Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętokrzyscy łowcy rekordów - prezentujemy wędkarzy, którzy łowią największe ryby

Mateusz BOLECHOWSKI [email protected]
Krzysztof Rózga może się pochwalić także ogromnym karpiem, złowionym na... skórkę od pizzy.
Krzysztof Rózga może się pochwalić także ogromnym karpiem, złowionym na... skórkę od pizzy. Archiwum
Sumy wielkości dorosłego człowieka, szczupaki jak krokodyle, karpie "na metr sześcienny" i wspaniałe pstrągi - takie ryby łowią wędkarze z naszego regionu. I to nierzadko na naszych wodach! Wędkarze rekordziści opowiedzieli nam o swoich sukcesach.

[galeria_glowna]
OTO WĘDKARZE REKORDZIŚCI

Wędkarstwo wydaje się być sportem mało skomplikowanym. To pozór, bo metod łowienia ryb jest tyle, że można to porównać z piłką. Niby okrągła, ale można nią grać w nożną, siatkówkę, kosza i mnóstwo innych. Każda ma swoich wyznawców. Jedni lubią wielodniowe zasiadki na karpiowate giganty, inni ze spiningiem uganiają się po rzekach i jeziorach. Kolejni łowią tylko subtelną metodą muchową i to wyłącznie ryby łososiowate. Pewne jest, że wędkarstwo to choroba zaraźliwa i nieuleczalna. Prawdziwi łowcy sprzęt wożą ze sobą wszędzie i łowią ryby przez okrągły rok. Wieczory spędzają na wykonywaniu sztucznych przynęt - arcydzieł, dopieszczaniu sprzętu. A w każdej wolnej chwili gnają nad wodę.

JAK ŁYSE KONIE

Środowisko wędkarzy zna się dobrze. O rybie złowionej na Chańczy na drugi dzień huczy w Końskich, o tej ze Skarżyska w Sandomierzu. Krzysztof Rózga, znakomity wędkarz z Suchedniowa, ma w komputerowym archiwum setki zdjęć okazów i ich łowców, których nawet nie zna. Internet ułatwia przepływ informacji. O wielkim pstrągu kielczanina Łukasza Gamońskiego dowiaduję się na długo przed tym, zanim sam zdąży się nim pochwalić. Tajemnica owiewa tylko przynęty i łowiska. Te zdradza się tylko najlepszym przyjaciołom.

- Presja wędkarska jest ogromna, wędkarze wyławiają więcej ryb niż kłusownicy. Dlatego nasze wody nie są szczególnie rybne - tłumaczy Łukasz Gamoński.

TO KILL OR NOT TO KILL

Środowisko jest podzielone. Przedmiotem sporu jest kwestia - zabijać czy wypuszczać. Tych, którzy zjadają złowione ryby, wyznawcy zasady "no kill" pogardliwie nazywają mięsiarzami. Tamci odwzajemniają się argumentem, że kaleczenie i męczenie ryby podczas holu, a potem wspaniałomyślne uwalnianie, to żaden powód do dumy. Faktem jest, że zwracanie wolności zdobyczy, szczególnie, jeśli to okaz, ma coraz więcej zwolenników.

- Zabijanie największych ryb to zbrodnia na przyrodzie. Te osobniki mają najlepsze geny i wydają na świat najwięcej potomstwa. Jeśli koniecznie chce się zjeść rybę, lepiej zabrać niedużą sztukę - przekonuje Przemysław Derlatka z Suchedniowa, który ostatnio złowił ogromnego suma i go wypuścił. - Ja ryb nie zabieram - zaznacza wędkarz.

SUM Z POWODZIOWEJ WODY

Niedawno pan Przemek w towarzystwie Krzysztofa Rózgi wybrał się na nocne połowy sumów na Wisłę w okolicy Sandomierza. Szła powodziowa woda, a oni w ciemnościach pływali pontonem po rzece. Co prawda mocnym i z silnikiem, ale to był sport ekstremalny. Obok nich przepływały całe drzewa! Wobler suchedniowianina zaatakował olbrzymi sum.

- To było 40 minut ostrej jazdy. Dopiero za dziesiątym razem udało się podebrać rybę. Mierzyła 170 centymetrów i ważyła kilkadziesiąt kilogramów. W Holandii złowiłem sporo grubo ponadmetrowych szczupaków, ale ten hol był niezapomniany. Także z powodu warunków, w jakich się odbywał - opowiada Przemysław Derlatka. Kolos po krótkiej sesji fotograficznej cały i zdrowy wrócił w wiślane nurty.

ŚWIĘTOKRZYSKIE REKORDY

Wojciech Duda ze Skarżyska-Kamiennej to jeden z najbardziej utytułowanych łowców okazów w Polsce. Ma setkę medali, między innymi za amura ważącego 16,5 kilograma, blisko pięciokilogramowego leszcza, 60-centymetrowego lina. Wyjaśnijmy, złowione okazy można zgłaszać czasopismom wędkarskim, które prowadzą od lat rejestry i tabele rekordów. Jedne biorą pod uwagę wagę, inne długość ryby. Co ciekawe, do dziś niepobite są rekordy drapieżników - szczupaka ważącego ponad 24 kilogramy przy długości 133 centymetrów i 109-centymetrowego sandacza ważącego 15,6 kilograma. Obie ryby złowił Wacław Biegan ponad 30 lat temu. I to w naszym regionie, w Nidzie!

MISTRZ ZASIADKI

Wojciech Duda niemal wszystkie swoje okazy złowił... blisko domu. Najczęściej łowi w zalewie rejowskim. Jego zdaniem kluczem do sukcesu jest poznanie zbiornika i zwyczajów ryb. Wędkuje na tygodniu, bo w weekendy brzegi zapełniają amatorzy. Regularnie nęci wybrane łowisko i stosuje sobie tylko znane przynęty.

- Półmetrowego leszcza można złowić zwyczajnie, na robaka. Ale już 60-70-centymetrowemu trzeba zaserwować na haczyku coś innego - tłumaczy łowca okazów. Nad wodą spędza całe dnie. Za największy sukces uznaje złowienie suma długiego na 176 centymetrów, ważącego 40 kilogramów. - Można było tylko trzymać wędkę i patrzeć, jak ryba wysnuwa żyłkę z kołowrotka. Ten sum był silny jak parowóz - wspomina. Za jedną z najbardziej walecznych ryb uznaje amura. Przypomnijmy, niedawno w zalewie Chańcza Marek Bliźniak złowił rybę tego gatunku, ważącą aż 24 kilogramy!

DUŻA RYBA Z MAŁEJ WODY

Zupełnie inaczej łowi jeden z najskuteczniejszych świętokrzyskich łowców ryb szlachetnych Łukasz Gamoński. Z delikatnym spiningiem lub muchówką w małych, świętokrzyskich strumieniach poluje na pstrągi i lipienie. - To piękne, szlachetne ryby. Łowiąc je przemierza się z wędką w ręku kilometry dzikich, zakrzaczonych rzeczek. Samotność i kontakt z przyrodą daje mi największą frajdę - mówi o swojej pasji.

Jego efekty imponują. Ma na swoim koncie dwa pstrągi potokowe, każdy długości 62 centymetrów i wiele ponadpółmetrowych. Wielu pstrągarzy przez całe życie nawet nie widzi takich okazów. Biorąc pod uwagę, do jakich rozmiarów dorastają poszczególne gatunki, 60-centymetrowego pstrąga można porównać co najmniej z dwumetrowym sumem. - Tego największego złowiłem wiosną, na zrobionego przez siebie jiga (mała przynęta z piór i sierści zwierząt). Wszedł w zaczep, musiałem wchodzić do wody po pierś. To był hol życia - wspomina pan Łukasz.

MYŚLENIE PROCENTUJE

Suchedniowianina Krzysztofa Rózgę można określić w jeden sposób - fanatyk wędkowania. Złowione ryby wypuszcza, poluje na nie w całej Polsce. Może się pochwalić 110-centymetrowym szczupakiem, wielkimi leszczami i karpiami, ma sposoby na pstrągi, sumy i sandacze. Potrafi jechać 600 kilometrów nad morze, żeby przez jeden dzień połowić troci. - Żeby skutecznie łowić, trzeba się wędkarstwu poświęcić. I myśleć nad wodą. Bez tego nie ma o czym mówić. Kto nie chce myśleć, niech ogląda telewizję - przekonuje wędkarz.

Podaje przykład. - Zasiadka na karpie. Przez kilka godzin nikt nic nie łowi. W pewnym momencie widzę spławienie ryby pod powierzchnią. Zwijam wędki i je przebrajam. Od kolegi biorę kawałek pizzy, zakładam skórkę na haczyk i zamiast na dno, podaję przynętę na powierzchnię. W tym dniu łowię amura i dziewięć karpi. Inni nie mają brań - opowiada suchedniowianin.

REKORD - POJĘCIE WZGLĘDNE

Dla Krzysztofa Rózgi nie ma nieudanych wypraw. - Nawet, jeśli nic się nie złowi, można wyciągnąć wnioski, które zaprocentują podczas następnych. Wędkarz musi mieć pokorę, bo ryby są nieprzewidywalne - mówi. Nastawia się na duże ryby. To pojęcie względne.

- W Kamionce okazem będzie 40-centymetrowy pstrąg, w innej rzece - 50-centymetrowy. Zależy od łowiska - wyjaśnia. Najbardziej dumny jest z grubo ponadmetrowego szczupaka, złowionego na zalewie Borki. Po długiej walce ryba wreszcie wylądowała w pontonie. Wokół zrobiło się gęsto od widzów, którzy z osłupieniem patrzyli, jak zębaty drapieżca wraca do wody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie