Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przygoda z Orkiestrą

Ewa Bożek
Szkolenie w Szadowie-Młynie było częściowo odpłatne, resztę kursu trzeba było odpracować na festiwalu "Przystanek Woodstock” w pokojowym patrolu.
Szkolenie w Szadowie-Młynie było częściowo odpłatne, resztę kursu trzeba było odpracować na festiwalu "Przystanek Woodstock” w pokojowym patrolu. archiwum prywatne
Najpierw nauczyła się ratować ludzi, wyjeżdżając między innymi na kurs do Norwegii. Dzisiaj swoją wiedzę przekazuje innym.

Małgorzata Jarocka-Reczek ze Stalowej Woli rozpoczęła swoją przygodę z fundacją Jurka Owsiaka zaledwie rok temu. Zaczęło się od tego, że jak większość z nas oglądała w telewizji XV Finał Wielkiej Orkiestry Pomocy Świątecznej. Po roku od Jurka Owsiaka dostała zaproszenie na finał do Warszawy.

- Po obejrzeniu ubiegłorocznego finału weszłam na stronę internetową Orkiestry i zobaczyłam, że fundacja organizuje dla nauczycieli specjalne szkolenia udzielania pierwszej pomocy "Ratujemy i uczymy ratować". Wysłałam zgłoszenie i właściwie już o tym zapomniałam, kiedy nagle po pół roku otrzymałam zaproszenie na kurs - mówi Małgorzata Jarocka-Reczek.

RATOWNIK Z CZOŁÓWKI

Teraz znajduje się w ścisłej czołówce najlepiej wyszkolonych przez fundację Owsiaka w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Ma za sobą szkolenie w Norwegii, w jednym z najlepszych ośrodków edukacyjnych w Europie. Razem z nią pojechało tam tylko pięć osób, które wyselekcjonowano z chętnych z całej Polski!

- Nie mam pojęcia, dlaczego to właśnie ja znalazłam się w tej grupie. Po prostu kiedy pojechałam na pierwsze szkolenie do Janowa Lubelskiego, a potem na kolejne, chciałam się jak najwięcej nauczyć i nie zastanawiałam się nad tym, czy komukolwiek się spodobam i pojadę do Norwegii - wspomina.

NIEDOSYT WIEDZY

Właściwie już po pierwszym, podstawowym kursie w Janowie Lubelskim, gdzie wszyscy nauczyli się, jak udzielać pierwszej pomocy, mogłaby wszystko skończyć. Ale, jak mówi, kiedy już zaczęła, chciała wiedzieć i umieć więcej. Dlatego zdecydowała się na kolejny kurs dla osób z pokojowego patrolu, które zabezpieczają festiwal muzyczny "Przystanek Woodstock".

- Owszem, mieliśmy tam szkolenia z udzielania pierwszej pomocy, ale to był tylko element tego, co tam się działo. To była prawdziwa szkoła przetrwania - mówi.
Czterdziestoosobowa ekipa w miejscowości Szadowo-Młyn koło Malborka "ratowała" niemal całą wieś. W tej miejscowości znajduje się Uniwersytet Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, z którym miejscowi bardzo chętnie współpracują. Współpraca ta polega na tym, że udają rannych, poturbowanych, ukąszonych, pijanych - czyli takich, którzy potrzebują pomocy natychmiast.

- Więc czasem nawet w nocy czy nagle w ciągu dnia dostawaliśmy sygnał, że trzeba ratować człowieka. Ale żeby się do niego dostać, musieliśmy na przykład przeprawić się przez rzekę albo pokonać tak zwany małpi gaj, w którym znajdowało się wiele naturalnych przeszkód - wyjaśnia. - Pod koniec tego wyjazdu dowiedzieliśmy się, że kilkoro z nas ma szansę na nagrodę - wyjazd do Norwegii!

Małgosia Jarocka-Reczek (w środku) podczas wyjazdu do Norwegii razem z Jurkiem Owsiakiem.
(fot. archiwum prywatne)

WIEDZIEĆ WIĘCEJ

Ale zanim do tego doszło, trzeba było przejść jeszcze jedno szkolenie, które miało
się odbyć już po tygodniu od tego w Szadowie-Młynie. Dopiero po tej próbie z większej grupy miała być wyłoniona ta, która wyjedzie za granicę.

- Przyjechałam do domu zaledwie na tydzień. Byłam wykończona. Nie zdążyłam nawet odespać ostatniego szkolenia, a już trzeba było się przepakowywać i jechać z powrotem - opowiada. - Na kolejne szkolenie nie jechałam z zamiarem wyróżnienia się, bycia najlepszą. Wyjazd do Norwegii nie był dla mnie aż tak istotny. Dla mnie liczyło się to, że uczę się i wiem więcej.

MAMA MUSI WYJECHAĆ

11-letniej córce i 6-letniemu synowi za każdym razem trudno jest rozstać się z mamą nawet na kilka dni. Dla niej to też nigdy nie jest łatwe, ale wie, że dzieci zostają pod opieką męża i jej mamy, którzy do tego bardzo ją w tym wszystkim dopingują.

- Zawsze przed wyjazdem tłumaczę dzieciom, gdzie i po co wyjeżdżam. A kiedy wracam, czekają na moje opowieści z wyjazdu. Każda podróż daje mi wiele pozytywnej energii i siły do działania, która wpływa także na naszą rodzinę - tłumaczy.
Poważna rozmowa z dziećmi była także wtedy, gdy dowiedziała się, że na 10 dni wyjeżdża do Norwegii! Tym bardziej że wiadomość o wyjeździe otrzymała, kiedy z całą rodziną była właśnie na wakacjach.

TO BYŁA NAGRODA

Dojazd do Warszawy, potem przesiadka i jazda do Szczecina, aż w końcu do Danii. Potem 24 godziny promem przez morze i wreszcie cudowny widok na Norwegię.

- Ten wyjazd to była nagroda. Ale szybko pozbawiliśmy się złudzeń, że będzie samo zwiedzanie i odpoczynek - śmieje się. - Podczas podróży promem nie stołowaliśmy się w bufecie. Mieliśmy z sobą własny prowiant, więc sami musieliśmy zadbać o posiłki. A w Norwegii, oprócz zwiedzania, czekało na nas wiele zadań.

CZY WIECIE PAŃSTWO, DO CZEGO TO SŁUŻY?

- Przepraszam, czy wiecie państwo do czego to służy? Z takim pytaniem na ustach biegaliśmy po ulicach miasteczka Stavanger z podręcznym fantomem i pytaliśmy Norwegów, czy potrafią udzielać pierwszej pomocy. To był dla mnie szok. Niemal każdy brał fantom, kładł go na ławce, na chodniku, na skwerze i pokazywał, jak należy pomóc człowiekowi - wspomina. - To ideał, ale chcielibyśmy, żeby chociaż część Polaków potrafiła udzielić pierwszej pomocy - dodaje.

Tak jak na poprzednich szkoleniach, tak i tutaj liczyła się integracja w grupie. Dostawali zadania, które wymagały współpracy, porozumienia i otwartości. Były o wiele prostsze niż te w szkole przetrwania w Szadowie-Młynie.

- Ale tutaj dochodziły trema i bariera językowa. Musieliśmy znaleźć kogoś na ulicy, kto wpuści nas do siebie, pozwoli obejrzeć film, który mamy z sobą na płycie i przetłumaczy z języka norweskiego na angielski - relacjonuje.

Mieli propozycję obejrzenia filmu w sklepie. Ekspedientka chciała włączyć telewizor, postawić krzesełka i tłumaczyć. Ale oni zamarzyli, że jak są w Norwegii, to powinni obejrzeć film na jachcie. Szukanie chętnych do zaproszenia gospodarzy nie trwało długo. Młode małżeństwo z dzieckiem zaprosiło ich do siebie i gościło przez kilka godzin.

- To było niesamowite, jak bardzo ci ludzie są otwarci - mówi.
Jednak najważniejszy element wyjazdu to szkolenie w szkole ratownictwa medycznego, która mieści się w Stavanger, przy fabryce Laerdala - największego na świecie producenta fantomów do nauki ratownictwa. Te podręczne nazywają się "mała Ania".

UCZY RATOWAĆ

"Mała Ania" razem z Małgosią przybyły do Stalowej Woli.
- Oprócz tych podręcznych fantomów, na których ćwiczą kursanci, dostaliśmy z fundacji Owsiaka dużego fantoma, na którym mogę dokładnie pokazać, jak robić sztuczne oddychanie i masaż serca - wyjaśnia.

Małgosia jest pedagogiem szkolnym w Szkole Podstawowej nr 1 w Stalowej Woli i to tam po raz pierwszy przeszkoliła z udzielania pierwszej pomocy wszystkich chętnych nauczycieli. Szkoliła również wychowawców z Katolickiego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego "Oratorium" w naszym mieście.

- Wiem, że niektórzy się boją, jakby to było naprawdę, gdyby to wszystko, czego ich uczyłam, musieli zrobić z żywą osobą. Ale ja cały czas powtarzam, że może będą się bały to zrobić, ale już teraz na pewno nie przejdą obojętnie obok leżącego na ulicy człowieka. A to już naprawdę wiele - mówi na koniec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie