MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przygotowani na potop?

Grzegorz LIPIEC, [email protected]
Wielu mieszkańców naszego regionu zadaje sobie teraz pytanie, co zostało zrobione, aby uniknąć tak wielkiej tragedii.
Wielu mieszkańców naszego regionu zadaje sobie teraz pytanie, co zostało zrobione, aby uniknąć tak wielkiej tragedii. Fot. Grzegorz Lipiec
Kiedy wielka woda powodziowa opada, zaczyna się liczenie strat i szukanie zaniedbań. Powodzianie są rozgoryczeni, urzędnicy twierdzą, że zostało dużo zrobione dla zabezpieczenia przed wodą.

Pesymiści twierdzą, że pobijemy niechlubny rekord z 1997 roku, choć z ust wielu urzędników przy okazji wiosennych roztopów płynęły zapewnienia, że jesteśmy dobrze przygotowani do powodzi. Te kilka majowych dni obnażyło jednak wszystkie słabostki w przygotowaniu umocnień przeciwpowodziowych, a także koordynacji służb pomagających powodzianom.

W 1997 roku przez Polskę przetoczyła się ogromna fala wody. W 2001 roku ten straszny żywioł wtargnął znów z ogromną siłą do takich miejscowości powiatu tarnobrzeskiego, jak Trześń czy też Sokolniki. Po dziewięciu latach sytuacja się powtórzyła. Naturalne jest zatem zadanie pytania, co zostało zrobione przez ten okres dla lepszej ochrony mieszkańców naszego regionu przed zalaniem.

LUDZIE SĄ ROZDRAŻNIENI

Gniew, złość, ból, strach i rozgoryczenie. To właśnie te emocje towarzyszą mieszkańcom zalanych terenów w Tarnobrzegu oraz powiecie tarnobrzeskim.

- Nigdy nie widziałam, czegoś takiego. To jest horror, cały dorobek naszego życia popłynął. Nie wiem, co teraz będzie, aż żyć się odechciewa - mówi Zofia Chojnacka, która została ewakuowana ze swojego domu w Koćmierzowie. - Pod wodą zginął cały dobytek: koń, krowy, świnie, kury. Jak woda opadnie, to nie mam po co sadzić nowych roślin. Katastrofa.

Wśród powodzian oprócz rozgoryczenia oraz strachu przed powrotem na miejsce katastrofy panuje zgodna opinia o braku koordynacji wszystkich służb ratowniczych.

- Odnoszę wrażenie, że nikt nie panuje nad tym, co się dzieje - mówi Mieczysław Chojnacki. - Zresztą, kiedy szła woda z Wisły to strażacy z OSP zamiast pomagać ratować ludzi oraz dobytek sami uciekali. Jak mogliśmy sobie dać radę z wodą, no jak?

Mieszkańcy Koćmierzowa i Wielowsi już nawet uknuli spiskową teorię, która miała polegać na tym, że wały specjalnie nie były w pełni zabezpieczane na tym odcinku tak, aby wyhamować falę kulminacyjną, która zagrażała Hucie Szkła w Sandomierzu.

- Nie chce mi się wierzyć w tak nieszczęśliwy zbieg okoliczności - dodaje pan Mieczysław. - Żal, że zostaliśmy potraktowani w taki sposób, a na ludzkim nieszczęściu politycy budują swoją popularność.
Nic tylko siąść i płakać.

O działalności służb kryzysowych i przygotowaniu na nadejście takiego kataklizmu negatywnie wypowiadają się także mieszkańcy gmin Gorzyce oraz Baranów Sandomierski.

ZROBILIŚMY, CO BYŁO W NASZEJ MOCY

Rządzący w miastach, miasteczkach oraz wsiach, które zostały najbardziej dotknięte powodzią zgodnie odpowiadają, że nikt nie mógł się spodziewać aż takich rozmiarów klęski.

- Niemożliwością jest przewidzenie tego, w jaki sposób zachowywać się będzie woda, która uderza z tak dużej wyrwy w wale - mówi Wiktor Stasiak, wiceprezydent Tarnobrzega. - W granicach naszego miasta jest prawie 20 kilometrów wałów wiślanych, które od 1997 roku były regularnie modernizowane i wzmacniane "betonowymi zastrzykami".

- Od 2001 roku za 17 milionów złotych umocniliśmy 7 kilometrów wałów przeciwpowodziowych. Widać efekty tej inwestycji, bo skutki powodzi w naszej gminie mogły być bez niej znacznie gorsze - dodaje Mirosław Pluta, burmistrz miasta i gminy Baranów Sandomierski.

- Po powodzi 2001 roku w gminie Gorzyce wiele zostało zrobione w sprawie poprawy bezpieczeństwa ludności - wyjaśnia Wacław Wróbel, starosta tarnobrzeski. - Szkoda, że wodny koszmar i tak powrócił na te tereny.

Przedstawiciele samorządów dodają także, że od 2001 roku we wszystkich gminach obowiązkowo wprowadzano w życie nowe standardy dotyczące działania służb mundurowych oraz obrony cywilnej w razie sytuacji kryzysowych.

- W gminie Baranów Sandomierski wszystko jest prawidłowo skoordynowane. Służby działają sprawnie, niosąc pomoc na zagrożone tereny. Osobiście nadzoruję prowadzone działania. Bez aktywnego wsparcia strażaków, wojska, harcerzy oraz samych mieszkańców trudno byłoby walczyć ze skutkami powodzi - wyjaśnia Mirosław Pluta.

- Każda z osób uczestniczących w akcji pomocy powodzianom jest na swoim miejscu i wie, co ma robić - opowiada Wiktor Stasiak. - Prawdziwym sprawdzianem naszych umiejętności organizacyjnych będzie sprawne usunięcie wszystkich skutków potopu. I dopiero wtedy przyjdzie czas na sądzenie, co zostało dobrze, a co źle wykonane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie