Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożyczki trafią do prokutratora

Klaudia TAJS

- Gdzie są nasze wkłady pieniężne? Czy uda nam się je odzyskać - boi się kilkuset członków kasy zapomogowo-pożyczkowej w tarnobrzeskich Zakładach Chemicznych "Siarkopol". Komisja rewizyjna, która sprawdziła działalność kasy twierdzi, że brakuje w niej co najmniej 60 tysięcy złotych, a w dokumentach jest bałagan. Zdecydowała, by sprawie przyjrzał się prokuratur.

Kasa zapomogowo-pożyczkowa powstała w Kopalniach i Zakładach Przetwórstwa Siarki "Siarkopol" w 1996 roku. Po upadłości firmy przeniesiono ją do Zakładów Chemicznych "Siarkopol". Od dziesięciu lat nie było żadnych wyborów do jej zarządu. Tymczasem, zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów, kadencja zarządu kasy trwa cztery lata. Po tym czasie zarząd jest zobowiązany przeprowadzić nowe wybory. Po skończonej pierwszej kadencji, wiele osób odeszło z zarządu kasy "Siarkopolu", część przeszła na emerytury. Został jedynie prezes jednoosobowego zarządu, bez żadnego nadzoru komisji rewizyjnej.

- To była chora sytuacja, bo rozporządzenie Rady Ministrów zakazuje, by członkowie zarządu byli kasjerami albo księgowymi, a tymczasem u nas funkcję tę pełnił jeden człowiek - mówi Krzysztof Kalinka, przewodniczący "siarkowej" "Solidarności". - Od dawna były podejrzenia, że ten pan nie gospodaruje pieniędzmi, jak należy.

W kasie coś nie gra!

Pod koniec ubiegłego roku, członkowie kasy zaczęli mówić, że coś w niej "nie gra". Pracownicy zakładów, emeryci i renciści, którzy gromadzili w niej pieniądze, coraz częściej informowali związkowców o złym gospodarowaniu finansami.

- Zajęliśmy się sprawą, ponieważ zgodnie z przepisami o związkach zawodowych, mamy sprawować społeczny nadzór nad kasą zapomogowo-pożyczkową - tłumaczy Krzysztof

Kalinka.

Pod naciskiem związkowców, pod koniec grudnia zdecydowano się na przeprowadzenie nowych wyborów do kasy. Opracowano nową ordynację wyborczą, wybrano delegatów ze wszystkich spółek dawnego "Siarkopolu".

- Niestety, zebranie sprawozdawczo-wyborcze skończyło się fiaskiem - przypomina Kalinka. - Szef kasy nie złożył żadnego sprawozdania, dlatego delegaci wybrali tylko nową komisję rewizyjną, która miała skontrolować czy kasa funkcjonuje, jak należy.

Gdzie dokumenty i prezes?

Kiedy komisja rozpoczęła kontrolę w kasie, jej prezes poszedł na zwolnienie lekarskie. Wtedy też okazało się, że kontrolę trudno przeprowadzić, gdyż nie udostępnił wszystkich dokumentów. W tej sytuacji, pod koniec stycznia, związkowcy podjęli natychmiastową decyzję o zablokowaniu kont bankowych po to, by nie trafiły na nie kolejne przelewy wkładów i rat pożyczek. Przy okazji trafili na dokumenty wskazujące na to, że szef kasy pożyczał z niej pieniądze nie tylko jej członkom, ale osobom nie związanym z firmą.

- Nie mieliśmy dostępu do operacji księgowych przeprowadzanych przez szefa kasy - tłumaczy Kalinka. - Komisja rewizyjna nie wiedziała, kto jest członkiem kasy, kto dostał pożyczkę i ją spłaca.

Kontrola potwierdza domysły

Komisja rewizyjna miała nadzieję, że wraz z powrotem do pracy prezesa 13 lutego wszystkie niejasności i niedomówienia w sprawie brakujących dokumentów znikną. Tym bardziej że kilka dni wcześniej w rozmowie z nami zapewnił on, że zarzuty komisji rewizyjnej względem jego osoby są bezpodstawne. Twierdził, że sytuacja wyjaśni się po jego powrocie do pracy, kiedy to dostarczy brakującą dokumentację. Niestety, jak mówią członkowie komisji rewizyjnej, dostarczona przez prezesa dokumentacja była niekompletna.

Po zakończeniu kontroli komisji potwierdziły się obawy kilkuset członków kasy.

- Uwagi komisji dotyczą między innymi tego, że brakuje informacji o liczbie członków kasy - wylicza Krzysztof Kalinka. - Nie ma zestawień wysokości wkładów członkowskich i zadłużeń z tytułu pożyczek. Brakuje informacji o niespłaconych pożyczkach. Dane na 12 wyciągach bankowych nie pokrywają się z danymi zawartymi w wydrukach bankowych, co sugeruje ich podrobienie.

Farsa na walnym

Po kontroli komisja rewizyjna wnioskowała, by zwołać w trybie pilnym 17 lutego walne zebranie delegatów kasy, wybrać nowy zarząd oraz niezwłocznie rozliczyć z działalności szefa kasy. Zdaniem części członków komisji, spotkanie, które miało wyjaśnić wszystkie niejasności wokół kasy przypominało farsę. Ze względu na dobro pracowników, którzy uczestniczyli w spotkaniu, nie podajemy ich danych osobowych. Na potwierdzenie swoich słów pokazali nam pokontrolny protokół.

- W protokole napisano, że kontrole przeprowadzono w kasie zapomogowo-pożyczkowej przy Kopalniach i Zakładach Przetwórstwa Siarki "Siarkopol", których już nie ma. Ktoś napisał to celowo, żeby nie wyszło na jaw, iż dotyczy to Zakładów Chemicznych - uważają ludzie.

Drugą sprawą bulwersującą członków kasy i komisji rewizyjnej jest fakt, że protokół pokontrolny 7 lutego znacznie różni się od ostatecznego wniosku komisji, który sygnowano datą 16 lutego.

- Pierwszy z nich zawiera dokładniejsze informacje na temat nieprawidłowości w kasie - mówi nasz informator. - W protokole końcowym jest punkt mówiący o wyciągnięciu wniosków w stosunku do pana prezesa kasy za niesłusznie zagarnięte pieniądze, ale nie można się doczytać, z czego wynika to zagarnięcie.

Zagadka z prokuraturą

Zdaniem naszego informatora, komisja sporządziła protokół końcowy, w taki a nie inny sposób, pod wpływem nacisków.

- Członkowie komisji boją się, bo pracują w Zakładach Chemicznych - uważa nasz informator. - Jednym ze znaczących postanowień zebrania walnego delegatów, które odbyło się w ubiegły piątek, było podjęcie uchwały w sprawie skierowania sprawy do prokuratury. I tutaj pojawia się kolejny problem, gdyż komisja rewizyjna nie wskazała, kto konkretnie miałby skierować sprawę do prokuratury. To dalszy element gry: "róbmy coś, ale w taki sposób, żeby nie było wiadomo, kto i co robi". Trzeba to wyjaśnić.

Inny pracownik, a zarazem członek kasy, poinformował nas, że w Zakładach Chemicznych mówi się, iż szef kasy przechodzi do kontrataku. Dla wielu osób jego zachowanie jest nieco zadziwiające, w sytuacji, kiedy komisja rewizyjna stwierdziła w kasie brak ponad 60 tysięcy złotych. Po wnikliwym przyjrzeniu się operacjom finansowym prezesa wyszło na jaw, że pożyczał więcej pieniędzy niż mógł. Z artykułu 1 paragraf 37 statutu międzyzakładowej pracowniczej kasy zapomogowo-pożyczkowej wynika, że jedna osoba mogła pożyczyć jednorazowo dwa tysiące złotych.

- Tymczasem były osoby, które pożyczały nawet kilkanaście tysięcy złotych - mówi jeden z członków kasy.

Prezes zakładów

pożyczył za dużo

Kiedy na początku lutego rozmawialiśmy o niejasnościach w kasie z Wasilijem Pietrowem, prezesem Zakładów Chemicznych "Siarkopol" w Tarnobrzegu, ten przyznał, że pożyczał pieniądze, podobnie jak większość pracowników firmy. - Nie pamiętam, jaka to była suma, ponieważ finansami w domu zajmuje się żona - stwierdził.

Zdziwiło to wielu ludzi z Zakładów Chemicznych, mogących wziąć z kasy tylko dwa tysiące złotych, ponieważ prezes pożyczył... prawie dziesięć razy więcej, bo 19 tysięcy złotych, o czym publicznie poinformował w swoim oświadczeniu majątkowym za rok 2002. Jako miejski radny złożył je w 15 kwietnia 2003 roku.

W środę przypomnieliśmy o kwocie pożyczki prezesowi Pietrowowi. Tłumaczył, że nie pamięta jej wysokości ani na co przeznaczył pieniądze, bo to było dawno. Zgodnie z zapisem w oświadczeniu, pieniądze były mu potrzebne na zakup nowego samochodu. W 2002 roku miał wypadek samochodowy, stąd pojawiła potrzeba zakupu nowego auta i zaciągnięcia nieoprocentowanej pożyczki.

- Zaciągając pożyczkę nie znałem statutu ani ograniczeń wysokości pożyczek - mówił w środę Wasili Pietrow.

O tym, ile pieniędzy pożyczył z kasy prezes Zakładów Chemicznych pisaliśmy wczoraj. Po ukazaniu się na ten temat artykułu do naszej redakcji dodzwonił się pracownik firmy.

- Fakt, że w statucie jest zapis, iż pożyczki mogą wynosić dwa razy więcej niż wkład i nie więcej niż dwa tysiące. Zapis ten jednak jest nieadekwatny do rzeczywistości przez to, że statut jest od lat niezmieniony. Wielu ludzi przynależy do kasy nawet 20 lat. Przez ten czas ich wkład finansowy wzrósł do trzech, czterech, pięciu tysięcy złotych. Dlatego korzystali z wyższych pożyczek - tłumaczy pracownik "Siarkopolu". - Myślę, że prezes naszej firmy nie chciał naciągnąć nikogo na pożyczkę. Ma wysokie zarobki, więc i jego wkład finansowy do kasy jest duży.

Co dalej?

Od kilku dni funkcję prezesa kasy pełni Jolanta Stala, pracująca w Zakładach Chemicznych. Jak przyznała, na razie zapoznaje się z dokumentacją i sytuacją, dlatego nie chce komentować całej sprawy.

Natomiast były już prezes kasy zapomogowo-pożyczkowej w Zakładach Chemicznych stał się dla nas nieuchwytny. W środę przebywał u lekarza, obiecał, że porozmawia z nami wczoraj, ale mimo wielu prób nie udało nam się z nim skontaktować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie