Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ani dnia dłużej na Cyprze!...

Wioletta KAMIŃSKA

Harówka od świtu do nocy bez wynagrodzenia. Nieludzkie warunki mieszkaniowe. I głód. Tak mieszkańcy Stalowej Woli i okolic wspominają pracę na Cyprze. A przecież z umów, które podpisywali przed wyjazdem, rysował się całkiem inny scenariusz wydarzeń.

Właścicielka biura pośrednictwa pracy ze Stalowej Woli nie chce komentować skarg klientów. Właśnie wyjeżdża na Cypr, by sprawdzić, jak jest w rzeczywistości. Czy potwierdzą się przypuszczenia starosty, że Grecy wyszli z założenia, iż wymienią Rosjan czy Arabów, którzy do tej pory u nich pracowali, na obywateli krajów członkowskich Unii i wszystko będzie działało według funkcjonującego tam przysłowia: dużo roboty, mało pieniędzy...

Smród, bród i pchły

- Miałem pracować jako mechanik samochodowy. Po przyjeździe ma miejsce wylądowałem na szrocie. Mieszkałem w dobudówce do hangaru. Nie było drzwi, zamiast krzeseł stały powyrywane z autobusów stare fotele. Wszystko wymazane smarami, śmierdziało i skakały pchły. Nikt tam nie sprzątał dobrych parę lat - z grymasem wstrętu na twarzy pierwsze miejsce pracy na Cyprze wspomina pan Wojciech ze Stalowej Woli.

Na miejsce pracy przywiózł go cypryjski pośrednik. Przy nim pracodawca obiecał, że za dwa dni pan Wojtek dostanie mieszkanie. Była to jednak tylko gadka dla pośrednika. Po dniu pobytu na szrocie usłyszał, że mieszkanie będzie, ale jak zjadą inni. - Nie wyjaśnił jednak, kiedy i jacy, więc wróciłem do biura - mówi.

Do trzech razy...

Zgodnie z umową, jeżeli pracodawca nie spełnia obiecanych warunków pracy, można z niej zrezygnować, a cypryjski pośrednik ma obowiązek znaleźć inną. Ale tylko trzy razy. Niestety, kolejne miejsca pracy nie okazały się dla mieszkańca Stalowej Woli szczęśliwe. Najpierw skierowano go do sklepu, gdzie pakował produkty. Po sześciu dniach bez zapłaty z niewiadomych mu do dziś przyczyn odesłano go jednak do biura, którego właściciel zapłacił mu z własnej kieszeni. Na koniec wylądował w warzywniaku, gdzie miał pracować 15 godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu bez wyżywienia. Najgorsze okazało się jednak mieszkanie.

- To był koszmar. Pierwszy raz w życiu po wejściu do pomieszczenia zwymiotowałem, tak śmierdziało. Nie było światła, powyrywane krany, a w brodziku pod prysznicem stała woda - opowiada zniesmaczony. I dodaje: - Wytrzymałem jeden dzień. Po powrocie do biura pośrednik oświadczył, że wywiązał się z umowy i nie mamy sobie już nic do powiedzenia. Omal nie doszło do rękoczynów.

Nim pan Wojtek wrócił do Polski, przez dwa dni musiał opłacać sobie pobyt w hotelu i wyżywienie. W sumie na wyjeździe, który kosztował go ponad 3 tysiące złotych, zarobił 60 funtów cypryjskich.

Masarnia? Nie! Chlewnia!

O koszmarze mówi też pan Paweł spod Stalowej Woli. Masarnia, w której miał pracować, okazała się chlewnią, a on miał w niej obrządzać. Kolejnym miejscem pracy miała być budowa.

- Od lat zajmuję się murarstwem i pracami pokrewnymi, dlatego poprosiłem o robotę na budowie. Wysłali mnie więc na kamienną pustynię. Przez trzy tygodnie mieszkałem w przyczepie kempingowej. Dookoła nie było żywej duszy, tylko kamienie, a na skarpie pusty dom pracodawcy. Jeszcze kilka dni i chyba bym tam zwariował. Ta praca to jedno wielkie g... Jedyne, o czym marzę, to jak najszybciej zapomnieć - wyznaje. - Za miesiąc pracy miałem dostać 350 funtów. Tymczasem za sześć tygodni zarobiłem 250 funtów.

W jeszcze gorszej sytuacji jest brat pana Pawła, który od półtora miesiąca pracuje na stacji benzynowej bez wynagrodzenia.

Lepianka i zgniłe banany

O gehennie, łamaniu prawa i niewywiązywaniu się z umów pracodawców i cypryjskiego pośrednika mówią też ludzie aktualnie przebywający na Cyprze. Udało nam się z nimi porozmawiać telefonicznie. - Tego się nie da opowiedzieć - zgodnie przyznają.

Dla Krystiana ze Stalowej Woli praca w cukierni miała być szansą na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Specjalnie dla niej wziął urlop dziekański. Niestety, od początku nic nie było tak jak powinno. Zamiast 300 funtów za miesiąc pracy otrzymał połowę. Pracodawca odliczył sobie też od jego pensji drobne prezenty, którymi obdarowywał go za dobre sprawowanie. Gehenną okazało się mieszkanie.

To była lepianka. Ściany i dach z bambusa. Na podłodze klepisko. Nie było ani pralki, ani szafy, tylko łóżka. Poza tym współlokatorzy to dwaj bezwstydni przybysze ze Sri Lanki. Potrafili wyjść spod prysznica nago i tak paradować - opowiada. Z Krystianem w cukierni pracowały jeszcze trzy osoby. Podstawowym pożywieniem, jaki dostawali były zgniłe banany. A żeby napić się wody, musieli ukradkiem wymykać się do kuchni. Jeszcze gorzej miał Krzysiek ze Stalowej Woli, który poza nocną pracą w restauracji, od świtu do popołudnia wypędzał na pastwisko i pasł 600 kóz właściciela. Za 480 godzin pracy wypłacono mu 50 funtów. Wychodząc w pole nie dostawał jedzenia ani wody.

- Jak któregoś dnia się zbuntował i oświadczył, że nie pójdzie do pracy, bo jest głodny, to właściciel wręczył mu bułkę, jabłko i butelkę wody - opowiada współpracowniczka stalowowolanina. I dodaje: - A po powrocie z pastwiska, szybki prysznic i praca w restauracji do pierwszej w nocy.

Obecnie wszyscy troje przebywają w cypryjskim biurze. Jedni, mimo koszmaru, jaki do tej pory przeżyli, mają nadzieję na nową, tym razem dobrą pracę, inni liczą godziny do powrotu. - Mam już dość i nie chcę innej pracy. Dogadałem się z pośrednictwem pracy i obiecali, że oddadzą mi zainwestowane w wyjazd pieniądze, oprócz kosztów biletu - mówi Krystian.

250 euro jak łapówka?

Jakie koszty ponoszą ludzie wyjeżdżający na Cypr, korzystając ze stalowowolskiego biura pośrednictwa pracy? 500 złotych to koszty, jakie polskie biuro ponosi za skierowanie do pracy za granicą, około 1300 złotych kosztuje bilet za przelot w obie strony i 250 euro dla cypryjskiego pośrednika pracy. Jak czytamy w voucherze, który wyjeżdżający podpisują w stalowowolskim biurze pośrednictwa pracy, te 250 euro mają pokryć przejazd przyjeżdżającego do pracy z i na lotnisko oraz jego tygodniowy pobyt w pokoju hotelowym. Tymczasem oczekujący na skierowanie do pracy, według ojca Krystiana, mieszkają w biurze pośrednictwa pracy, gdzie na cztery łóżka przypada 15 osób. - To gorzej niż w Oświęcimiu - stwierdza ojciec.

- Zaraz po przylocie na Cypr, pośrednik odbierał od nas zapakowane w kopertę razem z vaucherem 250 euro. Dla mnie to jak łapówka. Nikt nie wystawiał za to żadnego pokwitowania. Nie było też żadnego ubezpieczenia. Kiedy po sześciu tygodniach pracy zapytałem o to pośrednika, stwierdził, że jeszcze nie wszystko mają do końca uzgodnione - mówi pan Paweł.

Oferta swoje, życie swoje

Oferta pracy, którą jeszcze w Polsce podpisuje: pracownik, agent, czyli polski pośrednik pracy oraz pracodawca, w jego roli występuje cypryjskie biuro pośrednictwa, jasno określa warunki pracy. Czytamy w niej, na jakim stanowisku będzie pracować dana osoba, ile dostanie za miesiąc pracy, a także przez ile godzin dziennie będzie pracować. W ofercie pracodawca gwarantuje też odpowiednie zakwaterowanie, ubezpieczenie, wyżywienie oraz transport do i z pracy. Pracownik ma też zapewnioną przerwę oraz dni wolne od pracy.

Do tej pory poprzez stalowowolskie pośrednictwo na Cypr wyjechało około 100 osób. Ci, którzy po przeżyciu koszmaru wrócili, chcą dochodzić swoich praw, albo zapomnieć. Będzie jednak trudno do momentu spłaty długów.

- Wyjazd kosztował mnie ponad trzy tysiące złotych. Musiałem się zapożyczyć. Teraz nie dość, że wróciłem z niczym, to muszę spłacać długi. Jestem bezrobotny, więc nie wiem jak to zrobię, nie chciałbym tam jednak spędzić ani dnia dłużej - wyznaje pan Paweł.

A miało być tak pięknie

W spotkaniu z obcokrajowcami, którzy kilka miesięcy temu przyjechali namawiać Polaków do pracy na Cyprze, uczestniczył Bronisław Tofil, stalowowolski starosta. Poparł ofertę, a jako przykład dał swojego syna, który wyjechał tam jakiś czas temu i chwali sobie wykonywaną pracę. Dziś starosta też jest zawiedziony. - Wtedy mój syn był zadowolony. Teraz okazało się, że bilet, który miał być w obie strony jest tylko w jedną. Już trzy razy zmieniał też pracę, bo pracodawcy nie wywiązywali się z umów - mówi.

Starosta twierdzi, że kiedy Grecy przyjechali z propozycją pracy, nie było powodów, aby im nie wierzyć. Dlatego zarówno on, właścicielka biura, jak i ludzie, którzy wyjechali do pracy zaufali, że wszystko będzie dobrze.

- Z tego, co wiem, właścicielka biura jedzie dziś na Cypr, aby sprawdzić, co się tam dzieje. Mam nadzieję, że po jej powrocie wszystko się wyjaśni, bo jestem zniesmaczony wypowiedziami tych, którzy wracają. Prywatnie wydaje mi się, że Grecy wyszli z założenia, iż wymienią Rosjan czy Arabów, którzy do tej pory u nich pracowali, na obywateli krajów członkowskich Unii i wszystko będzie działało według funkcjonującego tam przysłowia: dużo roboty, mało pieniędzy.

Opłata czy łapówka?

Niestety, ani ambasador cypryjski, ani w Ministerstwie Gospodarki, Płacy i Polityki Społecznej nie potrafili nam odpowiedzieć, czy cypryjski pośrednik może pobierać pieniądze od poszukującego pracy bez pokwitowania.

Czy stalowowolskie pośrednictwo pracy działa zgodnie z prawem?

Stanisław Żmuda, koordynator oddziału Kontroli Legalności Zatrudnienia w Stalowej Woli: - Kilka tygodni temu przeprowadziliśmy kontrolę stalowowolskiego biura pośrednictwa pracy. Nie wykryto żadnych nieprawidłowości. Pieniądze, które osoby starające się o załatwienie pracy (początkowo płaciły po 200, teraz 500 złotych) wpłacają pośrednikowi, są przyjmowane na podstawie umowy cywilnoprawnej. A to jest legalne. Nie dopatrzyliśmy się też innych nieprawidłowości. Nie widzieliśmy tam jednak żadnych vaucherów.

Jadę to sprawdzić!

Krystyna Ciosek, właścicielka stalowowolskiego Biura Pośrednictwa Pracy nie chciała z nami rozmawiać i komentować zarzutów ludzi wracających z Cypru, bo jak stwierdziła, nie zna opinii drugiej strony. Potwierdziła też słowa starosty, że dziś wyjeżdża na Cypr, aby sprawdzić, w jakich warunkach pracują ci, którym pomogła wyjechać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie