MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przerwane przedstawienie powraca po 30 latach

Zdzisław SUROWANIEC
Próba czytana fragmentu "Betlejem Polskiego”. Od lewej: Marek Gruchota, Wawrzyniec Ciesielski, Małgorzata i Antoni Kopytowie.
Próba czytana fragmentu "Betlejem Polskiego”. Od lewej: Marek Gruchota, Wawrzyniec Ciesielski, Małgorzata i Antoni Kopytowie. Zdzisław Surowaniec
Po trzydziestu latach na scenie Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli pojawi się fragment legendarnego przedstawienia, zdeptanego przez stan wojenny

Równo trzydzieści lat temu teatr amatorski w Stalowej Woli przygotował spektakl, który stałby się legendarnym wydarzeniem. Było to "Betlejem Polskie" z udziałem wszystkich zespołów Zakładowego Domu Kultury. W niedzielę, 13 grudnia 1981 roku, w dniu, w którym miała się odbyć próba generalna spektaklu, ogłoszony został stan wojenny. To pogrzebało przedstawienie.

Teatr Amatorski wyniósł na szczyty artyzmu Józef Żmuda. Za jego reżyserii powstawały inscenizacje, które dały teatrowi miejsce wśród najlepszych w kraju. Poziom teatru wywindował nie tylko sam genialny reżyser, który odgrywał z równą swobodą role chłopów, jak i królów.

WRAŻLIWI LUDZIE

Żmuda miał także szczęście do aktorów, którzy chcieli z nim współpracować. To było grono intelektualistów, ludzi wrażliwych i niezwykle zdolnych. Dzięki temu powstawały takie inscenizacje, jak choćby "Droga do Czarnolasu" Rymkiewicza, "Namiestnik" Hochhutha, "Mazepa" Słowackiego, "Fizycy" i "Romulus Wielki" Dürrenmatta czy "Tato, tato, sprawa się rypła" Latki.

Przyszedł rok 1981. Przy pustych sklepach, w atmosferze strajków, w kraju bełtało się życie polityczne. Z pewnymi oporami Żmuda dał się przekonać do przygotowania ludowego widowiska, opartego na tekstach "Pastorałki" Leona Schillera i "Betlejem Polskiego" Lucjana Rydla. Jak na warunki tego teatru, gdzie przygotowanie jednego przedstawienia zajmowało rok, prace szły piorunem. W kwietniu rozpoczęły się próby czytane i obsadzanie ról, premiera miała się odbyć na świętego Szczepana.

W spektaklu miały brać udział wszystkie zespoły domu kultury - teatr, tancerze, chóry, Zespół Pieśni i Tańca Lasowiacy, zaangażowano nawet muzyków z Filharmonii Rzeszowskiej. Do zespołu teatralnego wrócili starzy aktorzy, zachęceni wystawieniem widowiska, jakiego tu jeszcze nie było.

KOMPLET ŚWIECZEK

Trzeba zdać sobie sprawę z atmosfery tamtego czasu. Mieliśmy już "naszego papieża", Solidarność dawała nadzieję na wywietrzenie komunistycznej stęchlizny. Gospodarka jednak się waliła. W każdym domu był pod ręką komplet świeczek, bo wyłączenia prądu były częste. Przed sklepami całymi dniami stały kolejki, w zimne noce ludzie palili przy sklepach ogniska i grzali się. Czekali na dostawy czegokolwiek, co można by wrzucić do garnka.

Panowała jednak cenzura i kiedy nie można było czegoś otwarcie powiedzieć czy napisać, prawda ratowała się aluzjami. Tymczasem tekst sztuki był tak bardzo aktualny, że aktorom zapierało dech w piersiach. Postacie sprzed dwóch tysięcy lat mówiły to, co było niemal diagnozą współczesności! Bo Polska i inne kraje mogły tylko marzyć o tym, żeby się wyzwolić z uścisku sowieckiego, a ze sceny już na początku spektaklu Prologus tak zapowiadał wejście Heroda:
- Oto jest pan nad światem i mocarz nad mocarze. Przed jego majestatem wszystko pada na twarze. Miecza jego brzeszczotem podbite cudze ziemie. Krwią, żelazem i złotem uciska ludzkie plemię. Tysiąc wsi, tysiąc grodów leży dzisiaj w perzynie, sto podbitych narodów blednie, kiedy on skinie. Połową świata włada i rządzi berłem krwawem. Zwyciężonemu biada, bo siła jest przed prawem.

SEKRETARZ HERODEM

W kraju, targanym strajkami, konfrontacja Solidarności z władzą komunistyczną wisiała na włosku. W takiej sytuacji miały paść słowa Heroda, którego jak na ironię grał Ryszard Skobel, sekretarzujący oddziałowej organizacji partyjnej: - Przed blaskiem mej korony miast czołem bić w pokorze, zgnębion i uciśniony targa tan lud obrożę, bunt w dumnym sercu niesie i powoływać śmie się na jakieś prawa Boże, na ludzkie jakieś prawa! Ja Boga się nie boję, z nim najłatwiejsza sprawa. I ludzi się nie wstydzę, bo znam potęgę moją, a z klątw i krzyków szydzę.

Aktorzy doskonale czuli jak to zostanie odebrane przez publiczność i przebierali nogami, żeby już doszło do premiery. Teksty były łatwe do zapamiętania. Jednak kilku aktorów miało trudności z wykonaniem trudnych partii śpiewanych. Nie obyło się bez dąsów, kiedy odpowiedzialny za muzykę Alojzy Szopa i Józef Żmuda musieli komuś powiedzieć, żeby lepiej mówił, a nie śpiewał. Warto wspomnieć, że orędownikiem wystawienia "Betlejem Polskiego" był także ówczesny dyrektor Domu Kultury Michał Samek.

HOJŻE INO, DYNA

W październiku na scenie spotkały się wszystkie zespoły, które do tej pory ćwiczyły oddzielnie. Powstała "pastorałkowa rodzina". Wszystkich połączyła magia tego spektaklu. Aktorzy, tancerze i chóry, wszyscy wypełnili całą przestrzeń sali widowiskowej. Chór Cantus śpiewał na balkonie, aktorzy wchodzili na scenę z widowni, podchodzili do widowni, nawiązywali dialog z widzami.

Już początek spektaklu zapowiadał się mocno. Orkiestra miała zagrać "Wśród nocnej ciszy", można się było spodziewać, że sala podejmie pieśń na stojąco. Przez widownię na scenę wchodzili kolędnicy z wielką, obracającą się gwiazdą i pieśnią: - Gore gwiazda Jezusowi z obłoku, z obłoku, Józef z Panną asystują przy boku, przy boku. Hojże ino, dyna, dyna, narodził się Bóg Dziecina, w Betlejem, w Betlejem!

TRUDNE ROLE

Kurtyna szła w górę i rozpoczynała się scena z Marią i Józefem idącymi na spis. Do zagrania tych trudnych ról - ze względu na konieczność śpiewania trudnych solówek - udało się namówić panu Józefowi małżeństwo Małgorzatę i Antoniego Kopytów. Mieli świetnie postawione głosy, więc efekt ich występów przechodził wszelkie oczekiwania. Kiedy ta para występowała na próbach, ucichało. A Małgorzata śpiewała: - Owo czas nadchodzi, że się nam narodzi, którego mi zwiastował Anioł, kiedy mię pozdrowił.

A Józef-Antek śpiewał z chórem prześliczną kołysankę bez słów "Lir, lir, lir, lir…", tak nastrojową i tak bardzo "bożonarodzeniową", że słuchając jej czuło się Wigilię. To był także bardzo polski nastrój, bo w tekście "Betlejem Polskiego" było wiele słów i dialektów, których nijak nie można by przetłumaczyć na inny język.

Na finał wszyscy składali hołd Maleńkiemu i śpiewali na pożegnanie: - Bądźcie państwo szczęśliwymi oraz błogosławionymi na ten nowy rok!

NARÓD BUNTOWNICZY

13 grudnia 1981 roku o godzinie 10 miała się rozpocząć pierwsza próba generalna z całą obsadą. Kazimierz Jarem, grający pasterza, dowiedział się o ogłoszeniu stanu wojennego, kiedy rano szedł do sklepu po mleko. Antek Kopyto dowiedział się o stanie wojennym, kiedy już przyszedł na próbę do Domu Kultury. Nie można już było zrobić próby, bo stan wojenny zabraniał gromadzenia się ludzi, a kilka zespołów stanowiło niezłe zgromadzenie.
Egzemplarz sztuki leżał u cenzora i starania o odzyskanie go spełzły na niczym. Wiadomo też było, że w realiach stanu wojennego tekst byłby przycięty, należało się liczyć z wyrzuceniem "sierpniowego robotnika", składającego hołd Jezusowi, a i Herod, tłumiący krwawo bunty, zostałby wykreślony. Nie mówiąc o Kanclerzu, który składał Herodowi taki raport: - Ten naród buntowniczy trwa w milczącym uporze, na siły własne liczy, na miłosierdzie Boże. Żyje w ojców swych wierze, mówi ojców językiem, zwyczajów dawnych strzeże, tam każdy buntownikiem.

Józef Żmuda zaproponował kolejną sztukę, odgrzewaną, graną kiedyś - "Achilles i panny". Jednak wielu aktorów dało warunek: "Betlejem Polskie" albo odchodzimy. I wielu odeszło. Nawet po śmierci Żmudy przebąkiwano o wskrzeszeniu przedstawienia, ale z różnych względów stało się to niemożliwe.

JUBILEUSZ

Ale oto pojawiła się okazja wystawienia niewielkiego fragmentu tamtej inscenizacji! Amatorski Teatr Dramatyczny imienia Józefa Żmudy przygotowuje na 17 grudnia obchody jubileuszu sześćdziesięciolecia zespołu. Z tej okazji przypomniana ma być jedna z najpiękniejszych scen "Betlejem Polskiego", czyli wędrówka Maryi z Józefem w wykonaniu Małgosi i Antka - tych samych, którzy przed trzydziestoma laty zachwycali śpiewem. Mają także wystąpić tancerze, chóry i… piszący te słowa, który w owym przedstawieniu miał grać Michała Archanioła, napominającego Józefa, aby "nie zamyślał opuszczać Panienki bez zmazy".

Dziś reżyserem teatru jest młody człowiek, Wawrzyniec Ciesielski. I to jemu przyszło stworzyć czarowny, jubileuszowy wieczór. Spotkał się z osobami, które przed laty uczestniczyły w życiu teatralnym, po którym zostały tylko czarno-białe fotografie. Nikomu się nie śniło, że po trzydziestu latach na scenie pojawi się fragment owego "Betlejem Polskiego", z którym przed laty wiązało się wiele emocji, "Betlejem" tworzonego z entuzjazmem, jakiego dzisiaj nikt by z siebie nie wykrzesał. Trema będzie więc wielka, bo na dodatek na wszystko będzie z góry patrzył sam wielki Józef Żmuda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie