Kiedy w Kotowej Woli zapłonęły we wtorek łąki na Kozim Rogu, pożar gasiły jednostki ze Stalowej Woli i Zbydniowa. Jednostka w Kotowej Woli, znajdująca się dwa kilometry od pożaru, nie wzięła udziału w akcji.
- Ochotnicza Straż Pożarna w Kotowej Woli nadaje się do obchodów świąt, a nie do gaszenia pożarów - ocenia sołtys wsi Edward Paterek. Za to wychwala pod niebiosa jednostkę w Zbydniowie. - To wzorowi strażacy, są zawsze na zawołanie - zapewnia.
Co takiego się stało, że strażacy z Kotowej Woli, którym pod nosem wybuchł pożar, nie brali udziału w akcji gaszenia? Jak nam powiedział zastępca komendanta straży pożarnej w Stalowej Woli brygadier Krzysztof Żywczyk, strażacy w Kotowej Woli nie mają w remizie urządzenia do tak zwanego selektywnego wywoływania.
Wywoływanie polega na tym, że w razie potrzeby udziału w akcji dyżurny w komendzie w Stalowej Woli wysyła sygnał do komendy w innej miejscowości i ogłaszany jest tam alarm. Zbiegają się strażacy i jadą do akcji. Kotowska jednostka nie ma jeszcze takiego urządzenia. - Powinna je sobie kupić - stwierdza Krzysztof Żywczyk.
Czytaj więcej jutro w Echu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?