Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijacka melina zamieniła w piekło życie rodziny i mieszkańców bloku w Nisku

Zdzisław Surowaniec
Zdzisław Surowaniec
Blok numer 8E przy ulicy Tysiąclecia w Nisku, gdzie przez „piekielnego sąsiada”  z pijackiej meliny cierpią lokatorzy
Blok numer 8E przy ulicy Tysiąclecia w Nisku, gdzie przez „piekielnego sąsiada” z pijackiej meliny cierpią lokatorzy Zdzisław Surowaniec
„Piszę do Państwa z prośbą o interwencję i nagłośnienie problemu uciążliwego sąsiada w bloku w Nisku. My mieszkańcy jesteśmy pozostawieni sami sobie i nie wiemy już jak walczyć o swoje prawa” - napisała do nas mieszkanka bloku przy ulicy Tysiąclecia 8E w Nisku.

- Cała tragiczna sytuacja ciągnie się w sumie od początku, jak ten pan wprowadził się do naszego bloku, a więc od trzech lat. Główny problem polega na alkoholizmie pana Andrzeja P. - opowiada kobieta, która jest sąsiadką „piekielnego sąsiada”.

Do niedawna mężczyzna mieszkał z żoną i kilkunastoletnim synem. Co jakiś czas lądował na przymusowym leczeniu odwykowym. Obecnie żona z synem odeszła od niego, a on urządził ze swojego mieszkania i klatki schodowej melinę. Wzywana policja interweniuje po kilka razy dziennie. Ciągłe imprezy, sprowadzanie pań lekkich obyczajów, które często awanturują się na klatce schodowej, obsikiwanie klatki oraz oddawanie moczu przez balkon, awantury i krzyki o różnych porach dnia i nocy - tak wygląda życie sąsiadów wiecznie pijanego Andrzeja. Policja interweniuje i składa wnioski do sądu o ukaranie go grzywną.

- Niestety, żeby sąd wymierzył mu karę odsiadki w więzieniu musi upłynąć jeszcze trochę czasu od czasu, kiedy był na odwyku. Nie wiadomo ile, pół roku, rok? Co my mamy przez ten czas zrobić? - pyta zrozpaczona sasiadka.

- Ja mieszkam naprzeciwko tego pana. Mam dzieci w wieku trzech i dwóch lat. One są tak zestresowane i przejęte tym co się dzieje, że kiedy słyszą hałasy na klatce wołają „mamo pan krzyczy, pan hałasuje, trzeba zadzwonić po pana policjanta!” - wspomina udręczona kobieta. Pod mieszkaniem awanturnika też mieszkają małe dzieci. - I razem z sąsiadką próbujemy cały czas interweniować w Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego Nimet. Ale z marnym skutkiem. Sąsiadka poszła do radcy prawnego i po informacjach uzyskanych tą drogą zbieramy podpisy mieszkańców bloku aby wyrazili zgodę na wystąpienie do sądu o zmuszenie uciążliwego sąsiada do sprzedaży mieszkania, które jest własnościowe i należy w połowie do niego i w połowie do jego żony. Czy nam się uda nie wiemy ale nie możemy już tak żyć - mówi pani Agata.

Żona pijanego mężczyzny wyrzuciła przez okno legowiska kolegów męża, którzy stale przebywali w domu i razem pili
Żona pijanego mężczyzny wyrzuciła przez okno legowiska kolegów męża, którzy stale przebywali w domu i razem pili Zdzisław Surowaniec

W ostatni wtorek doszło do kolejnej awantury. - Szłyśmy właśnie z sąsiadką zeznawać na policję, kiedy koło godziny 19 żona tego sąsiada wyrzucała przez okno materace oraz ubrania mieszkającej tam pary pijaków. Kolejna awantura była w okolicach godziny 22, ponieważ popsuli zamek w drzwiach mieszkania i nie mogli wyjść, więc rzucali różnymi przedmiotami, głośno się awanturowali. Kiedy próbowałyśmy ich uspokoić z sąsiadami, to P. zaczął się odgrażać, że mnie dopadnie i mi wpierdoli, jak się wyraził. Po interwencji policji troszkę się uspokoili. Ale ja znowu dzisiaj muszę iść na komendę , bo do tej pory mi nie groził. A nie boję się o siebie tylko o swoje dzieci. My naprawdę nie wiemy co dalej z tym robić, żeby ten człowiek zniknął z naszego życia - ubolewa pani Agata.

- Jesteśmy zostawieni sami sobie. Prezes spółdzielni rozkłada ręce, policja każe czekać, sąd w swoich decyzjach jest opieszały. A my boimy się o nasze mieszkania, o życie i tylko się modlimy, żeby pijany nie podpalił bloku czy nie wysadził go w powietrze - usłyszeliśmy od sąsiadki.

Jak zaznacza, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Nimet Andrzej Sądej nie dba o interesy mieszkańców mających problemy z sąsiadem. Wspomina, że prezes stwierdził, że P. mu groził śmiercią i on nie będzie interweniował - denerwuje się pani Agata.

Prezes Andrzej Sądej zna sprawę, bo mieszka w tym samym bloku, gdzie mieszka „piekielny sąsiad”. Tyle, że kilka klatek dalej i pijackie awantury go omijają. Zdecydowanie zaprzecza, że nic nie robi.

- Jestem w stałym kontakcie z dzielnicowym, rozmawiałem z komendantem policji. Cały czas interweniuję, ale policjanci mówią, że mają swoje procedury - tłumaczy. Zachęcał nawet żonę P., żeby sprzedali mieszkanie, podzielili się pieniędzmi i dali spokój mieszkańcom. Nic z tego nie wyszło.

Prezes widzi wyjście, o którym poinformował najbliższych sąsiadów P. To mieszkanie można zlicytować i sprzedać, ale po wyroku sądowym. A żeby sprawę skierować do sądu, potrzebna jest pisemna zgoda co najmniej połowy mieszkańców bloku. Potem ci mieszkańcy muszą stawić się w sądzie i zeznać pod przysięgą, że mieszkaniec jest wyjątkowo uciążliwy. - Takiego pisma z podpisami jeszcze nie dostałem. Myślę, że najbliżsi sąsiedzi podpiszą wniosek, ale z dalszych klatek mogą mieć opory. I problem jest wtedy nie do rozwiązania - mówi.

Sprawą zainteresował się burmistrz Niska Julian Ozimek. Na jego polecenie sytuację monitoruje Ośrodek Pomocy Społecznej. Burmistrz kieruje do sądu wniosek o ukaranie sąsiada za zakłócanie spokoju. - Jakby odsiedział rok, to by mu przeszła ochota do pijackich awantur - uważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie