MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Szymański z Tarnobrzega stracił ukochanego psa. Czy słusznie obwinia lekarza weterynarii? (ZDJĘCIA)

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
Krzysztof Szymański nie kryje żalu do lekarza weterynarii. W jego ocenie mogła się przyczynić do śmierci Karmen
Krzysztof Szymański nie kryje żalu do lekarza weterynarii. W jego ocenie mogła się przyczynić do śmierci Karmen Marcin Radzimowski
Krzysztof Szymański z Tarnobrzega uważa, że lekarka weterynarii wskutek zaniedbań mogła doprowadzić do śmierci jego 6-letniej suki, Karmen. Lekarka nie ma sobie nic do zarzucenia i zapewnia, iż wszystkie działania podejmowała w zgodzie ze sztuką weterynaryjną. Całą sprawę bada policja, po zawiadomieniu złożonym przez właściciela psa.

Karmen była z rodziną Szymańskich od samych narodzin, sześć lat temu. Była ulubienicą domowników. - Taka nasza pociecha była, dlatego jej odejście jest bardzo bolesne - mówi Krzysztof Szymański.

Jak całą sprawę przedstawia właściciel psa?
Wszystko zaczęło się w ostatnich dniach września, kiedy to domownicy zauważyli krwawienie z dróg rodnych Karmen. W piątek, 2 października krwawienie się nasiliło, dlatego właściciel zadzwonił do lekarza weterynarii Joanny Skulskiej-Sech, pod opieką której od samego początku była Karmen.
- Pani doktor powiedziała, że najlepiej byłoby zrobić usg i badania wstępne, ale ona w tamtej przychodni nie ma sprzętu i zasugerowała, żeby jechać do gabinetu doktora Wojciecha Oręziaka - relacjonuje Krzysztof Szymański. - Po godzinie 15 pojechaliśmy do niego. Lekarz wykonał badania i usg, stwierdził, że jest stan zapalny macicy. Powiedział, że to wymaga natychmiastowego zabiegu i nie ma na co czekać. Wytłumaczył nam wszystko i zgodziliśmy się.

Lekarz powiedział, że po zabiegu sterylizacji, jeśli wyniki będą dobre, pieska wybierzemy tego samego dnia. Okazało się, że wyniki są dobre, dlatego po godzinie 19 Krzysztof Szymański z synem pojechał do gabinetu i odebrali Karmen oraz przepisane leki. Lekarz mówił, że w sobotę można już jej dać jeść i wszystko powinno być dobrze.
- Powiedział, że w niedzielę to już Karmen powinna biegać bardziej niż przed zabiegiem - mówi tarnobrzeżanin. - No, ale w niedzielę nic nie jadła i jeszcze wymiotowała. W poniedziałek rano dzwoniłem do doktora, ale nie mogłem się dodzwonić. Później dopiero się okazało, że był błąd w komunikacji, bo dzwoniłem na inny numer. Doktor nie odbierał, bo nie miał go zapisanego.

Nie mogąc się skontaktować z lekarzem wykonującym zabieg, pan Krzysztof zadzwonił do lekarza weterynarii Joanny Skulskiej-Sech. Opowiedział o stanie zdrowia psa. Lekarka poprosiła, żeby przyjechać z Karmen do jej gabinetu.
- Pani doktor obejrzała ranę, powiedziała, że wszystko jest dobrze i że podadzą jej kroplówki - mówi. - Na sugestię innej lekarki z gabinetu, że może potrzeba zrobić badania, powiedziała, że badania miała robione u doktora Oręziaka. Tyle tylko, że trzy dni wcześniej.

Krzysztof Szymański przekazuje, że pani doktor zmieniła leki z doustnych na dożylne. Mówi, że nie wie jakie to były leki. - Podała jej kroplówkę i glukozę oraz leki na temperaturę. Powiedziała też, że rana ładnie się goi. Jak przekazała pani doktor, w poniedziałek wieczorem pies powinien jeść – dodaje.

W poniedziałek pies jednak nie jadł i był słabszy, dlatego we wtorek znów pojechali do gabinetu. - I to samo: kroplówka, glukoza, jakieś zastrzyki. I we wtorek w tej pooperacyjnej ranie zrobiła się dziurka i wylewała się ropa - opowiada właściciel. - Syn, bo razem tam jeździliśmy, mówił o tej dziurze i pytał, czy to nie jest niepokojące. Usłyszał, że to tylko dziura i skóra, tak jak u człowieka się zrośnie. Ropę mieliśmy wyciskać i ranę przemywać.
Tarnobrzeżanin dodaje, że stan psa się pogarszał, więc we wtorek wieczorem zadzwonił do doktor Joanny Skulskiej-Sech i zasugerował, żeby zrobić usg i inne badania. W środę około godziny 9 w gabinecie pobrano od psa próbki do badań, zwierzak dostał też zastrzyk i kroplówkę.
- W środę po godzinie 18 pani doktor zadzwoniła z wynikami badań. Nie były dobre. Zasugerowała, że przyczyną mogły być podawane leki, że tam z wątrobą i trzustką słabo – mówi tarnobrzeżanin.

W czwartek Krzysztof Szymański zadzwonił do kliniki weterynaryjnej w Stalowej Woli, szukając ratunku. Jak twierdzi, usłyszał, iż lekarz powinien przede wszystkim w poniedziałek powtórzyć badania podstawowe i usg.
- Zasugerował, żeby jak najszybciej przywieźć pieska z dokumentacją do przychodni w Stalowej Woli. Ostatecznie jednak zawiozłem Karmen do doktora Oręziaka w Tarnobrzegu, jak się okazało brata doktora z przychodni w Stalowej Woli - snuje mężczyzna. - Doktor załamał ręce, jak zobaczył psa. „Kto ją doprowadził do takiego stanu. Widzicie co się z tą raną dzieje?” - pytał. Dodawał, że teraz to nie wie co on może zrobić, bo pies może w każdej chwili zejść. Z wyników środowych wynikało, że pies ma cukier na poziomie 500, a pani doktor jej jeszcze od poniedziałku cukier ładowała, glukozę.

Karmen została w gabinecie. Lekarz nie dawał jednak żadnych gwarancji, że pies przeżyje Jak mówi pan Krzysztof, najpierw trzeba było zbić poziom cukru. Udało się to z 500 do 223 jednostek.
- Dzwoniąc później usłyszałem, że konieczna będzie ponowna operacja, ale pojawiło się pytanie, czy tak osłabiony pies obudzi się po narkozie - kontynuuje Krzysztof Szymański. - Obudziła się z narkozy. Doktor ściągnął z pęcherza brązowy mocz, nie wiadomo skąd to się tak zrobiło.

W piątek, jak przekazał mu lekarz, był lekka poprawa stanu zdrowia psa, ale niestety wdała się posocznica. W sobotę Karmen odeszła.

- W poniedziałek złożyłem zawiadomienie na policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Podobne złożyłem też do rzecznika odpowiedzialności zawodowej - mówi Krzysztof Szymański. - Nie kryję, że czuję się oszukany przez panią doktor. Zapewniała, że rana się goi, że wszystko jest dobrze. A teraz Karmen nie ma z nami. Może gdyby pani doktor te badania zrobiła, badanie USG, nie dawała bez badań insuliny, pies by żył?

Jak całą sytuację przedstawia lekarz?

Przede wszystkim lekarz medycyny Joanna Skulska-Sech nie czuje się winna i stanowczo zapewnia, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a wszystkie podejmowane przez nią działania były w oparciu o powszechną wiedzę lekarską, weterynaryjną. Jednocześnie, nie chcąc się narazić choćby na zarzuty ujawniania informacji dotyczących leczenia osobom postronnym, stawiane przez Krzysztofa Szymańskiego zarzuty odpiera mówiąc w trzeciej osobie. Wiadomo jednak, że chodzi o ten konkretny przypadek.

- W ostatnich latach nastąpił ogromny postęp w profilaktyce, diagnostyce i leczeniu zwierząt, jednakże choroby przewlekłe, letalne, nieuleczalne czy powikłane są codziennością w gabinetach weterynaryjnych – podkreśla lekarz weterynarii Joanna Skulska-Sech. - Do każdego pacjenta podchodzimy z najlepszymi intencjami i absolutnym zaangażowaniem starając się go uratować i wiemy, że utrata ukochanego zwierzęcia jest bolesna, gdyż są to członkowie naszych rodzin.
Lekarka zaznacza, że nieodzowną rolę w leczeniu zwierząt pełni właściciel, który jest dla lekarza źródłem informacji, obserwacji, ordynuje leki czy wykonuje zalecenia w domu.
- Zdarza się, że opiekun w krótkim czasie choroby swojego pupila, odwiedza kilka gabinetów, nie informuje o rozpoczętym leczeniu czy wykonanych badaniach i nie zapewnia tym samym ciągłości tego leczenia, co oczywiście może wywołać negatywne konsekwencje – dodaje Joanna Skulska-Sech. - Czasem właściciel niestety nie słucha lekarza. To, że zwierzę je, pije, załatwia czynności fizjologiczne czy jest corocznie szczepione, co ma odnotowane w książeczce, właściciel odnajduje jako dowody absolutnego zdrowia. Z kolei takie fakty jak: otyłość, nieprawidłowe żywienie, zmniejszenie aktywności czy to, że jest niewykastrowane i wszystkie związane z tym ewentualne konsekwencje, po prostu bagatelizuje. A niestety brak reakcji w odpowiednim momencie stanowi poważne ryzyko wystąpienia związanych z tym chorób.

Lekarka kontynuuje również, że kolejnym utrudnieniem w pracy lekarza weterynarii są opiekunowie zwierząt, którzy traktując medyków jako usługodawców, podchodzą do leczenia jak do napraw serwisowych lub gwarancyjnych, oczekując 100-procentowej skuteczności niezależnie od występującego problemu.
- Mówiąc kolokwialnie mamy usunąć lub wymienić to, co jest zepsute – mówi wprost Joanna Skulska-Sech. - Podobnie w przypadku, gdy ktoś przychodzi do gabinetu z gotową diagnozą postawioną na podstawie wiadomości zdobytych w Internecie lub od znajomych i zmusza lekarza do udowadniania, że ma rację ordynując te a nie inne leki, wykonując te a nie inne czynności i tak dalej. Najtrudniejsze są dla lekarza przypadki, co może się wydawać się niewiarygodne, gdzie mamy do czynienia z wszystkimi tymi problemami jednocześnie.

Właścicielka Przychodni weterynaryjnej REX-1 w Tarnobrzegu podkreśla, że niestety w chwilach tragedii ludzie szukają winnych, często nie widząc własnego udziału w tym co się stało.
- Mam na myśli fakt, iż właściciel przez prawie trzy doby po operacji nie kontaktuje się z lekarzem przeprowadzającym zabieg, pomimo że zwierzę nie je, tylko pije i wymiotuje, a więc nie przyjmuje leków - - precyzuje Joanna Skulska-Sech. - Ponadto wprowadza drugiego lekarza w błąd twierdząc, iż jego pupil był zdrowy przed operacją albo nie stosuje się do zaleceń. Dodatkowo nie przyjmuje do wiadomości, że rokowanie jest ostrożne, a próby pocieszenia czy poprawę pojedynczych objawów traktuje jako obietnicę powrotu do zdrowia. A wypowiadanie się na temat leczenia na podstawie usłyszanej pojedynczej nazwy jednego z wielu zastosowanych leków (glukozy), pomimo iż po kartę informacyjną leczenia nigdy się nie zgłasza, uważam za absurdalne.

Lekarka, używając fachowej terminologii, opisuje, co właściwie dolegało Karmen.
- Gdy mamy do czynienia z tak poważną chorobą, jak w tym przypadku, czyli ropomaciczem, musimy wiedzieć, że bakteryjne zapalenie macicy to schorzenie dotyczące całego organizmu,w związku z zagrażającą toksemią – wyjaśnia lekarz weterynarii. - Z kolei postępująca toksemia prowadzić może do zejścia śmiertelnego w konsekwencji wstrząsu toksycznego i statystycznie nie udaje się uratować do 10 procent samic. W związku z tym każda doba od momentu wykonania zabiegu wymaga właściwego postępowania terapeutycznego, co nie miało miejsca przez prawie trzy doby. A gdy, tak jak w tym przypadku okazuje się, że zwierzę ma szereg chorób współistniejących,o których właściciel nie wiedział wcześniej, to sytuacja staje się jeszcze trudniejsza.

Joanna Skulska-Sech dodaje jeszcze, iż w przypadku tak ciężkiej choroby jak ropomacicze, zabieg operacyjny jest pierwszym etapem. Następnie należy monitorować i stabilizować pacjenta, co – jak twierdzi - nie było robione przez prawie trzy doby.
- Gdy dodatkowo okazuje się, że zwierzę ma kilka innych nie leczonych chorób współistniejących, o których właściciel nie wiedział wcześniej, to mamy dodatkowe możliwe komplikacje – mówi lekarka.

Lekarz weterynarii zaznacza, że dodatkowe informacje, które każdy może otrzymać nawet telefonicznie są takie, iż większość badań przychodnia ta wykonuje w zewnętrznym laboratorium, co wymaga pobrania próbek do badań do godziny 9:30. W obecnym momencie na wyposażeniu jest głowica USG umożliwiającą badanie zwierząt do 10 kilogramów masy ciała, a właściciel otrzymuje kartę informacyjną każdego przewlekłego leczenia wraz z wynikami na piśmie.
- Na szczęście ogromną grupę właścicieli zwierząt stanowią świadomi opiekunowie, dla których równie ważna co miłość i przyjaźń jest profilaktyka, prawidłowe żywienie czy szybkie reagowanie na poszczególne problemy - wylicza Joanna Skulska-Sech.

Czy postępowanie lekarza było prawidłowe? Czy w opisywanym przypadku była możliwość uratowania zwierzęcia? Czy postępowanie właściciela też było właściwe? Odpowiedzi na te wszystkie pytania poszuka policja, która przyjęła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Prowadzi je w sprawie, nie przeciwko komukolwiek. O efektach postępowania poinformujemy.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie