[galeria_glowna]
OTO WĘDKARZE REKORDZIŚCI
Wędkarstwo wydaje się być sportem mało skomplikowanym. To pozór, bo metod łowienia ryb jest tyle, że można to porównać z piłką. Niby okrągła, ale można nią grać w nożną, siatkówkę, kosza i mnóstwo innych. Każda ma swoich wyznawców. Jedni lubią wielodniowe zasiadki na karpiowate giganty, inni ze spiningiem uganiają się po rzekach i jeziorach. Kolejni łowią tylko subtelną metodą muchową i to wyłącznie ryby łososiowate. Pewne jest, że wędkarstwo to choroba zaraźliwa i nieuleczalna. Prawdziwi łowcy sprzęt wożą ze sobą wszędzie i łowią ryby przez okrągły rok. Wieczory spędzają na wykonywaniu sztucznych przynęt - arcydzieł, dopieszczaniu sprzętu. A w każdej wolnej chwili gnają nad wodę.
JAK ŁYSE KONIE
Środowisko wędkarzy zna się dobrze. O rybie złowionej na Chańczy na drugi dzień huczy w Końskich, o tej ze Skarżyska w Sandomierzu. Krzysztof Rózga, znakomity wędkarz z Suchedniowa, ma w komputerowym archiwum setki zdjęć okazów i ich łowców, których nawet nie zna. Internet ułatwia przepływ informacji. O wielkim pstrągu kielczanina Łukasza Gamońskiego dowiaduję się na długo przed tym, zanim sam zdąży się nim pochwalić. Tajemnica owiewa tylko przynęty i łowiska. Te zdradza się tylko najlepszym przyjaciołom.
- Presja wędkarska jest ogromna, wędkarze wyławiają więcej ryb niż kłusownicy. Dlatego nasze wody nie są szczególnie rybne - tłumaczy Łukasz Gamoński.
TO KILL OR NOT TO KILL
Środowisko jest podzielone. Przedmiotem sporu jest kwestia - zabijać czy wypuszczać. Tych, którzy zjadają złowione ryby, wyznawcy zasady "no kill" pogardliwie nazywają mięsiarzami. Tamci odwzajemniają się argumentem, że kaleczenie i męczenie ryby podczas holu, a potem wspaniałomyślne uwalnianie, to żaden powód do dumy. Faktem jest, że zwracanie wolności zdobyczy, szczególnie, jeśli to okaz, ma coraz więcej zwolenników.
- Zabijanie największych ryb to zbrodnia na przyrodzie. Te osobniki mają najlepsze geny i wydają na świat najwięcej potomstwa. Jeśli koniecznie chce się zjeść rybę, lepiej zabrać niedużą sztukę - przekonuje Przemysław Derlatka z Suchedniowa, który ostatnio złowił ogromnego suma i go wypuścił. - Ja ryb nie zabieram - zaznacza wędkarz.
SUM Z POWODZIOWEJ WODY
Niedawno pan Przemek w towarzystwie Krzysztofa Rózgi wybrał się na nocne połowy sumów na Wisłę w okolicy Sandomierza. Szła powodziowa woda, a oni w ciemnościach pływali pontonem po rzece. Co prawda mocnym i z silnikiem, ale to był sport ekstremalny. Obok nich przepływały całe drzewa! Wobler suchedniowianina zaatakował olbrzymi sum.
- To było 40 minut ostrej jazdy. Dopiero za dziesiątym razem udało się podebrać rybę. Mierzyła 170 centymetrów i ważyła kilkadziesiąt kilogramów. W Holandii złowiłem sporo grubo ponadmetrowych szczupaków, ale ten hol był niezapomniany. Także z powodu warunków, w jakich się odbywał - opowiada Przemysław Derlatka. Kolos po krótkiej sesji fotograficznej cały i zdrowy wrócił w wiślane nurty.
ŚWIĘTOKRZYSKIE REKORDY
Wojciech Duda ze Skarżyska-Kamiennej to jeden z najbardziej utytułowanych łowców okazów w Polsce. Ma setkę medali, między innymi za amura ważącego 16,5 kilograma, blisko pięciokilogramowego leszcza, 60-centymetrowego lina. Wyjaśnijmy, złowione okazy można zgłaszać czasopismom wędkarskim, które prowadzą od lat rejestry i tabele rekordów. Jedne biorą pod uwagę wagę, inne długość ryby. Co ciekawe, do dziś niepobite są rekordy drapieżników - szczupaka ważącego ponad 24 kilogramy przy długości 133 centymetrów i 109-centymetrowego sandacza ważącego 15,6 kilograma. Obie ryby złowił Wacław Biegan ponad 30 lat temu. I to w naszym regionie, w Nidzie!
MISTRZ ZASIADKI
Wojciech Duda niemal wszystkie swoje okazy złowił... blisko domu. Najczęściej łowi w zalewie rejowskim. Jego zdaniem kluczem do sukcesu jest poznanie zbiornika i zwyczajów ryb. Wędkuje na tygodniu, bo w weekendy brzegi zapełniają amatorzy. Regularnie nęci wybrane łowisko i stosuje sobie tylko znane przynęty.
- Półmetrowego leszcza można złowić zwyczajnie, na robaka. Ale już 60-70-centymetrowemu trzeba zaserwować na haczyku coś innego - tłumaczy łowca okazów. Nad wodą spędza całe dnie. Za największy sukces uznaje złowienie suma długiego na 176 centymetrów, ważącego 40 kilogramów. - Można było tylko trzymać wędkę i patrzeć, jak ryba wysnuwa żyłkę z kołowrotka. Ten sum był silny jak parowóz - wspomina. Za jedną z najbardziej walecznych ryb uznaje amura. Przypomnijmy, niedawno w zalewie Chańcza Marek Bliźniak złowił rybę tego gatunku, ważącą aż 24 kilogramy!
DUŻA RYBA Z MAŁEJ WODY
Zupełnie inaczej łowi jeden z najskuteczniejszych świętokrzyskich łowców ryb szlachetnych Łukasz Gamoński. Z delikatnym spiningiem lub muchówką w małych, świętokrzyskich strumieniach poluje na pstrągi i lipienie. - To piękne, szlachetne ryby. Łowiąc je przemierza się z wędką w ręku kilometry dzikich, zakrzaczonych rzeczek. Samotność i kontakt z przyrodą daje mi największą frajdę - mówi o swojej pasji.
Jego efekty imponują. Ma na swoim koncie dwa pstrągi potokowe, każdy długości 62 centymetrów i wiele ponadpółmetrowych. Wielu pstrągarzy przez całe życie nawet nie widzi takich okazów. Biorąc pod uwagę, do jakich rozmiarów dorastają poszczególne gatunki, 60-centymetrowego pstrąga można porównać co najmniej z dwumetrowym sumem. - Tego największego złowiłem wiosną, na zrobionego przez siebie jiga (mała przynęta z piór i sierści zwierząt). Wszedł w zaczep, musiałem wchodzić do wody po pierś. To był hol życia - wspomina pan Łukasz.
MYŚLENIE PROCENTUJE
Suchedniowianina Krzysztofa Rózgę można określić w jeden sposób - fanatyk wędkowania. Złowione ryby wypuszcza, poluje na nie w całej Polsce. Może się pochwalić 110-centymetrowym szczupakiem, wielkimi leszczami i karpiami, ma sposoby na pstrągi, sumy i sandacze. Potrafi jechać 600 kilometrów nad morze, żeby przez jeden dzień połowić troci. - Żeby skutecznie łowić, trzeba się wędkarstwu poświęcić. I myśleć nad wodą. Bez tego nie ma o czym mówić. Kto nie chce myśleć, niech ogląda telewizję - przekonuje wędkarz.
Podaje przykład. - Zasiadka na karpie. Przez kilka godzin nikt nic nie łowi. W pewnym momencie widzę spławienie ryby pod powierzchnią. Zwijam wędki i je przebrajam. Od kolegi biorę kawałek pizzy, zakładam skórkę na haczyk i zamiast na dno, podaję przynętę na powierzchnię. W tym dniu łowię amura i dziewięć karpi. Inni nie mają brań - opowiada suchedniowianin.
REKORD - POJĘCIE WZGLĘDNE
Dla Krzysztofa Rózgi nie ma nieudanych wypraw. - Nawet, jeśli nic się nie złowi, można wyciągnąć wnioski, które zaprocentują podczas następnych. Wędkarz musi mieć pokorę, bo ryby są nieprzewidywalne - mówi. Nastawia się na duże ryby. To pojęcie względne.
- W Kamionce okazem będzie 40-centymetrowy pstrąg, w innej rzece - 50-centymetrowy. Zależy od łowiska - wyjaśnia. Najbardziej dumny jest z grubo ponadmetrowego szczupaka, złowionego na zalewie Borki. Po długiej walce ryba wreszcie wylądowała w pontonie. Wokół zrobiło się gęsto od widzów, którzy z osłupieniem patrzyli, jak zębaty drapieżca wraca do wody.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?