Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rączka znów na stadionie

Piotr Szpak
Sylwester Rączka (drugi z lewej) po 14 latach znów zagrał na tarnobrzeskim stadionie.
Sylwester Rączka (drugi z lewej) po 14 latach znów zagrał na tarnobrzeskim stadionie. M. Radzimowski
Sylwester Rączka po 14 latach zagrał na boisku tarnobrzeskiej Siarki.

Kibice tarnobrzeskiej Siarki, którzy pamiętali biegającego po boisku Sylwestra Rączkę, przecierali oczy ze zdumienia, kiedy podczas meczu z okazji jubileuszu 50-lecia tarnobrzeskiego klubu zobaczyli tego samego, ale jakby innego Sylwka. Na mecz przyleciał on aż ze Stanów Zjednoczonych. Jego sylwetka mocno się zmieniła.

Piotr Szpak: * Czym dla pana był mecz w Tarnobrzegu?
Sylwester Rączka: - Już samo zaproszenie mnie na to spotkanie było dla mnie dużym wyróżnieniem. To była wspaniała przygoda spotkać kolegów po kilkunastu latach, to wzruszające chwile. Wszyscy się zmieniliśmy, jedni mniej, inni więcej. Niby ci sami ludzie, a jednak inni.

* Mieszka pan bardzo daleko od Tarnobrzega.
- Tak, bardzo daleko, bo od czternastu lat jestem mieszkańcem Nowego Jorku. Tam się "zahaczyłem" i już tam zostałem. Zajmuję się handlem.

* Z piłką nożną jest pan w jakiś sposób związany?
- Już raczej nie. Jeżdżę na mecze z udziałem znanych europejskich drużyn. Prawie co roku do Stanów Zjednoczonych przylatują takie zespoły, jak Milan, Barcelona czy Real Madryt. Jak tylko mogę wybieram się na spotkania z udziałem tych drużyn, czynnie już jednak nie jestem związany z futbolem. Piłkę natomiast zaczyna powoli kopać mój syn Adam, który zdradza pewien talent.

* Pana dobrze zapowiadającą się karierę zatrzymała groźna kontuzja, bodajże w wyjazdowym spotkaniu z Olimpią Elbląg.
- Dokładnie tak było. To był mecz w końcówce sezonu, chyba w dwudziestej czwartej kolejce. Poprzednie grałem wszystkie od pierwszej do ostatniej minuty. W tej całej sytuacji związanej z moją kontuzją najsmutniejsze było to, że razem z drużyną awansowałem do pierwszej ligi, a później musiałem na to wszystko patrzeć z wysokości trybun. W pierwszej lidze zagrałem tylko trzy ostatnie spotkania, na które "wskoczyłem" do składu po wyleczeniu kontuzji.

Sylwester Rączka

Sylwester Rączka

Ma 45 lat, od 14 lat mieszka w USA, prowadzi firmę handlową. Żonaty, żona Monika (tarnobrzeżanka), pracownica banku w Nowym Jorku. Dzieci: Adam (16 lat), Filip (6 lat). Zainteresowania: sport, muzyka, samochody.

* Śledzi pan wyniki tarnobrzeskiej Siarki?
- Oczywiście, przez Internet i to bardzo szczegółowo. Szkoda, że ta drużyna gra tylko w czwartej lidze. Smutne jest też to, co zobaczyłem tu na własne oczy. Chodzi mi o stadion Siarki, nie tak to wszystko powinno tu wyglądać.

* Grał pan w swojej karierze tylko w jednym klubie.
- Tak, tylko w Siarce. Moim trenerem, któremu zawdzięczam wszystko to, co w piłce osiągnąłem, był pan Szymon Kozłowski. Wspaniały człowiek, wspaniały trener.

* A jak pan wspomina nieżyjącego już trenera Siarki Janusza Gałka?
- Bardzo dobrze. Nie zgadzam się, że był on kontrowersyjny. Miał wymagania, czasami był ostry, ale wiedział do czego dąży i co chce osiągnąć. To nam wpoił i dzięki temu zaistnieliśmy w piłce.

* W USA mieszka więcej byłych "siarkowców", przyjaźnicie się?
- Każdy jest zajęty pracą na utrzymanie rodziny. Z Markiem Pawlakiem kontakt urwał mi się trzy lata temu, jak wyprowadził się do Chicago. Wcześniej często do siebie dzwoniliśmy. Z Herbertem Borucem widziałem się kilka lat temu. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze odezwą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie