Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał załatwić ligę!?

/PISZ/

Nie milkną echa okoliczności zdymisjonowania trenera koszykarzy tarnobrzeskiej Siarki Zbigniewa Mardonia. Zarząd klubu uznał umowę ze szkoleniowcem za nieważną, zabronił mu uczestnictwa w treningach, ten jednak przychodzi na zajęcia.

Mardoń został w ostatnich dniach starego roku odsunięty od prowadzenia drużyny. Nie dostał jednak formalnego wypowiedzenia warunków pracy zawartej w umowie, stawiał się na treningach deklarując swą gotowość do kontynuacji pracy. Zamierza - niczym Henryk Kasperczak w krakowskiej Wiśle - wypełniać swoją umowę.

Dlaczego trener nie dostał zwolnienia? Pytań jest wiele, o odpowiedź na nie poprosiliśmy członka zarządu Autonomicznej sekcji Koszykówki Klubu Sportowego Siarka Tarnobrzeg Janusza Kłosa. Osoba to najbardziej odpowiednia, znany i ceniony w mieście prawnik. Oświadczenie zarządu klubu rozpoczyna się od zdań: Autonomiczna Sekcja Koszykówki KS Siarka uchyliła się od skutków czynności prawnych, tj. od umowy z 25.05.2005 r. ze Zbigniewem Mardoniem, z powodu wprowadzenia klubu w błąd przez trenera. Skutkiem tego jest uznanie umowy za nieważną.

O co chodzi z tym wprowadzeniem klubu w błąd? - zapytaliśmy Janusza Kłosa.

- Po prostu trener Mardoń nie wywiązał się z ustaleń przy zawieraniu umowy, że "załatwi" zamianę w pierwszej lidze polegającą na tym, iż miejsce prowadzonej przez niego wcześniej Alby Chorzów zajmie Siarka Tarnobrzeg. Na czym to "załatwienie" miało polegać nie chcę mówić, wyjaśni to proces, do którego zapewne dojdzie. Owa deklaracja trenera Mardonia zakończyła się tym, że musieliśmy w Polskim Związku Koszykówki wykupić "dziką kartę" za 20 tysięcy złotych. Doszło nawet do tego, że dwa dni przed wyjazdowym meczem ze Zniczem Jarosław dostaliśmy ze związku pismo nakazujące nam natychmiastową wpłatę pieniędzy za "dziką kartę", bo w winnym przypadku mecze z naszym udziałem będą weryfikowane jako walkowery dla przeciwników. Jeszcze kilka dni wcześniej pan Mardoń mówił nam, byśmy byli spokojni. Wierzyliśmy, że jest to człowiek uczciwy, honorowy, nie rzucający słów na wiatr. Z przykrością stwierdziliśmy, że trener wprowadził nas w błąd, dlatego umowa nie może być ważna - twierdzi Kłos.

Poprosiliśmy trenera Mardonia, by ustosunkował się do tematu "załatwienia" przez niego zamiany miejsc Alby z Siarką w pierwszej lidze. - W Albie byłem człowiekiem od wszystkiego, więc moje odejście z tego klubu automatycznie wiązało się z tym, iż Alba nie zdoła grać w pierwszej lidze. Nie rozumiem, na czym miałoby polegać nasze dalsze załatwienie pierwszej ligi dla Siarki. Przecież to, że Siarka musi wykupić "dziką kartę" z PZKosz. na preferencyjnych warunkach wiadome było jeszcze w maju, przed podpisaniem ze mną umowy przez tarnobrzeski klub - mówi.

Działacze Siarki podpisali z Mardoniem umowę bardzo korzystną dla tego szkoleniowca. Zarabiał on pięć tysięcy złotych miesięcznie, zawarto klauzulę mówiącą o tym, że trenera obowiązuje trzymiesięczny okres wypowiedzenia i w przypadku przedwczesnego rozwiązania z nim umowy przez Siarkę odprawa w wysokości pięciu miesięcznych poborów. Już gołym okiem widać, że były to bardzo korzystne dla trenera zapisy.

- Oczywiście, że bardzo korzystne - przyznaje Janusz Kłos. - A dlaczego, to chyba nietrudno się domyślać. To miał być dla trenera pewien rodzaj gratyfikacji za załatwienie sprawy gry Siarki w pierwszej lidze - mówi otwarcie.

Prezes ASK KS Siarka Zbigniew Pyszniak też ma ciekawe spostrzeżenia na temat wcześniejszych ustaleń z trenerem.

- Dwóch zawodników, którzy teraz grają u nas miało przyjść za darmo, później okazało się, że za jednego musieliśmy zapłacić tysiąc, a za drugiego dwa i pół tysiąca złotych. Mógłbym powiedzieć więcej, ale po co? A to, że dwóch zawodników pojechało pierwszego listopada na groby rodziców i się spóźnili na trening, za co mieli zostać ukarani po 300 złotych, to jest w porządku? Szkoda gadać - macha ręką Pyszniak.

Trener Mardoń nowy rok przywitał na Śląsku, gdzie mieszka na stałe. - Otrzymałem telefon od prezesa Siarki informujący, iż zaległe pieniądze za pobory otrzymam w styczniu, nic nie było na temat wypłacenia mi odprawy. Otrzymałem też pismo, które moim zdaniem nie zwalnia mnie z uczestnictwa w treningach Siarki. W poniedziałek przyjeżdżam do Tarnobrzega i kieruję swe kroki do prawnika, póki co nie widzę powodów, dla których miałbym zaprzestać gotowości świadczenia swej pracy w roli szkoleniowca Siarki - dodał Zbigniew Mardoń.

Działacze Siarki uznali umowę z trenerem za nieważną. Trener natomiast zamierza dochodzić swych roszczeń w niej zawartych. Najprawdopodobniej obie strony spotkają się w sądzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie