Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężkie życie z sąsiadami (wideo)

Wojciech Klima [email protected]
Jest wyrok, nakazujący rodzinie B. usunięcie zabudowy z balkonu, ponieważ jest niezgodna z prawem budowlanym. Jak widać (zielona zabudowa) nic się nie zmieniło od tego czasu. Mało kto wie, jaki koszmar przeżywają rodziny z tego bloku.
Jest wyrok, nakazujący rodzinie B. usunięcie zabudowy z balkonu, ponieważ jest niezgodna z prawem budowlanym. Jak widać (zielona zabudowa) nic się nie zmieniło od tego czasu. Mało kto wie, jaki koszmar przeżywają rodziny z tego bloku. W. Klima
Mieszkańcy jednego ze stalowowolskich bloków od lat czują się szykanowani przez swoich sąsiadów. Fałszywe zarzuty i oskarżenia zamieniają ich życie w koszmar.

Trzyosobowa rodzina B. ze Stalowej Woli zatruwa życie swoim sąsiadom. Od kilku lat małżeństwo, a od jakiegoś czasu także ich 18-letnia córka, wysyłają na policję setki zawiadomień, w których zarzucają sąsiadom zakłócanie porządku, grożenie ich córce, znęcanie się nad nią psychiczne, a jednemu z nich nawet molestowanie seksualne dziewczyny.

Wszystkie okazują się nieprawdziwe. Niekorzystne dla rodziny B. decyzje policji, prokuratury czy sądu kończą się na zażaleniach do rzecznika praw dziecka, Ministerstwa Sprawiedliwości i prezesa Sądu Administracyjnego.

Córka wysyła także błagalne listy o pomoc do mediów. Nasza redakcja także otrzymała takiego maila. Jako dowód, jak pisze, sąsiedzkich gróźb i psychicznego gnębienia dołącza nagranie, które przedstawia… starszą kobietę i mężczyznę, którzy idą po schodach na klatce schodowej.

NIEUSTAJĄCE WYJAŚNIENIA
Oskarżane od lat rodziny nie potrafią dokładnie wymienić, ile już razy składały na policji wyjaśnienia, związane z zarzutami pod ich adresem. Nie są odosobnieni. Podobny horror przeżyli sąsiedzi z osiedla przy ulicy Podleśnej, na którym rodzina mieszkała do czerwca 2001 roku. Oni także byli wzywani na policję. Tłumaczyli się z rzekomych burd, produkcji i handlowania amfetaminą, niszczenia drzwi sąsiadów. Do zakładów pracy płynęły anonimowe listy, że są alkoholikami i awanturnikami.
- Teraz to my przeżywamy takie piekło. Scenariusz postępowania rodziny B. jest niemal identyczny jak przy Podleśnej - mówią obecni sąsiedzi.

Tylko jeden z nich, od 2001 roku, kiedy do bloku wprowadziło się małżeństwo, musiał tłumaczyć się na policji z ich oskarżeń 200 razy. Przeciwko niemu i jego rodzinie toczyły się sprawy w sądach grodzkim, rodzinnym i do spraw nieletnich. Nigdy nie otrzymał wyroku.

- Nie mamy siły i naprawdę nie wiemy, co robić - mówią sąsiedzi. - Boją się do nas przyjść znajomi czy rodzina, bo najczęściej kończy się wtedy na interwencji policji za rzekome zakłócanie spokoju. Wiemy, że jesteśmy nagrywani przez osoby z tego domu kamerą zamontowaną przy wizjerze do drzwi. Mamy podstawy przypuszczać, że jesteśmy podsłuchiwani - mówią. - Wezwania i skargi nie kończą się na nas. Na policji muszą tłumaczyć się nasze dzieci i wnuki. Do szkół, gdzie się uczą, są wysyłane maile, że każdy z nas to degenerat, alkoholik i awanturnik. Żądają odebrania praw rodzicielskich.

Niecały rok temu 11-letni wnuk sąsiadów państwa B. wakacje rozpoczął od rozprawy sądowej w sądzie rodzinnym i nieletnich. B. oskarżyli chłopaka o zniszczenie drzwi.

- Wnuk nie spał po nocach, nie mógł tego wszystkiego zrozumieć. Oczywiście został uniewinniony, ale nie muszę opisywać, co przeżył - wyjaśnia babcia chłopca.

Andrzej Walczyna, rzecznik prasowy stalowowolskiej policji: - Policja bardzo często w ogóle nie wszczyna dochodzenia w sprawie skarg państwa B. Wszystko z powodu niedostatecznych danych. Tymczasem, nieuwzględnienie przez nas zawiadomienia kończy się na skargach tej rodziny do Ministerstwa Sprawiedliwości. Od 2003 roku do ministerstwa wpłynęło od rodziny B. 37 skarg na pracę policji. Wszystkie postawione przez nią zarzuty okazały się nieuzasadnione.

ZAWIADOMIENIE MAILEM
Zawiadomienia na sąsiadów są przesyłane głównie drogą mailową. Dotyczą zakłócania porządku i gróźb córce czy znęcania się nad nią psychicznie, także zarzutów niszczenia korespondencji, tupania, zeskakiwania z wersalki, robienia awantur i handlowania narkotykami. Najczęściej w załączniku są wysyłane nagrania, sfilmowane kamerą przez wizjer w drzwiach wejściowych do mieszkania, które mają rzekomo potwierdzać zasadność skargi rodziny. Na większości widać ludzi idących po schodach na klatce lub słychać sąsiedzkie rozmowy.

- W wielu przypadkach policja w ogóle nie wszczyna dochodzenia, z powodu niedostatecznych danych. Rodzina najczęściej pisze do nas maile. Część z tych skarg mamy obowiązek przyjąć osobiście, ale mimo próśb o pojawienie się w komendzie na rozmowę, rzadko do tego dochodzi - mówi Andrzej Walczyna, rzecznik prasowy stalowowolskiej policji.

- Tymczasem nieuwzględnienie przez nas zawiadomienia mailem kończy się na skargach tej rodziny do Ministerstwa Sprawiedliwości - wyjaśnia.
Od 2003 roku do ministerstwa wpłynęło od rodziny B. 37 skarg na pracę policji. Wszystkie postawione przez nią zarzuty okazały się nieuzasadnione.

UMORZENIA
Te sprawy, które trafiają do prokuratury, także z powodu braku jakichkolwiek dowodów są umarzane. Podobnie dzieje się w sądzie.
Rodzina twierdzi, że są tuszowane i utajniane i składa skargi także na prokuraturę i sąd. Trafiają one między innymi do rzecznika praw dziecka, Ministerstwa Sprawiedliwości i prezesa Sądu Administracyjnego. Od 2003 roku sąd grodzki miał na wokandzie 21 zażaleń na postanowienia prokuratorskie.

Jeden ze stalowowolskich sędziów, który wydał niekorzystny wyrok dla B., na własnej skórze przekonał się, jakie mogą być konsekwencje jego sędziowskiego postanowienia. W 2005 roku został oskarżony przez B., że jest w zmowie z sąsiadami, którzy rzekomo im grożą, a są stroną w rozprawie, którą prowadzi. B. wielokrotnie występowali do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu o wyłącznie go z prowadzenia jednej ze spraw. Sugerowali, że doskonale zna się z pozwanymi, a to stwarza, jak to określili, korupcjogenną sytuację. Sędzia zawiadomił prokuraturę o popełnieniu przestępstwa. Kiedy sprawa trafiła na wokandę, sandomierski sąd zdecydował o badaniu psychiatrycznym Grażyny B. Kiedy nie stawiła się na badania, nakazał areszt i przymusowe badanie. Manipulacja męża i córki, a w konsekwencji nacisk opinii publicznej doprowadziły do uchylenia aresztu.

SPÓŁDZIELNIA BEZSILNA
Halina Czubak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej, zarządcy bloku przy Okulickiego 22, gdzie mieszka rodzina B., rozkłada ręce i mówi, że jest bezsilna.

- Rodzina jest skonfliktowana nie tylko z sąsiadami. Spółdzielnia została zmuszona do wykluczenia jej ze spółdzielni, ponieważ nie stosuje się do zasad związanych z regulaminem porządku. Nikt nie jest w stanie wejść do mieszkania, żeby chociażby sprawdzić instalację gazową. Tylko jeden jedyny raz w ciągu tych kilku lat udało się wejść pracownikom do ich domu - mówi prezes Czubak. Okazało się, że są nieszczelności w instalacji gazowej. Czy usterki usunięto, już nie udało nam się sprawdzić - dodaje.

Wyjaśnia jednocześnie, że nie istnieją przepisy, które pozwoliłyby na przykład na wystąpienie spółdzielni do prokuratury i sądu o zajęcie się sprawą B. jako rodziny, która nie potrafi egzystować we wspólnocie, i znalezienie prawnego rozwiązania problemu.

Każdy przyznaje, że te bezzasadne zgłoszenia paraliżują pracę policji, prokuratury i sądu, ale przede wszystkim są koszmarem dla sąsiadów, którzy bardzo często są wzywani na policję. Ich życie jest zdeterminowane nieustającymi skargami, zarzutami i zwykłym ludzkim strachem. Nie wiedzą, jakie zarzuty mogą jeszcze usłyszeć… Trudno policzyć także koszty postępowań, związane ze sprawami zgłaszanymi przez rodzinę.

Każdy, kto doskonale zna temat, rozkłada ręce i nie ma pomysłu na rozwiązanie całej sprawy. Ale wszyscy są zgodni, że musi znaleźć się jakiś sposób.
- Jeśli tylko byłoby możliwe wspólne spotkanie komendanta policji, prezesa sądu i prokuratora rejonowego, to bardzo chętnie podjęlibyśmy problem ponownie. Może wspólnie udałoby się go rozwiązać. My w pojedynkę nie zdołaliśmy - mówi Halina Czubak

DOPROWADZANA PRZEZ POLICJĘ
Obecnie przeciwko córce Żanecie B. toczy się postępowanie sądowe za fałszywe zawiadomienie Ministerstwa Sprawiedliwości o popełnieniu przestępstwa przez jednego z jej sąsiadów. W liście do ministra napisała, że jest alkoholikiem i deprawuje wnuki, którymi się opiekuje. Zażądała zakazu spotkań dziadka z wnukami.

- Zdarzenie, które opisała w liście, nigdy nie miało miejsca - usłyszeliśmy w Sądzie Rejonowym w Stalowej Woli. Sprawa utknęła w martwym punkcie, bo 18-latka, której sąd zlecił kilka dni temu badanie w ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym, w ogóle się nie pojawiła.

W połowie stycznia tego roku Sąd Rejonowy w Sandomierzu skazał Grażynę B. - matkę dziewczyny oraz ojca Leszka B. na cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. To wyrok za zeznanie nieprawdy w sądzie oraz wielokrotne pomówienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie