Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczyszczanie atmosfery

Rozmawiał Piotr SZPAK
Trener Jerzy Matlak stara się przekonać swoje podopieczne do tego, by pozostały w Mielcu.
Trener Jerzy Matlak stara się przekonać swoje podopieczne do tego, by pozostały w Mielcu. Marcin Radzimowski

Miniony tydzień miał być decydujący dla przyszłości pierwszoligowej drużyny siatkarek TeleNet Polska Autopart Mielec. Konkretne decyzje jednak nie zapadły, ale trener Jerzy Matlak jest coraz większym optymistą.

* Podjął pan już decyzję odnośnie swego pozostania w Mielcu? - zapytaliśmy szkoleniowca TeleNet Polska Autopart Mielec.

- Wszystko jest uzależnione od tego, czy siatkówka będzie nadal w Mielcu. Do końca maja wszystko powinno się wyjaśnić.

* Jak sprawy wyglądają na dzisiaj?

- Pojawia się coraz więcej optymistycznych przesłanek. Od początku w sprawę ratowania drużyny mocno zaangażował się wiceprezydent Mielca Bogdan Bieniek. Teraz w to wszystko aktywnie włączył się prezydent Janusz Chodorowski. Każdy dzień może teraz przynieść informacje, na które czekamy, a są to informacje dotyczące pozyskania sponsorów. Od wyników prowadzonych rozmów będzie zależało wszystko, także to, czy ja zostanę w Mielcu.

* A czy chce pan zostać?

- Gdybym nie chciał, to by mnie tu już nie było. Nie należę do ludzi, którzy gdziekolwiek pracowali tylko rok. Gdyby ktoś prześledził moją dotychczasową karierę, to zobaczyłby, iż ja w każdym klubie pracowałem po minimum pięć lat. Skoro przy tylu przeciwnościach zdołaliśmy wywalczyć brązowy medal, to jest sygnał, że teraz może być tylko lepiej, że teraz można stawiać przed sobą i drużyną wyższe cele. Nie bawią mnie też częste zmiany miejsca zamieszkania.

* Zaskakujące jest to, że pan uważany za trenera z "wysokiej półki" nie postawił wygórowanych żądań finansowych.

- Nie będę pracował za darmo, ale wiem doskonale, w jakiej sytuacji jest klub. Wiem, jak mocno pewni ludzie zaangażowali się w pozyskanie sponsorów, w to, by ratować drużynę.

* Jakie postawił pan warunki?

- Takie, by zawodniczki wiedziały za ile grają i muszą mieć gwarancję, że to, co będzie im obiecane muszą otrzymywać.

* Dość mocno zaangażował się pan w rozmowy działaczy klubu z zawodniczkami. Jak one do tego wszystkiego podchodzą?

- Te najważniejsze rozmowy są dopiero przed nami. Jeśli okaże się, że sprawy finansowe pójdą po naszej myśli, to wtedy będzie łatwiej je przekonać do gry w Mielcu. Ale zawodniczki muszą zobaczyć efekty działalności "na żywo", a nie tylko z opowieści.

* Podobno siatkarki z całego kraju garną się do gry w Mielcu?

- Garnąć się na pewno nie garną. Większość zna Mielec z przeszłości raczej niechlubnej. Zawodniczki, które tu grały i odeszły, nie zabrały z sobą najlepszej opinii. By odzyskać należne sobie pieniądze musiały oddawać sprawy są sądu. Dlatego mamy teraz na głowie komorników. To nie służy dobrej atmosferze. Trzeba to wszystko zmienić. I powoli nam się to udaje.

* Czuje pan na swoich barkach ciężar odpowiedzialności? Wiele osób uważa, że pana odejście w tym momencie oznaczałoby w praktyce koniec siatkówki w Mielcu.

- Nie spodziewałem się tego, że po dziewięciu miesiącach swojej obecności w Mielcu będę aż tak ważną osobą. To jest bardzo miłe, ale jakże zobowiązujące. Teraz ważne jest dla mnie oczyszczenie atmosfery wokół klubu, pozyskanie sponsorów, zbudowanie zespołu. Ktoś mi zaufał, bardzo na mnie liczy, więc nie mogę zawieść. Zresztą, jak już zaczynam robotę, to chcę ją wykonać dobrze, a skończyć jak najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie