Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Błaszczyk, założycielka Kliniki Budzik, o życiu na krawędzi i podróżach w Świętokrzyskie

Iza Bednarz [email protected]
- Ola przeciera szlak. To jest mój spiritus movens, ona to nami robi, cały czas walczy - mówi Ewa Błaszczyk. Za kilka dni jedna z wybudzonych pacjentek Kliniki Budzik przyjedzie na turnus rehabilitacyjny do ośrodka w Oblęgorze.
- Ola przeciera szlak. To jest mój spiritus movens, ona to nami robi, cały czas walczy - mówi Ewa Błaszczyk. Za kilka dni jedna z wybudzonych pacjentek Kliniki Budzik przyjedzie na turnus rehabilitacyjny do ośrodka w Oblęgorze. Dawid Łukasik
Ewa Błaszczyk - aktorka, założycielka Fundacji "Akogo?" i Kliniki Budzik dla dzieci w śpiączce, mówi o życiu na krawędzi i podróżach w Świętokrzyskie

Ewa Błaszczyk

Ewa Błaszczyk

Urodziła się w 1955 roku w Warszawie. Absolwentka PWST w Warszawie, aktorka teatralna i filmowa, piosenkarka. Pamiętana z podwójnej roli w serialu "Zmiennicy", laureatka Brązowych Lwów Gdańskich za rolę Klary Małosz w "Nadzorze" Wiesława Saniewskiego. Znakomita w roli Czesławy Oknińskiej w "Mistyfikacji" Jacka Koprowicza. Zagrała w blisko 40 filmach polskich i zagranicznych, między innymi u Kieślowskiego, Koterskiego, Barbary Sass.W 2000 roku jej córka Ola zapadła w śpiączkę zakrztusiwszy się tabletką. W 2002 roku Ewa Błaszczyk założyła Fundację "Akogo?", a w 2013 otworzyła Klinikę Budzik w Warszawie.

Ciągnie panią w Świętokrzyskie?

Przyjeżdżam tu od lat z własnym kręgosłupem, żeby się ratować w Malinowym Zdroju. Wcześniej jeździłam do Buska do sanatorium wojskowego, a teraz wolę Malinowy Zdrój, bo jest na uboczu, bardziej kameralnie i można przez cały dzień do godziny 22 korzystać z zabiegów.

Ma pani też bardziej rodzinne związki ze Świętokrzyskim.

Tak, mój tata był tutaj w Armii Krajowej, walczył pod dowództwem doktora Hoffmana z Chochołowa, który już nie żyje. Tata był u niego najmłodszym partyzantem. Teraz tata ma 87 lat, więc już nie podróżuje, ale wcześniej przyjeżdżał na spotkania kombatanckie do Szydłowca. W tym roku, niestety, już nie przyjedzie, musiałam uprzedzić o tym organizatorów.

Zabierał panią ze sobą, żeby poznawała jego ścieżki?

Byłyśmy na takim wypadzie razem z moją córką Manią. Dziadek lubił te wyjazdy. Wie pani, wszystko zostawia w człowieku jakieś ślady. Ponieważ mój tata był najmłodszym partyzantem, dosyć szybko przeżył dość ekstremalne stany i okoliczności, więc teraz jak ma jakieś lękowe stany, wracają do niego tamte przeżycia, cały czas jest to obecne w jego życiu.

W tych podróżach w Świętokrzyskie pojawił się też wątek podopiecznych Budzika.

Ośrodek "Złota Rybka" wystąpił z propozycją, że co roku będzie zapraszać dziecko, które opuszcza Budzik na darmowy turnus rehabilitacyjny. Będziemy taką współpracę podejmować. Bardzo tu jest fajnie, ośrodek się rozwija, ma być jeszcze ogród, uprawa warzyw, jest kontakt ze zwierzętami, basen, wiele różnych rozwiązań. Zdaję sobie sprawę, że to jest dla dzieci w lepszej formie niż nasze, ale te, które już są obudzone, powinny kontynuować rehabilitację fizyczną i społeczną, żeby powracać do pełnej sprawności. Trzeba to ćwiczyć. A jeśli w tym czasie może być z nimi rodzic, to już jest świetnie. Myślę, że takie regiony jak Świętokrzyskie, Rzeszowskie mogłyby się zamienić w światowe centra rehabilitacji. Góry są tu niewysokie, wystarczy wózek elektryczny i każdy da radę podjechać. Wszyscy mieliby pracę. Możnaby pomyśleć kategorią regionu. Mnie strasznie cieszą takie inicjatywy. Widzę, że dużo się buduje, w samym Busku i w Solcu, miesza się formy NFZ z prywatnością. Myślę, że to jest szansa dla tego regionu, dla lekarzy, fizjoterapeutów. Ludzie żyją coraz dłużej i chcą być w formie. To jest potencjał i warto z niego skorzystać.

Ilu podopiecznych jest teraz w Budziku?

Budzik ma obecnie 16 podopiecznych. Na 31 osób, które przewinęły się przez naszą klinikę, wybudziło się 20.

Macie świetne wyniki, graniczące z cudem.

To nie jest cud, tylko ciężka praca podjęta we właściwym momencie, a potem to, co się dzieje później, przechodzi w kategorię cudu. Budzik pełni rolę krótkiej stacji, mimo, że przebywa się u nas rok. Na świecie są jeszcze długie stacje, dla tych, którym się nie udało wybudzić w ciągu tych pierwszych kilkunastu miesięcy, ale rokują nadzieję.

Kiedy najlepiej zacząć walkę o wybudzenie ze śpiączki?

Wtedy, gdy człowiek nadaje się do transportowania i został porządnie zdiagnozowany. Nie należy tego robić od razu, bo jak mózg jest obrzęknięty, to i tak się niczego nie dowiemy. Jeśli dziecko wychodzi z Budzika i nie udało się mu dojść normalną drogą do wybudzenia, to wtedy należy je porządnie zdiagnozować i określić, na jakim etapie się znajduje, czy to jest stan wegetatywny, czy stan zamknięcia, czy minimalnej świadomości. Chodzi o to, żeby nie wylać dziecka z kąpielą, czyli, żeby nie zrobić za dużo, za wcześnie, bo na przykład wszczep stymulatora w pień mózgu jest zupełnie niepotrzebny jeżeli ktoś może się wybudzić sam z siebie.

Czym te stany różnią się od siebie?

W stanie wegetatywnym już nic nie można zrobić, można się tylko opiekować, przekręcać, kochać. Stan zamknięcia jest czymś na pograniczu, długim oczekiwaniem. A dla minimalnej świadomości świat już ma nowe rozwiązania i pomysły. Japończycy, którzy rozpoczęli wszczepianie stymulatorów w pień mózgu, mają odzysk takich ludzi z minimalną świadomością do 35 roku życia w granicach 60 procent. Wybudzonym wraca mowa, kontakt ze światem. Jesienią będziemy robili konferencję naukową poświęconą diagnostyce oddzielającej stan wegetatywny od minimalnej świadomości, bo to jest bardzo ważne dla dalszej terapii człowieka w śpiączce. Przyjadą do nas Niemcy, Japończycy, Belgowie, będziemy o tym rozmawiać, a potem wdrażać w eksperymentalnych programach w Polsce. Będziemy dążyć do tego, żeby nowe programy były dostępne dla naszych pacjentów, ale najpierw trzeba je prawnie opakować, żeby eksperyment był bezpieczny.

Jakie to jest uczucie, kiedy człowiek wychodzi ze śpiączki? Jak wyglądały te pierwsze wybudzenia w Budziku?

Bardzo różnie. Mamy trochę materiałów filmowych, może zmontujemy coś na jubileusz Fundacji. Każde wybudzenie jest inne, bo każde uszkodzenie mózgu jest indywidualne. Każdy z pacjentów gdzie indziej był w czasie śpiączki. Jeden mówi: byłem w niebie, drugi mówi: byłem w piekle, trzeci opowiada, że był w czarnej dziurze, nic nie pamięta. Czwarty rozpoznaje głosy ludzi, których nie ma prawa znać, piąty doskonale pamięta książki, które mu czytano. Teraz wyjdzie w Znaku książka "Chłopiec Duch", w której autor pisze o takich stanach na pograniczu życia i śmierci i o tym, jak my mało patrzymy na swoje ukochane dzieci, żeby się kapnąć, że one nie mogą nic zrobić, nie mogą dać nam żadnego znaku, a przecież ciągle są.

Jak one sobie potem radzą po wybudzeniu? Dziewczynka, która przyjedzie do Złotej Rybki, jest pierwszą która się obudziła w Budziku. Jak teraz wygląda jej życie?

Ta dziewczyna leżała w Budziku przez rok, prawie rok była w śpiączce. Teraz miała 18 urodziny, jest więc dorosła, jest w bardzo dobrej formie i chcemy, żeby korzystała z prezentów, które los dla niej nadarza. W jej rodzinie i w niej samej jest dużo optymizmu, ona jest bardzo nastawiona na przyszłość. To jest ważne z punktu widzenia terapii osób wybudzonych ze śpiączki, żeby mieć pozytywny plan, poruszać się do przodu, a nie zamierać, zawieszać się na tym, co było. Czasem nam się wydaje, że po takim czasie nieobecności będzie jakaś metafizyka przy wybudzeniu, jakieś wielkie słowa. Zwykle pierwsze słowa brzmią: "kocham cię, mamo". Ale bywa, że na pytanie, czego byś chciała, córeczko, taka wybudzona odpowiada: kiełbasy! Ludzi to szokuje, bo się wydaje, że przebudzenie będzie utkane z mgły i kwiatów, a tu…

…samo życie.

Tak, kiełbasa, smaki, zapachy. To zostaje na szczęście, i o to trzeba walczyć.

Wróćmy do Oli, Pani córki.

Od urazu minęło 15 lat, ale nie tracimy nadziei. Dlatego między innymi będzie jesienią ta konferencja naukowa. Będziemy się przyglądać, co jeszcze można zrobić. Ola, jak zwykle przeciera szlak. To jest mój spiritus movens, ona to nami robi, cały czas walczy. Myślimy także o takich dzieciach, którym się nie udało. Będziemy się starali przede wszystkim doprowadzić do postawienia porządnej diagnozy, a potem tym, którzy będą zainteresowani, zaproponować wzięcie udziału w programach eksperymentalnych, bo może jest szansa. Przecież zdarzają się wybudzenia ze śpiączki po kilkunastu latach. Wyniki japońskie są na poziomie 60 procent.

Jest do czego dążyć?

Tego nigdy nie wiadomo.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie