Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ścigał się po piasku i błocie w Malezji

Sławomir CZWAL
W rajdzie Rainforest Challenge 2008 w Malezji wystartowały 54 załogi...w tym aż dziewięć z Polski.
W rajdzie Rainforest Challenge 2008 w Malezji wystartowały 54 załogi...w tym aż dziewięć z Polski. Archiwum
Pochodzący z Niska Mariusz Oparcik wrócił właśnie z wielkiego ścigania po piasku, błocie i dżungli w Malezji. Opowiada nam o swoich przygodach.

Zamiast ścigać się w mrozach, trafił w malezyjski żar tropików. Mariusz Oparcik wystartował na prestiżowym rajdzie Rainforest Challenge 2008 w Malezji. Opowiedział nam o swojej przygodzie.

Mariusz Oparcik już do kilkunastu lat nie mieszka w Nisku jednak wciąż chętnie tu powraca. Urodził się Nisku, ale los rzucił go do Gdańska, a później do Chełma. Na początku lat 90. w końcu trafił do Grecji, dokładnie do Aten. Po półtora roku przebywania w stolicy przeprowadził się na grecką wyspę Mykonos. Teraz tam mieszka i prowadzi dwie firmy budowlane. To właśnie dzięki nim udało mu się przygotować samochód do jednego z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych rajdów offroadowych.

AUTO NA MRÓZ

Na początku miał to być jeden z rajdów syberyjskich. Właśnie pod tym kątem kupił w Grecji landa rovera defendera 110 z 1990 roku. Auto trafiło do Polski i tu zajęła się nim profesjonalna firma, przygotowująca samochody do rajów terenowych. Auto zostało rozebrane, sprawdzone i ponownie złożone. Oczywiście dołożono wiele "ulepszaczy". Podniesiono jego zawieszenie, dołożono drugi gaźnik, założono wyciągarkę, wzmocniono hamulce i zamontowano wiele innych potrzebnych rzeczy w tego typu rajdach. Zmieniło się również jego wyposażenie. Na potrzeby syberyjskiego rajdu dołożono również webasto, czyli niezależne ogrzewanie auta. Pech chciał, że rajd się nie odbył. I co dalej z autem?

- Serwis zaproponował mi wystartowanie w prestiżowym rajdzie Rainforest Challenge 2008 w Malezji - opowiada Mariusz Oparcik. - Problem był w tym, że auto było już przygotowane do "zimnych" rajdów, a tu padła propozycja wyjazdu do tropików. Ostatecznie wprowadzono kolejne zmiany i postanowiłem wystartować w Malezji. To dość spory wydatek, bo samo przygotowanie auta kosztowało mnie 90 tysięcy euro. Nie wspominając o przetransportowaniu samochodu, biletach lotniczych i spisowym. Na szczęście finansowo pomogły mi moje budowlane firmy.

W DESZCZU PO DŻUNGLI

- Śmiało mogę powiedzieć, że jako kierowca offroadowy, byłem laikiem - dodaje Mariusz. Miałem za sobą kilka startów w tego typu rajdach, ale to, co miało mniej spotkać w Malezji, było prawdziwym wyzwaniem, dlatego postanowiłem, że moim pilotem będzie Włodzimierz Babicz, mający ogromne doświadczenie w tego typu rajdach. Miałem świadomość, że jazda po asfalcie to inna bajka niż jazda po dżungli, kiedy w niektórych sytuacjach traci się możliwość kierowania samochodem.

Aby przebrnąć przez niektóre odcinki, trzeba było spuścić powietrze z kół. Wtedy auto w terenie "pływa" i trzeba bardzo delikatnie i szybko reagować kierownicą. Chwila nieuwagi może zakończyć się wypadnięciem poza trasę i uszkodzeniem kół. Inaczej jest, przejeżdżając przez koleiny. Wtedy spokojnie można puścić kierownicę i zapalić papierosa.

NA KOŁACH

Rajd Rainforest Challenge 2008 wystartował 4 grudnia. Na starcie stanęły 54 załogi, w tym aż dziewięć z Polski. Wśród nich była załoga Mariusz Oparcik i Włodzimierz Babicz w aucie land rover defender 110.

- Było kilka odcinków specjalnych w dżungli. W padającym deszczu, stojąc czasami kilka godzin po kolana w błocie - dodaje Mariusz Oparcik. - Nawet na mnie robiło to wrażenie. O ile inne załogi nie za bardzo przejmowały się stanem technicznym swoich aut, bo jechał za nimi samochód serwisowy, o tyle my musieliśmy się liczyć z każdą przeprawą. W końcu założyliśmy sobie, że po rajdzie na kołach wrócimy do Polski. Właśnie ta świadomość czekających nas ponad 15 tysięcy kilometrów powstrzymywała przed dodaniem gazu, co w konsekwencji mogło zakończyć się urwaniem osi lub koła.

PROBLEMY Z GAŹNIKIEM

Oczywiście nie mogło obyć się bez technicznych przygód. - Mieliśmy problemy z gaźnikiem, szczególnie podczas stromych podjazdów - wspomina Mariusz. - Choć w aucie były zamontowane dwa gaziki, to jednak podczas podjazdów było tak duże nachylenie samochodu, że paliwo nie docierało do gaźnika. Na nic zdawało się też przełączenie pomiędzy nimi. Ostatecznie w niektórych sytuacjach ratowały nas baterie żelowe, dzięki którym udało się nas wciągnąć na górę.

Rajd zakończył się 15 grudnia, a załoga Mariusz Oparcik i Włodzimierz Babicz w klasyfikacji generalnej zajęła 23 miejsce. Ze względu na bezpieczeństwo nie udało się wrócić do Polski na kołach. Samochód trafił na statek i w ciągu miesiąca dotrze do Gdańska.

- Ktoś przed rajdem powiedział mi, że jak pojadę pierwszy raz, to będzie bardzo źle, ale po 10 dniach będę chciał tam wrócić - mówi Mariusz. - I miał rację. W tym roku znowu wystartuję i tym razem będę już walczył na całego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie