Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świąteczne wspomnienia Izabeli Sowy

Zdzisław Surowaniec
Izabela wśród książek biblioteki miejskiej, gdzie przed laty byłą czytelniczką.
Izabela wśród książek biblioteki miejskiej, gdzie przed laty byłą czytelniczką. Z. Surowaniec
Świąteczne wspomnienia Izabeli Sowy z czasów młodości i czasu pisania powieści. Dziś Iza należy do grona najpopularniejszych polskich pisarek.

- Co roku z niecierpliwością oczekuję Wigilii - wyznaje Izabela Sowa, pisarka, autorka powieści, które w różnym czasie znajdowały się na liście bestsellerów. Także w tym roku popędzi z Krakowa do rodzinnej Stalowej Woli, gdzie nie będzie się mogła doczekać smaku pierogów z soczewicy.

- Uwielbiam atmosferę towarzyszącą Bożemu Narodzeniu. Dzielenie się opłatkiem, śpiewanie kolęd i oczywiście smak tradycyjnych, wyłącznie wegetariańskich potraw. Uwielbiam kuchnię mojej mamy. A najbardziej chyba pierogi z soczewicą polane olejem konopnym, kupionym na stalowowolskiej targowicy - powiedziała nam.
Jest zadeklarowaną wegetarianką. - Wegetarianizm to dla mnie forma buntu wobec świata, jakiego nie akceptuję. Świata przemocy, bezdusznych korporacji i ciasnych, drucianych klatek - przyznała w jednym z wywiadów. Przed laty przeżyła wstrząs po obejrzeniu zdjęcia zwierząt z hodowli przemysłowej.

ODSTAWIŁA MIĘSO

- Pomyślałam, że mam dość. Jednocześnie dotarło do mnie, że niczego nie zmienię. Nie rozpętam zielonej rewolucji, nie zlikwiduję wszystkich rzeźni, nie przekonam znajomych, żeby unikali McDonald'sa - oceniła swoje możliwości. Odstawiła mięso, nie używa skórzanych rzeczy, nie nosi naturalnych futer, nie używa kosmetyków testowanych na króliczych oczach.

Czas świąteczny sprzyja nostalgicznym wspomnieniom, powrotom do czasów dzieciństwa i młodości, a to było mocno związane ze Stalową Wolą. Izabela z sentymentem wspomina liceum przy ulicy Staszica. - Kontakty między ludźmi były wtedy cieplejsze, a ludzie bardziej trzymali się razem, przynajmniej ja to tak pamiętam. Bardziej sobie pomagali - stwierdza. - Moje przyjaźnie z ludźmi były wtedy głębsze. Ale może to był taki okres w moim życiu, mam na myśli czasy licealne, kiedy nawiązanie przyjaźni było łatwiejsze - zastanawia się.

Kolejne wyznanie Izabeli jest w jej stylu, bo podlane humorystycznym sosem. Ta filigranowa kobietka wspomina: - Pamiętam, że jako licealistka nie bałam się chodzić nocą ulicami. Teraz się boję. Mogłam sobie wyjść z domu o godzinie dwudziestej trzeciej mimo plotki, że gdzieś po mieście krąży wampir i trzeba uważać. Miałam na to lekarstwo - garść soli w kieszeni i czułam się zabezpieczona!

SŁONY ŁADUNEK

Po takim wyznaniu można boki zrywać jak przedsiębiorcza była drobna Iza, która czuła się bezpieczna dzięki słonemu ładunkowi w kieszeni. Dziś, jak się okazuje, nawet z solą w kieszeni nie czułaby się wolna od lęku przed napadem.
Jest jeszcze coś, z czym Iza jako licealistka i studentka musiała się zmagać. Po lekturze horrorów i obejrzeniu serii strasznych filmów dostała obsesji na punkcie wampirów. Z tego powodu długo sypiała przy włączonym świetle. - I miałam pozakrywane przeguby, żeby coś nie wyssało ze mnie krwi - mówi ze śmiechem.

- Jeszcze podczas pierwszych latach studiów koleżanki w akademiku denerwowały się, że w środku nocy w pokoju pali się światło, bez czego nie mogłam zasnąć. A teraz po prostu nie oglądam horrorów ani strasznych wiadomości w telewizji, nie czytam strasznych książek, na przykład absolutnie nie sięgam po Stephena Kinga. I dzięki temu nadgarstki mam już odsłonięte i nie sprawdzam za zasłonami, czy nie ma tam ukrytego wampira - opowiada z wesołymi iskierkami w oczach.

Dziś, kiedy wpada do Stalowej Woli, podobają się jej zmiany. Dostrzega coraz równiejsze i szersze ulice, ładniejsze chodniki i place, utworzone ścieżki rowerowe, poustawiane pojemniki na butelki z tworzywa, szkło, papier, a nawet zgrabne skrzynki na psie odchody. - Ale, niestety, nie powstają miejsca pracy i nowe mieszkania - ubolewa.

PORZUCONE PSY

- Rzeczywistość bywa brutalna, a ludzie nierzadko okrutni. Przykre, że odreagowują frustracje na podwładnych, słabszych. A także na zwierzętach. Przeraża mnie ile psów zostaje porzuconych choćby w lesie, gdzie nie mają szans na przetrwanie, jak pewien łaciaty piesek pozostawiony na leśnym parkingu koło Połańca - zauważa. Temu zjawisku zamierza poświęcić swoją następną powieść.

Okładki do dwóch powieści Izabeli zaprojektował Adam Świergul, tworzący w Krakowie artysta plastyk, pochodzący ze Stalowej Woli. Autorka była bardzo zadowolona z jego pomysłów.

W jednym z wywiadów wyznała: - Ja w ogóle nie mówię o sobie, że jestem pisarką. Ani ze mnie gwiazda literatury popularnej, jak Kasia Grochola czy Małgosia Kalicińska, ani osoba, która będzie pisała szczególnie ambitne, nowatorskie książki. Nigdy nie napiszę arcydzieła.

O pieniądzach, jakie otrzymuje od wydawnictw za książki mówi, że nie są to gigantyczne kwoty. - Ale ponieważ miewałam pieniędzy w życiu znacznie mniej, więc umiem przeżyć za mniej niż mam teraz. Nie kupiłam sobie wprawdzie samochodu ani super sprzętu grającego, ale przynajmniej nie muszę oszczędzać na książkach czy wyjściach do kina - deklaruje.

ZAPACH CHOINKI

Za pierwsze honorarium nakupiła pudło książek, na które jej do tej pory nie było stać. I… niemal żadnej książki nie przeczytała, bo nie miała kiedy. Przyznała również, że zachęcona kilkoma entuzjastycznymi recenzjami kupiła książki i rozczarowała się nimi.

Na pożegnanie Izabela Sowa przekazała radę dla czytelników "Echa Dnia": - Cieszmy się zbliżającą się pierwszą gwiazdką, zapachem choinki, smakiem wigilijnego barszczu. Doceńmy obecność najbliższych przy wigilijnym stole. I zastanówmy się o czym zwierzątka mogą mówić po północy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie