Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nakryły trenera w... dyskotece

Arkadiusz KIELAR

- W Gorzowie podczas finałów pytano mnie, gdzie w ogóle leży Stalowa Wola. Gdy mówiłem, że niedaleko Rzeszowa, to moi rozmówcy kiwali głową ze zrozumieniem i stwierdzali, że to już prawie... Ukraina - śmieje się Artur Karlik, trener pierwszoligowych koszykarek Stali Stalowa Wola, które sięgnęły po historyczny sukces i po raz pierwszy w klubowej historii żeńskiej koszykówki wywalczyły medal mistrzostw Polski. Brąz w finałach juniorek starszych to efekt naprawdę ciężkiej pracy i wyrzeczeń...

"Stalówki" to wyjątkowy zespół. Najstarsze dziewczyny mają po 19 lat, większość jest o rok i dwa lata młodsze, a jednak wszystkie występują w rozgrywkach pierwszej ligi, z której już tylko o krok do ekstraklasy. Są jednak zupełnymi amatorkami, w klubie nie zarabiają ani złotówki, grają tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji. Był moment, że w klubie chciano z powodów finansowych wycofać drużynę z pierwszej ligi, ale zawodniczki, ich rodzice i trener Karlik potrafili przekonać zarząd, by tak się nie stało, wsparł ich sponsor Elektrownia Stalowa Wola. I opłaciło się, bo pierwsza liga i rywalizacja z mocnymi zespołami, w których grają bardziej doświadczone rywalki, dały wymierne efekty.

Nie tylko ściany

- My w pierwszej lidze nie nastawiamy się na wynik, bo te rozgrywki to przede wszystkim korzyści szkoleniowe dla młodych zawodniczek, które potem procentują w rozgrywkach młodzieżowych - mówi Artur Karlik. - W rozgrywkach juniorek starszych, czyli w rywalizacji dziewczyn z rocznika 1986, byliśmy najmłodszym zespołem, bo w Stali grają o rok i dwa młodsze koszykarki. A mimo to zdobyliśmy w finałach w Gorzowie brązowy medal, a niewiele brakło, by walczyć o złoto.

W decydującym pojedynku o awans do finału i walki o złoto "stalówki" przegrały tylko jednym punktem z gospodyniami, AZS Gorzów, 47:48. Ten mecz przeżyli mocno wszyscy, trener i zawodniczki, bo rywalkom pomagały nie tylko ściany, w decydujących momentach sprzyjali im też sędziowie...

- Szkoda, bo to my powinniśmy grać w finale z późniejszym złotym medalistą Olimpią Poznań - uważa Artur Karlik. - Ale w spotkaniu o trzecie miejsce odbiliśmy to sobie, pokonując bardzo wysoko 85:65, drużynę Lotosu Gdynia, z którą nawet nie mamy się co porównywać, jeżeli chodzi o warunki organizacyjno-finansowe. Inne zespołu miały kierowników, masażystę, a nawet kamerę video, by filmować mecze. My o tym możemy tylko pomarzyć, a jednak udowodniliśmy, że pieniądze to nie wszystko. Chociaż byliśmy jedynym zespołem z Polski południowo-wschodniej, a niektórzy nie potrafili znaleźć Stalowej Woli na mapie...

Chcą złota!

Koszykarki ze Stalowej Woli nie miały w Gorzowie lekko, bo po meczach musiały sobie same... prać stroje. Miały tylko dwa komplety, w kolorze białym i niebieskim, ale w czterech na pięć spotkań musiały grać w białych i nie było wyjścia...

- Dałyśmy radę - śmieje się 18-letnia Sabina Parus, kapitan zespołu. - Warto było ciężko trenować, by sięgnąć po taki sukces, brązowe medale. Razem trenujemy od 5-6 lat i jesteśmy w zespole prawdziwymi przyjaciółkami. Po sukcesie nie przewróciło nam się w głowach, na ulicy nas jeszcze nie poznają (śmiech). Ale nie brakowało gratulacji, na przykład od dyrektora mojej szkoły Społecznego Liceum Ogólnokształcącego. To miłe, a taki sukces dopinguje do dalszej pracy. Przed nami jeszcze mistrzostwa Polski juniorek i w nich też chcemy zdobyć medal. Jakiego koloru? Oczywiście złoto!

Koszykarska rodzina

Z dziewczynami na dobre i złe są też ich rodzice, którzy mocno przeżywają ich sukcesy i porażki. Na tyle, że skrzyknęli się i wyjechali ze Stalowej Woli w długą podróż do Gorzowa, specjalnie na mecz o trzecie miejsce.

- Pomogło nam to, że ktoś nas wspierał, chociaż nie spodziewałyśmy się przyjazdu rodziców, to była prawdziwa niespodzianka - przyznaje Sabina Parus.

Jak zdradza trener Karlik, po przegranym jednym punktem meczu o finał z Gorzowem w szatni była cisza...

- Bałem się, czy pozbieramy się do spotkania o brązowy medal z Gdynią. Ale przyjazd rodziców wszystko zmienił, dziewczyny miały już iskierki w oczach - śmieje się trener Karlik. - Ja zresztą też starałem się coś zrobić, po porażce wzięliśmy się wszyscy za ręce, powiedziałem im, że jesteśmy koszykarską rodziną, a ja ich ojcem, który musi być czasem dla nich surowy. Bo wiadomo, że ja często krzyczę na dziewczyny, ale po prostu reaguję na bieżąco na to, co się dzieje. Dlatego one wiedzą, że gdy milczę, to jest dobrze (śmiech). Podczas finałów w Gorzowie nawet nie ochrypłem, a to znaczy, że dziewczyny grały... rewelacyjnie!

- Nasz trener już taki po prostu jest - przyznaje Sabina Parus. - Czy mają jakieś przezwisko? Tak, mówimy do niego "trenerze" (śmiech).

Zaliczył "wpadkę"

Artur Karlik stara się być dla dziewczyn jak ojciec i pozwala im chodzić nawet na dyskoteki.

- Uważam, że to też jest forma ruchu, byleby wiadomo było, do której godziny i z kim - przyznaje szkoleniowiec. - Raz sam zaliczyłem niezłą "wpadkę", bo to dziewczyny nakryły mnie w dyskotece. I teraz wiedzą już, do której nie powinny chodzić (śmiech). Ja już pracuję 20 lat w żeńskiej koszykówce i wiem dobrze, jak postępować z zawodniczkami. Wiadomo, jak to jest z kobietami, ale one potem bardzo utożsamiają się z klubem, z zespołem. Dziewczyny, które już dawno opuściły Stalową Wolę, są nadal ze mną w kontakcie, pamiętają. To miłe...

Najbardziej "zakręcona"

Dziewczyny też potrafią też zrobić swojemu trenerowi ciekawe niespodzianki.

- Kiedyś na jednym z obozów przebrały się za panie, które pracują w myjni samochodowej i umyły mi samochód, śpiewając przy tym "Mydełko Fa" - śmieje się trener Karlik. - Nie brak im poczucia humoru. Chciałbym chyba tylko o nich więcej wiedzieć, bo czasem człowiek coś "chlapnie", z czego nie zdaję sobie czasem sprawy. Wiadomo, że w każdej grupie są większe i mniejsze sympatie, są różne charaktery. Na przykład taka Wiktoria Niemiec jest najbardziej zakręcona, ciągle nie wie, gdzie co ma, ciągle coś gubi. Ale trzymamy się razem, no i mamy wreszcie medal. Bo wcześniej najwyżej to były piąte miejsca, ale ja powiedziałem dziewczynom, że ma już dość tych piątych miejsc. I na szczęście posłuchały się...

Brązowe medalistki mistrzostw Polski

Beata Bąk, Marta Borówka, Barbara Czenczek, Agata Czopor, Marta Gajewska, Marta Gołąbek, Magda Kaczmarska, Wiktoria Niemiec, Sabina Parus, Urszula Rosochacka, Anna Rutkowska, Katarzyna Wydra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie