Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bracia z Czerwonej Wyspy wystąpili w Stalowej Woli

Zdzisław Surowaniec
Taniec Malgaszów był prosty, ale wdzięczny.
Taniec Malgaszów był prosty, ale wdzięczny. Z. Surowaniec
Grupa Malgaszy z Madagaskaru śpiewała pobożne pieśni i tańczyła dla mieszkańców Stalowej Woli. Przywiózł ich do nas ksiądz Henryk.

- Malgasze jedzą ryż na śniadanie, na obiad i na kolację. Jak Malgaszowi zabrakłoby ryżu na jeden posiłek, to byłby bardzo, bardzo markotny - śmieje się ksiądz Henryk Sawarski, misjonarz od trzydziestu lat pracujący na Madagaskarze, wyspie na Oceanie Indyjskim.

Przed rokiem w "Echu Dnia" ukazał się reportaż o księdzu Henryku. Wpadł wtedy do Polski na krótko do rodziców mieszkających w Zbydniowie koło Stalowej Woli. Teraz misjonarz przyjechał do ojczyzny z ośmioma ciemnoskórymi Malgaszami - mieszkańcami Madagaskaru.

- Przekazuję pozdrowienia od czekoladowych ludzi dla niedopieczonych braci - żartował misjonarz zwracając się do "bladych twarzy", które zajęły wszystkie miejsca w bibliotece w centrum Stalowej Woli.

BYŁA KOLONIA

To było niezwykłe spotkanie z egzotycznymi gośćmi z gorącej wyspy, byłej kolonii francuskiej. O sobie ksiądz Henryk powiedział, że nie jest kolonizatorem, tylko polonizatorem. Bo ten niezwykły kapłan nie tylko szerzy wiarę katolicką. W ubiegłym roku założył Stowarzyszenie Przyjaźni Polsko-Madagaskarskiej.

Właśnie minęło trzydzieści lat, kiedy ksiądz Henryk wylądował na Czerwonej Wyspie. Jak przyznał, od kiedy poczuł powołanie, chciał być misjonarzem i pracować właśnie na Madagaskarze. Marzenie o tym kraju rozbudziła w nim książka Arkadego Fiedlera "Madagaskar, okrutny czarodziej". Kiedy wysiadł z samolotu, który wylądował na wyspie, uderzyło go w twarz gorące, tropikalne powietrze. - Poczułem się tak jakbym wszedł do pieca - wspomina.

Otoczyły go zapachy Afryki. A prawdę mówiąc - przykry zapach brudu i śmieci. Jednak nie wziął nóg za pas, nie zrejterował, dezercji nie było, choć wszystko dookoła było tu inne niż w rodzinnym gnieździe. I do dziś ksiądz Henryk nie żałuje swojej decyzji. Madagaskar jest jego drugim domem ojczystym. - Nigdy nie trawiła mnie nostalgia, tęsknota za Polską - przyznaje. - Raczej przepełniała mnie radość, że tu zrealizowałem swoje marzenia - potwierdza.

NIESAMOWITY WYBÓR

Po dwudziestu dniach od przybycia księdza Henryka na Madagaskar, na wyspę dotarła wiadomość, że papieżem został metropolita krakowski Karol Wojtyła. - Spałem, kiedy przybiegł do mnie szwajcarski misjonarz i powiedział podniecony, że Polak został papieżem - kiedy o tym ksiądz Henryk opowiada, ma na twarzy wyraz radości. - To było niesamowite - dodaje wzruszony. Pobiegł do biskupa, a biskup wyciągnął szampana i uczcili Jana Pawła II "bąbelkami".

Ksiądz Henryk napisał list do rodaka wybranego na Stolicę Piotrową. Po miesiącu otrzymał odpowiedź Ojca Świętego: "Rozpoczynamy pracę w jednym czasie - ja w Rzymie, ty na Madagaskarze". Papież przybył na Madagaskar w 1989 roku. Był tam trzy dni, odwiedził stolicę Antananarivo. - Podbił serca Malgaszy. To jest niesamowite wspomnienie - entuzjazmuje się ksiądz Henryk.

Pamięta również, że kiedy papież umarł, Malgasze modlili się na stadionie w stolicy. - Ku mojemu zaskoczeniu, kamera przez dłuższy czas pokazywała mnie na wielkim ekranie, jako rodaka papieża - pamięta polski misjonarz.

Na spotkanie w Stalowej Woli ksiądz Henryk przyprowadził swoją kuzynkę Dorotę Kozioł. Jest autorem ksiązki "Z Machowa na Madagaskar". Tytuł nawiązuje do życia księdza Henryka. Urodził się w Machowie koło Tarnobrzega. A jego rodzice przenieśli się do Zbydniowa, kiedy na miejscu wsi powstała kopalnia siarki, gdzie dziś jest zalew.

KSIĄŻKA Z LISTÓW

- Nigdy nie byłam na Madagaskarze - przyznała autorka. Książkę napisała po lekturze listów, jakie ksiądz Henryk przysyłał jej przez wszystkie lata pracy, począwszy od pracy w buszu.

Skarbnicą wiedzy o Madagaskarze były także listy pisane przez niezwykłego jezuitę ojca Jana Beyzyma, zwanego "posługiwaczem trędowatych". Za to, co zrobił dla Malgaszy, ogłoszony został Sługą Bożym. Kupno książki oznacza złożenie cegiełki na potrzeby działalności misyjnej na Madagaskarze.

Ksiądz Henryk wrócił pamięcią do młodości. Uczył się w Stalowej Woli w liceum przy ulicy Staszica. Nie miał okazji tam zaglądnąć teraz, ale widział budynek przed rokiem, kiedy podczas pobytu w domu zaniemógł i trafił do szpitala. Patrzył na liceum ze szpitalnego okna.

Na Madagaskarze popularnymi uprawami są ryż, kukurydza i maniok. - Jedzą wszystko co się rusza. Nawet jak mucha wpadnie do zupy, to jest przysmak - śmieje się. Jadł mięso lemura, a ostatnio podano mu kawałek mięsa krokodyla. - Było nawet dobre, miało smak podobny do ryby - przyznał. Malgasze nie zjedzą tylko mięsa z jednego zwierzęcia, z psa, którego uznają za nieczyste. - To bardzo dobrze - z ulgą powiedziało kilka osób na spotkaniu.

ZJADŁA KOTA

Misjonarz przyznał, że przyszła do niego pewna kobieta do spowiedzi, powiedziała, że ukradła sąsiadce kota, który wszedł na jej podwórko, zabiła go, ugotowała i zjadła. - No i co ja jej miałem powiedzieć. Powiedziałem "smacznego" - zwierzył się z humorem.

Ksiądz Henryk pracuje dziś jako kapelan w dwóch szpitalach w Antananarivo. - Chorych ludzi tu przywożonych często trzeba najpierw umyć i ostrzyc. I tę posługę wykonują misjonarze - opowiada. Dostaje za tę pracę od rządu miesięcznie 70 tysięcy franków malgaskich czyli 5 euro. Na działalność misyjną trzeba więc pieniądze wyżebrać, wyprosić. - Kiedy wyjeżdżam do Polski, to mi mówią, że jadę na wypoczynek. A ja tu proszę na prawo i lewo o pieniądze na pomoc dla Malgaszy - wyznaje.

Polski kapłan odpowiada za upowszechnienie na Madagaskarze przesłania o Bożym miłosierdziu. Władze stolicy zgodziły się nawet na ustawienie słynnego wizerunku Jezusa Miłosiernego przy wjeździe do miasta.

PRÓBKA FOLKLORU

Ksiądz Henryk zakłada także Grupy Modlitewne Apostołów Miłosierdzia Bożego. I właśnie z ośmioma Malgaszami należącymi do takiej grupy przyjechał teraz do Polski na III Międzynarodowy Kongres Apostołów Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, zorganizowanego w siedemdziesiąta rocznicę śmierci siostry Faustyny czyli "narodzin dla nieba Apostołki Bożego Miłosierdzia".
Malgasze pokazali w Stalowej Woli próbkę folkloru Madagaskaru. Zaśpiewali modlitewną pieśń, wybijając rytm na bębnie, a potem zatańczyli, przebrani w ludowe stroje. Na finał zaśpiewali po malgasku, francusku i - ku radości wszystkich - po polsku "Jezu ufam Tobie".

Widać, że ksiądz Henryk nad nimi pracował, bo na pożegnanie zaśpiewali po polsku także "Sto lat".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie