MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Farbowanie włosów, oglądanie telewizji… - Sprawdź, co nas zabija! Wstrząsająca rozmowa z lekarzem hematologiem

Iza BEDNARZ
Doktor Marcin Pasiarski
Doktor Marcin Pasiarski Aleksander Piekarski
Nadal dociera do nas więcej chorych z terenów uprzemysłowionych. Czasem zdarzają się historie jak z amerykańskiego thrillera - opowiada doktor Marcin Pasiarski, hematolog
Marcin Pasiarski Urodził się w 1973 roku w Kielcach, absolwent II Liceum Ogólnopolskiego imienia Śniadeckiego w Kielcach i Uniwersytetu Medycznego w
Marcin Pasiarski
Urodził się w 1973 roku w Kielcach, absolwent II Liceum Ogólnopolskiego imienia Śniadeckiego w Kielcach i Uniwersytetu Medycznego w Lublinie (1992-1998) specjalizacje: choroby wewnętrzne, hematologia. Doktorat: Uniwersytet Medyczny w Lublinie w 2009 roku. Pracował najpierw w oddziale wewnętrznym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, następnie w Świętokrzyskim Centrum Onkologii na hematologii. Od stycznia 2011 jest kierownikiem tego oddziału. Żona Basia - kardiolog w Świętokrzyskim Centrum Kardiologii, córka Asia uczennica 4 klasy szkoły podstawowej.

Marcin Pasiarski
Urodził się w 1973 roku w Kielcach, absolwent II Liceum Ogólnopolskiego imienia Śniadeckiego w Kielcach i Uniwersytetu Medycznego w Lublinie (1992-1998) specjalizacje: choroby wewnętrzne, hematologia. Doktorat: Uniwersytet Medyczny w Lublinie w 2009 roku. Pracował najpierw w oddziale wewnętrznym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, następnie w Świętokrzyskim Centrum Onkologii na hematologii. Od stycznia 2011 jest kierownikiem tego oddziału. Żona Basia - kardiolog w Świętokrzyskim Centrum Kardiologii, córka Asia uczennica 4 klasy szkoły podstawowej.

Iza Bednarz: - Co się z nami dzieje, panie doktorze? Trzy lata temu przyjęliście na hematologii 1300 pacjentów, w zeszłym roku już 1960, a w tym roku ponad 2000. Skąd ta epidemia białaczek, chłoniaków i innych nowotworów układu krwionośnego?
- Myślę, że w tym roku przekroczymy nawet liczbę 2200 hospitalizacji, do tego dochodzi 22 tysiące chorych leczonych w poradni. Powody są dwa: nieodpowiedni styl życia i lepsza wykrywalność. Można dodać jeszcze niedoleczone infekcje, migracje ludności i czynniki toksyczne.

Ale u nas wielki przemysł już się skończył, a na białaczki chorujemy.
- I nadal dociera do nas więcej chorych z terenów uprzemysłowionych, na przykład z okolic Ostrowca Świętokrzyskiego. Czasem zdarzają się historie jak z amerykańskiego thrillera. Rok temu przyjęliśmy pacjenta z małopłytkowością za kilka tygodni mieliśmy następnego, z tej samej miejscowości, a potem jeszcze dwóch czy trzech, wszyscy mieszkali na tej samej ulicy. Zacząłem ich podpytywać, co tam się dzieje. Okazało się, że na tej ulicy była wytwórnia zniczy nagrobkowych. Prawdopodobnie sąsiedztwo tych oparów mogło być czynnikiem inicjującym rozwój choroby.

I co z tymi chorymi?
- Zostali wyleczeni, a wysypu nowych zachorowań z tej miejscowości, jak do tej pory, nie było.

Co jeszcze nas zabija?
- Najprawdopodobniej to ma związek z naszym trybem życia, z tym jak się odżywiamy, jak wypoczywamy, czy uprawiamy wysiłek fizyczny, czy oglądamy telewizję i gramy w gry komputerowe. Odżywianie jest bardzo ważne: czy jemy regularnie, czy żywimy się w fast foodach, spożywamy żywność przeterminowaną, zawierającą konserwanty.

Przecież te wszystkie E są dopuszczone w Unii Europejskiej, mają atesty, badania.
- Ja bym jednakowoż ograniczył ich spożywanie bez względu na to, co mówią producenci.

A co ma oglądanie telewizji do powstawania białaczki? Nowe odbiorniki LCD praktycznie nie promieniują.
- Poprzez brak ruchu osłabiamy swój układ immunologiczny. U osoby, która mniej się rusza, bardzo często ta straż przednia odpowiedzialna za ochronę organizmu - bariery śluzówkowe, skórne, mechanizmy związane z prawidłowym krążeniem krwi - jest naruszona, dlatego taka osoba łatwiej zapada na choroby infekcyjne. Przewlekłe zakażenia i zapalenia mogą być przyczyną powstawania nieprawidłowej odpowiedzi immunologicznej, co przy dłuższym czasie powoduje rozwój nowotworów. Nadwaga, otyłość nie tylko zaburza metabolizm komórki, ale wpływa na mechanizmy genetyczne zwiększając ryzyko powstania błędu genetycznego.

I zamiast nowej komórki powstaje potwór, czyli nowotwór?
- Dokładnie. Do tych czynników ryzyka należy dodać promieniowanie radioaktywne, jonizujące i działanie substancji ropopochodnych. Na przykład paliw, rozpuszczalników, a nawet farb do włosów.

Od farbowania włosów można dostać białaczki?
- Ryzyko dotyczy osób, które to robią regularnie, przez wiele lat i stosują farby z amoniakiem i sztucznymi barwnikami. Na ryzyko zachorowania na choroby nowotworowe narażeni są także rolnicy ze względu na pracę ze środkami ochrony roślin, nawozami sztucznymi.

A telefony komórkowe? Kilka lat temu doktor Ronald Herberman, dyrektor Instytutu Badań nad Rakiem Uniwersytetu w Pittsburgu, w liście do pracowników i naukowców napisał, że dzieci powinny korzystać z telefonów komórkowych tylko w wyjątkowych sytuacjach. Dorosłym zalecił używanie zestawów głośnomówiących lub bezprzewodowych słuchawek. Ostrzeżenie oparł na wstępnych danych, dotyczących związku pomiędzy polem elektromagnetycznym a rakiem mózgu. Żaden inny prestiżowy ośrodek badawczy nie stwierdził dotychczas związku pomiędzy korzystaniem z telefonów komórkowych a chorobami mózgu. Naukowcy z Pittsburga też nie są pewni, że taki związek istnieje. Dyrektor instytutu wskazał jednak na rosnącą liczbę danych sugerujących, że długotrwałe używanie telefonów komórkowych może mieć niekorzystne efekty zdrowotne z rakiem włącznie.
- Nie mamy obiektywnych badań na temat szkodliwości używania telefonów komórkowych., ale na pewno nie należy spędzać przy nich długich godzin. Przecież fundujemy sobie w ten sposób falę promieniowania elektromagnetycznego bezpośrednio w okolicę mózgu.

O czymś jeszcze powinniśmy wiedzieć?
- O objawach, których nie wolno lekceważyć. Pierwszy to powiększenie węzłów chłonnych, ale nie pojedynczego węzła szyjnego, czy podżuchwowego, co może być skutkiem infekcji gardła, albo niewyleczonego zęba. Gdyby się dokładnie zbadać, każdy znajdzie sobie jakiś powiększony węzeł, bo węzły chłonne od tego są, żeby walczyć, gdy w organizmie jest jakaś infekcja. Niektóre są przetrwałe i zostają powiększone. Niepokojącym sygnałem jest uogólnione powiększenie całych grup węzłów chłonnych: karkowych, szyjnych, nadobojczykowych, pachowych, pachwinowych.

Czy one wtedy bolą?
- Raczej nie. Można powiedzieć, że jak węzeł chłonny boli, to dobrze, bo oznacza stan zapalny, który nie ma związku z chorobą onkologiczną.

Co jeszcze?
- Utrata masy ciała w krótkim czasie, ale nie tak, jak mówią czasem pacjenci: "wie pan, schudłem, bo w 1970 to ważyłem 75 kilogramów, a teraz tylko 65 kilogramów". Groźna jest utrata 10-20 procent masy ciała w ciągu dwóch miesięcy. Kolejny sygnał to gorączki bez istniejącej infekcji, na przykład chory ma 38 stopni nie wiadomo, dlaczego. Poty nocne, tak silne, że człowiek budzi się zlany potem jak mysz, musi się przebierać, czy kąpać, i tak może być nawet kilka razy w ciągu nocy, to jest klasyczny sygnał choroby nowotworowej. Już nie wspomnę o osłabieniu, nawracających infekcjach. Przy takich sygnałach trzeba zgłosić się do lekarza.

Wszystko jedno gdzie?
- Na początek wystarczy lekarz internista, bo w 80 procentach przypadków wystarczy zrobić podstawowe badanie morfologii krwi i będzie wiadomo, czy kierować chorego do nas, czy nie.

Słowo "onkohematologia" wciąż budzi strach. Jak człowiek usłyszy: "białaczka, chłoniak", myśli sobie: " to już koniec".
- Niepotrzebnie. Na przykład chłoniaki łagodne przebiegają długo, nawet kilkanaście lat, dobrze reagują na chemioterapię, choroba się cofa, potem, niestety wraca i prędzej, czy później dochodzi do takiego stadium rozwoju, mimo stosowania chemioterapii, że chory ginie. Z kolei chłoniaki agresywne mogą zakończyć się śmiercią w bardzo krótkim czasie po rozpoznaniu, ale są bardzo wrażliwe na chemioterapię i u 30, a nawet u 50 procent chorych dochodzi do całkowitego wyleczenia.

A białaczki?
- W niektórych przypadkach wręcz powstrzymujemy się od leczenia. Takim przykładem jest przewlekła białaczka limfocytowa najczęściej rozpoznawana w społeczeństwie zachodnim i w naszej części Europy, charakteryzująca się wzrostem liczby leukocytów. Chorzy czasem się niecierpliwią: "no jak to, nie leczycie mnie, co wy sobie wyobrażacie?! I tak doktor patrzy spokojnie, jak mi te białe krwinki rosną?!". Ale prawda jest taka, że dopóki nie występują uogólnione objawy choroby, chory czuje się dobrze, czekamy z terapią i chory może żyć kilka, nawet kilkanaście lat. Wynika to stąd, że wprowadzenie wcześniejszego leczenia wcale nie wiąże się z przedłużeniem życia chorego. Niby wszystko jest dobrze, leukocyty spadają, a potem choroba wraca i bardzo przyspiesza. Zupełnie inną sprawą są ostre białaczki, gdzie chorego trzeba natychmiast przyjąć i rozpocząć leczenie, bo inaczej on umrze.

Jakie są szanse na wyjście z białaczki?
- Górna granica przeżywalności w przypadku leczenia preparatem glivec (imatinib), lekiem doustnym stosowanym w leczeniu przewlekłej białaczki szpikowej nie jest określona, bo lek jest obecny na rynku od 15 lat i od tej pory mamy chorych, którzy wciąż żyją.

Czyli można żyć aż do śmierci? To pocieszające.
- Bardzo pocieszające. Chorzy z przewlekłą białaczką szpikową normalnie funkcjonują, pracują. Inaczej jest w przypadku chorych z ostrą białaczką szpikową, ostrą białaczką limfoblastyczną czy innymi typami białaczek, szczególnie tymi ostrymi. Tu najczęściej jedyną drogą do wyleczenia jest transplantacja szpiku kostnego, ale jest to możliwe u chorych poniżej 60 roku życia, którzy mają zgodnego dawcę.

A starsi co, mają chorobę peselową, czyli są zbyt wiekowi, żeby Narodowy Fundusz Zdrowia za nich zapłacił?
- U starszych też to jest możliwe, ale w szczególnym zakresie. Bierzemy pod uwagę wiek biologiczny, nie metrykalny, bo zdarzają się chorzy, którzy mają lat 59, a biologicznie odpowiadają siedemdziesiątce. Mamy też pacjenta, który ma 65 lat i jest w dobrej formie. Przeszczep właściwie kończy całe leczenie, ale droga do niego jest bardzo długa. Chorego trzeba przygotować, przeprowadzić cały ciąg leczenia hematologicznego, w którym podawane są cytostatyki, bo najpierw trzeba zabić komórki nowotworowe. To leczenie jest bardzo drogie i, niestety, naraża chorego na różne działania niepożądane. Ci chorzy w momencie największego oddziaływania chemioterapii, w tak zwanym dołku hematologicznym są do tego stopnia podatni na infekcje, że zwykły katar może się dla nich okazać chorobą śmiertelną. Ten okres trwa stosunkowo krótko, chorzy dość szybko odtwarzają swój układ odpornościowy. Jednak zanim to nastąpi, zapadają na schorzenia, których normalnie się nie spotyka, na przykład grzybice całego układu oddechowego. Leczenie tych zakażeń bywa droższe niż sama chemioterapia, bo nie możemy stosować zwykłych antybiotyków, tylko leki bardzo zaawansowane.

Ile to kosztuje?
- Na przykład ampułka leku stosowanego w leczeniu grzybiczego zapalenia płuc kosztuje około 1700 złotych, a lek trzeba podawać dwa razy dziennie przez miesiąc. Nierzadko mamy tutaj chorych, których pobyty kosztują po 300 tysięcy. Terapia glivekiem przewlekłej białaczki szpikowej kosztuje miesięcznie 12 tysięcy złotych. Lek przyjmowany jest do końca życia.

Taki oddział może rozłożyć każdy szpital w ciągu miesiąca.
- Zdajemy sobie z tego sprawę. Jako oddział przekraczamy czasem budżet niejednego szpitala powiatowego.

Ale jak już uda się wam doprowadzić chorego do przeszczepu, to wszystkim pewnie spada kamień z serca.
- Jeśli chory ma dawcę rodzinnego, jest fantastycznie, bo dawca jest w zasięgu ręki. Najczęściej jednak trzeba poszukiwać dawcy w Polsce, Europie, a potem na świecie.

Liczba dawców rośnie. W rejestrze prowadzonym przez Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Kielcach jest już 30 tysięcy osób. Nie licząc ponad 100 tysięcy zarejestrowanych w innych ośrodkach dawców szpiku.
- I chwała im za to. Tylko chciałbym, żeby dawca, który się rejestruje miał świadomość, że ta decyzja zobowiązuje. Mieliśmy kilka takich przypadków, kiedy dawca zgłosił się, przeszedł pomyślnie badania, znalazł się chory, który "pasował" i wtedy dawca się wycofał. To jest dramat. Dawca musi mieć świadomość, że ma w swoich rękach czyjeś życie.

Onkologia w całej Polsce jest zadłużona. Niektóre szpitale ograniczają przyjęcia nowych chorych.
- My sobie zdajemy sprawę, że chorzy czekają na miejsce, podanie chemioterapii przesuwa się o 1 - 2 dni, ale mamy tylko 28 łóżek. Chorzy są pod kontrolą. Nigdzie w Polsce nie jest tak, że wszyscy dostają wszystko od razu. Na Śląsku czy w Warszawie jest kilkanaście ośrodków hematologicznych i jak w jednym nie ma miejsca, można przesunąć chorego do drugiego. W świętokrzyskim jesteśmy tylko my. A czasem w ciągu jednego dnia mamy 5-6 chorych z ostrymi białaczkami zgłoszonych ze szpitali powiatowych. Nie mogę ich nie przyjąć, bo bez leczenia umrą. Dostawki na korytarzu też nie postawię, bo wymagają reżimu sanitarnego, więc jak ich położę na korytarzu, też umrą. Wprowadziliśmy jednodniowe chemioterapie, rotację chorych i jakoś to wszystko spinamy w całość.

Zapomnieliśmy, że czynnikiem wywołującym nowotwory może być też stres. Co pana najbardziej denerwuje?
- Jak słyszę od różnych wysokich urzędników, że onkologia za dużo kosztuje i trzeba zacząć oszczędzać. My naprawdę oszczędzamy, za kilka dni uruchomimy centralną rozlewnię cytostatyków, co zmniejszy straty leków. Ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Co ja mam powiedzieć 25 - letniej dziewczynie, która dostała rozległej grzybicy płuc w czasie dołka hematologicznego i całe leczenie trzeba zaczynać od początku? "Pani już wyczerpała swój limit?'". Czy mam przestać podawać chemię choremu, który ginie, ale trzyma go jeszcze nadzieja, wsparcie psychiczne rodziny, pozytywne myślenie? Ile kosztuje dzień życia człowieka i kto podejmie decyzję, że to za drogo, bo ja na pewno nie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Farbowanie włosów, oglądanie telewizji… - Sprawdź, co nas zabija! Wstrząsająca rozmowa z lekarzem hematologiem - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie