Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Madera rajską wyspą

Bożena Smorawska
Wulkaniczny rodowód wyspy jest dobrze widoczny na Ponta de Sao Lourenco. Na bajecznie kolorowych skałach wyraźnie widać strumienie zastygłej lawy.
Wulkaniczny rodowód wyspy jest dobrze widoczny na Ponta de Sao Lourenco. Na bajecznie kolorowych skałach wyraźnie widać strumienie zastygłej lawy. B. Smorawska
Polskich turystów, którzy dotarli na Maderę 2 listopada ubiegłego roku, witano kwiatami, muzyką i podarkami.

Wtedy właśnie zaczęła się era turystycznego podboju tej rajskiej wyspy przez naszych rodaków.

Najpopularniejszym miejscem na wakacyjne wojaże w tej części Europy są niewątpliwie Wyspy Kanaryjskie, a położonej 600 kilometrów na północ Madery próżno było do niedawna szukać w ofercie polskich biur turystycznych. Dopiero w listopadzie zaroiło od atrakcyjnych cenowo promocyjnych wyjazdów, bowiem uruchomiono czarterowe połączenie z tą portugalską wyspą.

Już samo lądowanie jest dużym przeżyciem, gdyż lotnisko leży tuż nad oceanem, zaś tysiąc metrów pasa spoczywa na 180 betonowych filarach o wysokości kilkunastu pięter. Ta oryginalna konstrukcja powstała dopiero w 2000 roku. Wcześniej ten port lotniczy uznawany był za jeden z najniebezpieczniejszych na świecie!

Kwiaty na bazalcie

Gdy przyjechaliśmy na Maderę na początku grudnia, nie było już fanfar, ale powitała nas ogromna tęcza, rozciągająca się nad niemal całym Funchal - stolicą tego autonomicznego regionu Portugalii.

Pierwsze wrażenie było szokujące - takiej ilości zieleni i kwiatów, dosłownie na każdym kroku, nie spodziewaliśmy zimą na wulkanicznej wyspie, która składa się głównie z bazaltu. Nic dziwnego, że nazywano Maderę podzwrotnikowym rajem, "botanicznymi ogrodami Boga" czy "pływającymi dzbanami kwiatów". Panuje tu wieczna wiosna. Średnia temperatura w styczniu wynosi około 16 stopni, a w lipcu około 22.

Choć niezwykłe rośliny spotyka się tu wszędzie, koniecznie trzeba zaliczyć jedną z głównych atrakcji Funchal - ogromny ogród botaniczny, pełen niezwykłych okazów egzotycznej roślinności. Bilety nie są drogie - 3 euro, zwłaszcza w porównaniu do opłaty 10 euro za zwiedzanie ogrodu tropikalnego w pobliskim Monte. Wprawdzie podziwiać tam można labirynty ścieżek, mostków, fontann i kaskad, ale jeśli chodzi o roślinność, nic ciekawszego już nie zobaczymy.

Ponieważ oba ogrody położone są na dużej wysokości, rozciągające się stamtąd widoki są fantastyczne, zwłaszcza gdy oglądamy je z wagoników kolejki linowej, którą za 10 euro zostaniemy dowiezieni do Monte (14,5 - w obie strony). Z góry można zjechać do Funchal bardzo oryginalnym pojazdem - wiklinowymi saniami na drewnianych płozach, kierowanymi przez mężczyzn w słomkowych kapeluszach i białych koszulach. My spóźniliśmy się na ostatni kurs, ale ponoć ta turystyczna atrakcja za 12,5 euro jest mocno przereklamowana...

Mała Lizbona

Tak nazywane jest Funchal ze względu na strome brukowane uliczki, urokliwe zaułki, portale rzeźbione w czarnym bazalcie i panujący tu nastrój. Nazwa miasta pochodzi od kopru (po portugalsku funcho), którego rosło tu kiedyś bardzo dużo.

Leżąca na południowym wybrzeżu stolica Madery została założona przez jednego z pierwszych odkrywców wyspy, Joâo Gonçalvesa Zarco. Wśród wielu zabytków najcenniejsza jest zbudowana w sercu miasta piętnastowieczna katedra Largo da Sé. Największe wrażenie robi piękne sklepienie z drewna cedrowego, wykonane w stylu mauretańskim. Modlili się tu przed swymi wielkimi wyprawami pierwsi odkrywcy, m.in. Krzysztof Kolumb, Vasco da Gama, Ferdynand Magellan. Zaś przed katedrą Polaków czeka niespodzianka - pomnik Jana Pawła II, który odwiedził Maderę w 1991 roku.

Podczas wędrówek po Funchal warto odwiedzić Mercado dos Lavradores, czyli ogromny targ, gdzie mieszkańcy robią zakupy, a turyści... głównie zdjęcia. Choć widziałam, że zapaleni rodzimi amatorzy ogrodnictwa nie mogli się powstrzymać przed kupieniem oryginalnych kwiatów, które potem z pełnym poświęceniem wieźli samolotem do skutej lodem Polski.

Na kolorowych straganach kuszą egzotyczne owoce, ale zapał studzą dość wysokie ceny. Warto też najpierw porównać, ile co gdzie kosztuje, bo można nieźle przepłacić. Sprytny sprzedawca tak nas zbajerował, że do dziś się zastanawiamy, jakim cudem zapłaciliśmy 15 euro za trzy owoce - mango i dwa bliżej nam nieznane okazy...

Najciekawsza jest jednak część rybna targu, gdzie podziwiać można słynne mieczniki (espada) - ryby głębinowe, które łowi się jedynie w okolicach Madery i w Japonii. Jest to nie lada przysmak i największa atrakcja kulinarna tutejszych restauracji.

Nici z plażowania

Wyprawę na Maderę polecamy przede wszystkim tym, którzy zamiast leniuchowania, wolą zwiedzać i wędrować, zwłaszcza ostro pod górę i w dół. Amatorzy opalania się na złocistym piasku nie mają tu czego szukać. Cóż z tego, że nasz hotel jako jedyny miał plażę, skoro piasek był czarny, a dotrzeć do niego trzeba było po wielkich kamieniach.

Można wprawdzie wybrać się na pobliską wyspę Porto Santo, słynącą z pięknej, aż dziewięciokilometrowej złocistej plaży (zdaniem tubylców, najlepszej w Europie), ale to kosztowna wyprawa. Podróż promem trwa około trzech godzin w jedną stronę i wiąże się z wydatkiem około 50 euro.

Drogowy zawrót głowy

Nawet tydzień wystarczy, aby nieźle poznać wyspę, zwłaszcza że ma ona zaledwie 57 kilometrów długości i 22 szerokości. Na upartego, można by ją przejść pieszo, przynajmniej z południa na północ, gdyby nie to, że pozbawione poboczy, wąskie drogi nie nadają się kompletnie do wędrówek, a w dodatku są nieprawdopodobnie kręte.

Jazda autobusem jest przeżyciem ekstremalnym, bo nigdy nie widziałam dróg o takim kącie nachylenia, do tego często na zakręcie. Byłam pełna podziwu dla ogromnej sprawności, cierpliwości i uprzejmości miejscowych kierowców. Gdy na wąskiej drodze spotykały się dwa samochody, oko w oko, jeden z nich spokojnie się wycofywał do miejsca, gdzie mijanka była już możliwa.
Ale po dwóch dniach podróżowania po wyspie wynajętym samochodem byliśmy zgodni, że tutejsze drogi choć upiornie kręte, są znakomitej jakości i pod tym względem Madera wyprzedziła nas o jakieś 30 lat!
Na wschodzie i zachodzie

Jeśli zaliczymy już stolicę, to warto wybrać się na dwie wyprawy: po zachodniej i po wschodniej Maderze. Wycieczki organizowane przez biura podróży są drogie, około 50 euro od osoby. Taniej wyjdzie, jeśli wynajmiemy samochód (około 30 euro za dzień plus benzyna, kosztująca mniej więcej tyle, co u nas), zwłaszcza gdy koszty rozłożą się na kilka osób.

Zwiedzanie zachodniej strony wyspy warto rozpocząć od wizyty w malowniczej wiosce rybackiej Câmara de Lobos, której uroki docenił między innymi Winston Churchill. Przyjeżdżał tu w latach 50. i oddawał się swojej pasji - malarstwu.
Potem można podjechać na Cabo Girao - najwyższy w Europie, a drugi na świecie skalisty klif, który ma 580 metrów wysokości. U jego stóp rozpościera się bezkresny ocean z widocznymi innymi wyspami archipelagu. Natomiast w Porto Moniz znajdują się słynne naturalne baseny, wkomponowane w skały wulkaniczne.

Podczas penetrowania wschodniej części przede wszystkim trzeba wjechać na drugą co do wielkości górę Madery Pico do Arieiro. Stąd można wyruszyć na najwyższy szczyt Pico Ruivo. Ale to wyprawa tylko dla doświadczonych turystów, bowiem część szlaku wiedzie nad przepaściami, a wędrówka jest obliczona na ponad sześć godzin. Warto jednak pokonać choć część trasy.

Jest też zakątek wyspy pomijany w przewodnikach, a zachwycający fantastycznymi krajobrazami, bezkresem przestrzeni, porażający surową urodą wulkanicznych skał, o które rozbijają się fale oceanu - to Ponta de Sao Lourenco, czyli najdalej na wschód wysunięty kraniec wyspy. 12-kilometrowa trasa jest znakomicie przygotowana, za pieniądze z unijnego programu "Natura 2000", który ma chronić obszary cenne przyrodniczo.

Wiele ciekawych tras trekkingowych, o różnym stopniu trudności, biegnie też wśród lewad, czyli kanałów, którymi woda z górskich wodospadów dostarczana jest na tarasowe poletka uprawne.

Pamiątka w butelce

Najlepszą pamiątką z pobytu na Maderze jest butelka madery. Wino, z którego słynie wyspa, ma swoją moc, bo jest wzmacniane spirytusem, i niepowtarzalny smak. O jego oryginalności zdecydował przypadek.

W XVI wieku miejscowe wina wysłano do Indii. Z powodu braku chętnych statki z beczkami po wielomiesięcznej podróży po tropikalnych morzach powróciły na wyspę. Podczas tej długiej eskapady wino się jednak nie zepsuło, a nabrało niespotykanego smaku. Do dziś przestrzega się zasady, by madera dojrzewała w stosunkowo wysokiej temperaturze - od 40 do 50 stopni i była przechowywana tylko w dębowych beczkach. Im wino starsze, tym bardziej wyczuwany jest drzewny posmak. Najstarsza zachowana butelka madery pochodzi z 1772 roku.

Trunkiem tym delektowano się na dworach Europy, jego wielbicielem był między innymi Napoleon Bonaparte. Teraz do grona miłośników madery dołączają Polacy. Gdy wracałam do kraju, we wszystkich bagażach ładowanych do samolotu pobrzękiwały butelki ze złocistym winem, a pasażerowie trzymali kciuki za to, żeby udało się je cało dowieźć do kraju...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie