzy byli w bazie pod Gaszerbrumami, bo nikt się w poszukiwania Olka nie zaangażował. Standardy, które panują teraz w górach, są bardzo przykre - mówił rozgoryczony Maciejowi Pałahickiemu. - Nie wiem w ogóle, co ci ludzie mają w głowach. To jest niezdrowe, że dla ludzi wchodzenie na szczyt nie jest niebezpieczne, a pomaganie ludziom jest niebezpieczne. Wartość samego wyjścia na szczyt jest jakby większa, niż podjęcie jakiejś próby pomocy komuś i uratowania życia.

Mówił też, że porucznik łącznikowy pakistańskiej armii nie zgodził się na jego wyjście z szerpami do góry i zrelacjonował, czego o wypadku dowiedział się od partnera Olka z wyprawy: "Olek jechał pierwszy (...) i niestety urwała się deska śnieżna, która go zabrała i wpadł razem z tą lawiną do szczeliny. Piotr to widział, próbował pomóc (...) Nie był w stanie sam nic zrobić".

Chłopie, to nie tak miało być!

Koledzy Olka z Bieszczadzkiej Grupy GOPR nie mogą się pogodzić z tą stratą. - Olek został w górach. Za pasję, którą kochał i z którą był związany od wielu lat zapłacił najwyższą cenę. Wielu z nas nie może tego zrozumieć, nie może się z tym pogodzić. Ze łzami w oczach pytamy: dlaczego? Pocieszamy się, mówiąc, że ma najlepsze narty, najlepsze stoki, że puch przesypuje się nad ramionami i zalepia gogle. Do zobaczenia na Niebieskich Połoninach Przyjacielu - mówią.

Krzysztof Szczurek, naczelnik Bieszczadzkiej Grupy GOPR, przyznaje: - Wciąż nie bardzo do nas dociera, że Olka, naszego kolegi, przyjaciela i wspaniałego ratownika, nie będzie już wśród nich. Cała nasza społeczność jest tym wszystkim mocno poruszona. Co tu mówić, jest ciężko. Zupełnie nie tak to wszystko miało wyglądać. Przecież miał być kolejny sukces Olka, wielka radość, a potem szczęśliwy powrót do domu. Wszyscy, na ile mogliśmy, wspieraliśmy go, dopingowaliśmy, przytakiwaliśmy wyprawie, którą przygotowywał, a która kosztowała go wiele wysiłku i energii. Zebrać fundusze nie było taką prostą sprawą, ale udało się. Tak bardzo się cieszył na ten wyjazd.

Wiedzieli, że narciarz jest bardzo ambitny i jak sobie coś postanowi, to za wszelką cenę będzie brnąć w tę stronę, by to osiągnąć. - Wiedzieliśmy też, że do wyprawy był dobrze przygotowany oraz że ma świadomość, że nie będzie łatwo, ale czeka go wyzwanie. Wierzyliśmy jednak, że da radę. Jak za pierwszym razem. Byliśmy wtedy tacy dumni.

"Dzięki wszystkim, jesteście wielcy" - film wyprodukowany przez Szymona Kowalczyka i Adama Śmiałka, będący relacją, zapisem wydarzeń z wyprawy Olka na Cho Oyu można znaleźć i obejrzeć w Internecie. Otrzymał wyróżnienie National Geographic Traveler i Martyny Wojciechowskiej. - Wyróżnienie dla twórców, ale przede wszystkim dla bohatera filmu za dystans do siebie i świata mimo wielkiego osiągnięcia, za poczucie humoru, prawdziwość i nie poddawanie się komercjalizacji. Dzięki Olek, jesteś wielki! - mówiła podróżniczka. "Dzieńdoberek. 30 września, 2014 rok. Himalaje wysokie. Obóz pierwszy pod Cho Oyu. 6400 m. Jeśli to wszystko mi się nie przyśniło, to wczoraj zdobyłem Cho Oyu i zjechałem na nartach z niego. Dzięki wszystkim za pomoc, że tutaj mogłem przyjechać. Jesteście wielcy. Buźka" - to wzruszający fragment tego nagrania.

Góry + narty= wielka miłość

Olo, jak mówią koledzy, z górami związany był od zawsze, bo w nich się przecież wychowywał. Nieraz mówił w wywiadach, że to jego całe życie, a te prawdziwe szczyty pokazał mu tato. Opowiadał, że pochodzi z miejscowości, w której nie ma wielu wyciągów, więc jazdę na nartach rozpoczynał poza trasą. I tak mu już zostało. - W poczet kandydatów na ratowników GOPR został przyjęty już w 2007 roku, czyli praktycznie zaraz po tym, jak stał się pełnoletni. Niespełna trzy lata później otrzymał już krzyż i został jednym z nas. Wykazywał się naprawdę wieloma cechami, które w ratownictwie są bardzo ważne. To odwaga, ale i zdrowe, bardzo świadome podejście do tematu gór. Wspaniale jeździł na nartach, bo uczył się tego od dziecka. Był jednym z najlepszych narciarzy w naszej grupie. Wielokrotnie reprezentował nas w różnych zawodach narciarskich - wspomina naczelnik Szczurek.

Podlicza, że wziął udział w 39 akcjach i wyprawach poszukiwawczych i ratunkowych w Bieszczadach. - To niemało, zważywszy na okres jego służby - mówi. - Wypracował blisko dwa tysiące godzin, łącząc ratownictwo ze studiami na geografii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i licznymi pasjami. Zostanie zapamiętany jako otwarty na ludzi, z poczuciem humoru, życzliwy, nie odmawiający pomocy.
W gronie ratowników jest dziś jego starszy brat - Tomek. Rodzina Ostrowskich jest znana w Bieszczadach. Prowadzi m.in. schronisko Pod Wysoką Połoniną w Wetlinie.

Zginął w pogoni za marzeniami

"Duma naszych Bieszczad", "Do niebios zabierają najlepszych", "Serce pękło", "Łzy same lecą", "Otulony ciepłem lodowej szczeliny spoczywaj w obłokach himalajskiej braci wielkich tego świata", "Olek chłopie! Nie tak miało się to wszystko skończyć!", "Człowiek gór pozostał w górach", "Jesteś teraz strażnikiem gór. Dbaj o nie" - przeżywają przyjaciele, bliscy, ale i ci, którzy go nie znali, ale tak, jak podczas pierwszej wyprawy mocno trzymali kciuki, bo rozumieli, co to znaczy prawdziwa pasja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie